Misiewicze to akcja Nowoczesnej mająca ujawnić rzekome olbrzymie zawłaszczania państwa przez ludzi z Prawo i Sprawiedliwości. Na razie wygląda to mizernie - na stronie jest 141 nazwisk osób w różnych spółkach i instytucjach, którzy mogą być związani z PISem. Oczywiście o kompetencjach osób do zajmowania stanowisk nie pisze się wcale, wszak Nowoczesna z góry przyjęła, że jak mianowany za czasów PIS, to nie ma żadnej kompetencji.
Zapomniał wół jak cielęciem był - brzmi znane porzekadło. Za czasów PO-PSL w spółkach skarbu państwa i innych instytucjach państwowych, setki działaczy i osób związanych z Platformą Obywatelską (a jak wiadomo Nowoczesna to młodsza siostra Platformy) obejmowała intratne stanowiska, na których zarabiali setki tysięcy, a nawet miliony złotych. Najciekawiej, że najgłośniej krzyczy Nowoczesna, której lider w Ryszard Petru w 2014 roku został z rekomendacji PO szefem rady nadzorczej PKP SA, mimo że nie miał uprzednio nic wspólnego z kolejami państwowymi. Ale jak zauważył niegdyś Marek Belka b. premier, b. minister finansów - przesłuchiwany przez jedną z komisji śledczych - na okoliczność pracy w radzie nadzorczej, opiera się ona jedynie na oglądaniu słupków. A do tego żadnych szczególnych predyspozycji, wielkich kompetencji nie potrzeba.
Ponadto jakie są kompetencje w Nowoczesnej, można było się przekonać w związku ze sprawozdaniem finansowym, odrzuconym przez PKW i przez Sąd Najwyższy (w ten sposób Nowoczesna straciła 4,5 mln zł rocznie subwencji państwowej).
W rzeczywistości krzyk Nowoczesnej i Platformej, to krzyk o utracone stanowiska przez kolesi i obsadzaniu ich przez nominatów z PIS. Dla zwykłego obywatela ma to niewielkie znacznie. Zatem cała ta wrzawa ws. Misiewiczów to jedna hipokryzja.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz