Pra-wybory przedstawia się często jako element demokratycznego wyboru. Jednak w wydaniu francuskim mogą budzić pewne zdziwienie. Otóż jedyny wymóg uczestnictwa we francuskich pra-wyborach jest wpłacenie 2 Euro i podpisanie deklaracji przywiązania do wartości partii Republikańskiej (ale nikt nie traktuje tego poważnie).
Okazuje się jednak, że w pra-wyborach ponad połowa z ponad 4 mln głosujących nie była wyborcami Republikanów. W zależności od sondaży ok. 14-15% głosujących deklarowało się jako wyborców partii centrowych, od 12-15% partii lewicowych, 6-9% Frontu Narodowego a 11-16% określało się jako bez politycznych preferencji. To tak jakby w wyborach na prezesa PIS uczestniczyli wybory PO, PSL, SLD czy Kukiz'15 czy w wyborach na prezesa PO uczestniczyli wyborcy PIS. Pomieszanie z poplątaniem.
Dzieje się tak, dlatego że prawybory zastąpiły w dużej mierze I turę wyborów prezydenkich. Skoro za pewne uznaje się, iż wybór będzie pomiędzy kandydatem Republikanów a Marine Le Pen, zatem część wyborców innych partii uczestniczy w pra-wyborach celem określenia kandydata, który stanie na przeciw kandydatce Frontu Narodowego.
Z tych powodów Alain Juppé zaatakował swego konkurencja François Fillon w sprawie jego stosunku do aborcji, zarzucając mu niejasność i w ten sposób uzyskać przychylność wyborców lewicowych i centrystów. Wtórowały mu w sprawie media, m.in. France 2, które sugerowały, że Fillon jest popierany czytaj jest reprezentantem środowisk skrajnie-prawicowych, katolickich czy z "La Manif pour Tous" (inicjatywa przeciwna małżeństwom homoseksualnym). W rzeczywistości Fillon nie ukrywał, że osobiście nie popiera aborcji i małżeństw homoseksualnych, ale równocześnie podkreślał, że nie zamierza wracać do dyskusji nad uchwalonymi ustawami (inaczej mówiąc nic nie zmieni).
Zatem wygrana Fillon w II turze prawyborów nie jest pewna, w dużej mierze zależy też od stopnia mobilizacji lub jej braku ze strony wyborców innych partii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz