Czy nie jest przesadą, iż zniżek do darmowych biletów warszawskiej
komunikacji miejskiej domaga się "tajemnicza grupa działaczy opozycji
antykomunistycznej" pyta w GW z 22 kwietnia 2016 Jarosław Ossowski
("ZTM Warszawa. Dla kogo darmowe bilety” [komentarz]). Można
mieć różne poglądy nt. systemu odpłatności za bilety komunikacji miejskiej, ale
kłamstwa i insynuacje w sprawie dotyczącej osób, którzy ryzykowali zdrowie, a
czasami także życie za walkę o niepodległość jest niegodne.
W artykule stwierdza się, iż radna ZofiaTrębicka z PO - Pytana,
kto i jak miałby weryfikować, czy ta grupa rzeczywiście działała w
opozycji demokratycznej w PRL, rozkłada ręce. Inna radna Platformy
Iwona Wujastyk nie miała wczoraj pewności, czy bilety ulgowe byłyby
przyznawane tylko opozycjonistom zapisanym do obu stowarzyszeń... To
zwykłe pomówienia, nikt kto zapoznał się z petycją Stowarzyszenia Polskiej
Partii Niepodległościowej i Stowarzyszenia Walczących o Niepodległość 1956-89
(zawierające konkretny projekt uchwały) nie ma wątpliwości, że proponowane
ulgi na komunikację miejską będą przysługiwały działaczom opozycji
antykomunistycznej, niezależnie od ich przynależności bądź nie do ww.
stowarzyszeń. Nie jest też jak sugeruje w całym tekście autor iż grupa
osób uprawnionych jest określona ogólnikowo. W petycji wyraźnie odnosi się do
osób, wobec których wydano decyzje o statusie działacza opozycji
antykomunistycznej lub decyzję UdsKiOR o świadczeniu pracy na rzecz
nielegalnych organizacji działających w okresie PRL w latach 1956-89 na rzecz
Niepodległości Polski. Decyzje takowe są przyznane (pierwsze od sierpnia ubr.),
drugie (od wielu już lat). Zatem krąg uprawnionych w petycjach został określony
w sposób precyzyjny, a weryfikację dokonuje IPN oraz Urząd ds. Kombatantów i
Osób Represjonowanych. Nie ma zatem mowy o dowolności.
Hurtowe przyznanie biletów ulgowych grupie określonej ogólnikowo
jako "działacze opozycji antykomunistycznej" może się okazać
workiem bez dna. I zachętą dla kolejnych stowarzyszeń, które będą
przekonywać, że im też to się należy. Autor najwyraźniej nie zadał sobie trudu dokonania liczbowej
weryfikacji. Otóż w całym kraju liczba osób która otrzymała Krzyż Wolności
i Solidarności nie przekracza 3 tys, liczba wydanych decyzji ws. status działalności
antykomunistycznej nie przekracza tysiąca, liczba osób która posiada decyzja
ws. świadczenia pracy w nielegalnych organizacjach w PRL też wynosi kilka
tysięcy. Często są to te same osoby. W całym kraju aktualnie zatem uchwała
dotyczyłaby nie więcej niż 5 tys. osób, a docelowo IPN szacował liczbę na 10
tys. (w Warszawie ok. 1 tys.). Część „opozycjonistów” już korzysta z ulg z
racji wieku, a zatem można szacować iż jedynie 25% z nich będzie realnie
objętych propozycją ulg 50%, gdyby przyjąć darmowość biletów – 75%. Ponadto
ulgi w świadczeniach dla komunikacji miejskiej dla działaczy opozycji
komunistycznej są następstwem art.13 ustawy o działaczach opozycji
antykomunistycznej i osób represjonowanych z powodów politycznych (uchwały ws.
darmowych biletów podjęły już rady miast Siedlec, Krakowa, Starachowic).
Zarówno organizacje skupiające weteranów walki o niepodległość z lat 1956-89
jak i radni byli zgodni, że te sprawy nie powinny były być przerzucone na
samorządy, ale być uregulowane ustawowo. Ale przypomnijmy, że to poprzedni Sejm
i Senat, gdzie większość miała PO-PSL uchwaliły takie a nie inne przepisy.
czy nie należałoby raczej opłacić biletów opozycjonistom z okresu
PRL, którzy są dziś w trudnej sytuacji materialnej? - pyta autor. Typowe myślenie - jałmużna dla tych którzy
walczyli, żadnego uhonorowania. To właśnie takie nastawienie spowodowało, że
parlamentarzyści przerzucili problem niektórych świadczeń na samorządy. A że
zgodnie z art.19 konstytucji Rzeczpospolita ma zadbać o osoby, które walczyły o
niepodległość Polski, no cóż ... Nota bene osobom w trudnej sytuacji
materialnej należy pomóc, niezależnie od tego czy byli opozycjonistami czy
nie.
Autor artykułu w GW oczywiście nie zadał sobie trudu, by
skontaktować się ze Stowarzyszeniem Walczących o Niepodległość 1956-89 (dane
publicznie dostępne w Internecie) czy ze Stowarzyszeniem Polskiej Partii
Niepodległościowej by wysłuchać ich racji. Nie zadał sobie także trudu by
przeanalizować projekty petycji wraz z załączonymi uchwałami (przypominamy
dostępnymi na stronach urzędu miasta). Ale co innego można było się spodziewać
po Gazecie Wyborczej?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz