8 marca miał być Międzynarodowy Strajk Kobiet. I już sama nazwa protestu jest oszustwem. Strajk bowiem kojarzy się z powstrzymaniem się od pracy, od jedzenia (strajk głodowy), od uczestnictwa (strajk absencyjny). Szczególną formą jest strajk włoski czyli takie wykonywanie obowiązków, by było uciążliwe, ale co do zasady chodzi o powstrzymanie się.
Tymczasem Międzynarodowy Strajk Kobiet polegał na udziale w manifestacjach głównie po godzinach pracy (16.30 we Wrocławiu, 17.00 w Rzeszowie itd). Zatem od czego powstrzymywały się osoby uczestniczące w tym pseudo-strajku, przecież nie od pracy, bo już były po, nie od uczestnictwa (przecież właśnie uczestniczą w demonstracji). Może powstrzymują się od myślenia i rozumu?
Miał to być strajk kobiet, a tymczasem w tych demonstracjach nie brakowało mężczyzn, zabierano także dzieci. Czyżby pojęcie kobiet w nazwie inicjatywy należało traktować w sposób niebiologiczny, tyko genderowy.
Można by pomyśleć, że protestują głównie młode kobiety, w związku z tematyką protestu - aborcja, antykoncepcja, in vitro. Ależ nie Cyt. za wrocławską GW jest tu tyle starszych osób, których to nie dotyczy bezpośrednio. Te osoby już raczej nie poddadzą się aborcji, antykoncepcji czy in vitro.
Jak w większości zareagowały kobiety, tłumnie uczestniczyły. Skądże. W Warszawie według Ratusza było 17 tys osób (czyli uwzględniając sposób liczenia Ratusza - znacznie mniej), 3,5 tys. we Wrocławiu, 1700 w Gdańsku, 1 tys. w Łodzi - oczywiście wliczając uczestniczących mężczyzn. A mówimy o bardzo dużych miastach.
Słowem nie był to żaden strajk kobiet tylko protest grup osób, którym nie podobają się obecne rządy. Zresztą wystarczy było przeczytać niektóre hasła na transparentach, nie miały nic wspólnego z problemami kobiet, tylko były stricte antyPISowskie. Mają do tego prawo, tylko po co te oszustwo z nazwą?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz