Byle głupiec może powiedzieć prawdę, ale trzeba nie lada umiejętności by dobrze skłamać - to powiedzenie przypomina się, gdy słychać twierdzenia organizatorów i warszawskiego ratusza ws. frekwencji na błękitnym marszu opozycji. Padają liczby 200, 240 a nawet 250 tys. osób. Tyle, że przeczy to matematyce.
Demonstracja rozpoczęła się na Placu Rozdrożu, plac ten ma ok. 1 ha czyli 10.000 m2. W przypadku gdy demonstracja stoi, na wiecu, na 1 m2 mieszczą się 2 osoby. Zatem na 1 ha - 20 tys. osób. Policja szacowała na 30 tys., prawdopodobnie wliczyła także osoby z jakichś pobocznych ulic. Demonstracja zakończyła się na Placu Piłsudskiego. Na tym placu miał odbyć się koncert zorganizowany przez władze miasta (za 800 tys. zł), wydarzenie niby nie mające związku z demonstracją. Plac ten szeroko ujmując czyli z trawnikami, z grobem nieznanego żołnierza (bez Parku Saskiego), ulicami ma ok. 5 ha czyli może pomieścić do 100 tys. osób. Plac jak dało się zauważyć chociażby ze zdjęć zamieszczonych na portalach internetowych nie był pełny, była na niej estrada, a zatem demonstrantów i uczestników koncertu (których wsadzono do jednego worka) było znacznie mniej (policja oszacowała na 45 tys.). Ponadto jak wynika z informacji medialnych w trakcie przemarszu, manifestacja ciągnęła się na ok. 2,5 km. Otóż gdy ludzie się przemieszczają, trzeba liczyć co najmniej 1 m2 na osobę. Zatem przy 2,5 km i szerokości 15-20 m drogi (czyli po kilkanaście osób) otrzymamy także co najwyżej kilkadziesiąt tysięcy osób.
Zatem skąd pojawili się dodatkowi 200 tys. osób, skoro matematycznie na zajmowanych powierzchniach tak duża liczba osób jest nieprawdopodobna?
PS: odpowiedź dał internet
PS: odpowiedź dał internet
Z Twiittera:
100 tys. wg PO
120 tys. wg .N
30 tys. wg policji
100+120+30=250 tys. wg KOD
Wszystko się zgadza :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz