Wiele mówi się o Katyniu, o napaści z 17 września, ale jakby zapomina się, iż jeszcze przed II wojną światową doszło do ludobójstwa Polaków mieszkających w granicach ZSRR. To tzw. Operacja Polska NKWD. Poniżej gwoli przypomnienia, tekst poety Marka Baterowicza z Australii sprzed ponad 3 lat w tej kwestii:
W ubiegłym roku minęła 75-ta rocznica „operacji polskiej” NKWD z lat
1937-1938, dokonanej w granicach ZSRR. Ogromnym paradoksem jest to, że ta
piewsza ludobójcza czystka Stalina uważana przez wielu historyków za największą
zbrodnię popełnioną na Polakach w wieku XX-tym, wspominana jest tak rzadko i
znana jest tak słabo samym Polakom. Od sierpnia do 1937 roku do listopada 1938
skazano prawie 140 tys. Polaków, w tym 111 tysięcy rozstrzelano, co prawie
6-krotnie przekracza liczbę pomordowanych w operacji katyńskiej. Rosyjski
historyk Nikita Pietrow ( Stowarzyszenie „Memoriał”) przyznaje, że to
największa spośród operacji narodowych NKWD co do liczby ofiar. Na marginesie
możemy zastanowić się czy jeszcze większą zbrodnią nie była deportacja na
Daleki Wschód ponad dwóch milionów Polaków - zagłada tysięcy istnień w
nieludzkich warunkach klimatycznych nie ustępuje likwidacji ludzi z
pomocą kul karabinowych.
W związku z 75-tą rocznicą tragedii redakcja zasłużonego kwartalnika
„Arcana” w Krakowie rozpisała ankietę wśród najważniejszych zagranicznych i
polskich badaczy tej zbrodni, a ich wypowiedzi zebrano w numerze
106-107 (2012) tego pisma. Ankietę otwiera głos wspomnianego już historyka
Pietrowa, który podkreśla, że rosyjskie władze utrudniając dostęp do zbiorów
archiwalnych występują w roli ukrywających przestępstwa stalinowskie. W tym
świetle bierna postawa, nawet zaniechanie, ze strony wielu polskich ośrodków
niejako pomaga Rosjanom w procederze wyciszania tematu. Istotnie – jak mówi
Krzysztof Jasiewicz z Instytutu Studiów Politycznych w Warszawie - zbrodnia
operacji polskiej NKWD nie została nawet nazwana zbrodnią przez państwo
polskie, a jej ofiary wyrzucono poza obieg narodowej martyrologii. I
dodaje, że „powinniśmy przywrócić z niebytu nazwiska Ofiar i ich groby oraz
zapewnić im godne miejsce w pomnikach, w nazwach ulic, w formie specjalnego
muzeum. Nie powinniśmy zgadzać się na wspólne cmentarze wraz z innymi nacjami,
bo to służy na obszarze postsowieckim do rozmydlania zbrodni i obniżania jej
rangi. Kaci i ich pomocnicy winni być znani. Polska musi się upominać o Polaków
pod każdą szerokością geograficzną”.
Otóż to, a co w tej sprawie uczynili Polacy na antypodach? Apel
Rady Polonii Świata z 1997 roku, który wzywał do obchodów w dniu 14 września
polskiego Holokaustu chrześcijańskiego ( ofiar hitleryzmu i bolszewizmu)
pozostał jak dotąd bez echa. Być może wynika to z obaw, że użycie określenia
„holokaustu” będzie przyjęte niemile przez społeczność żydowską, która poniekąd
zawłaszczyła sobie ten termin. Taka postawa jednak – lękliwa czy
„narrow-minded” – z góry wyklucza liberalizm Żydów ( a dlaczego o nim wątpić
?), którzy przecież mogliby podzielić się z nami tym symbolicznym w końcu
terminem, widzieć w tym wyłącznie nazwę podobnego ludobójstwa, choć nieco
mniejszego co do rozmiarów w porównaniu z ich Holokaustem, ale też
wielkiego w skali martyrologii.
W ankiecie powraca też wielokrotnie pojęcie „bloodlands” przyjęte z
tytułu ważnej książki Timothy Snydera „Bloodlands”, który udowadnia w niej, że najbardziej
prześladowaną mniejszością etniczną w granicach ZSRR byli właśnie Polacy.Oczywiście
po sierpniu 1937 r. przeprowadzono w Rosji operacje narodowościowe np.
przeciwko Finom, Estończykom, Rumunom, Bułgarom, Macedończykom, Łotyszom,
Grekom, Persom, Koreańczykom lub Chińczykom, ale akcja przeciwko
Polakom była pierwszą, co podkreślają nawet badacze rosyjscy: Mikołaj
Iwanow w książce „Pierwszy naród ukarany.Polacy w Związku Radzieckim 1921 –
1938” ( Wrocław, 1991) i Nikita Pietrow w pracy „Polska operacja NKWD”. „Karta”
nr.11’1993. Pietrow dodaje, że Polaków zatrzymywano też w ramach innych
operacji narodowościowych, a także w ramach tzw.operacji kułackiej, prowadzonej
od lipca 1937 r. Pietrow przekazywał stronie polskiej materiały o tych
zbrodniach już 20 lat temu, lecz post-PRL-owski establishement w IIIRP jakby
ignorował sprawę „operacji polskiej NKWD”, co zdaniem prof. Marka Jana
Chodakiewicza jest skandalem godnym odnotowania. Potwierdza to jednak
powszechnie panujący pogląd, że w III RP rządzą nie Polacy, ale Peerelczycy
czyli spadkobiercy dawnych preferencji PZPR, a zatem również zacierania
wszelkich śladów rosyjskich win.
Prof. M.J.Chodakiewicz stawia pytanie dlaczego Polacy znaleźli się na
bolszewickim celowniku i dlaczego jako pierwsi ? Uważa on, że
Sowieci Polaków i Polski się bali, nie tylko w sensie materialnym, ale głównie
w sensie duchowym, Polacy bowiem byli spadkobiercami I RP, której sarmacka (
post-sarmacka i prometejska ideologia) stanowiła najbardziej atrakcyjną
alternatywę do zorganizowania Międzymorza i okolic. Jasiewicz natomiast mówi
ogólnie o antypolskich fobiach elit sowieckich i samego Stalina, dodając jednak
inną istotną przyczynę: kompleks przegranej wojny 1920 roku. Wyłania się więc
tu motyw zemsty, bynajmniej nie do odrzucenia. Historyk Bogdan Musiał (Uniwersytet Kardynała S.Wyszyńskiego) zwraca też uwagę na to, że Polacy
byli prześladowni systematycznie przez sowiecki reżim o wiele wcześniej, a na
dużą skalę od 1930 do 1936 roku, gdy dziesiątki tysięcy polskich rodzin były
deportowane na wschód, a tysiące mężczyn zostało zamordowanych.
Z kolei w „Czarnej księdze komunizmu” (1997) prof. A. Paczkowski przypomina, że
już w latach 1924-1929 co najmniej kilkuset Polaków rozstrzelano pod zarzutem
„szpiegostwa” ( choć POW już nie istniała), represjonowano też kilkuset
polskich księży, a od r.1935 likwidowano polskie rejony autonomiczne (
str.341/2).
Tomasz K.Sommer definiuje „operacje polską” jako pierwszy przypadek
ludobójstwa dokonanego z przyczyn etnicznych i przeprowadzonego w sposób
administracyjny przez państwo totalitarne. Podobnie widzi to Marek Kornat (
Instytut Historii PAN, W-wa): „prześladowania Polaków na terenie ZSRR trzeba
nazwać eksterminacją, a obowiązek pamięci zbiorowej Polaków rozciąga się na to
straszliwe doświadczenie eksterminacji, będącej zbrodnią przeciw ludzkości sui
generis”. I dlatego w Instytucie Pamięci Narodowej (tak
znienawidzonym przez post-komunistyczny układ III RP ) z inicjatywy śp. prezesa
IPN-u Janusza Kurtyki, a we współpracy z archiwum SB Ukrainy, opublikowano dwa
tomy pt. „Wielki Terror: operacja polska 1937-1938” ( 2010). O tym narodowym
obowiązku mówi też prof. Jan Jacek Bruski ( Instytut Historii UJ):
„Przywrócenie pamięci o najkrwawszej z operacji narodowościowych NKWD to bez
wątpienia wielkie zobowiązanie przede wszystkim dla strony polskiej”.
Wymienia zarazem cudzoziemców, którzy wyprzedzili nas w odkrywaniu
owej zbrodni jak Terry Martin, Timothy Snyder, Hiroaki Kuromiya albo śp. Oleg
Ken. Wśród nich byli też Iwanow, Pietrow czy rosyjsko-niemiecki historyk Victor
Donnighaus. Obecnie duży udział w przypomnieniu tragedii Polaków z lat
Wielkiego Terroru ma Instytut Pamięci Narodowej, który nadrabia stracony okres
kilkudziesięciu lat. W tym czasie – jak to ujął Jerzy Bednarek ( IPN, Łódź ) –
owa zbrodnia była całkowicie przemilczana, a co gorsze, w wielu obszarach
wiedzy historycznej w dalszym ciągu pozostaje białą plamą. Swoistą hańbą jest
to, że w obszernej publikacji „Białe plamy – Czarne plamy. Sprawy trudne w
relacjach polsko-rosyjskich” ( 2010, pod redakcją Adama D.Rotfelda, który
niegdyś był protegowanym Cyrankiewicza ) represjom wobec Polaków w latach
30-tych poświęcono niewiele miejsca, a tekście rosyjskim w ogóle je pominięto.
A przecież – jak podkreśla prof. Henryk Głębocki ( Instytut Historii UJ) –
przywrócenie pamięci o tej masakrze jest elementarnym obowiązkiem, nie tylko ze
względów naukowych, ale ludzkich po prostu. Zdaniem prof. Głębockiego etniczne
czystki nie tylko rozwiązywały problemy wewnętrzne w ZSRR, ale i
przygotowywały przedpole do rewolucyjnego podboju Europy i świata.
Polacy dla Stalina i jego kierownictwa byli „zbiorowym wrogiem”, co nawet
znalazło wyraz w filmach sowieckich, propagujących czarny wizerunek Polaka. W
rzeczywistości Stalina drażniła – jak sądzi Głębocki – żywotność polskiej idei
prometejskiej, obecność polskości na kresach i fiasko projektu wyhodowania „zbolszewionej
tożsamości” Polaków, których zamierzał użyć w przyszłości w sowietyzowaniu
Polski. I wreszcie warto zacytować słowa prof. Hiroaki Kuromiya (Indiana
University): „Operacja Polska była zapewne najbardziej niszczącą ( the most
devastating) spośród masowych mordów wymierzonych przeciw konkretnym
narodowościom za Stalina. I , tak jak Holokaust, Operacja Polska powinna być
pamiętana przez całą ludzkość”. A zatem – dodajmy - również na antypodach!
Marek Baterowicz
Marek Baterowicz (ur. w 1944 w Krakowie), poeta, prozaik, publicysta, tłumacz poezji
krajów romańskich, latynoskich i Quebec’u. Romanista – doktorat o wpływach
hiszpańskich na poetów francuskich XVI/ XVII wieku (1998), fragmenty tej tezy
ukazały się we Francji. Wydał też tomik wierszy w języku francuskim – „Fée et
fourmis” ( Paris, 1977). Jako poeta debiutował na łamach „Tygodnika
Powszechnego” i „Studenta” (w 1971). Debiut książkowy: „Wersety do świtu” (
W-wa,1976) – tytuł był aluzją do nocy PRL-u. W r.1981 wydał zbiór wierszy poza
cenzurą: „Łamiąc gałęzie ciszy”. Od 1985 roku na emigracji, po czterech latach
czekania na paszport, najpierw w Hiszpanii, a od 1987 w Australii. Wydał też
kilka tytułów prozy, w tym powieść ze stanu środowiskiem „Tygodnika
Powszechnego”, które poparło grubą kreskę ułatwiającą nowe zniewolenie. Autor
wielu zbiorów wierszy jak np. „Serce i pięść” (Sydney, 1987), „Z tamtej strony
drzewa” (Melbourne, 1992 – wiersze zebrane), „Miejsce w atlasie” (Sydney,
1996), „Cierń i cień „ (Sydney,2003) czy „Na smyczy słońca” (Sydney, 2008). W 2010
r. we Włoszech ukazał się wybór jego wierszy – „Canti del pianeta”, "Status
quo"(Toronto, 2014) oraz najnowszy jego tomik- " Nad wielką
wodą"(2015). Wydawca (Roma, Empiria) tak określił jego poezję: „to
zaproszenie człowieka planetarnego, ceniącego wartości uniwersalne całej
ludzkości i braterstwo między ludźmi".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz