Tzw. "Obrońcy demokracji" nie potrafią godzić się z demokratycznymi wynikami. Po zwycięstwo BREXITu w referendum, na ulice Londynu wyszli zwolennicy Unii, żądając nowego referendum. Wprawdzie żadnych nieprawidłowości aktu referendalnego nie wykazano, ale przecież dla "obrońców demokracji", wybór był niedemokratyczny, bo był niezgodny z ich oczekiwaniami.
Podobnie dzieje się obecnie w USA, gdzie grupy osób w różnych czołowych miastach kraju protestuje przeciwko wyborowi Donalda Trumpa na prezydenta. Ich zdaniem prezydentem powinna być Clinton, bo niby uzyskała więcej głosów. Tyle, że w trakcie wyborów niektóre maszyny (w Pensylwanii) głos oddany na Trumpa zaliczały na panią Clinton. Ponadto nadal nie dokonano łącznego podliczenia głosów (rezultaty ostateczne 2 stanów Michigan i New Hampshire wciąż nie zostały uwzględnione). Demonstranci blokują ulice (np. w Miami czy Los Angeles) i uniemożliwiają swobodny przejazd (a co kierowcy im winni?). Na demonstracjach ci rzekome zatroskani o los USA, palą amerykańskie flagi.
Ale czemu się dziwić, skoro np. w mediach np. New York Post namawia elektorów, by w dniu formalnego wyboru prezydenta w grudniu postąpili niezgodnie ze złożonym oświadczenie woli na rzecz pani Clinton. Innymi słowy miałoby być jak w powiedzeniu "głosowali jak chcieli, a wybrali kogo trzeba". Ale taki scenariusz jest raczej mało prawdopodobny. Czy demonstrantom podoba się czy nie, Donald Trump będzie 45 prezydentem USA.
Ale czemu się dziwić, skoro np. w mediach np. New York Post namawia elektorów, by w dniu formalnego wyboru prezydenta w grudniu postąpili niezgodnie ze złożonym oświadczenie woli na rzecz pani Clinton. Innymi słowy miałoby być jak w powiedzeniu "głosowali jak chcieli, a wybrali kogo trzeba". Ale taki scenariusz jest raczej mało prawdopodobny. Czy demonstrantom podoba się czy nie, Donald Trump będzie 45 prezydentem USA.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz