3 grudnia 2013

Dlaczego sędziowie szepcą?

Poniżej ciekawy artykuł "Dlaczego sędziowie szepcą?" Zygmunta Korusa, Klub ''Gazety Polskiej'' Chorzów http://naszeblogi.pl/42505-dlaczego-sedziowie-szepca#comment-956831

DLACZEGO SĘDZIOWIE SZEPCĄ?

Kiedyś uczono ich retoryki i oratorstwa. Teraz erystyki (jak łgać) i aktorstwa (jak zagrać mamrota). To środowisko, liczące 10 000 osobników w togach, miało się samooczyścić (w myśl doktryny zaniechania prof. Adama Strzembosza, pierwszego prezesa Sądu Najwyższego po 1989 roku w sprawie lustracji). I co? Jeszcze nigdy nie zdarzyło się na świecie, by jakaś grupa przestępcza z własnej woli się nawróciła i dobro zapanowało nad złem. Zawsze jest odwrotnie: to gangrena się rozpowszechnia. O ile tuż po transformacji było ok. 700 sędziów, którzy zachowywali się przyzwoicie w stanie wojennym i poddali się samolustracji, to przeważająca reszta, spychając tych pierwszych na drodze awansu w dół, opanowała decyzyjne przyczółki w sądach. Jeśli przyjąć, że podobna ilość sędziów jest w większych od Polski Niemczech (a w Anglii jest ich tylko 2,5 tysiąca), to daje nam to obraz skali niewydolności indywidualnej, ale też ogrom „nietykalnego układu”, przed którym staje z góry przegrany podsądny. Oficjalnie ilość wygranych przez Państwo wyroków, wobec procesujących się z nim obywateli, to 98,2%, co w praktyce – gdy przyjąć margines błędu statystycznego – oznacza 99,9%. Słowem – Korea Północna!
Chodzę ostatnio częściej do sądów na tzw. procesy polityczne (tak, tak, jest ich dziś więcej, niż nam się wydaje). Zwłaszcza od czasu, gdy wymyśliłem określenie „procesy tortowe”, które ma zgrabnie określać pewien nowy etap walki obywateli z uciskiem PRL-u bis. Robię to w ramach noblesse oblige wobec Zygmunta „Cukiernika” Miernika, którego znam osobiście od lat. Jego dramatyczny protest unaocznił światu, jacy dranie noszą w Polsce togi. Gdy się temu zjawisku – totalnej degrengolady polskiego wymiaru sprawiedliwości (lepiej byłoby napisać, parafrazując dawne określenie „socjalistycznej” skarbówki, domiaru niesprawiedliwości) – przyjrzeć nieco bliżej, to w gruncie rzeczy miliony Polaków mają upolitycznione procesy. Jak bowiem nazwać ideologiczne zblatowanie gangsterów (by chronić swoich), ulokowanych praktycznie na wszelkich szczeblach władzy ustawodawczej, wykonawczej, a zwłaszcza sądowniczej, którzy rządzą krajem, w imieniu których prokuruje się odgórnie wyroki wygodne dla układu, a nie dla obywateli? Otrzymuję sporo błagalnych, tragicznych listów od ludzi z prowincji, z opisami małomiasteczkowego gnębienia odbywającego się tam latami za zgodą sitw funkcjonariuszy, a powstające tu i ówdzie lokalne Stowarzyszenia Samoobrony przed Polskim Bezprawiem dokumentują już owych skrzywdzonych w dziesiątki tysięcy.
„Prostest tortowy” Miernika wpisał się w batalię, jaką prowadzą od lat dwaj Ślązacy, były parlamentarzysta Adam Słomka i pitawalowy redaktor, Mariusz Cysewski (zwłaszcza ten drugi aż się ugina pod ciężarem grzywien, jakie mu za to zasądzono) o jawność procesów sądowych: by wprowadzić powszechny monitoring rozpraw, „zakazać zakazów” nagrywania przez media zeznań świadków, wypowiedzi sędziów i prokuratorów, uzasadnień wyroków, otworzyć publiczną kontrolę nad tą zdegenerowaną, wręcz przestępczą kamarylą w togach. Widać już jakieś efekty, bo oto zaobserwowałem od pewnego czasu, że w gmachach Temidy zainstalowano chyba joysticki w gabinetach ich prezesów. Potrafią owi Funkcjonariusze Niesprawiedliwości sterować głosem sędziów – podgłaśniać ich emisję lub ściszać ją w kierunku bezgłosu.
Sam tego doświadczyłem w trakcie rozprawy apelacyjnej, gdy moje konkretne wyliczenie i uzasadnienie kwoty żądanej jako zadośćuczynienie za komunistyczne represje, zostało przez sędziego sprawozdawcę tak cicho wymamrotane, że publiczność zgormadzona na sali niczego nie zrozumiała, a oddaleni od trybunału dziennikarze nie mieli szans prawdy (i krzywdy) zarejestrować. Po prostu w ten sposób dlaczego i czego żądałem wygumowano.
Można znaleźć w sieci film (pierwszy odnośnik poniżej), który dokumentuje tę sytuację. Na początku sędzia-sprawozdawca dziwnie "traci" głos, ludzie protestują, że nic nie słychać, że mówi za cicho – ale interwencje nic nie dają. Na koniec posiedzenia ten sam pan odzyskuje wokal: mówi wyraziście, jasno i dobitnie, teraz wszyscy wszystko bez problemu nagrywają: sprawę cofa się do ponownego rozpatrzenia. Dla mnie niby lepiej, bo może zbadają roszczenia, które pierwszy skład sędziowski świadomie pominął, ale z punktu widzenia faryzejskiego aeropagu... – zważywszy na mój wiek i tempo procedowania – przecież nie muszę końcowego wyroku dożyć, a tym samym Państwo uchroni kasę.
I tak się dzieje dzisiaj coraz częściej. Pod tekstem podaję kolejne odnośniki do nagrań z sal sądowych, gdzie wyraźnie słychać, że ma nie być słychać. Poniżej link drugi: Opis filmu: 22 sierpnia 2012 r. Sąd Apelacyjny w Katowicach przeprowadził posiedzenie w sprawie skargi na przewlekłość postępowania prokuratury i sądu, jaką złożył pan Jan Jączek, jeden z koordynatorów Stowarzyszenia „Ruch Obrony Praworządności”. Posiedzeniu w tej sprawie przewodniczył pan Waldemar Szmidt. Na filmie (min. 4'15'') wzburzony Jączek donośnym głosem apeluje do sędziego, by ten mówił wyraźnie, bo na sali są starsi ludzie, którzy mają problemy ze słuchem, m.in. zasłużony antykomunista, Kazimierz Świtoń. „Sędzia Szmidt tak manipuluje sprawą, coś mruczy pod nosem, żeby nikt nie słyszał o co chodzi” – mówi pan Jan. A chodziło o to, że poszukujący sprawiedliwości, oszukany przez Getin Bank Jan Jączek, złożył wniosek o odsunięcie od rozprawy stronniczego sędziego. I czym się to skończyło? Wnioskodawca stał się podsądnym i ma teraz sprawę karną właśnie o znieważenie sędziego Szmidta, założoną przez prezesa wspomnianego sądu apelacyjnego, pana Romana Sugiera. Za chwilę pewnie usłyszymy, że został osadzony w więzieniu; dałbym sobie głowę uciąć, że tak będzie. Ręce opadają, gdy w „pokoju palestry” ręka rękę myje. Nie wiadomo czy śmiać się, czy płakać...
Podobny przebieg miała rozprawa, zakończona wyniesieniem przez policję podsądnego z sali rozpraw. Ponieważ ta sprawa dotyczy dziennikarza, przytoczę jego oficjalne oświadczenie po tym incydencie:„26 czerwca 2013 r. w Sądzie Rejonowym Katowice-Wschód w Katowicach odbyła się pierwsza rozprawa procesu Mariusza Cysewskiego, redaktora pisma „Wolny Czyn" KPN Obszaru V, oskarżonego o znieważenie Jolanty Śliwy z prokuratury w Krakowie, po tym, jak oskarżyła Polaków o niemieckie zbrodnie wojenne. Jolanta Śliwa nie pofatygowała się do sądu sugerując, że nie ma czasu na hucpy polskich podludzi. Proces powierzono pani sędzi Iwonie Wróbel. Pierwsze posiedzenie 26 czerwca było krótkie. Sąd bezprawnie utajnił rozprawę, przez co M. Cysewski niezwłocznie złożył wniosek o odsunięcie od sprawy stronniczej jego zdaniem sędzi. Wówczas pani Iwona Wróbel poleciła siłą usunąć z sali M. Cysewskiego. W pewnym uproszczeniu, w państwach europejskich, w tym również teoretycznie w Polsce, każdy ma prawo do jawnej rozprawy sądowej – stanowi o tym art. 6-1 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka. W 1993 roku rząd w Polsce zobowiązał się przestrzegać tej Konwencji. Przesłanką utajnienia rozprawy przede wszystkim nie może być chęć ukrycia deprawacji urzędników.”
Chodzi o to, że Cysewski złożył formalne zażalenie na postępowanie krakowskiej prokuratorki, a ta „odwinęła mu się” procesem o „szkalowanie jej dobrego imienia”. Katowicka pani sędzia, gdy Cysewski argumentował, zachowywała się jak „niemowa”-niemota, trudno było mi wyłapać dlaczego niby ma dbać o prywatność „koleżanki po todze”, i za co tamta ciąga dziennikarza po sądach, skoro ten stara się przeciwstawiać antypolonistom, ale zauważyłem, że kobieta-mamrot odzyskała głos, gdy trzeba było zmotywować mundurowych (sprawozdanie filmowe, link 3).
Link czwarty to wznowienie autolustracji Leszka Moczulskiego w Warszawie (19.06.2013). Komentuje Ryszard Bocian, KPN 1979-89, Kraków: „Sąd zarządził rozdzielenie "podłużnej" prostokątnej sali rozpraw ławami – ze względu na bezpieczeństwo stron. W rezultacie publiczność została stłoczona w końcu pomieszczenia. Sędzia przewodnicząca zasłonięta była monitorem i mówiła na dodatek dosyć cicho – ja w pierwszej ławie prawie nic nie słyszałem, publiczność z tylnych ław powstawała, żeby coś słyszeć. Zresztą nagranie daje pogląd na tę kwestię. Nie mam pewności, czy pani Joanna Hut robiła to świadomie. Niemniej taka praktyka, cichego i niewyraźnego mamrotania pod nosem przez sąd – jest niedopuszczalna i stanowi niewątpliwie poważne naruszenie "publicznościowości&#8 221; pr oc es u”. Czy ci „bohaterowie” skrytości i dyspozycyjności robią to ze wstydu, że poufne dyrektywy prezesów zabraniają im samodzielności? Czy raczej odwrotnie – jest to stosowanie zalecanych forteli, które winny „ściemniać ściemę”? A wybiegi te mają po cichutku osiągać swoje cele: gnębić niepokornych? Szeptanka polskich sędziów to przekaz dla strażników układu: prokuratorów, komendantów POmilicji, szefów ratuszy, urzędów skarbowych i celnych, zakładów ubezpieczeń, dyrektorów banków, wszelkiej maści notabli, oligarchów, celebrytów partyjnych, mających tak naprawdę głęboko w d... jakikolwiek elektorat. Kto ma etyczny słuch, ten wyłapuje rezonans i przekaz, że krzywda społeczna tkwi w bezgłosie. Dawniej panowie w czarnych kapeluszach i skórzanych płaszczach z ukrytymi naganami za pasem zjawiali się w domach nad ranem, gdy jeszcze wszyscy spali, by w ciszy, bez świadków, wybierać wytypowane o fiary; obecnie robią to samo ich pogrobowcy „zakapturzeni w togach”, mrucząc pod nosem zza trybunału jakieś fastrygowane na poczekaniu zarządzenia, przepisy, niedorzecznie przyklejane paragrafy. A wszystko to – jako jeden z wielu wyrafinowanych i cynicznych przejawów panoszenia się KomoRuskoTfuskolandii – wyraz sprzężenia zwrotnego złych mocy, utrzymujących status quo pookrągłostołowego ubekistanu.
Eksminister sprawiedliwości, Jałosraw Gówin (jak powinno się tego zaprzańca nazywać), musiał mieć niezłe rozeznanie w szambie, którym zawiadował. Choć to ideologiczny kombinator nie z mojej bajki, to jednak zrobił – choć nie wiem dlaczego – formalny krok ku „opcji zerowej”, którą postulują odważniejsi reformatorzy polskiego sądownictwa (by rozgonić całą obecną palestrę w togach na cztery wiatry): w jakimś zakresie zlikwidował/naruszył lokalne siedliska układów – w sądach rejonowych.

W zabiegach antyfundamentalnych bezkarna szeptanka pomiędzy sobą i dla swoich... I wrzask na cały kraj odnośnie terroryzmu i alarmów... To zabawa w kotka i myszkę prowadząca donikąd, dopóki sądownictwo polskie nie odzyska zaufania publicznego... W Chorzowie co i rusz, podług godzin na wokandzie, wielu przesuwa sobie telefonicznym fortelem terminy rozpraw – widzę to na podstawie zablokowanej ulicy i gromady ludzi ewakuowanych z gmachu po otrzymaniu informacji, że została podłożona bomba. Efekt jest taki, że zaostrza się tylko restrykcje. Teraz upokarzające kontrole „pod muszką i szczerbinką” przy wejściu do sądów i dodatkowo pod salami procesowymi przypominają obrazy z czasów okupacji. Gdzie my żyjemy!? A może by tak faktycznie – kieruję to do radykalnej opozycji – ogłosić alarm sądowy w całym kraju i wszystkim pracownikom z branży Temidy – po opuszczeniu stanowisk, uniemożliwić powrót do pokojów...?


Przypisy:
W kolejności odnośniki do filmów i omówień wyżej przytaczanych rozpraw:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz