Wczoraj byłem w Multikinie na filmie „PILECKI”. Mimo premiery sprzed trzech dni, niewiele kin ma go w swym repertuarze.
To fabularyzowany dokument o rotmistrzu Witoldzie Pileckim, który został zabity 25 maja 1948 roku w katowni UB. Miał 47 lat. Przed aresztowaniem po wojnie, był m. in. w Oświęcimiu z rozkazu polskich władz wojskowych, skąd wysyłał raporty, tworzył zalążek konspiracji (uciekł stamtąd po prawie trzech latach pobytu).
O przesłuchaniach na UB mówił, że w porównaniu z nimi Oświęcim to była igraszka. Podczas procesu ręce miał z tyłu – miał powyrywane paznokcie. Nie wsparł go J. Cyrankiewicz, kreowany oficjalnie na bohatera kacetów.
Ciekawe są jego uwagi o odebraniu NADZIEI po wojnie, kiedy nie było na kim się oprzeć. W zmęczonej wojną, poddanej bezwzględnej sowietyzacji Polsce, Żołnierz Wyklęty stawał się coraz bardziej, przeraźliwie sam.
Ważną rolę w filmie odgrywa jego syn – Andrzej, w męski, ale też czuły sposób mówiący o Ojcu.
Pod koniec pokazują się młodzi ludzie, ich odbiór najnowszej historii (ok. 30 szkół nosi imię Rotmistrza). Sam byłem kilka lat temu w Zespole Szkół Ponadgimnazjalnych w Przodkowie k. Kartuz, gdzie też nadano to imię. Wielka w tym była rola dyrektora – Kazimierza Klasa. Tyle zależy od ludzi, ich pasji, pamięci, patriotyzmu.
Ważne słowa mówi wnuczka Rotmistrza, że w sytuacjach słabości mówiła sobie, że jako krewna takiego Człowieka, MUSI BYĆ SILNA. Jakie to ważne wskazanie dla ludzi młodych, bo przecież zamiast rodziny można przywołać inne słowa: Jako Polka muszę być… silna, nie mogę się poddawać, jako Polak muszę być…
Zapamiętałem słowa: „Wszyscy nie mogą wyjechać. Ktoś tu musi trwać bez względu na konsekwencję”. I trwał, do tragicznego końca.
To, że dzisiaj poszukuje się jego szczątków na tzw. Łączce koło warszawskich Powązek, że powraca pamięć, jest jakimś znakiem, że chociaż historia przypomina sinusoidę, ale ma jednak takie momenty wielkiego zwieńczenia (ekshumacja i identyfikacja szczątków jego ciała jest utrudniona, bo prawdopodobnie spoczywają pod grobami zmarłych, których chowano w tym samym miejscu w latach osiemdziesiątych dwudziestego wieku).
Cóż dodać?
Film jest dobrze kadrowany, bez zbędnego gadulstwa, z ciekawym podkładem muzycznym, wyrazistą twarzą aktora odtwarzającego Rotmistrza.
Warto go obejrzeć, pokazać ludziom młodym. Warto pójść rodziną, warto pójść z klasą, a pewnie niedługo zniknie z repertuaru kin. Zapewne nie będzie dotowanych przez niektóre samorządy wyjść szkół do kina, jak miało to miejsce przy niektórych filmach (pominę szczegóły, bo aż wstyd o tym mówić. Dobrze, że odwróciło się wahadełko społeczne, że ten klimat ulega zmianie)
Takie czasy, ale zaczynać musimy od siebie. Pamiętając chociażby o słowach pieśni, którą warto w takich razach zanucić: „Śpij kolego w ciemnym grobie,/ niech się Polska przyśni tobie”. Rotmistrzowi i innym. Ku przestrodze i pamięci.
Wojciech Książek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz