31 stycznia 2018

POLSCY PARTYZANCI POWIESZENI PRZEZ ŻYDOWSKĄ POLICJĘ W 1942 R.


Odmówili potwierdzenia warunków statusu działacza, mimo że SBek który wytwarzał dokumenty potwierdził że nie było współpracy

31 stycznia wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie. Przed godziną 10.00 przed salą H tłum ludzi, osób z całej Polski. Przyjechali by wesprzeć Krystynę Sobierajską przed sądem, której Instytut Pamięci Narodowej odmówił potwierdzenia warunków statusu działacza opozycji antykomunistycznej. A wśród obecnych znani działacze z lat 80-tych Gwiazdowie, Alina Cybula Borowińska, itd. Sprawa bulwersuje i stąd obecność także TVP z Janem Pospieszalskim ("Warto Rozmawiać").

Dlaczego odmówiono statusu znanej działaczce Solidarności Oświatowej z lat 1980-tych? Bo funkcjonariusz SB sporządził kilka notatek z okresu 11/1980-02//1981, w którym napisał że ww. przekazywała informacje. Jak się okazało z przebiegu rozprawy, były to m.in. informacje publicznie dostępne, które Solidarność przekazywała w ramach komunikatów. Co więcej funkcjonariusz SB, który napisał te notatki już w bieżących latach w postępowaniu karnym w IPN jednoznacznie zeznał, że Krystyna odmówiła współpracy, ale te dokumenty nie znalazły się w aktach postępowania ws. potwierdzenia warunków statusu działacza. Jak wskazał pełnomocnik skarżącej decyzja IPN opierała się na wadliwej wykładni albowiem nie spełniła 3 kryteria dla odmowy tj. że dokumenty musiały powstać przy współudziale, w charakterze pomocnika, informatora i przy operacyjnym zdobywaniu informacji. 

Krystyna Sobierajska była prześladowana i represjonowana aż do 1989 roku, i ten fakt dokumentował sam IPN w publikowanej przez siebie Encyklopedii Solidarności.

Daniel Alain Korona ze Stowarzyszenia Walczących o Niepodległość 1956-89, który uczestniczył w postępowaniu jako podmiot społeczny, wskazał na absurdalność literalnej wykładni art.4 pkt.2 ustawy o działaczach opozycji antykomunistycznej i na konieczność stosowania wykładni funkcjonalnej (celowościowej). Równocześnie podniósł błędy formalne postępowania - brak protokołu z kopii elektronicznej dokumentów, zawierających informację że są to kopie za zgodność z oryginałem, brak zawiadomienia o możliwości wypowiedzenia się w sprawie zebranego materiału dowodowego w II instancji, brak dochowania warunku bezstronności (skoro decyzję w II instancji wydał podwładny prezesa IPN, który podpisał decyzję w I instancji). Jednak kluczowe w sprawie okazuje się brak metryki akt postępowania, które zgodnie z kpa stanowi część akt sprawy i która wskazuje wszystkie osoby, które podejmowały czynności wraz z odsyłaniem dokumentów. 

Sąd próbował się dowiedzieć jakimi kryteriami IPN się kieruje przy ocenie informacji uzyskanych przez SB rzekomo pochodzących od osoby oraz czy postępowanie przed sądem w trybie autolustracji umożliwi oczyszczenie się z zarzutów w świetle negatywnej decyzji IPN. Okazało się, że nie ma takiej możliwości, wszak sąd administracyjny w jednym z orzeczeń w czerwcu ubr. uznał że orzeczenie lustracyjne ma się nijak do postępowań ws. ustawy o działaczach, a zatem w obiegu prawnym decyzja obrzucająca błotem współpracy wciąż będzie funkcjonować. Innymi słowy jeden sąd - niekompetentny w sprawie merytorycznej, drugi niekompetentny ze względu na właściwość, a IPN nie ocenia dokumentów stanowiących podstawę odmowy. Świat absurdu.

Rozprawa przeciągnęła się i stąd ogłoszenie wyroku nastąpi 14 lutego o godz. 15.30 w sali G.

34 Polaków spalonych żywcem za pomoc żydom - 6.12.1942 r. w Ciepelowie


30 stycznia 2018

Za sprawą senatorów PIS, publiczne radio i telewizja nie otrzymają subwencji wyrównawczej

Publiczne Radio i Telewizja nie otrzymają z budżetu subwencji wyrównawczej z tytułu osób ustawowo zwolnionych z abonamentu. A chodziło o niemałe pieniądze bo o blisko 900 mln zł rocznie. A wszystko to za sprawą senatorów PIS z senackiej komisji praw człowieka, praworządności i petycji. 

Stowarzyszenie Interesu Społecznego WIECZYSTE zgłosiło do Senackiej Komisji Praw Człowieka, Praworządności i Petycji - petycję (P9-32/17) zawierający projekt ustawy, zgodnie z którym z jednej strony zwolnienie opłat abonamentowych obejmowałby osoby świadczące pracę w nielegalnych organizacjach i nie wykonujący pracy na skutek represji politycznych w rozumieniu przepisów do 1989 roku, a z drugiej media publiczne otrzymywałyby za pośrednictwem KRRiT miesięczną subwencją wyrównawczą w wysokości 75 mln złotych dla mediów publicznych z tytułu utraconych wpływów z abonamentu na skutek zwolnień ustawowych (określonych w art.4 ust.1 ustawy abonamentowej), czyli łącznie w skali roku 900 mln zł.

Uwzględnienie propozycji Stowarzyszenia stworzyłoby podstawę do trwałego finansowania telewizji i radia publicznego, a rozszerzając kategorię uprawnionych z czasem można by praktycznie wyeliminować opłaty abonamentowe, pozostawiając finansowanie z budżetu. I oto w tej propozycji faktycznie chodziło, zwolnienie osób świadczących pracę w nielegalnych organizacjach lub nie wykonujących pracy na skutek represji politycznych w rozumieniu przepisów do 1989 r. było niejako dodatkiem w tej ustawie (a nie odwrotnie).

Jednakże senatorowie nie zrozumieli całego zamysłu, a Urząd ds Kombatantów i Osób Represjonowanych wystąpił przeciw zwolnieniu osób, które działały w nielegalnych organizacjach do 1989 roku uzasadniając tym, że projekt pomija znacznie liczniejszą grupę działaczy opozycji antykomunistycznych i osób represjonowanych z powodów politycznych (oczywiście nic nie stało na przeszkodzie by rozszerzyć kategorię uprawnionych).

Komisja Senacka odrzuciła petycję, a tym samym i załączony projekt ustawy.

Zawiadomienia o nadaniu numerów identyfikacyjnych RTV z lat 2007-2008 bezskuteczne?

Zawiadomienia o nadaniu numerów identyfikacyjnych RTV w latach 2007-2008 były bezskuteczne - informuje Stowarzyszenie Interesu Społecznego WIECZYSTE.

Otóż zgodnie z rozporządzeniem ministra transportu z dnia 25 września 2007 r. w sprawie warunków i trybu rejestracji odbiorników radiofonicznych i telewizyjnych. Dotychczasowe dowody zarejestrowania odbiorników w formie imiennej książeczki opłaty abonamentowej za używanie odbiorników stanowią dowód zarejestrowania odbiorników nie dłużej niż przez okres dwunastu miesięcy od dnia wejścia w życie rozporządzenia (§ 5.1).  Operator publiczny w terminie dwunastu miesięcy od dnia wejścia w życie rozporządzenia z urzędu nadaje posiadaczom imiennych książeczek, o których mowa w ust. 1, indywidualny numer identyfikacyjny. O nadaniu numeru operator publiczny powiadamia użytkownika, przesyłając zawiadomienie określone w załączniku nr 2 do rozporządzenia (§ 5.2).

W sporach dot. zaległości abonamentowych do tej pory podnoszono fakt braku dowodu skutecznego powiadomienia w postaci zwrotnego potwierdzenia odbioru (zawiadomienia wysyłano zwykłymi listami). Sądy administracyjne przyjęły że "dla skuteczności nadania numeru identyfikacyjnego nie jest konieczne legitymowanie się przez operatora zwrotnym potwierdzeniem odbioru takiego powiadomienia. Prawodawca nakazał bowiem operatorowi przesłanie, a nie doręczenie stronie powiadomienia."  (np. wyrok Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Gliwicach z dnia 15 października 2014 r., sygn. akt I SA/GI 518/14)

Jednakże sądy administracyjne nie zwróciły uwagi na inny ważny aspekt sprawy. Otóż wysłane zawiadomienia nie spełniały wymogów rozporządzenia. Zgodnie z załącznikiem nr 2 powinno zawierać imię i nazwisko abonenta, adres, informację o nowym numerze, datę i podpis uprawnionego pracownika operatora publicznego. Brakuje tego ostatniego. Jak to możliwe?

Otóż zawiadomienia o nadaniu numeru identyfikacyjnego zawierają odtworzony mechanicznie podpis pani Iwony Figiel, upoważnionej w dniu 13 grudnia 2007 r. przez Dyrektora COF do podpisywania takich zawiadomień i osoba ta działała w ramach posiadanego upoważnienia obejmującego jej podpis, choć odtworzony mechanicznie. Innymi słowy, nie ma na zawiadomieniach własnoręcznego podpisu tylko faksymile, a to oznacza że nie spełniony jest wymóg ustawowy podpisu

Jak stwierdza bowiem Sąd Najwyższy w postanowieniu z dnia 10 kwietnia 2008 roku Sygn. akt IV CZ 23/08 Podpis mechaniczny (faksymile) może zastąpić podpis na dokumencie tylko wtedy, gdy przepis szczególny tak stanowi. W innych wypadkach faksymile nie może być uważane za spełniające wymaganie złożenia podpisu. W uchwale składu siedmiu sędziów z dnia 30 grudnia 1993 r., III CZP 146/1993 (OSNC 1994, nr 5, poz. 94) Sąd Najwyższy podkreślił, że podpisem jest wyłącznie znak napisany. Takie rozumienie interpretowanego pojęcia odpowiada wynikowi analizy semantycznej słowa „podpis”, w którym akcent trzeba położyć na określonej w nim czynności - pisać...Wobec warunku własnoręczności, o którym mowa w art. 78 k.c., nie jest również podpisem, a jedynie jego kopią, faksymile, który może być odciśnięty na dokumencie przez inną osobę... Immanentną cechą podpisu bowiem jest własnoręczność. Cecha ta umożliwia funkcję identyfikacyjną, gdyż tylko własnoręczny podpis, który zawiera w sobie osobiste cechy charakteru pisma podpisującego (ukształtowanie liter, ich łączenie itp.), pozwala na stwierdzenie - za pomocą graficznej ekspertyzy pisma - że jest on autentyczny (zob. także uchwałę Sądu Najwyższego z dnia 2 października 2002 r., III PZP 17/2002, OSNP 2003, nr 20, poz. 481). W wyroku z dnia 23 lipca 1998 r., III CKN 482/1998 (niepubl.) Sąd Najwyższy podkreślił, że kasacja musi być opatrzona własnoręcznym podpisem podmiotu uprawnionego do jej wniesienia, co oznacza, że wymagany podpis nie może zostać zastąpiony żadnym podpisem mechanicznym, np. faksymilą bądź kserograficzną odbitką własnoręcznego podpisu (zob. także postanowienie Sądu Najwyższego z dnia 24 stycznia 2005 r., III UZ 20/2004, OSNP 2005, nr 16, poz. 258). W wyroku z dnia 12 kwietnia 2000 r., II SA/Gd 1089/1998 (niepubl.) Naczelny Sąd Administracyjny uznał, że w art. 107 § 1 k.p.a. ustawodawca mówi o podpisie, przez co należy rozumieć podpis własnoręczny, gdyż w innych przypadkach, jeżeli ustawodawca dopuszcza stosowanie innego niż własnoręczne odtworzenie podpisu, to daje temu wyraz w treści przepisu (np. art. 92110 § 2 k.c. lub art. 339 § 2 k.h.). 

Tymczasem żaden przepis rozporządzenia Ministra Transportu  z dnia 25 września 2007 r. nie daje upoważnienia do stosowania przepisu mechanicznego zamiast własnoręcznego. A to oznacza, że nie było skutecznego powiadomienia abonentów o nowym numerze identyfikacyjnym.

29 stycznia 2018

W latach 2008-2012 ujawniał patologie w Elewarrze, dziś spółka żąda zwrotu pieniędzy za okres gdy był członkiem rady nadzorczej?

Daniel Alain Korona został zawezwany do próby ugodowej przez Elewarr sp. z o.o. na ponad 3,5 tys. złotych z tytułu rzekomo nienależnego wynagrodzenia za okres maj - lipiec 2007 r., kiedy to pełnił funkcję w radzie nadzorczej spółki. 

W ocenie obecnego zarządu spółki Elewarr, spółka była podmiotem objętym tzw. ustawą kominową, zgodnie z którą maksymalne wynagrodzenie członka rady nadzorczej wynosiło jedno średnie wynagrodzenie przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia w sektorze przedsiębiorstw bez wypłat nagród z zysku, w IV kwartale roku poprzedniego, ogłoszonego przez Prezesa Głównego Urzędu Statystycznego czyli 2821 złotych. Tymczasem Daniel otrzymywał zgodnie z ówcześnie obowiązującymi przepisami - jako przewodniczący rady nadzorczej, wynagrodzenie wynoszące 1,3 przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia w sektorze przedsiębiorstw z poprzedniego kwartału.

Ale sprawa ma drugie dno. Abstrahując, że sprawa dotyczy kwestii sprzed 10 lat (czyżby nie obowiązywało już 3-letni okres przedawnienia za świadczenia okresowe?), otóż w owym czasie tj. za rządów PIS przyjmowano, że Elewarr jest spółką własność Agencji Rynku Rolnego i nie podlegającą ustawie kominowej. Przyjmowano rozwiązania korespondujące, ale też nie w całości. 

Po objęcie rządów przez PO-PSL, początkowo nie przejmowano się standardami przyzwoitości i kierownictwo Elewarru wypłacało sobie wysokie wynagrodzenia, co zakwestionowała w 2011 roku Najwyższa Izba Kontroli, która uznała że spółka podlegała ustawie kominowej. Sprawa wynagrodzeń była przedmiotem orzeczenia sądowego, który 28 września 2012 r. uznał, że Elewarr jest spółką prawa handlowego i nie obowiązuje jej ustawa kominowaPo wybuchu tzw. afery Elewarr w 2012 roku (prywatnych wyjazdów zagranicznych na koszt spółki), zmieniono m.in. zasady wynagrodzeń w spółce (w drodze zalecenia).

Zawezwanie do próby ugodowej podpisał aktualny prezes zarządu Bogdan Drechna, który w 2007 r. był wiceprezesem Zarządu. Jak wynika z dokumentów opłatę sądową w imieniu Elewarru przekazała Jadwiga Szymońska, prokurent spółki, która w 2007 r. i w latach kolejnych była główną księgową spółki. Pod dokumentami finansowymi z tamtych okresów, w tym wypłaty wynagrodzeń dla członków rad nadzorczych figuruje podpis Jadwigi Szymońskiej. Nie wiedzieli co akceptowali?

Pikanterii całej sprawie dodaje fakt, iż Daniel Alain Korona w latach 2008-2012 występował do władz państwowych w sprawach nieprawidłowości w spółce, a które nie byłyby możliwe bez udziału głównego księgowego. W piśmie do ARR zarzucał brak konsekwencji służbowych wobec tej ostatniej.
http://serwis21.blogspot.com/2012/11/prezes-arr-nie-widzi-problemow-w.html

Po zmianie z 2015 r Daniela nie dopuszczono do postępowania na prezesa spółki rzekomo z powodów formalnych. Resort rolnictwa zaś odmówił uwzględnienia petycji Stowarzyszenia Interesu Społecznego WIECZYSTE, któremu przewodniczy Daniel, ws. utworzenia całkiem nowej spółki na bazie Elewarru i Zamojskich Zakładów Zbożowych.

Czy mamy zatem do czynienia z nadgorliwością zarządu, czy też za całą sprawą kryją się inne przesłanki?

Czy tak trudno przyjąć, że sami mamy kształtować nasze ustawodawstwo?

Przyjęcie przez Sejm RP ustawy penalizującej używanie zwrotu „polskie obozy zagłady” (http://serwis21.blogspot.com/2018/01/kara-grzywny-lub-wiezienia-za-polskie.html) stało się przedmiotem sporu polsko-izraleskiego. Podczas obchodów wyzwolenia niemieckiego nazistowskiego obozu zagłady Auschwitz-Birkenau ambasador Izraela Anna Azari powiedziała: „Rząd Izraela odrzuca tę nowelizację. Mamy nadzieje, że możemy znaleźć wspólną drogę, by zrobić zmiany w tej nowelizacji”, a premier Izraela Benjamin Natanjahu oświadczył: „Polskie prawo to absurd i jestem mu przeciwny. Nie możemy zmienić historii i Holocaustowi nie można zaprzeczać. Poleciłem ambasador Izraela w Polsce, by spotkała się z polskim premierem i przekazała mu moje stanowisko”. Także izraelskie media zaczęły krytykować Polskę.

Nie powinno to wcale dziwić, wszak jeżeli uda wywołać się kompleks winy u Polakach za holokaust, to można będzie żądać niemałych odszkodowań, a ta ustawa idzie w poprzek tego planu.

Co zadziwia w tej sprawie to reakcja polskich elit. Czynniki rządzące (Kancelaria prezydenta, Marszałek Senatu) od razu wyszły na przeciw stronie izraelskiej w sprawie spotkań z panią ambasador, a premier Morawiecki rozmawiał telefonicznie z premierem Izraela - Natanjahu. Czy nie wystarczyłaby jedna nota wyjaśniająca, co najwyżej jedno spotkanie. Wszystko to sprawia wrażenie tłumaczenia się przez władzami izraelskimi, a nie zwykłego poinformowania o treści przyjętej ustawy. Dobrze, że kierownictwo PIS zapowiada, że nie ulegnie ona zmianie, choć można mieć wątpliwości w świetle prezentowanych reakcji czy słowa dotrzyma.

Jeszcze bardziej zadziwia (a może nie) reakcja przedstawicieli z PO i Nowoczesnej, którzy właściwie krytykują rząd, że niewystarczająco skonsultował ustawę ... z władzami izraelskimi. Ale może warto przypomnieć, że to Nowoczesna w październiku 2016 r. zgłaszała wniosek o odrzucenie projektu ustawy w pierwszym czytaniu, a w ostatecznym głosowaniu posłowie PO i Nowoczesnej ustawy tej - nie poparli.

Jestem zdumiony - stwierdza dr Daniel Alain Korona prezes Stowarzyszenia Interesu Społecznego WIECZYSTE/Stowarzyszenia Walczących o Niepodległość 1956-89 - Słyszę że ustawa była konsultowana z władzami izraelskimi (Patryk Jaki), polskie władze spieszą się z tłumaczeniem się w związku z przyjęciem w Sejmie ustawy, a opozycja totalna krzyczy że za mało konsultowaliśmy ustawę z władzami Izraelskimi. Czy naprawdę tak trudno przyjąć, postawę suwerenną, że sami mamy kształtować nasze ustawodawstwo i nie musimy obcego państwa, obcej instytucji pytać o zgodę czy zdanie w tej sprawie.

28 stycznia 2018

Jednostronne notatki SBeka wystarczą by odmówić statusu działacza opozycji antykomunistycznej.

Instytut Pamięci Narodowej odmówił Krystynie Sobierajskiej - znanej działaczce Solidarności Oświatowej z lat 80-tych i represjonowanej przez władze PRL - potwierdzenia warunków o których mowa w art.4 pkt.2 ustawy o działaczach opozycji antykomunistycznej. Przypomnijmy Status działacza otrzymuje osoba cyt. "co do której w archiwum Instytutu Pamięci Narodowej – Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu nie zachowały się dokumenty wytworzone przez nią lub przy jej udziale, w ramach czynności wykonywanych przez nią w charakterze tajnego informatora lub pomocnika przy operacyjnym zdobywaniu informacji przez organy bezpieczeństwa państwa". Zapis ten budzi poważne prawne wątpliwości, skoro nie ma w nim wymogu prawdziwości dokumentu ani jego treści. 

Podstawą do odmowy była rejestracja jako Kontakt Operacyjny w listopadzie 1980 r. oraz jednostronne notatki służbowe funkcjonariusza SB Ryszarda Bebela z rzekomych rozmów od października 1980 do lutego 1981 r. W sprawie jednak jest wiele niezgodności, notatki przywołują informacje, które de facto były publiczne. Co więcej sam IPN przyznał w odrębnym piśmie iż ww. była działaczem opozycji antykomunistycznej.

Decyzja IPN wywołała sprzeciw zainteresowanej oraz Stowarzyszenia Walczących o Niepodległość 1956-89.

31 stycznia casusem Krystyny zajmie się Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie. Nie odniesie się on jednak do kwestii współpracy, a jedynie zajmie się sprawą pod kątem formalno-prawnym. Otóż jak stwierdza dr Daniel Alain Korona ze Stowarzyszenia Walczących o Niepodległość 1956-89, który badał akta postępowania administracyjnego przekazanego do sądu - Nie badaliśmy samej kwestii współpracy. Nasz sprzeciw budzi jednak sposób prowadzenia postępowań przez Instytut Pamięci Narodowej. W aktach przemieszane są dokumenty z postępowania ws. Krzyża Wolności i Solidarności oraz ws. działacza opozycji antykomunistycznej, brakuje protokołu ze sporządzania kopii elektronicznej dokumentów potwierdzającej zgodność tych dokumentów z oryginałami, brakuje zawiadomienia o możliwości wypowiedzenia się ws. zebranego materiału dowodowego w II instancji, brakuje także metryki akt postępowania, dzięki czemu wiadomo jakie czynności wykonywana w ramach postępowania i jakie dokumenty się w aktach znajdują. Akta były tak niechlujnie prowadzone, że trudno rozeznać się co jest, a czego nie ma. Ponadto decyzję w I instancji podpisał sam prezes, a w II instancji tj. o ponowne rozpatrzenie sprawy - jego podwładny tj. zastępca prezesa. Zachodzi sytuacja braku bezstronności urzędnika w postępowaniu II-instancyjnym. Tak się nie prowadzi żadnego postępowania administracyjnego.

Sąd rozstrzygnie.

ZAPRASZAMY
31/01/2017 (ŚRODA) GODZ.10.00 
WSA W WARSZAWIE, UL. JASNA 2/4, SALA H
(SYGN. AKT IV SA/Wa 2509/17)


27 stycznia 2018

Kara grzywny lub więzienia za “polskie obozy koncentracyjne”! – Nowelizacja ustawy o IPN

26 stycznia Sejm przyjął nowelizację ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej, zgodnie z którą za używanie sformułowania „polskie obozy koncentracyjne” i podobnych będzie groziła kara grzywny lub trzech lat więzienia. W myśl nowelizacji, także organizacje pozarządowe będą mogły występować w obronie dobrego imienia w sprawach cywilnych przeciwko mediom i osobom posługującym się tego typu sformułowaniami. Posłowie przegłosowali także zapisy o zakazie negowania zbrodni popełnianych przez ukraińskich nacjonalistów.

„Każdy kto publicznie i wbrew faktom przypisuje polskiemu narodowi lub państwu polskiemu odpowiedzialność lub współodpowiedzialność za zbrodnie popełnione przez III Rzeszę Niemiecką lub inne zbrodnie przeciwko ludzkości, pokojowi i zbrodnie wojenne - będzie podlegał karze grzywny lub pozbawienia wolności do lat trzech”. Te same kary grozić będą osobom, które dopuszczą się „rażącego pomniejszania odpowiedzialności rzeczywistych sprawców tych zbrodni”. Wyjątkiem od tych przepisów jest tutaj postępowanie „w ramach działalności artystycznej lub naukowej”.

Przepisy mają być stosowane zarówno do Polaków jak i cudzoziemców. Śledztwo z urzędu wszczynał będzie prokurator IPN.

Organizacje społeczne, które mają w statucie zapis o ochronie dobrego imienia Polski, uzyskają też prawo do występowania przed sądami w procesach cywilnych przeciwko oszczercom. Dotychczas musiał być bezpośredni świadek, czyli np. żołnierz Armii Krajowej lub były więzień obozu koncentracyjnego. 

W ustawie znalazły się także zapisy, które mają umożliwić wszczynanie postępowań karnych za zaprzeczanie zbrodniom ukraińskich nacjonalistów. 

Ustawa trafi teraz do senatu.

(Reduta Dobrego Imienia)

Odszkodowania dla neonazistów za obchody urodzin Hitlera - wcale nie wykluczone?

Kilka osób w okolicach Wodzisława Śląskiego postanowiło sobie w maju ubr. zrobić w lesie prywatną imprezę z okazji 128 urodzin zbrodniarza Adolfa Hitlera. Przebierali się w mundury niemieckie, podpalili swastykę, było hajlowanie, melodie uznane za nazistowskie i jakiś tort itp. Przygotowania i sama impreza bardziej przypominały groteskę, wygłup, choć uczestnicy tegoż zdarzenia traktowali to prawdopodobnie wszystko poważnie.

TVN24 pokazało w ubiegłym tygodniu filmik (dziwnym trafem kilka dni wcześniej minister Ławrow mówił o odradzającym się faszyzmie w krajach europejskich i łączył to z usuwaniem pomników armii sowieckiej) i rozpętała się burza, histeria w mediach, ze strony opozycji i rządzących. Nieznane praktycznie Stowarzyszenie Duma i Nowoczesność urosło do miana zagrożenia dla narodu, państwa, a uczestników spotkania okrzyknięto kryminalistami.

Z marginalnego prywatnego spotkania zrobiono aferę o randze państwowej, minister występuje o delegalizację stowarzyszenia, jego członków zatrzymuje się a w parlamencie odbywa się kilkugodzinna debata, na której rząd i opozycja przerzuca się kto jest odpowiedzialny za neonazism w Polsce (zjawiska marginalnego), a w mediach zachodnich kreuje się wizerunek Polski jako kraju quasi-nazistowskiego (choć to w Niemczech, Szwecji, i innych atakowane są i palone synagogi, a nie w Polsce).

W mediach, publicyści, politycy żądają ukarania sprawców zdarzenia, i jak często bywa - wykazują się całkowitym brakiem znajomości obowiązującego prawa. Otóż zgodnie z art.256 KK zabronione jest publiczne propagowanie faszyzmu lub innych ustrojów totalitarnych. Kluczowe jest słowo publiczne. Spotkania faszystowskie, neonazistowskie o charakterze prywatnym nie spełniają znamiona czynu zabronionego. Organizatorzy i uczestnicy spotkania przecież nie ogłaszali go publicznie, nie zwoływali się na facebook'u, uczynili nic co można by nazwać publicznym propagowaniem (takim działaniem można nazwać natomiast filmik TVN24, ale przecież organizatorzy nie dali zgody na nagranie i rozpowszechnianie).

Jednakże doszło do zatrzymań i oskarżenia uczestników tejże imprezy o przestępstwo z art.256 KK. I tu dochodzimy do absurdu, albowiem skoro nie ma przesłanek czynu zabronionego, wyżej wymienieni (uznani za neonazistów) będą mogli wystąpić od Skarbu Państwa o odszkodowania to za bezprawne zatrzymanie. No chyba że, prokuratura posiada inne dowody świadczące o publicznym propagowaniu faszyzmu lub popełnienia innych przestępstw.

A zatem jest prawdopodobne, że w wyniku tej histerii, uzyskano odwrotny efekt. Nie tylko zjawiska neonazismu nie wyeliminowano, nawet nie pomniejszono (wręcz odwrotnie doszło do jego propagowania przez media, i poprzez absurdalne działania - także przez władze i opozycje), negatywny wizerunek Polski został rozpowszechniony  na zachodzie, a na domiar złego prawdopodobnie może dojść do wzmocnienia finansowego tych środowisk (podobno już odnotowują wzrost indywidualnych wpłat) w tym poprzez możliwe odszkodowania od Skarbu Państwa. 

Piękny efekt, nie ma co ....


Alina Cybula-Borowińska na czele mazowieckiej rady ds. działaczy opozycji antykomunistycznej

W piątek 26 stycznia 2018 r. Wojewoda Mazowiecki, Zdzisław Sipiera zwołał pierwsze posiedzenie Rady Konsultacyjnej ds. Działaczy Opozycji Antykomunistycznej i Osób Represjonowanych z Powodów Politycznych. Jednym z głównych punktów spotkania był wybór Przewodniczącego Rady. W wyniku głosowania na Przewodniczącego rady wybrana została Alina Cybula–Borowińska (Stowarzyszenie Kobiet Internowanych i Represjonowanych). Kolejnym punktem spotkania było zapoznanie się z wnioskiem szefa Urzędu do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych w sprawie potwierdzenia statusu działacza opozycji antykomunistycznej lub osoby represjonowanej z powodów politycznych.

Lista członków rady: Alina Cybula–Borowińska. Przewodnicząca Rady, Andrzej  Chyłek, Jarosław Guzy, Sławomir Karpiński, Wiesław Mizerski, Janusz Olewiński, Andrzej Snarski.

Rada Konsultacyjna ds. Działaczy Opozycji Antykomunistycznej i Osób Represjonowanych z Powodów Politycznych powołana została przez Wojewodę Mazowieckiego 13 grudnia 2017 r. w 36. rocznicę wprowadzenia stanu wojennegoZadaniem rady, według Ustawy o działaczach opozycji antykomunistycznej oraz osobach represjonowanych z powodów politycznych, jest przede wszystkim opiniowanie wniosków o przyznanie statusu i uprawnień działacza opozycji lub osoby represjonowanej, przekazywanych przez szefa Urzędu ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych.

25 stycznia 2018

Rękopis Juliusza Słowackiego trafił do zbiorów Biblioteki Narodowej

Bezcenny rękopis wiersza Juliusza Słowackiego Le Cimetiere du Pere la Chaise, wraz z zawierającym go zabytkowym sztambuchem (albumem) zakupiła Biblioteka Narodowa w paryskim antykwariacie. Utwór, podarowany Korze Pinard, córce francuskiego drukarza, u którego Wieszcz drukował swoje dzieła, jest pierwszą kompletną wersją wiersza znanego dotychczas tylko we fragmencie. Niezwykle wartościowy jest także sam sztambuch, album-pamiętnik będący prezentem Słowackiego dla przyjaciółki. Panna Pinard zebrała w nim 23 wpisy znanych postaci ze świata ówczesnej francuskiej literatury, muzyki i sztuki.

Wiersz Le Cimetiere du Pere la Chaise datowany jest na 19 sierpnia 1832 r. i znany był dotychczas z późniejszego, niekompletnego odpisu, obejmującego tylko 27 ostatnich wersów, który zachował się w sztambuchu matki Słowackiego, Salomei Bécu (w zbiorach Biblioteki Narodowej). Odnaleziony obecnie rękopis obejmuje wszystkie 48 wersów, a także nieznany wcześniej badaczom tytuł wiersza i motto pochodzące z poematu Byrona The Prophecy of Dante.  Głównym motywem utworu jest refleksyjna wędrówka po Paryżu, zwłaszcza cmentarzu Pere-Lachaise, a motto wskazuje na operowanie przez Słowackiego siatką nawiązań historycznych i aluzji literackich – do twórczości Byrona, Dantego (topos wygnańca) i sytuacji polskich emigrantów po roku 1831.

Znaczenie odnalezionego autografu Słowackiego z polskiej perspektywy jest ogromne. – powiedział prof. Zbigniew Przychodniak z poznańskiego Uniwersytetu Adama Mickiewicza, badacz literatury romantycznej – Pozyskanie do polskich zbiorów Albumu Kory Pinard w wielkim stopniu wzbogaca pisarską spuściznę po autorze Balladyny – o dokument oryginalny, bogaty w inne autografy, stanowiący szczególny okaz kultury literackiej okresu romantyzmu, dowód współobecności polskiego poety w paryskim życiu kulturalnym. Jest to szczególnie ważne wobec wielu niepowetowanych strat spuścizny po poecie: zaginęło lub zostało zniszczonych wiele innych autografów Słowackiego w podobnych sztambuchach. – podkreślił literaturoznawca –  Znaczenie odnalezionego albumu wykracza poza horyzont literatury polskiej, gdyż paryski sztambuch stanowi zarazem interesujący dokument francuskiego życia literackiego.


Album, stanowiący typ charakterystycznego dla kultury literackiej XIX w. sztambucha, jest bogato zdobiony, ma kształt księgi w ciemnofioletowej, safianowej oprawie. Z 52 kart o pozłacanych brzegach 25 jest zapisanych. W albumie znajdują się w sumie 23 wpisy, stanowiące 16 utworów literackich (lub listów), 5 rysunków i akwarel oraz 2 utwory (fragmenty) muzyczne. Zarówno całość dokumentu, tj. sztambuchowy Album, jak i sam wiersz Słowackiego oraz jego wpisanie do Albumu znajdują dokładne potwierdzenie w korespondencji poety, w listach do matki z 1832 r. Korespondencja ta wskazuje także, że ofiarodawcą Albumu (jako niezapisanego woluminu) był sam Słowacki.







Będzie ponowne rozpoznanie sprawy karalności za mieszaninę witamy C i środka konserwacji mięsa

24 stycznia - Sąd Okręgowy w Warszawie uchylił wyrok Sądu Rejonowego Warszawa Woli ws Marcina Karłowicza, działacza Narodowego Odrodzenia Polski, oskarżonego o posiadanie materiałów wybuchowych, skazanego na rok i 3 miesięcy więzienia, oraz nakazał ponowne rozpatrzenie sprawy przez sąd I instancji.

Uchylając wyrok Sąd Okręgowy uznał, iż doszło do naruszenia art.7 k.p.k., zasady obiektywizmu. W sprawie były zamówione 2 opinii biegłych, ale Sąd I instancji uwzględnił tylko jedną, nie ustosunkowując się do drugiej opinii, korzystnej dla Marcina. Przypomnijmy, zarzucono Marcinowi posiadanie środków wybuchowych. Takim środkiem, prekursorem miał być m.in. - według prokuratury - mieszanina kwasu askorbinowego i azotanu potasu. czyli popularnej witaminy C i środka konserwacji żywności, a w szczególności mięs E252.

Program dofinansowania leczenia uzdrowiskowego działaczy opozycji antykomunistycznej - także w roku 2018

W latach 2016-2017 osoby posiadające status działacza opozycji antykomunistycznej lub osoby represjonowanej z powodów politycznych korzystało z dofinansowania leczenia uzdrowiskowego (sanatoria). Kwoty były całkiem pokaźne. Nie wiadomo było czy w tym roku program ten będzie kontynuowany. Z zapytaniem w tej sprawie do Urzędu ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych zwrócił się wiceprezes Stowarzyszenia Walczących o Niepodległość 1956-89 - Karol Kostrzębski.

W odpowiedzi Katarzyna Kwiatkowska - naczelnik Wydziału Spraw Zdrowotnych i Socjalnych Departament Współpracy ze Stowarzyszeniami i Ewidencji UdsKiOR poinformowała, że: planowane jest ponowne wdrożenie Programu dofinansowania do leczenia uzdrowiskowego dla działaczy opozycji antykomunistycznej i osób represjonowanych z powodów politycznych. Planujemy uruchomić Program w lutym 2018 roku. Szczegółowe informacje będą opublikowane stronie internetowej Urzędu.

24 stycznia 2018

Stop dyskryminacji na Uniwersytecie za obronę życia

Niepokojące, gdy publiczna uczelnia rezygnuje z wykładów naukowca ze względu opowiadanie się przez niego po stronie ochrony życia człowieka od momentu poczęcia. Niestety, fakty wskazują na to, że do takiej dyskryminacji doszło na Warszawskim Uniwersytecie Medycznym:

Autor petycji, Zbigniew Kaliszuk, pisze: "Tomasz Terlikowski miał od lutego prowadzić zajęcia z bioetyki i etyki lekarskiej na WUM. Nie poprowadzi ich, ponieważ władze WUM najwyraźniej przestraszyły się krytyki działaczki pro-aborcyjnej Wandy Nowickiej i zajęcia odwołały. To już kolejny niedopuszczalny akt cenzury ideologicznej na polskich uczelniach. Czy wykłady na uczelniach mogą prowadzić wyłącznie zwolennicy aborcji?Powiedzmy stanowcze NIE dla takiego podejścia!"

Tomasz Terlikowski na Facebooku przedstawił sytuację następująco: „Kilka miesięcy temu śp. prof. Marek Wichrowski zaproponował mi pisanie hablilitacji z bioetyki na WUM. Spotkałem się z kierownikiem katedry etyki lekarskiej, porozmawialiśmy, od lutego miałem zacząć wykłady na stomatologii. Z bioetyki i etyki lekarskiej, i pisać pracę habilitacyjną. Moje wykształcenie, dorobek naukowy nie budził zastrzeżeń. Pozwolono mi nawet (ustnie, ale jednak) przedstawiać się, na konferencjach, jako WUM. W Wigilię zmarł profesor Wichrowski, więc krótko później zaproponowano mi kolejne wykłady na wydziale lekarskim. Zgodziłem się. Wczoraj na Twitterze, z zaadresowaniem sprawy do Onet.pl, „Gazety Wyborczej”, Gazety.pl i Tok FM, Polityki Wanda Nowicka zapytała, czy to prawda, że Terlikowski będzie miał wykłady. Zadzwonił do mnie w tej sprawie Onet. Nie chciałem nakręcać sprawy, więc odmówiłem komentarza. Ale najwyraźniej pani Wanda i media liberalne, nie odpuściły, bo wczoraj kierownika instytutu wezwał do siebie rektor i nakazał zatrudnienie na moje miejsce (a dokładnie na zlecone mi wykłady) kogoś na etat. Dziś dowiedziałem się, że wszystkie ustalenia są nieaktualne.”.


Ewa Senkowska, CitizenGO

23 stycznia 2018

Ratujmy 20-miesięcznego Alfie'go Evans'a

Rodzice 20-miesięcznego chłopca, którym jest Alfie Evans, walczą o jego życie i potrzebują naszej pomocy. To sprawa bardzo podobna do sprawy Charli'ego Gard'a. Szpital brytyjski nie pozwala rodzicom podjąć decyzji o tym, gdzie i jak chcą leczyć swoje dzieciko.
Chłopiec urodził się w terminie i wydawało się, że w dobrym stanie. Dopiero po kilku tygodniach rodzice zauważyli niepokojące objawy. 
Chłopiec cierpi m.in. na epilepsję i ciągłe napady padaczkowe.
Rodzice chcieliby ratować swoje dziecko, wiedzą, że są lekarze, którzy mogą spróbować mu pomóc, jednak szpital wystąpił do sądu o to, aby móc odłączyć chłopca od aparatury podtrzymującej jego życie!
Podobnie, szpital nie pozwala rodzicom przetransportować ich dziecka do innego szpitala (argumentując to ryzykowną podróżą, jednak tego argumentu nie podzielają wspierający rodziców twierdząc, że jest to ryzyko minimalne), podobnie jak nie chce nawet spróbować leczenia, o które proszą rodzice, na miejscu. Znaleziono co najmniej trzy firmy transportujące chorych, które są gotowe podjąć się odpowiedzialnie takiego przewiezienia dziecka.
Jeśli szpital Alder Hey w Wielkiej Brytanii nie jest w stanie lub nie chce leczyć dziecka, a jedynie walczy o odłączenie go od aparatury, pomóżmy rodzicom w ich walce o transport do innej placówki, gotowej podjąć się leczenia.


(CitizenGo)

22 stycznia 2018

Według pracowników POS System: najgorsze jest upublicznienie nagrania, a nie sama mowa nienawiści właściciela

16.01 w Sądzie Rejonowym w Gdańsku odbyła się kolejna rozprawa przeciwko Hansowi G., właścicielowi firmy Pos System, który jest oskarżony o używanie mowy nienawiści wobec Polaków. Według zeznań pracowników firmy najgorsze jest samo upublicznienie nagrania z zapisem słów niemieckiego pracodawcy, gdzie mówi: „jestem hitlerowcem i  nienawidzę Polaków”, a nie jego treść.

Podczas rozprawy pracownicy spółki Pos Systems, którą kieruje Hans G. opowiadali o tym, że bardziej obraża ich to co zrobiła Natalia Nitek upubliczniając nagrania niż ich treść. Przypomnijmy, że na nagraniu padają słowa m.in. „shit”, „idiots”, „I hate this idiots”, „idiot Polak”, „suckers”, „better is Africa”, „fucking stupid country”, „should I stand them on the wall [pokazuje pozorowane strzelanie] Kill them? I wanted, I want! No problem for me! I would kill every Polak, scheiss egal”, zaś o samej pracownicy mówił „ustawiłbym cię z PiSem w szeregu i rozstrzelał”, „jesteś głupia, bo słuchasz Kaczyńskiego”, „pieprzony pisior (fucking pisior)”, „stuknięta faszystka (crazy fashist)”.

Zdaniem jednej z pracownic nagranie powstało, bo ktoś chciał zdyskredytować i oczernić Hansa G. Jej zdaniem mowa o możliwości rozstrzelania Polaków nie jest dyskredytująca.

Przypomnijmy, że prokuratura skierowała akt oskarżenia przeciwko Hansowi G. Prokurator oskarża go  o popełnienie dwóch rodzajów przestępstw. Jeden z czynów dotyczy groźby karalnej tj. sformułowanie wypowiedzi  "zabiłbym każdego Polaka", która to groźba zbudziła uzasadnioną obawę, że zostanie spełniona. Pozostałe pięć przestępstw dotyczy znieważenia słowami: "pracujcie wy niewolnicy", "gówniane polaczki", "Polacy są idiotami", "mam dość tych idiotów"," małpa to Polak, a najwyższe stadium rozwoju to Niemiec".

Pozew przeciwko Hansowi G. (Niemcowi) złożyła Natalia Nitek, pracownica jego firmy. Przez kilka miesięcy była nękana słownie przez jej właściciela, który celowo używał zwrotów godzących w dobra osobiste i narodowe pracownicy. W rozmowach posługiwał się sformułowaniami używanymi przez Niemców w stosunku do Polaków podczas okupacji 1939-1945, także z użyciem terminologii nazistowskiej i nie krył się z nienawiścią wobec Polaków. Reduta Dobrego Imienia aktywnie uczestniczy w procesie.

(za Newsletter Reduty Dobrego Imienia)

21 stycznia 2018

Oświadczenie ws. tendencyjnego materiału TVN

Katowice, 20.01.2018 r.
W odniesieniu do materiału z programu „SuperWizjer” TVN24 oświadczam, że nie ma żadnych związków pomiędzy Ruchem Narodowym a wydarzeniami i postaciami przedstawionymi w programie telewizyjnym.
Wbrew informacjom medialnym stowarzyszenie „Duma i Nowoczesność” nie jest i nie było częścią Ruchu Narodowego ani organizatorem happeningu w Katowicach, który przygotowałem osobiście wraz z działaczami RN. Stowarzyszenie przez osiem lat swojego istnienia prowadziło wiele wartościowych akcji społecznych i ubolewam nad tym, że ten pozytywny dorobek zostaje teraz wizerunkowo zniweczony.
Wobec ujawnionych informacji nie widzę jednak możliwości dalszej współpracy i rezygnuję z członkostwa w stowarzyszeniu. Jednocześnie apeluję o niełączenie stowarzyszenia z Ruchem Narodowym oraz o niełączenie groteskowych i nagannych postaw z materiału filmowego ze statutową działalnością a także z pracą organizacyjną pozostałych członków stowarzyszenia.
Jako polski narodowiec i historyk potępiam wszelką aktywność o neonazistowskim charakterze i zachęcam ludzi zainteresowanych nacjonalizmem do odkrywania bogatego dziedzictwa polskiego ruchu narodowego. Do wyraźnego rysowania granicy pomiędzy tym co należy do naszej tradycji ideowej, a tym co jest jej obce. Nie ma wśród nas tolerancji dla chorych postaw i ideologii.
Dziennikarze TVN24 umieścili w swoim reportażu moje wypowiedzi nagrane ukrytą kamerą, mimo że wiedzieli, że jestem otwarty na rozmowę z nimi i mówię nieoficjalnie dokładnie to samo co publicznie. Odbieram to jako sztuczne tworzenie atmosfery sensacji. Po ukończeniu swojego „śledztwa” dziennikarze nie zwrócili się do mnie o normalny komentarz do sprawy. Jest to charakterystyczny dla liberalnych mediów brak rzetelności dziennikarskiej, za którym stoi chęć uderzenia w środowisko narodowe i skojarzenia go na siłę z patologicznymi zachowaniami.
Na marginesie, życzyłbym sobie podobnego tropienia nagannych postaw w sytuacjach, kiedy na ostatnich tęczowych i lewicowych protestach pojawiły się czerwone flagi. Bo jak dotąd owe symbole zbrodniczego totalitaryzmu liberalnym „dziennikarzom śledczym” w przestrzeni publicznej nie przeszkadzają.
W przypadku takiej stacji jak TVN to już nie zaskakuje. Uczciwych dziennikarzy zapraszam do normalnej współpracy, na którą zawsze byłem i jestem otwarty o czym redaktorzy ze Śląska mogą zaświadczyć.
Jacek Lanuszny

Prezes Regionu Śląskiego Ruchu Narodowego

20 stycznia 2018

Związek Socjalistycznych Republik Europejskich (felieton z internetowego kabaretu Małgorzaty Todd 3/2018)

Dziesięć przykazań ma 279 słów. Deklaracja Niepodległości Stanów Zjednoczonych 300 słów. Dyrektywa Unii Europejskiej w sprawie przewozu cukierków karmelkowych 25 911 słów! Co z tego wynika? Czy tylko śmieszność unijnych biurokratów? Obawiam się, że nie. Nie od dziś wiadomo, że ideologia komunistyczna przyświeca brukselskim poczynaniom. Dla osiągnięcia ideologicznego celu, trzeba było jednak odstąpić od brutalnego terroru, na rzecz metod bardziej wyrafinowanych. Mnożenie absurdalnych przepisów jest jedną z tych metod.

   Przekonać się o tym można nawet w najbliższym sklepie spożywczym. Za PRL-u stało się najpierw w długiej kolejce po koszyk, który upoważniał do zajęcia miejsca już we właściwej kolejce. Trzeba było być wyposażonym w kartki upoważniające do zakupu odpowiedniego towaru i pieniądze  o odpowiednich nominałach. Nie daj Boże, gdyby pani sklepowa nie miała wydać, a w pobliskim kiosku nie chcieli rozmienić!

   Zdawać by się mogło, że takie zwyczaje przeszły do lamusa. Nie przypominam sobie, żeby jakikolwiek kasjer w Anglii domagał się drobnych od klienta. Ale okazuje się, że to my, bardziej niż konserwatywni Anglicy, hołdujemy tradycji. Obecnie w poperlowskim sklepie nie tylko pozostał zwyczaj, że klient nigdy nie ma racji. Nadal psim jego obowiązkiem jest mieć drobne. Taki obowiązek nakłada podobno pięćset pięćdziesiąty któryś paragraf jakiegoś rozporządzenia, czy może dyrektywy unijnej. 

   O co tu tak naprawdę chodzi? A no, o to, żeby zniechęcić nas do używania gotówki. Płacąc kartą, jesteśmy na krótkiej smyczy, pod czujnym okiem „wielkiego brata”. On przecież zawsze musi dokładnie wiedzieć, gdzie?, co?, i za ile?, kupujemy. Związek Socjalistycznych Republik Europejskich korzysta z wypróbowanych wzorców.

 

Małgorzata Todd

19 stycznia 2018

Tajni Współpracownicy WSW i SB w Straży Miejskiej w Przemyślu?

16 stycznia br. Robert Majka były członek Solidarności Walczącej, aktualnie członek Trybunału Stanu zwrócił się do Prezydenta Miasta Przemyśla Roberta Chomy, o wyjaśnienie ile osób będących w przeszłości tajnymi współpracownikami WSW i SB jest aktualnie zatrudnionych w urzędzie miejskim, spółkach należących do Miasta i w Straży Miejskiej. Przyczynkiem do wniosku Roberta Majki jest informacja, że w straży miejskiej w Przemyślu od wielu lat zatrudniony jest Pan T. (imię i nazwisko znane redakcji), którego teczka personalna tajnego współpracownika o pseudonimie "Mały" znajduje się w IPN ..., a o tym fakcie od wielu lat wiedział Pan Jan Geneja, Komendant Straży Miejskiej w Przemyślu.

Robert Majka, będąc radnym Rady Miejskiej w Przemyślu w kadencji 2002-2006 był inicjatorem ogólnopolskiej akcji lustracyjnej w samorządach. Jak stwierdza w piśmie do prezydenta Roberta Chomy - Jak widać, od tamtego czasu niewiele się zmieniło. A jest rok 2018.

Humor internetowy: Można żyć 130 lat


18 stycznia 2018

Wahabicka propaganda w Białymstoku?

Jak informuje ndie.pl - Dzięki wsparciu rządu Królestwa Arabii Saudyjskiej, w Białymstoku, mieście gdzie jest siedziba Muzułmańskiego Związku Religijnego w RP zostanie przekazany budynek pod Muzułmańskie Centrum Kultury i Edukacji imienia króla Salmana Strażnika Dwóch Świętych Meczetów. Taką zapowiedź złożył podczas spotkania w pałacu prezydenckim przewodniczący Muzułmańskiego Związku Religijnego w RP mufti Tomasz Miśkiewicz (na zjęciu, foto: screen youtube.com/prezydent.pl).


Ta wiadomość przeszła praktycznie bez reakcji polskich władz czy mediów. A tymczasem musi budzić zaniepokojenie. Oznacza bowiem, że propaganda wahabicka, skrajnej i nietolerancyjnej wersji Islamu prawdopodobnie będzie rozpowszechniana także w Polce.

17 stycznia 2018

PKO BP może stracić prawie 200 oddziałów agencyjnych?

Jak informuje Money.pl - PKO BP może stracić prawie 200 oddziałów agencyjnych. Powodem jest spór, który największy polski bank toczy ze swoimi przedstawicielami o nowe umowy agencyjne. To dokument, który podpisuje przedsiębiorca z bankiem i na tej podstawie działa w jego imieniu.

- Agenci na początku roku dostali do podpisania nowe umowy. Dokument nie tylko jest pełen zapisów sprzecznych z prawem, ale również nie zapewnia nawet podstawowej możliwości godziwego zarabiania. Praca na rzecz banku przestaje się opłacać - tłumaczy Grzegorz Kozub, prezes Izby Gospodarczej Pośrednictwa Finansowego (IGPF) instytucji, która zrzesza agentów firm bankowych. W liście do szefa rządu skarży się na zarząd największego banku w Polsce. Ostrzega, że może być zobowiązany do wypłaty milionowych odszkodowań. Jednocześnie wskazuje, że z mapy polski zniknie kilkaset placówek, a klienci zostaną bez najbliższej obsługi… Główną osią sporu jest nowy mechanizm wynagradzania agentów. Opór przed nowym dokumentem ma być znaczny. Zdaniem Kozuba już teraz umów nie podpisało ponad 25 proc. agentów sieci. To prawie 200 punktów, najczęściej zlokalizowanych w małych miejscowościach. Warto dodać, że PKO BP ma największą w Polsce sieć agencyjną - prawie tysiąc małych i średnich przedsiębiorców tworzy dla banku małe placówki.
Co na to bank? Uspokaja. - Zmiany nie zachodzą z dnia na dzień. Kończymy właśnie ponad trzyletni proces, w którym od początku uczestniczą zarówno agenci, jak również przedstawiciele Izby. Podpisanie aneksów do umów to ostatni element tego procesu. Każdy przedsiębiorca miał czas na analizę zapisów w aneksie, mógł również dokonać kalkulacji ekonomicznej proponowanego systemu wynagradzania - wyjaśniają przedstawiciele banku w oficjalnej korespondencji z money.pl.
Dlaczego Bank likwiduje placówki i oddziały? Otóż klient coraz częściej nie potrzebuje placówki bankowej czy agencyjnej. Transformacja cyfrowa jest jednym z kluczowych elementów strategii rozwoju PKO Banku Polskiego, którą bank konsekwentnie realizuje - wyjaśnia biuro prasowe banku. I przypomina, że "PKO Bank Polski jest liderem w udostępnianiu usług cyfrowej administracji". Kierownictwo Banku jednak najwyraźniej zapomina, że PKO BP to Bank, który w znacznej mierze obsługuje emerytów i rencistów, nie korzystających z bankowości elektronicznej. Likwidacja placówki lub agencji oznacza likwidacji w ogóle usług, a docelowo utrata określonej grupy klientów. Ponadto są sytuacje coraz rzadsze (ale jednak), które wymagają pofatygowania się do Banku (kredyty, założenie rachunku, wpłaty gotówkowe, zamknięcie rachunku). Może warto by pomyśleć o rozwoju oferty bankowej równolegle do pomysłów restrukturyzacji sieci.

Z jednej strony Izba Gospodarcza Pośrednictwa Finansowego szykuje się na szeroko zakrojoną batalię prawną z PKO BP i z drugiej strony prosi o pomoc. Listy wysłała m.in. do Komisji Nadzoru Finansowego, Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów i do premiera, który pełni nadzór nad spółkami skarbu państwa w tym PKO BP.

16 stycznia 2018

Działacz opozycji antykomunistycznej - obrzucony zarzutem agenturalności i bez możliwości lustracji?

Skandal. Senacka Komisja Praw Człowieka, Praworządności i Petycji podtrzymała zapis sugerujący, iż każdy działacz opozycji antykomunistycznej był agentem SB i równocześnie odmówiła rzeczywistej lustracji działaczy.

16 stycznia Komisja rozpatrywała petycje Stowarzyszenia Walczących o Niepodległość 1956-89 ws. zmiany ustawy o działaczach opozycji antykomunistycznej oraz ustawy o kombatantach. Stowarzyszenie domagało się zmiany art.4 pkt.2 ustawy stanowiący, że status działacza może uzyskać osoba, wobec której w archiwum Instytutu Pamięci Narodowej – Komisji Ścigania Zbrodni Przeciw Narodowi Polskiemu nie zachowały się dokumenty wytworzone przez niego lub przy jego udziale, w ramach czynności wykonywanych w charakterze tajnego informatora lub pomocnika przy operacyjnym zdobywaniu informacji przez organy bezpieczeństwa państwa. Jak zauważyło Stowarzyszenie taki zapis (wbrew intencji autorów) sugeruje, iż każdy działacz opozycji był agentem SB (skoro nie zachowały się dokumenty, to znaczy że istniały). Ponadto zapis ten w świetle wykładni IPN i sądów administracyjnych prowadzi do sytuacji, w których uznaje się działaczy opozycji - za agentów SB na podstawie jednostronnych notatek sporządzonych przez funkcjonariuszy SB (nieważne prawdziwych czy kłamliwych), mimo braku jakichkolwiek dowodów potwierdzających taką tezę (notatka służbowa nie jest w świetle prawa wystarczającym dowodem).

Dochodzi do paradoksalnych sytuacji, w którym np. IPN wydał decyzję odmowną ws. potwierdzenia warunków o których mowa w art.4 pkt.2 ustawy mimo, że sam archiwista IPN stwierdzał, że w czasie domniemanego informowania, SB prowadziło grę operacyjną mającą na celu skompromitować danego działacza wśród opozycji antykomunistycznej i w miejscu pracy. Stowarzyszenie zatem zaproponowało zamiast zapisu dokumentacyjnego, odwołanie się do definicji współpracy określonej w tzw. ustawie lustracyjnej.
http://serwis21.blogspot.com/2017/10/zapis-lustracyjny-nie-dokumentacyjny.html
http://www.senat.gov.pl/gfx/senat/userfiles/_public/k9/komisje/2018/kpcpp/materialy/197/005/p9-39-17_pet.pdf

Wydawało by się, że petycja powinna uzyskać poparcie. Owszem Urząd ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych dostrzegł problem i poparł petycję. Także Stowarzyszenie Kobiet Internowanych i Represjonowanych opowiadało się za dalszymi pracami. Podobnie uczynił senator Aleksander Pociej (PO), który wskazał że proponowany zapis można dopracować  i senator Michał Seweryński (PIS), który podkreślał że jeżeli ustawa krzywdzi choćby jedną osobę, to powinna być zmieniona. 

Przeciw nowelizacji wystąpił jednak Instytut Pamięci Narodowej, który co prawda przyznał że powinno dojść do ingerencji ustawodawcy, ale niczego nie zaproponował i równocześnie sprzeciwił się odwołaniu do ustawy lustracyjnej. IPN nie chce orzekać w sprawach lustracji, gdyż to kompetencja sądów lustracyjnych (co nie przeszkadza mu obrzucać błotem agenturalności działaczy opozycji antykomunistycznej). Jak nie wiesz o co chodzi, to zapewne chodzi o pieniądze? I tak jest w tym przypadku, jak stwierdziło w swoim stanowisku IPN przyjęcie takiego kierunku nowelizacji jak zaproponowano w petycji mogłoby doprowadzić do skutku znacznego zwiększenia się liczby beneficjentów korzystających z przywilejów ustawy o działaczach opozycji
http://www.senat.gov.pl/gfx/senat/userfiles/_public/k9/komisje/2018/kpcpp/materialy/197/006/01.pdf

Innymi słowy, lepiej skrzywdzić zasłużonych działaczy, bo inaczej należałoby wydać więcej pieniędzy. Na nic się stało przywołanie orzecznictwa Sądu Najwyższego, Trybunału Konstytucyjnego, zwykłej logiki. Stanowisko IPN wsparł przewodniczący Robert Mamątow (PIS) i Jan Rulewski (niegdyś PO, obecnie poza Klubem).  Najpierw głosowano wniosek o odrzucenie petycji: 3 - za, 3 przeciw. Wniosek nie przeszedł. Następnie głosowano wniosek o przyjęcie petycji: 2 - za, 2 przeciw, 2 - wstrzymujących się. Petycja została odrzucona, chociaż wcześniej odrzucenie nie zostało przyjęte. Czy nie ma logicznej sprzeczności? - pytał Prezes Stowarzyszenia Walczących o Niepodległość 1956-89 - dr Daniel Alain Korona. Odrzucono odrzucenie, a mimo to jest odrzucone.

Przy okazji także następna petycja została odrzucona. Stowarzyszenie upominało się o włączenie tzw. świadczących pracę w organizacjach związkowych i politycznych w rozumieniu przepisów do kwietnia 1989 r. i osoby pozostające bez pracy przed dniem 4 czerwca 1989 r. na skutek represji politycznych do kombatantów, skoro wcześniej nie zgodzono się by scalić tą kategorię do działaczy opozycji antykomunistycznej. Także proponowano objęcie "świadczących" wymogiem weryfikacji  lustracyjnej (obecnie nie podlegają żadnej weryfikacji). 
http://www.senat.gov.pl/gfx/senat/userfiles/_public/k9/komisje/2018/kpcpp/materialy/197/006/p9-40-17_pet.pdf
Tego rozwiązania także nie przyjęto

To smutny dzień - stwierdza dr Korona - działacze opozycji antykomunistycznej PRL mogą zostać obrzuceni błotem współpracy z SB i nie mają możliwości obrony, gdyż IPN nie będzie dalej prowadził postępowań dowodowych celem stwierdzenia jak było naprawdę, sądy administracyjne nie badają meritum tylko same kwestie formalne decyzji. Nawet autolustracja niczego nie zmienia, bo orzecznictwo lustracyjne nie ma zastosowania do decyzji IPN ws potwierdzenia warunków dla uzyskania statusu działacza opozycji antykomunistycznej.