Poniżej ciekawy
artykuł "Dlaczego sędziowie szepcą?" Zygmunta Korusa, Klub ''Gazety Polskiej'' Chorzów http://naszeblogi.pl/42505-dlaczego-sedziowie-szepca#comment-956831
DLACZEGO SĘDZIOWIE
SZEPCĄ?
Kiedyś
uczono ich retoryki i oratorstwa. Teraz erystyki (jak łgać) i aktorstwa (jak
zagrać mamrota). To środowisko, liczące 10 000 osobników w togach, miało się
samooczyścić (w myśl doktryny zaniechania prof. Adama Strzembosza, pierwszego
prezesa Sądu Najwyższego po 1989 roku w sprawie lustracji). I co? Jeszcze nigdy
nie zdarzyło się na świecie, by jakaś grupa przestępcza z własnej woli się
nawróciła i dobro zapanowało nad złem. Zawsze jest odwrotnie: to gangrena się
rozpowszechnia. O ile tuż po transformacji było ok. 700 sędziów, którzy
zachowywali się przyzwoicie w stanie wojennym i poddali się samolustracji, to
przeważająca reszta, spychając tych pierwszych na drodze awansu w dół,
opanowała decyzyjne przyczółki w sądach. Jeśli przyjąć, że podobna ilość sędziów
jest w większych od Polski Niemczech (a w Anglii jest ich tylko 2,5 tysiąca),
to daje nam to obraz skali niewydolności indywidualnej, ale też ogrom
„nietykalnego układu”, przed którym staje z góry przegrany podsądny. Oficjalnie
ilość wygranych przez Państwo wyroków, wobec procesujących się z nim obywateli,
to 98,2%, co w praktyce – gdy przyjąć margines błędu statystycznego – oznacza
99,9%. Słowem – Korea Północna!
Chodzę
ostatnio częściej do sądów na tzw. procesy polityczne (tak, tak, jest ich dziś
więcej, niż nam się wydaje). Zwłaszcza od czasu, gdy wymyśliłem określenie
„procesy tortowe”, które ma zgrabnie określać pewien nowy etap walki obywateli
z uciskiem PRL-u bis. Robię to w ramach noblesse oblige wobec Zygmunta
„Cukiernika” Miernika, którego znam osobiście od lat. Jego dramatyczny protest
unaocznił światu, jacy dranie noszą w Polsce togi. Gdy się temu zjawisku –
totalnej degrengolady polskiego wymiaru sprawiedliwości (lepiej byłoby napisać,
parafrazując dawne określenie „socjalistycznej” skarbówki, domiaru
niesprawiedliwości) – przyjrzeć nieco bliżej, to w gruncie rzeczy miliony
Polaków mają upolitycznione procesy. Jak bowiem nazwać ideologiczne zblatowanie
gangsterów (by chronić swoich), ulokowanych praktycznie na wszelkich szczeblach
władzy ustawodawczej, wykonawczej, a zwłaszcza sądowniczej, którzy rządzą
krajem, w imieniu których prokuruje się odgórnie wyroki wygodne dla układu, a
nie dla obywateli? Otrzymuję sporo błagalnych, tragicznych listów od ludzi z
prowincji, z opisami małomiasteczkowego gnębienia odbywającego się tam latami
za zgodą sitw funkcjonariuszy, a powstające tu i ówdzie lokalne Stowarzyszenia
Samoobrony przed Polskim Bezprawiem dokumentują już owych skrzywdzonych w
dziesiątki tysięcy.
„Prostest
tortowy” Miernika wpisał się w batalię, jaką prowadzą od lat dwaj Ślązacy, były
parlamentarzysta Adam Słomka i pitawalowy redaktor, Mariusz Cysewski (zwłaszcza
ten drugi aż się ugina pod ciężarem grzywien, jakie mu za to zasądzono) o
jawność procesów sądowych: by wprowadzić powszechny monitoring rozpraw,
„zakazać zakazów” nagrywania przez media zeznań świadków, wypowiedzi sędziów i
prokuratorów, uzasadnień wyroków, otworzyć publiczną kontrolę nad tą
zdegenerowaną, wręcz przestępczą kamarylą w togach. Widać już jakieś efekty, bo
oto zaobserwowałem od pewnego czasu, że w gmachach Temidy zainstalowano chyba
joysticki w gabinetach ich prezesów. Potrafią owi Funkcjonariusze
Niesprawiedliwości sterować głosem sędziów – podgłaśniać ich emisję lub ściszać
ją w kierunku bezgłosu.
Sam
tego doświadczyłem w trakcie rozprawy apelacyjnej, gdy moje konkretne
wyliczenie i uzasadnienie kwoty żądanej jako zadośćuczynienie za komunistyczne
represje, zostało przez sędziego sprawozdawcę tak cicho wymamrotane, że
publiczność zgormadzona na sali niczego nie zrozumiała, a oddaleni od trybunału
dziennikarze nie mieli szans prawdy (i krzywdy) zarejestrować. Po prostu w ten
sposób dlaczego i czego żądałem wygumowano.
Można
znaleźć w sieci film (pierwszy odnośnik poniżej), który dokumentuje tę
sytuację. Na początku sędzia-sprawozdawca dziwnie "traci" głos,
ludzie protestują, że nic nie słychać, że mówi za cicho – ale interwencje nic
nie dają. Na koniec posiedzenia ten sam pan odzyskuje wokal: mówi wyraziście,
jasno i dobitnie, teraz wszyscy wszystko bez problemu nagrywają: sprawę cofa
się do ponownego rozpatrzenia. Dla mnie niby lepiej, bo może zbadają
roszczenia, które pierwszy skład sędziowski świadomie pominął, ale z punktu
widzenia faryzejskiego aeropagu... – zważywszy na mój wiek i tempo procedowania
– przecież nie muszę końcowego wyroku dożyć, a tym samym Państwo uchroni kasę.
I
tak się dzieje dzisiaj coraz częściej. Pod tekstem podaję kolejne odnośniki do
nagrań z sal sądowych, gdzie wyraźnie słychać, że ma nie być słychać. Poniżej
link drugi: Opis filmu: 22 sierpnia 2012 r. Sąd Apelacyjny w Katowicach
przeprowadził posiedzenie w sprawie skargi na przewlekłość postępowania
prokuratury i sądu, jaką złożył pan Jan Jączek, jeden z koordynatorów
Stowarzyszenia „Ruch Obrony Praworządności”. Posiedzeniu w tej sprawie przewodniczył
pan Waldemar Szmidt. Na filmie (min. 4'15'') wzburzony Jączek donośnym głosem
apeluje do sędziego, by ten mówił wyraźnie, bo na sali są starsi ludzie, którzy
mają problemy ze słuchem, m.in. zasłużony antykomunista, Kazimierz Świtoń.
„Sędzia Szmidt tak manipuluje sprawą, coś mruczy pod nosem, żeby nikt nie
słyszał o co chodzi” – mówi pan Jan. A chodziło o to, że poszukujący
sprawiedliwości, oszukany przez Getin Bank Jan Jączek, złożył wniosek o
odsunięcie od rozprawy stronniczego sędziego. I czym się to skończyło?
Wnioskodawca stał się podsądnym i ma teraz sprawę karną właśnie o znieważenie
sędziego Szmidta, założoną przez prezesa wspomnianego sądu apelacyjnego, pana
Romana Sugiera. Za chwilę pewnie usłyszymy, że został osadzony w więzieniu;
dałbym sobie głowę uciąć, że tak będzie. Ręce opadają, gdy w „pokoju palestry”
ręka rękę myje. Nie wiadomo czy śmiać się, czy płakać...
Podobny
przebieg miała rozprawa, zakończona wyniesieniem przez policję podsądnego z
sali rozpraw. Ponieważ ta sprawa dotyczy dziennikarza, przytoczę jego oficjalne
oświadczenie po tym incydencie:„26 czerwca 2013 r. w Sądzie Rejonowym
Katowice-Wschód w Katowicach odbyła się pierwsza rozprawa procesu Mariusza
Cysewskiego, redaktora pisma „Wolny Czyn" KPN Obszaru V, oskarżonego o
znieważenie Jolanty Śliwy z prokuratury w Krakowie, po tym, jak oskarżyła
Polaków o niemieckie zbrodnie wojenne. Jolanta Śliwa nie pofatygowała się do
sądu sugerując, że nie ma czasu na hucpy polskich podludzi. Proces powierzono
pani sędzi Iwonie Wróbel. Pierwsze posiedzenie 26 czerwca było krótkie. Sąd
bezprawnie utajnił rozprawę, przez co M. Cysewski niezwłocznie złożył wniosek o
odsunięcie od sprawy stronniczej jego zdaniem sędzi. Wówczas pani Iwona Wróbel
poleciła siłą usunąć z sali M. Cysewskiego. W pewnym uproszczeniu, w państwach
europejskich, w tym również teoretycznie w Polsce, każdy ma prawo do jawnej
rozprawy sądowej – stanowi o tym art. 6-1 Europejskiej Konwencji Praw
Człowieka. W 1993 roku rząd w Polsce zobowiązał się przestrzegać tej Konwencji.
Przesłanką utajnienia rozprawy przede wszystkim nie może być chęć ukrycia
deprawacji urzędników.”
Chodzi
o to, że Cysewski złożył formalne zażalenie na postępowanie krakowskiej
prokuratorki, a ta „odwinęła mu się” procesem o „szkalowanie jej dobrego
imienia”. Katowicka pani sędzia, gdy Cysewski argumentował, zachowywała się jak
„niemowa”-niemota, trudno było mi wyłapać dlaczego niby ma dbać o prywatność
„koleżanki po todze”, i za co tamta ciąga dziennikarza po sądach, skoro ten
stara się przeciwstawiać antypolonistom, ale zauważyłem, że kobieta-mamrot
odzyskała głos, gdy trzeba było zmotywować mundurowych (sprawozdanie filmowe,
link 3).
Link
czwarty to wznowienie autolustracji Leszka Moczulskiego w Warszawie
(19.06.2013). Komentuje Ryszard Bocian, KPN 1979-89, Kraków: „Sąd
zarządził rozdzielenie "podłużnej" prostokątnej sali rozpraw ławami –
ze względu na bezpieczeństwo stron. W rezultacie publiczność została stłoczona
w końcu pomieszczenia. Sędzia przewodnicząca zasłonięta była monitorem i mówiła
na dodatek dosyć cicho – ja w pierwszej ławie prawie nic nie słyszałem,
publiczność z tylnych ław powstawała, żeby coś słyszeć. Zresztą nagranie daje
pogląd na tę kwestię. Nie mam pewności, czy pani Joanna Hut robiła to
świadomie. Niemniej taka praktyka, cichego i niewyraźnego mamrotania pod nosem
przez sąd – jest niedopuszczalna i stanowi niewątpliwie poważne naruszenie
"publicznościowości 221; pr oc es u”. Czy ci „bohaterowie”
skrytości i dyspozycyjności robią to ze wstydu, że poufne dyrektywy prezesów
zabraniają im samodzielności? Czy raczej odwrotnie – jest to stosowanie
zalecanych forteli, które winny „ściemniać ściemę”? A wybiegi te mają po
cichutku osiągać swoje cele: gnębić niepokornych? Szeptanka polskich sędziów to
przekaz dla strażników układu: prokuratorów, komendantów POmilicji, szefów
ratuszy, urzędów skarbowych i celnych, zakładów ubezpieczeń, dyrektorów banków,
wszelkiej maści notabli, oligarchów, celebrytów partyjnych, mających tak
naprawdę głęboko w d... jakikolwiek elektorat. Kto ma etyczny słuch, ten
wyłapuje rezonans i przekaz, że krzywda społeczna tkwi w bezgłosie. Dawniej
panowie w czarnych kapeluszach i skórzanych płaszczach z ukrytymi naganami za
pasem zjawiali się w domach nad ranem, gdy jeszcze wszyscy spali, by w ciszy,
bez świadków, wybierać wytypowane o fiary; obecnie robią to samo ich pogrobowcy
„zakapturzeni w togach”, mrucząc pod nosem zza trybunału jakieś fastrygowane na
poczekaniu zarządzenia, przepisy, niedorzecznie przyklejane paragrafy. A
wszystko to – jako jeden z wielu wyrafinowanych i cynicznych przejawów
panoszenia się KomoRuskoTfuskolandii – wyraz sprzężenia zwrotnego złych mocy,
utrzymujących status quo pookrągłostołowego ubekistanu.
Eksminister
sprawiedliwości, Jałosraw Gówin (jak powinno się tego zaprzańca nazywać),
musiał mieć niezłe rozeznanie w szambie, którym zawiadował. Choć to
ideologiczny kombinator nie z mojej bajki, to jednak zrobił – choć nie wiem
dlaczego – formalny krok ku „opcji zerowej”, którą postulują odważniejsi
reformatorzy polskiego sądownictwa (by rozgonić całą obecną palestrę w togach
na cztery wiatry): w jakimś zakresie zlikwidował/naruszył lokalne siedliska
układów – w sądach rejonowych.
W
zabiegach antyfundamentalnych bezkarna szeptanka pomiędzy sobą i dla swoich...
I wrzask na cały kraj odnośnie terroryzmu i alarmów... To zabawa w kotka i
myszkę prowadząca donikąd, dopóki sądownictwo polskie nie odzyska zaufania
publicznego... W Chorzowie co i rusz, podług godzin na wokandzie, wielu
przesuwa sobie telefonicznym fortelem terminy rozpraw – widzę to na podstawie
zablokowanej ulicy i gromady ludzi ewakuowanych z gmachu po otrzymaniu
informacji, że została podłożona bomba. Efekt jest taki, że zaostrza się tylko
restrykcje. Teraz upokarzające kontrole „pod muszką i szczerbinką” przy wejściu
do sądów i dodatkowo pod salami procesowymi przypominają obrazy z czasów
okupacji. Gdzie my żyjemy!? A może by tak faktycznie – kieruję to do radykalnej
opozycji – ogłosić alarm sądowy w całym kraju i wszystkim pracownikom z branży
Temidy – po opuszczeniu stanowisk, uniemożliwić powrót do pokojów...?
Przypisy:
W
kolejności odnośniki do filmów i omówień wyżej przytaczanych rozpraw:
Z. Korus: http://www.youtube.com/watch?v=4sfAFRM1aFM&feature=player_embedded[ http://wkrakowie2012cd.wordpress.com/2013/05/01/sprawa-zygmunta-korusa-przywodcy-strajku-w-1968-roku-w-krakowie-przed-sadem/]
J.
Jączek: http://www.youtube.com/watch?v=RC80CaYa41QM. Cysewski:http://www.youtube.com/watch?v=LYtrde3-kDM L. Moczulski:http://www.polonus.mojeforum.net/viewtopic.php?t=2230&postdays=0&postorder=asc&start=15Opublikowano:http://naszeblogi.pl/42505-dlaczego-sedziowie-szepca#comment-956831
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz