31 maja 2018

NIE dla promocji aborcji w TVP

Skandaliczna decyzja Rady Artystycznej Festiwalu Opole 2018! Jak informuje Instytut Ks. Piotra Skargi: Do konkursu debiutów zakwalifikowano utwór „Siła kobiet” autorstwa wrocławskiego zespołu Girls on Fire. Piosenka stanowi… oficjalny hymn „czarnych marszów”, na których promuje się zabijanie nienarodzonych dzieci na życzenie i kpi z chrześcijaństwa!... Nie pozwólmy by podczas jednego z najważniejszych wydarzeń kulturalnych w Polsce – w dodatku finansowanego z pieniędzy podatników – przedstawiano treści sprzeczne z wartościami wyznawanymi przez zdecydowaną większość Polaków! Piosence „Siła kobiet” towarzyszy bowiem wulgarny teledysk. Występujące w nim mniej lub bardziej roznegliżowane kobiety stale pokazują widzowi środkowy palec, pojawia się flaga środowisk homoseksualnych, symbole komunistyczne a przede wszystkim symbole nawiązujące do „czarnych marszów”, a więc nawołujące do legalizacji aborcji na życzenie! Jakby tego było mało, w teledysku zespołu Girls on Fire jawnie kpi się z chrześcijaństwa! A Rada Artystyczna festiwalu Opole 2018 przyjmuje taki utwór do ważnego konkursu polskiej piosenki! 

Instytut apeluje o wysyłanie listu protestacyjnego do prezesa TVP i prezydenta miasta Opole – organizatorów festiwalu przeciw dopuszczeniu ww. zespołu.

Uwaga! Festiwal startuje już w piątek 8 czerwca o godzinie 20:00.

30 maja 2018

Antyaborcyjna akcja przed liceami w Warszawie

Jak informuje Fundacja Pro Prawo do Życia:

Rozpoczęliśmy pokazywanie prawdy o aborcji przed liceami. Jak informują organizatorzy akcji - Chcemy w ten sposób dotrzeć do jak największej liczby młodzieży, która jest szczególnie wystawiona na aborcyjną propagandę. Akcja jest wyjątkowo dynamiczna!

Antyaborcyjny samochód marki Lublin ustawiono do tej pory pod 5 liceami w Warszawie. Za każdym razem, gdy tylko auto pojawia się pod jakąś szkołą, wywołuje ogromne emocje i wściekłość zwolenników aborcji.

Gdy samochód parkował pod jednym z liceów w centrum Warszawy, aborcjoniści obkleili go papierem aby nie było widać zdjęć przedstawiających prawdę o aborcji. Oburzyło to przechodzącą obok dziewczynę, która postanowiła zerwać papier. W tym momencie z budynku liceum wybiegły do niej dwie kobiety.

„Niech Panią zgwałcą i niech Pani se rodzi ułomne dzieci”
usłyszała dziewczyna od jednej z nich. Kobiety usiłowały przeszkodzić jej w naprawie naszych plakatów wyzywając ją i życząc jej gwałtu. Gdy się oddaliła, auto zaklejano jeszcze dwukrotnie. To nie jedyna taka sytuacja.

Pod liceum na Mokotowie aborcyjni wandale przebili opony w samochodzie a pod inną szkołą w Śródmieściu pomazali plakaty. Aborcjoniści rozpoczęli również serię donosów do prokuratury aby pozbyć się naszego auta spod szkół. Dostałam informację, że policja wszczęła już śledztwo w sprawie rzekomego „zgorszenia” jakie powoduje samochód.

Dlaczego aborcjonistom tak bardzo przeszkadza pokazywanie prawdy o aborcji pod szkołami?

Proszę spojrzeć na zatrważającą liczbę aborcji wśród nastolatek w Wielkiej Brytanii. W 2010 roku prawie 40 tysięcy brytyjskich dziewczynek dokonało aborcji! Dla ponad 5 tysięcy dziewcząt była to co najmniej druga aborcja w życiu. Dla trzech młodych dziewczyn była to już ich… siódma aborcja!

Aborcje nastolatek stanowią 20% wszystkich zabójstw dzieci w Wielkiej Brytanii. To gigantyczny rynek dla prowadzących dochodowy biznes aborcjonistów. Eksperci mówią, że aborcja stała się tam już „stylem życia”. Jak to możliwe, że w ogóle do czegoś takiego doszło?

Przykładem jest Irlandia. Kilka dni temu odbyło się tam referendum aborcyjne, w którym aż 66% obywateli poparło zniesienie zakazu aborcji. Irlandzki premier od razu zapowiedział prace nad ustawą, która jeszcze w tym roku umożliwi aborcję na życzenie. A czy wie Pan co jeszcze nie tak dawno działo się w tym kraju?

Poprzednie referendum aborcyjne odbyło się w Irlandii 16 lat temu. Wtedy większość społeczeństwa zagłosowała przeciwko aborcji. Teraz sytuacja zmieniła się całkowicie. Irlandczycy zmienili swoje zdanie i powiedzieli zdecydowane „tak” dla mordowania dzieci. Dlaczego?

Aborcjoniści wpompowali miliony dolarów w propagandę na terenie Irlandii. Zmobilizowali media, celebrytów, znanych aktorów i organizacje społeczne. Irlandczycy byli bombardowani pozytywnymi informacjami o aborcji. Wystarczyło 16 lat aby stali się zwolennikami zabijania.

Co najbardziej przerażające, w ostatnim referendum wśród najmłodszych Irlandczyków, z grupy wiekowej 18-24, poparcie dla dzieciobójstwa wyniosło prawie 90%! Nie tylko tam sytuacja jest dramatyczna.

W Paryżu co trzecia licealistka zażywała już pigułki poronne a co dziesiąta ma za sobą aborcję. W Ontario w Kanadzie prawie co piąta nastolatka w wieku od 15 do 19 lat miała przynajmniej jedną aborcję.

A w Polsce?

Według planu aborcjonistów ma być tak samo jak na Zachodzie. W ubiegłym roku Sejm zajmował się projektem ustawy radykalnych feministek, który zakładał „prawo” do aborcji na życzenie dla dzieci, bez zgody i wiedzy rodziców. Projekt upadł ale zwolennicy aborcji nie ustają w walce o kolejne ofiary.

Dzięki ogromnemu finansowaniu płynącemu z zagranicy, aborcjoniści organizują w polskich szkołach warsztaty dla dzieci. Pod przykrywką „edukacji seksualnej” lub „warsztatów o dojrzewaniu”, namawiają uczniów do częstych kontaktów seksualnych i promują aborcję. Chcą aby młodzież za kilka lat głosowała za zabijaniem tak jak ich rówieśnicy z Irlandii. Jak to wygląda w praktyce?

Opowiadają dzieciom, że aborcja „jest OK”. Że to coś całkowicie normalnego, niewinny zabieg, podobnie jak wizyta u dentysty. A w szczególności podważają człowieczeństwo dzieci przed narodzeniem.Wmawiają uczniom, że to nie ludzie tylko „płody” lub „zlepki komórek”. I niestety wiele młodych osób daje się na to nabrać.

Przeczytałam w internecie świadectwo dziewczyny, która dokonała aborcji za pomocą pigułki poronnej:
„Niedługo kończę 17 lat. Ustaliliśmy z partnerem, że nie będziemy nazywać tego dzieckiem, żeby potem nie było sytuacji, że któreś z nas zaczyna myśleć, jak to dziecko mogło wyglądać lub jakie być z charakteru”.

Właśnie na tym zależy aborcjonistom! Aby młodzi ludzie myśleli, że dziecko przed narodzeniem nie jest człowiekiem. Nie możemy na to pozwolić.

Kinga Małecka-Prybyło
Fundacja Pro Prawo do Życia

Poseł PO Krzysztof Brejza przekracza granicę śmieszności

Pod kamienicą w której mieszka pan poseł Krzysztof Brejza, z piątku na sobotę, doszło do pożaru. Jak się okazało, spłonęła przenośna toaleta, ustawionej w związku z pracami budowlanymi ocieplania kamienicy. Nie było potrzeby wezwania straży miejskiej, mieszkańcy sami pożar ugasili. Jak się okazało jeden z sąsiadów Sławomir M. był nieostrożny i wyrzucił niedopałek papierosa, co doprowadziło do pożaru.

Jednakże dla posła Krzysztofa Brejzy, Platformy Obywatelskiej i mediów totalnej opozycji - doszło do próby zamachu, na życie jego i rodziny (rzekomo zemsta PISu za ujawnienie wysokości nagród ministerialnych). Przy okazji warto wspomnieć, że w kamienicy mieszka nie tylko pan poseł z rodziną, ale blisko 20 innych osób. No ale cóż oni znaczą wobec pana posła... Pan poseł Brejza przecież uważa się za kogoś niezwykłego, wokół którego wszystko się kręci.

Jest takie francuskie powiedzenie - "le ridicule tue" (śmieszność zabija). Politycy w Polsce często przekraczają granicę śmieszności, ale mimo tego nadal funkcjonują w życiu publicznym. Prawdopodobnie tak będzie i tym razem 

29 maja 2018

Włoska kampania STOP ABORCJI

Wasze matki powinny były Was abortować, aby uczynić ten świat lepszym. Dopóki dziecko nie mówi, to tylko kawałek ludzkiego mięsa.

Powyższe stwierdzenie jest tylko jedną z kilku przerażających reakcji lobbystów proaborcyjnych i sieci mediów społecznościowych na kampanię na rzecz życia włoskiego oddziału CitizenGO. Z jaką brutalnością i w jaki sposób atakowane są już nie tylko dzieci nienarodzone, ale także niemowlęta. Staje się jasne jak może dochodzić do tragedii takich jak Alfie Evans, czy wcześniej Charlie Gard, kiedy mamy do czynienia z tego rodzaju zbrodniczą mentalnością.

Włoska kampania "Stop Aborcji" rozpoczęła się tuż przed Marszem Życia we Włoszech, który miał miejsce w niedzielę 19 maja. Polegała ona na ekspozycji w Rzymie wielu billboardów z widocznym niżej przekazem, aby przypomnieć wszystkim, że przyczyną śmierci milionów nienarodzonych kobiet na całym świecie jest aborcja, a jej niezwykle poważne fizyczne i psychiczne konsekwencje dotyczą także kobiet, które jej dokonują.


Aborcja - pierwsza przyczyna "kobietobójstwa" na świecie.


Włoska kampania CitizenGO wywołała ogromne wzburzenie wielu mediów nie tylko we Włoszech. Bardzo pomaga to budzić ludzkie sumienia i wrażliwość na zjawisko aborcji. Nawet BBC opisując krytycznie kampanię mimowolnie, ale znacząco, przyczynia się do rozpowszechniania jej przekazu:


Ale głos, broniący i promujący życie od poczęcia, jest zwalczany przez polityczną cenzurę światopoglądowo lewicowej rady miejskiej Rzymu, zmasowane ataki wielu oponentów, lewicowych lobbystów oraz licznych mediów.

Billboardy są w tej chwili usuwane z rzymskich ulic. Dzieje się tak, ponieważ przekazują prostą prawdę: że miliony dziewczynek na całym świecie giną co roku w wyniku aborcji.

Jak informuje CitizenGo: Niestety w Rzymie musieliśmy zaprzestać eksponowania kolejnych billboardów oddających głos nienarodzonym dzieciom. Dzieciom, które nigdy nie korzystały z żadnego prawa obywatelskiego mimo, że pierwsze ludzkie prawo, to prawo do życia od chwili poczęcia:

Prawa człowieka rodzą się w łonach matek.

Grożono działaczom CitizenGo nawet śmiercią. Kilka dni temu na ogrodzeniu w Rzymie pojawił się szokujący napis życzenia eutanazji dla odważnego włoskiego dyrektora kampanii, Filippo Savarese.

28 maja 2018

Petycja nie jest petycją. Czyżby w sprawie PKO BP obowiązywała omerta?

Czyżby w sprawie PKO BP w sferach rządowych obowiązywała omerta? Petycja Stowarzyszenia Interesu Społecznego WIECZYSTE/Komitetu Założycielskiego NSZZ "Wyzwolenie" ws wyjaśnienia sytuacji równoległego zasiadania w spółkach prywatnych przez osoby z kierownictwa CRW PKO BP, następstw i zagrożeń jakie stwarza to dla Banku oraz dokonania zmian we władzach Banku poprzez powołanie do rady nadzorczej osoby/osób reprezentujących stronę społeczną, które dbałyby o interes publiczny nie tylko nie została opublikowana, ale nie wiadomo komu ją przekazano, a teraz dowiadujemy się że petycja już nie jest petycją.

Przypomnijmy 29 marca 2018 r. petycję złożono do Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Gdy Stowarzyszenie w trybie informacji publicznej wystąpiło z wnioskiem o informację ws. nieopublikowania petycji, KPRM skierowało wniosek zgodnie z kompetencjami do Komisji Nadzoru Finansowego i Ministra Finansów, sugerując w ten sposób że do tych instytucji przekazano petycję. Dzień później Ministerstwo Finansów odpowiedziało, że to KPRM powinno odpowiedzieć na wniosek a ponadto, że wspomnianej petycji nie otrzymało.

Teraz Kancelaria Prezesa Rady Ministrów poinformowała, że wystąpienie nie zostało opublikowane na stronie internetowej Biuletynu Informacji Publicznej KPRM, gdyż przedmiotowe pismo „o wyjaśnienia sytuacji równoległego zasiadania w spółkach prywatnych przez osoby z kierownictwa CRW PKO BP” nie zostało zakwalifikowane jako petycję. Zgodnie z art. 3 ustawy z dnia 11 lipca 2014 r. o petycjach o tym, czy pismo jest petycją decyduje treść żądania, a nie jego forma zewnętrzna. Jednocześnie uprzejmie wyjaśniam, aby wystąpienie mogło być rozpatrzone jako petycja, powinno mieścić się w zakresie zdań i kompetencji adresata petycji.

Otóż zgodnie z ustawą Przedmiotem petycji może być żądanie, w szczególności, zmiany przepisów prawa, podjęcia rozstrzygnięcia lub innego działania w sprawie dotyczącej podmiotu wnoszącego petycję, życia zbiorowego lub wartości wymagających szczególnej ochrony w imię dobra wspólnego, mieszczących się w zakresie zadań i kompetencji adresata petycji. Jak z tego wynika, petycja Stowarzyszenia spełniała ww. wymóg. 

Ale nawet gdyby przyjąć że nie była to petycja, tylko wniosek lub skarga, to odpowiedź powinna była zostać udzielona w terminach określonych w k.p.a. Tymczasem terminu administracyjnego także nie dopełniono. Co ciekawe ani słowem KPRM nie informuje formalnie, czy i komu przekazano pismo Stowarzyszenia/Związku? 

Komuś chyba bardzo zależy, by sprawy poruszane najpierw w anonimowym piśmie pracowników PKO BP (w ubiegłym roku) a teraz przez NSZZ "Wyzwolenie"/SIS "Wieczyste" nie zostały wyjaśnione, a przynajmniej by sprawę maksymalnie odwlec.

Polityczny protest, nieuczciwy rząd i opozycja, problem pozostał

Protest komitetu rodziców osób niepełnosprawnych został zawieszony. Panie opuściły budynek Sejmu. Pozytywem w tej sprawie jest fakt, iż doszło do zrównania renty socjalnej z minimalną emeryturą oraz że od przyszłego roku zasiłek pielęgnacyjny (153 zł) zostanie podwyższony do wysokości aktualnego dodatku wyrównawczego (215 zł). Jeżeli chodzi o tą rehabilitacyjną pomoc, o te programy, którym chwali się rząd, to niewiele z tego wynika. Nie przyznano nawet talonu rzeczowego o określonej wartości np. z przeznaczeniem na cele rehabilitacyjne. Rząd nie do końca był w tej sprawie uczciwy.

Z kolei opozycja próbowała instrumentalnie wykorzystać protest niepełnosprawnych. Partie polityczne, które nie wykazują zazwyczaj empatii społecznej, nagle ubrały się w szaty obrońców niepełnosprawnych, choć przez lata ich rządów niewiele w sprawie poprawy bytu tychże nie uczyniono.

O ile początkowo protest wzbudzał sympatię społeczną, z biegiem czasu wraz z jego jawnym politycznym obliczem, kłamstewkami liderki komitetu Iwony Hartwich, które ujawniły media, zdjęciami pań protestujących z manicure, a także wiele innych jej zachowań w coraz większym stopniu wzbudzał on zażenowanie, niechęć a nawet agresję. 

Ponadto protestujący ograniczyli swoje żądania do żywej gotówki dla jednej określonej grupy niepełnosprawnych, nie bacząc iż inne grupy (np. tych których niepełnosprawność powstało po 18 roku życia) są w gorszej sytuacji i także potrzebują wsparcia.

Protest się zakończył ale problem pozostał. Uczciwie należy powiedzieć, iż cały system socjalny w Polsce jest postawiony na głowie, jest nieczytelny i niespójny. Konia z rzędem kto zrozumie dlaczego przez lata zróżnicowano wysokość zasiłku i dodatku pielęgnacyjnego. Niezrozumiały jest także cały system świadczeń na dzieci - mnożono przepisy, świadczenia.

Paradoksalnie nie potrzebne są nowe świadczenia, ale zniesienie części z nich, podwyższenie pozostałych i zmiana zasad ich przyznawania. Tego niestety nikt nie proponuje, ani rząd, ani opozycja ani też protestujący.

26 maja 2018

Islamizacja krajów zachodnich. Ostatnie przykłady

Trzeba jasno powiedzieć - kraje zachodnie, władze i społeczeństw tych krajów, nie tylko zapominają o swoich korzeniach, niszczą podstawy społeczno-demograficzne (jak w Irlandii, gdzie właśnie w drodze referendum zniesiono ochronę życia poczętego), ale też w sposób zadziwiający godzą się na islamizację. Oto ostatnie przykłady przytoczone przez portal ndie.pl:

Dwudziestoletni imigrant z Nigerii ubiegający się o azyl, został skazany w trybie przyspieszonym na dwa i pół roku więzienia za pobicie do nieprzytomności włoskiego policjanta. Pomimo wyroku, przebywa na wolności zgodnie z prawem… Nigeryjczyk może teraz  śmiać się prosto w twarz Włochom. 

- Tommy Robinson, były szef antyislamskiego ugrupowania English Defence League, a obecnie dziennikarz „The Rebel Media” został zatrzymany pod zarzutem zakłócania pokoju, gdy relacjonowania przed sądem w Leeds procesu gangu muzułmańskich gwałcicieli. Według niepotwierdzonych doniesień już został skazany na 13 miesięcy więzienia.

- Władze Katolickiego Uniwersytetu świętego Ambrożego w amerykańskim stanie Iowa przeznaczyły pokój do modlitwy dla muzułmanów. Studenci oburzeni taką decyzją podkreślają, że w krajach islamskich trwają prześladowania chrześcijan.

- Duchowny Wolfgang Sedlmeier wywołał w Niemczech sensację, gdy podczas mszy św. założył hidżab. To protest przeciwko prawicowej partii Alternatywa dla Niemiec (AfD). 

W ramach międzyreligijnej solidarności, chrześcijanie i żydzi wspólnie z muzułmanami świętowali początek Ramadanu w kościele katolickim Św. Jana Chrzciciela w centrum Brukseli

25 maja 2018

28 maja w Warszawie bezpłatny koncert Romana Kołakowskiego i Teatru Piosenki "Civis Christi..." w hołdzie Prymasowi Tysiąclecia

Katolickie Stowarzyszenie "Civitas Christiana" oraz Fundacja Civitas Christiana zapraszają na wyjątkowy koncert "CIVIS CHRISTI..." Romana Kołakowskiego i Teatru Piosenki, który odbędzie się 28 maja br. o godz. 20.00 w warszawskiej Bazylice Archikatedralnej pw. Św. Jana Chrzciciela. Wstęp jest bezpłatny.

Koncert odbędzie się w przypadają 28 maja br. 37. rocznicę śmierci kard. Stefana Wyszyńskiego. Wydarzenie artystyczne poprzedzi Msza św. o godz. 19.00, pod przewodnictwem kard. Kazimierza Nycza, w intencji rychłej beatyfikacji Sługi Bożego.

Autorem tekstów, muzyki i reżyserem wyjątkowego koncertu jest Roman Kołakowski – pochodzący z Wrocławia uznany kompozytor, poeta, piosenkarz, gitarzysta i tłumacz. „Civis Christi…” jest opowieścią o życiu i kapłańskiej posłudze Stefana Kardynała Wyszyńskiego „Wielkiego Inter Rexa Rzeczypospolitej” – od chwili narodzin, dzieciństwa, młodości i powołania, poprzez lata wojny i okupacji, czasy stalinizmu i aresztowania, okres Ślubów Narodu Polskiego i Millenium, lata siedemdziesiąte i udział w rzymskim konklawe, które wybrało kardynała Karola Wojtyłę na Stolicę Piotrową, aż po najsłynniejsze spotkanie dwóch Wielkich Polaków, czasy Solidarności, zamachu na Jana Pawła II i ostatnie chwile życia Księdza Prymasa.

Twórca tekstów i muzyki „Civis Christi. Stefan Kardynał Wyszyński Prymas Tysiąclecia” Roman Kołakowski karierę artystyczną rozpoczął w latach 70., śpiewając wiersze m.in. Miłosza i Barańczaka do własnych kompozycji muzycznych. W roku 1981 zdobył I nagrodę na Studenckim Festiwalu Piosenki w Krakowie, a trzy lata później II miejsce na Przeglądzie Piosenki Aktorskiej. Jego pierwsza płyta pt. Przypowieść błękitna, ukazała się w 1985 r. W latach 1996-2005 Roman Kołakowski był dyrektorem artystycznym Festiwalu Piosenki Aktorskiej. Od 2004 r. współpracował z Teatrem „Syrena”, w latach 2005-2007 prowadził Teatr Piosenki we Wrocławiu.

R. Kołakowski jest też tłumaczem tekstów, m.in. Toma Waitsa, Nicka Cave’a, Włodzimierza Wysockiego, Bułata Okudżawy czy Stinga. Jego autorskie utwory śpiewali m.in. Michał Bajor, Kazik czy Voo Voo. Na przestrzeni swojej kariery otrzymał wiele nagród, w tym nagrodę im. Włodzimierza Pietrzaka przyznawaną przez Katolickie Stowarzyszenie „Civitas Christiana”.

Marcin Kluczyński

"Mamo odpuść" krzyczy syn Iwony Hartwich


Mamo, odpuść! - krzyczał syn Iwony Hartwich, a ta w odpowiedzi zasłoniła mu usta. Iwona Hartwich z Komitetu Protestacyjnego Rodziców Osób Niepełnosprawnych próbowała wywiesić baner na zewnątrz budynku parlamentu. Otwarcie okna i wychylanie się wyżej wymienionej wymusiła interwencję straży marszałkowskiej (Sejm odpowiada za bezpieczeństwo osób w budynku). Doszło do przepychanki, w trakcie której syn wzywał matkę by dała spokój. Ta jednak w swej obsesji, zasłoniła usta synowi.

To zdjęcie liderki protestującej zasłaniającej usta swego niepełnosprawnego syna - to symbol tego protestu. Czy ktokolwiek ma jeszcze wątpliwości, że już nie o niepełnosprawnych w tym proteście chodzi?

24 maja 2018

Wbrew twierdzeniom liderki protestujących Iwony Hartwich, jej syn pracuje

Liderka protestujących w Sejmie rodziców niepełnosprawnych minęła się z prawdą. Matka Jakuba Hartwicha, Iwona Hartwich jeszcze niedawno przekonywała że jej syn nie może znaleźć pracy, a urząd pracy nie potrafi znaleźć dla niego zatrudnienia. Na antenie TVN24 9 maja oznajmiła cyt. Ja bym bardzo chciała żeby Kuba pracował... Kuba za każdym razem słyszał, że nie ma dla niego pracy i w najbliższym czasie nie będzie... Po dwóch i pół roku jeżdżenia do urzędu pracy Kuba powiedział: mamo, ja nie chcę tam jeździć i słyszeć wciąż, że nic dla mnie nie ma...Dzisiaj nie ma tej pracy. 

Okazuje się, że w rzeczywistości pan Jakub jest zatrudniony w fundacji i na dodatek płaci PFRON. Oto oświadczenie Fundacji z Widokiem: 
Wobec pojawiających się spekulacji dotyczących działalności Fundacji z Widokiem, której fundatorem jest matka niepełnosprawnej dziewczynki, a które to spekulacje godzą w jej dobre imię i jej pracowników oraz utrudniają swobodne działania ukierunkowane na poprawę jakości życia dzieci i osób niepełnosprawnych, fundacja oświadcza, że Pan Jakub Hartwich od listopada 2016r. jest zatrudniony w fundacji. Zatrudnienie jest dofinansowane przez PFRON. Obecnie Pan Jakub Hartwich przebywa na urlopie. Sposób spędzania czasu wolnego przez pracownika fundacji pozostaje w jego wyłącznej gestii. Fundacja prosi o uszanowanie jej działań i nie prowadzenie dyskusji dotyczącej obecnego protestu w Sejmie RP na fanpage fb prowadzonym przez fundację oraz w innych mediach. Wobec zaistniałej sytuacji możliwość umieszczania komentarzy na fanpage fb fundacji została wyłączona. Zarząd Fundacji z Widokiem

Teraz gdy sprawę ujawniły media, pani Iwona twierdzi, że praca to nie praca, tylko uspołecznianie. 

Obniżka ceny biletu warszawiaka między strefami, ale nie w pierwszej

Co prawda kolejne petycje Stowarzyszenia Interesu Społecznego WIECZYSTE ws. darmowej lub większych zniżek w komunikacji miejskiej w Warszawie są systematyczne odrzucone przez Radę Warszawy (gdzie większość mają radni Platformy Obywatelskiej), tym niemniej władze miasta postanowiły uczynić gest w tym kierunku.

Do tej pory w obowiązywały różne ceny biletów okresowych dla osób rozliczających podatek dochodowy w stolicy (dla biletu 30 dniowego 98 zł - strefa I, 100 zł - strefa II, 166 zł - strefa I i II, dla 90dniowego 250 zł - strefa I, 252 zł - strefa II, 406 zł - strefa I i II). Zgodnie z zaproponowaną Radzie uchwałą od 1 września br.  bilet 30 dniowy dla strefy I i II wyniósłby 98 zł, a 90dniowy - 250 zł). Celem zmiany ma być zachęcenie do płacenia podatku w Warszawie.

Jak oceniają władze miasta w uzasadnieniu uchwały przyznanie uprawnień w zaproponowanym kształcie będzie skutkowało obniżeniem dochodów z biletów komunikacji miejskiej szacunkowo na poziomie około 2,6 mln zł rocznie.

Ta zmiana jest niewystarczająca - stwierdza dr Daniel Alain Korona ze Stowarzyszenia Interesu Społecznego WIECZYSTE. Przecież wiele osób korzysta jedynie z biletu w I strefie, rzadko porusza się między strefami, a zatem ta zmiana nie zachęci ich do płacenia podatku w stolicy. Potrzebna jest dalsza obniżka cenowa.


23 maja 2018

KINO HISTORYCZNE 2018

Polityka historyczna jest jednym z kluczowych elementów tzw. soft power, czyli „miękkiej siły”. Pod tym pojęciem rozumie się zdolność danego kraju do zdobywania wpływów, wynikającą z atrakcyjności własnej kultury, historii i wyznawanych ideałów politycznych. We współczesnych czasach jednym z najskuteczniejszych narzędzi opowiadania o własnej historii i kształtowania wizerunku jest kino. Długoletnie zaniedbania polskiego państwa w tej dziedzinie sprawiły, że prawda na temat naszej historii nie jest powszechnie znana, a zniekształcenia i kłamstwa znajdują akceptację wśród światowej opinii publicznej. W ostatnim czasie podejmowane są próby odwrócenia tego trendu. Należy mieć jednak świadomość, że sukces nie nadejdzie szybko i nie osiągnie się go jednym najlepszym nawet filmem. Musi to być raczej ciągły wysiłek wielu środowisk wspieranych przez instytucje państwowe. Realizowane produkcje filmowe nie przebiją się, jeśli ich poziom scenariuszowy, aktorski i techniczny odstawać będzie od zachodniej  (i wschodniej) konkurencji. Aktualnie na ekranach kin znajduje się kilka filmów o tematyce historycznej, które silnie oddziałują na widzów i pośrednio przekładają się na odbiór aktualnej sytuacji politycznej.

Katyń po angielsku
11 maja swoją premierę miał film Piotra Szkopiaka „Katyń – ostatni świadek”. Urodzony w Wielkiej Brytanii reżyser pragnął przybliżyć niewygodny dla Anglików fakt ukrywania przed własną opinią publiczną prawdy o sprawcach katyńskiego mordu. Kanwą osadzonego w 1947 roku filmu jest dziennikarskie śledztwo prowadzone w Bristolu przez  dziennikarza Stephena Underwooda. Młody Anglik (przekonywująco zagrany przez popularnego wśród młodych widzów Alex’a Pettyfera) stara się rozwikłać  zagadkę serii samobójstw popełnianych przez polskich żołnierzy. Po wygranej wojnie nastroje społeczne uległy zmianie – nikomu niepotrzebnych już weteranów brytyjskie władze najchętniej odesłałyby do komunistycznej Polski.

W toku zbierania materiałów Underwood natrafia na ukrywającego się wśród polskich żołnierzy rosyjskiego chłopa Iwana Kriwoziercewa – tytułowego ostatniego świadka katyńskiej zbrodni. Na trop Kriwoziercewa wpada też brytyjski wywiad, który ze wszystkich sił próbuje nie dopuścić do ujawnienia prawdy o Katyniu. Grany przez Roberta Więckiewicza Kriwoziercew jest postacią autentyczną, uciekł przed Armią Czerwoną i znalazł schronienie w II Korpusie. W 1947 roku znaleziono go powieszonego na drzewie. Piotr Szkopiak w swoim filmie wyraźnie stawia tezę, że za jego śmiercią stało infiltrujące brytyjskie służby NKWD. Warto pamiętać, że w tym czasie swoje tryumfy święcił sowiecki agent Kim Philby.

Lekcja historii
Sprawnie zrealizowany „Katyń ostatni świadek” jest filmem na wskroś brytyjskim i skierowanym do tamtejszego widza. Reżyserowi już na samym początku ustami Underwooda udaje się streścić sytuację polskich żołnierzy w powojennej Anglii i przedstawić kontekst polityczny, tak aby stał się on zrozumiały dla widzów nie obeznanych z polską historią. W kilku wyrazistych scenach oddaje narastającą niechęć brytyjskiego społeczeństwa do polskich weteranów. Początki produkcji nie były łatwe. W wywiadzie udzielonym tygodnikowi „Sieci” reżyser przytacza pytanie jednej z brytyjskich producentek na temat ilości osób zabitych w Katyniu. Gdy odpowiedział, że 22 tys. usłyszał: „Tylko? Żydów wymordowano miliony, to czym jest wobec tego parę tysięcy?”.

Mimo tych trudności udało się pozyskać do współpracy sławnego Michaela Gambona, który wciela się w redaktora naczelnego lokalnej gazety i ulega naciskom służb. Piotr Szkopiak obnaża hipokryzję brytyjskiego społeczeństwa, niechęć do polskich weteranów i zagłuszanie prawdy o komunistycznych zbrodniach. W odróżnieniu od „Katynia” Andrzeja Wajdy, który skierowany był raczej do polskiej widowni, Szkopiak pragnie dotrzeć do brytyjskiego społeczeństwa. Reżyser zna Anglię od podszewki – tam się bowiem urodził i wychował. Film przy wszystkich swoich walorach i realnym oddaniu powojennej rzeczywistości wydaje się dość chłodny i stonowany. Z drugiej strony angielsko-polski „Katyń – ostatni świadek” wchodzi do kin w zmienionej sytuacji politycznej. Putinowska Rosja jest na cenzurowanym. Po śmierci Aleksandra Litwinienki i ataku chemicznym na Siergieja Skripala widok mówiącego po rosyjsku brytyjskiego zabójcy nabiera dodatkowych konotacji.

Gwałtowne pogorszenie relacji USA i Wielkiej Brytanii z Rosją otwiera drogę dla koprodukcji osadzonych w czasach zimnej wojny lub nawet współczesnych fabuł obrazujących zmagania wywiadów, w których Polska jest po „dobrej” stronie. Przed zajęciem Krymu w 2014 roku również w Hollywood panował politycznie poprawny reset, a tego rodzaju tematyka nie była w modzie.

Bunt w Sobiborze 
Równolegle z „Katyniem – ostatnim świadkiem” wszedł do kin „Sobibór”będący rosyjsko-litewsko-niemiecko koprodukcją, w której występują również polscy aktorzy. Film Konstantina Chabienskiego opowiada prawdziwą historię zbrojnego buntu i jedynej w historii II Wojny Światowej masowej ucieczki więźniów z hitlerowskiego obozu zagłady. Sobibór funkcjonował od maja 1942 roku do października 1943 roku przy stacji kolejowej Sobibór na linii Chełm – Włodawa. W obozie prowadzono eksterminację ludności żydowskiej. Niemcy kierowali do niego transporty z gett i obozów pracy w okupowanej Polsce, przede wszystkim z dystryktu lubelskiego. W Sobiborze mordowani byli Żydzi austriaccy, czescy, francuscy, holenderscy, niemieccy, słowaccy i sowieccy. Łączną liczbę ofiar szacuje się na 150-250 tys.

Reżyser, a jednocześnie znany aktor Konstantin Chabienski, sam wciela się w przywódcę  buntu – sowieckiego porucznika Aleksandra „Saszę” Pieczerskiego, który 23 września 1943 roku wraz z grupą jeńców pochodzenia żydowskiego trafia do Sobiboru i niebawem staje na czele grupy przygotowującej masową ucieczkę. Ukazany przez Chabienskiego niemiecki obóz to piekło na ziemi. Już pierwsze sceny uderzają widza okrutnym realizmem. Witani przez obozową orkiestrę holenderscy Żydzi zostają poddani selekcji – kilku mężczyzn trafi do komanda roboczego. Kobietom najpierw obetną włosy, a później zagazują je w komorach gazowych. Ostatnia rzeczą jaką zobaczą będzie trupia twarz komendanta obozu Karla Frenzela (Christopher Lambert) w przeszklonym okienku. Dla wszystkich więźniów Sobibór jest tylko odroczonym wyrokiem śmierci. Esesmani to chciwi sadyści czerpiący przyjemność z torturowania i poniżania więźniów. Jedni ćwiczą na więźniach celność strzałów, inni katują pejczem. Scena, w której esesmani urządzają sobie nocne wyścigi zaprzęgów, a okładanych batami więźniom przypada rola koni, mocno zapada w pamięć i staje się symbolem obozowego okrucieństwa.

Wielka ucieczka 
Dysponujący wojskowym doświadczeniem Pieczerski staje się naturalnym przywódcą konspiracji i symbolem walki o godność w beznadziejnych okolicznościach. W dniu planowanej ucieczki powstańcom udaje się zwabić większość esesmanów do warsztatów i tam ich zabić. Chabienski świadomie ze szczegółami pokazuje brutalną śmierć esesmanów – czyniąc z niej akt zemsty i sprawiedliwości, a jednocześnie niebezpiecznie zbliżając się do granicy epatowania przemocą. Kulminacją filmu jest oczywiście walka z załogą obozu i masowa ucieczka więźniów. Spośród blisko 600 osadzonych około 300 przedostanie się za bramę obozową. Zdziesiątkują ich miny i serie z wież strażniczych, zanim dotrą do pobliskich lasów. Wojnę przeżyje czterdziestu sześciu uciekinierów. Sam Pieczerski trafi do batalionu karnego Armii Czerwonej i do końca życia nie zostanie uhonorowany za swój czyn.

Komendant obozu Karl Frenzel, który w powojennych procesach w Niemczech Zachodnich uznany został winnym zamordowania dziewięciu osób i współudziału w zamordowaniu 150 tys., usłyszał wyrok dożywotniego pozbawienia wolności. Po odsiedzeniu 15 lat został jednak zwolniony i w domu spokojnej starości pod Hanowerem dożył do 1996 roku.

Zachodnie standardy i wschodnie intencje
Siłą filmu jest nie tylko realizm, z jakim przedstawiono tragiczne losy więźniów, ale także budowane wedle wszelkich kanonów kina zachodniego napięcie. Pod względem technicznym (praca kamery, choreografia, montaż) film nie ustępuje amerykańskim produkcjom, a między innymi dzięki wykorzystaniu oryginalnych języków przebija je autentycznością – w tym również brytyjsko-jugosłowiańską „Ucieczkę z Sobiboru”  (1987 r.). Przekonująca kreacja aktorska Chabienskiego (wcześniej wystąpił w 62 filmach, zagrał m.in. Kołczaka w „Admirale”) kontrastuje z wypadającym poniżej oczekiwań Christopherem Lambertem.

„Stworzyliśmy wzruszający film, o ludziach, którzy przeszli piekło i cudem uniknęli śmierci” – powiedział reżyser Konstantin Chabienski na spotkaniu z dziennikarzami. I trudno się z nim nie zgodzić. Niepotrzebne wydają się pojawiające się w niektórych konserwatywnych mediach uwagi o rosyjskim patosie i sowieckich naleciałościach – film przypomina o niemieckich zbrodniach i braku adekwatnej kary.

Odrębną kwestią jest fakt, że akurat teraz tego rodzaju film (niezależnie od intencji i motywów reżysera) poprawia aktualnie fatalny wizerunek Rosji i wpisuje się w tezę o rosyjsko-izraelskim zbliżeniu. W odczuciu wielu Żydów to Armia Czerwona niosła wyzwolenie, a przynajmniej wybawienie od śmierci. Obecność premiera Izraela Benjamina Netanjahu podczas tegorocznej Parady Zwycięstwa w Moskwie zdaje się to potwierdzać. To, że komunistyczna Rosja zniewalała całe narody i przez dziesięciolecia mordowała miliony niewinnych ludzi, nie pasuje do tego schematu. Co więcej, w obliczu bezmiaru zbrodni Holocaustu cierpienia innych narodów mogą wydawać się w Izraelu mniej ważne i rodzić pokusę relatywizacji. W kontekście doznanych cierpień, rodzić się może także tendencja do zwalczania wszelkich zagrożeń ze zdwojoną siłą. Traumatyzowana od lat przez kino historia Zagłady utwierdza szczególnie zachodniego widza w przekonaniu o jej absolutnej wyjątkowości, co w połączeniu z brakiem podobnych filmów poświęconych cierpieniom innych narodów i ograniczonej wiedzy historycznej zawęża obraz niemieckich zbrodni dokonanych podczas II Wojny Światowej.

Polscy bohaterowie
Indywidualne bohaterstwo w obliczu zagrożenia życia jest tematem wręcz archetypicznym i jednym z najbardziej nośnych motywów filmowych. Losy rotmistrza Pileckiego są materiałem na kilka produkcji kinowych. Podobnych postaci znajdziemy w naszej  historii wiele. Filmy, które o nich powstaną, nie mogą jednak odbiegać standardem (scenariusz, montaż, efekty) od produkcji światowych, inaczej łatwo jest zmarnować potencjał. Do tematów mówiących o polskim bohaterstwie i ukazujących szerszy kontekst historyczny bez wątpienia należy kampania wrześniowa, Dywizjon 303, Powstanie Warszawskie i mająca chyba największy potencjał międzynarodowy bitwa o Monte Cassino. Duża międzynarodowa koprodukcja z amerykańskim udziałem opowiadająca o walkach aliantów we Włoszech mogłaby osiągnąć konieczny rozmach i zapewnić sukces komercyjny.

Nie zapomnijmy, że jednym z najlepiej zagranych polskich generałów był gen. bryg. Stanisław Sosabowski, w którego wcielił się Gene Hackman w wojennym klasyku „O jeden most za daleko” (1977). Losy generała Sosabowskiego mogłyby posłużyć za scenariusz osobnego dramatu biograficznego – niestety byłby to gorzki film, szczególnie jeśli chodzi o odebranie mu dowództwa 1 Samodzielnej Brygady Spadochronowej i spędzone w Anglii lata powojenne.

Należy mieć przy tym świadomość, że przemysł filmowy jest obszarem bardzo ryzykownym i posiadanie know-how nie jest tylko pochodną zaangażowanych środków. Szczególnie kino historyczne wymaga sporych nakładów, a przyzwyczajony do wysokobudżetowych produkcji widz szybko wyłapuje wszystkie błędy techniczne. Wydaje się, że kwotę graniczną, od której można realizować widowiskowe filmy historyczne stanowi 25 milionów złotych, co na warunki zachodnie jest kwotą skromną. Kosztująca 27 milionów złotych „Bitwa Warszawska” pomimo dobrych zdjęć Sławomira Idziaka, zaangażowania 3,5 tys. statystów i zasadniczo udanych, finalnych scen batalistycznych nie spełniła pokładanych oczekiwań. Główną przyczyną negatywnych ocen filmu był niestety słaby scenariusz oraz rozbijające napięcie wątki kabaretowe.

Tańsze o 2 miliony złotych, opowiadające o Powstaniu Warszawskim  „Miasto 44” z 2014 r. było obok wstrząsającego „Wołynia” Wojciecha Smarzowskiego jedynym polski filmem po 1989 roku, który z rozmachem opowiadał o II Wojnie Światowej. Obraz Jana Komasy charakteryzował się nowoczesnym montażem i sprawnym zastosowaniem efektów specjalnych. Film został pozytywnie odebrany szczególnie przez młodszych widzów i na fali sukcesu serialowego„Czasu Honoru” rozbudził zainteresowanie Powstaniem Warszawskim. Premiera odbyła się na Stadionie Narodowym przed 15 tysięczną widownią, a film – w bezkompromisowy sposób ukazujący niemieckie zbrodnie – został w 2015 pokazany w niemieckiej telewizji publicznej ZDF w dobrym czasie antenowym. „Miasto 44” oglądało milion widzów, co jest liczbą niemałą zważywszy na tak „niewygodny” temat. Dla porównania kryminał Tatort na ARD zobaczyło w tym czasie 6 milionów widzów.

Lotnicze premiery 
W tym roku oczekiwane są premiery dwóch filmów poświęconych zmaganiom polskich pilotów podczas Bitwy o Anglię. W wyczekiwanym „Dywizjonie  303”w reżyserii Wiesława Saniewskiego i Denisa Delicia wystąpią znani polscy aktorzy. W postać polskiego asa myśliwskiego Jana Zumbacha wcieli się Maciej Zakońscielny, a Piotr Adamczyk zagra Witolda Urbanowicza – dowódcę Dywizjonu 303. Natomiast już we wrześniu do kin w Wielkiej Brytanii trafi anglojęzyczna produkcja „Hurricane: Squadron 303” ( „303. Bitwa o Anglię”) w reżyserii Davida Blaira. W filmie zagra  również Marcin Dorociński.

Kluczowe znaczenie dla powodzenia obu produkcji będzie miała jakość zdjęć lotniczych i komputerowych efektów specjalnych. Realizacja wspartych efektami pirotechnicznymi zbiorowych scen batalistycznych na wysokim poziomie stanowi główny element kosztów każdego filmu wojennego. Koszt wypożyczenia realnych samolotów, np. Spitfire’a, jest niebotyczny: na zachodzie może on dochodzić do 10 tys. dolarów za godzinę.  W filmach lotniczych choreografia walk powietrznych stanowi dodatkowe wyzwanie, szczególnie że młodzi widzowie „znają” tematykę z realistycznych symulacji komputerowych i wysoko stawiają poprzeczkę swoich oczekiwań. Można mieć nadzieje, że obie produkcje nie będą odbiegały poziomem od „Ciemnoniebieskiego świata” Jana Svěráka. Zrealizowany w 2001 roku za 8 milionów dolarów film był czesko-niemiecko-brytyjską koprodukcją i skutecznie sławił czeskich lotników podczas Bitwy o Anglię. Do dziś uważany jest za jeden z lepszych filmów lotniczych i stanowi dowód ambitnej polityki historycznej, którą warto naśladować. 

Zespół Reduty Dobrego Imienia

22 maja 2018

Złośliwości i dziwne przypadki, czyli działania Sądu by nie dopuścić do rejestracji NSZZ "Wyzwolenie"

Jednym z głównych postulatów sierpniowych strajków w sierpniu 1980 r. było prawo do tworzenia wolnych związków zawodowych. Władze PRL wówczas się zgodziły. Okazuje się, że w dzisiejszej Polsce to prawo jest fikcją, i nie mówimy przy o tym działaniach w samych zakładach pracy, ale mówimy o prawnym tworzeniu związku zawodowego.

Od września 2016 r. NSZZ "Wyzwolenie" nie może uzyskać rejestracji. Najpierw XIII Wydział Gospodarczy KRS dopuścił się zwłoki, następnie zażądał zmiany statutu, gdyż nie podobało mu się m.in. skrócona nazwa Związku czy też zapis o innych działaniach zgodnie z przepisami prawa. 

http://serwis21.blogspot.com/2016/12/wedug-sadu-podejmowanie-czynnosci.html

Gdy Komitet Założycielski (w okresie bożenarodzeniowym) dokonał zmiany statutu, Sąd odmówił rejestracji, gdyż zmiany przyjął Komitet Założycielski, a nie członkowie założyciele, choć Komitet miał upoważnienie członków do dokonania zmian w statucie, których zażąda sąd. Gdy dr Daniel Alain Korona w imieniu Komitetu złożył zażalenie na to orzeczenie, Sąd wezwał do okazania pełnomocnictwa. Po ponownym doręczeniu pełnomocnictwa (bo wcześniej było doręczone) zapadła cisza.

Związek wystąpił zatem w bieżącym roku ze skargą na przewlekłość i o odszkodowanie. Sąd Okręgowy odrzucając skargę, wskazał, że niby 15 marca 2017 r. wydano postanowienie o odmowie rejestracji, które doręczono w trybie zastępczym. W tej sytuacji Związek złożył zażalenie i zażądał kopii dokumentów. 
http://serwis21.blogspot.com/2018/04/odmowa-rejestracji-nszz-wyzwolenie-niby.html
http://serwis21.blogspot.com/2018/05/nszz-wyzwolenie-skada-zazalenie-na.html

Sąd odrzucił złożone zażalenie, ale z nadesłanych dokumentów wyszły kolejne kwiatki:

- postanowienie z dnia 15 marca 2017 r. ws. odrzucenia skargi na orzeczenie referendarza sądowego, sąd uzasadnia tym, iż Daniel Alain Korona nie wykazał, że spełnia przesłanki pełnomocnika. Przypomnijmy, że pełnomocnikiem osoby prawnej lub przedsiębiorcy, w tym nie posiadający osobowości prawnej może być pracownik tej jednostki lub organu nadrzędnego (oczywiście w danej sprawie stosuje się wykładnię funkcjonalną czyli w przypadku komitetu założycielskiego chodzi nie o pracownika, ale każdego członka komitetu założycielskiego Związku). Daniel Alain Korona jest członkiem Komitetu Założycielskiego, Komitet upoważnił do działania w swoim imieniu, a zatem mógł składać skargę na orzeczenie referendarza sądowego.

- Dokumenty doręczenia zastępczego pozostawiają wiele do życzenia. Na kopercie listu sądowego jest pieczątka awizowano dnia z pieczątką 20 marca 2017, jest jakaś druga pieczątka 28 marca 2017 r. ale nie ma informacji że awizowano powtórnie. Kopia pocztowego potwierdzenia odbioru zawiera pieczątkę pozostawienia przesyłki w urzędzie. Jest data w formie pieczątki 2017 MAR 20, jest pieczątka awizowania dnia ... ale już bez daty oraz jest daty zwrotki - 4.04.2017 r. 

Co ciekawe dane na kopercie i w pocztowym potwierdzeniu odbioru nie pokrywają się z informacjami z e-monitoring.poczta.pl, w której widnieje informacja o awizowaniu przesyłki nr 20613010089964 w dniu 20 marca 2016 r. i ponownym awizowaniu 24 marca 2017  (czyli po 4 dniach, a nie po 7 jak stanowi ustawa). 

W rzeczywistości nie było awizowania, a źle wypełnione dokumenty (a także rozbieżności) świadczą, iż nie doszło do skutecznego doręczenia przesyłki w trybie zastępczym, co sąd powinien łatwo był stwierdzić (ale nie stwierdził).




Nie koniec, postanowienie z dnia 14 maja 2018 r. o odrzuceniu zażalenia Związku z dnia 2 maja 2018 r. na orzeczenie sądu z dnia 15 marca 2017 o odrzuceniu skargi na orzeczenie referendarza sądowego w uzasadnieniu uznaje że pismo zostało dwukrotnie awizowane (nie wiadomo na jakiej podstawie) i uznane za doręczone w trybie zastępczym po nieodebraniu. A Związek przekroczył zdaniem Sądu tygodniowy termin do złożenia zażalenia. Abstrahując już od sprzeczności tegoż postanowienia z faktami, uwagę zwraca jeden fakt - zarówno postanowienie z 15 marca 2017 r. jak i te z 14 maja 2018 odnoszące się przecież do zażalenia na postanowienie z 15 marca 20917 r. wydał ten sam sędzia - Małgorzata Kamińska, czyli rozpatrzyła zażalenie na postanowienie wydane przez siebie samą. Jak widać art.48§1 pkt.5 k.p.c Sędzia jest wyłączony z mocy samej ustawy sprawach, w których w instancji niższej brał udział w wydaniu zaskarżonego orzeczenia, jako też w sprawach o ważność aktu prawnego z jego udziałem sporządzonego lub przez niego rozpoznanego w danej sprawie nie obowiązuje.

Raczej nie wierzymy w teorie spiskowe, ale ... cała sprawa, ta złośliwość, dziwne przypadki, rodzi określone pytania i podejrzenia. Czyżby uznano NSZZ "Wyzwolenie" za jakieś zagrożenie, i z tych powodów postanowiono, że tego Związku się nie zarejestruje? Czy w sprawie miał znaczenie fakt, że NSZZ "Wyzwolenie" planował działać intensywnie w PKO BP?

Ciekawi nas dalszy rozwój wypadków, czy przypadkiem nie dojdzie teraz do cudownych zapisów w pocztowym potwierdzeniu odbioru, a może sąd uzna teraz że ani przedstawiciel komitetu, ani sam komitet nie jest uprawniony do składania zażaleń, bo muszą wszyscy członkowie założyciele. cdn.

21 maja 2018

PIS przed Koalicją Obywatelską w sondzie Serwis21

Do sondaży należy pochodzić krytycznie, zwłaszcza w Polsce. Są one bowiem nie tyle wyrazem nastrojów poparcia społecznego, co elementem propagandowym. Często są robione z góry określoną tezą. Z tych powodów każda ze stron zamawia swoje sondaże, które pokazują często inne wyniki. Manipuluje się pytaniem, terminem, doborem respondentów, nie wspominając już o komentarzach wyników. Dlatego też co jakiś czas przeprowadzamy własną sondę, celem stwierdzenia rankingu czy trendu politycznego. Nie pretendujemy, że wyniki tych sondaży są reprezentatywne, ale też nie są robione pod określoną tezę polityczną.

W sondzie Serwis21 (czas badania - ostatni tydzień), tak jak w przypadku wszystkich innych sondaży krajowych pierwsze miejsce zajmuje Prawo i Sprawiedliwość 53,8% (z wynikiem lepszych niż w innych). Na drugim miejscu - Koalicja Obywatelska czyli PO-Nowoczesna (14,3%) czyli znacznie niżej niż w innych badaniach. Ostatnie miejsce na podium Kukiz 15 z wynikiem 9,2%.

Dalsze ugrupowania nie przekraczają 5%: Partia Razem, Ruch Narodowy czy WIECZYSTE  - po 4,2%, Sojusz Lewicy Demokratycznej - 3,4%, Wolność 1,7%, PSL - 0,8%. Inne partie - 4,2%. Może zaskakiwać niska pozycja SLD czy PSL, ale pamiętajmy że to sonda internetowa (cześć nie posługuje się, nie zagląda do internetu), co wypacza nieco wynik mniejszych ugrupowań. Badanie nie można uznać za reprezentatywne.

Ciekawy jaki byłby wynik, gdyby zamiast szeregu mniejszych ugrupowań, na prawo od PIS powstałaby jedna lista antysystemowa, antyunijna i niepodległościowa.

19 maja 2018

Truskawki przystępne, ceny pozostałych owoców wciąż wysokie

Ponad 2 tygodnie przed terminem, sezon krajowych truskawek już się rozpoczął. Ceny u sprzedających od 6,5 zł/kg do 12 złotych. Inne owoce czerwone i czarne niestety wciąż na kieszeń jedynie zamożniejszych: maliny 12 zł mały pojemnik czyli blisko 50-60 zł/kg, czarna borówka ok. 40 zł/kg (w promocjach w super i hipermaketach 28 zł/kg), czereśnie ok. 25 zł/kg. Ceny owoców importowanych (grejfruty, pomarańcza, winogrona, banany) są wciąż znacznie niższe.

O ile owoce są wciąż drogie, o tyle ceny warzyw są jeszcze znośne: ziemniaki do 2zł/kg, sałata 1,5 - 3 zł/sztuka, pomidory 4-5 zł/kg, ogórki do 7 zł/kg, szparagi w promocji ok. 6 zł/kg. Ostatnio znacznie podrożała marchewka nawet do 4,5 zł/kg, a cena świeżej fasoli jest wciąż poza zasięgiem wielu naszych rodaków (20-25 zł/kg).

Dlaczego o tym wspominamy? Bo prawidłowa dieta opiera się w przeważającej mierze na owocach i warzywach. A niewłaściwa dieta, długo stosowana, prowadzi do wielu chorób nie tylko jelitowych. Zatem choć ceny wysokie nie warto rezygnować z warzyw i owoców, starajmy się jednak je kupić bez przepłacania.

18 maja 2018

MF dementuje odbiór. Gdzie się podziała petycja ws. CRW PKO BP?

Coraz dziwniejsze kwiatki wychodzą w sprawie złożonej petycji Stowarzyszenia Interesu Społecznego WIECZYSTE/Komitet Założycielski NSZZ "Wyzwolenie" ws wyjaśnienia sytuacji równoległego zasiadania w spółkach prywatnych przez osoby z kierownictwa CRW PKO BP, następstw i zagrożeń jakie stwarza to dla Banku oraz dokonania zmian we władzach Banku poprzez powołanie do rady nadzorczej osoby/osób reprezentujących stronę społeczną, które dbałyby o interes publiczny. 

29 marca 2018 r. petycję złożono do Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, 

15 maja Stowarzyszenie wystąpiło w trybie dostępu do informacji publicznej o informację nt. przyczyn nie opublikowania petycji. Kancelaria przekazała wniosek "zgodnie z kompetencją"do Komisji Nadzoru Finansowego i Ministerstwa Finansów.

Pismem z dnia 17 maja nr BMI1.0124.454.2018 Agnieszka Niekłań-Wudarska (z-ca dyrektora Biura Ministra Finansów) poinformowała KPRM, że to ten ostatni powinien ustosunkować się do wniosku o informację i nie ma podstaw do przekazania go innemu organowi. Równocześnie stwierdziła, iż z danych dostępnych w elektronicznym systemie kancelaryjnym Ministerstwa, wynika, że petycja ww. stowarzyszenia, której dotyczy wniosek tego Stowarzyszenia nie wpłynęła do Ministerstwa Finansów.

Powstaje pytanie czy w KPRM nie wiedzą komu przekazali petycję?

W sprawie panuje dziwne fatum? Wcześniej zasłona milczenia dotknęła anonimowe pismo adresowanego do posłów Bartłomieja Wróblewskiego, Piotra Babiarza, Iwony Michałek, do Ministerstwa Sprawiedliwości, do ministra Mariusza Kamińskiego, do Rady Nadzorczej PKO BP oraz do Departamentu zgodności i bezpieczeństwa PKO BP, w którym autorzy wskazywali na fakt równoległego zasiadania osób z kierownictwa CRW w prywatnych spółkach i możliwych w związku z tym nieprawidłowościach. Właśnie w oparciu o to pismo powstały artykuły Serwis21 
oraz petycja Stowarzyszenia.

Fatum, a może ...

17 maja 2018

Tysiące stowarzyszeń zwykłych zostanie rozwiązanych z mocy prawa

20 maja - tysiące stowarzyszeń zwykłych w całym kraju zostanie rozwiązanych z mocy prawa. To efekt nowelizacji ustawy Prawo o Stowarzyszeniach uchwalonej w sejmie poprzedniej kadencji przez PO-PSL-SLD, ustawy którą mimo apeli m.in. Stowarzyszenia Interesu Społecznego WIECZYSTE prezydent Andrzej Duda nie zawetował.

Wszystko za sprawą art. 10. ust.1. ustawy z dnia 25 września 2015 r. o zmianie ustawy Prawo o Stowarzyszeniach oraz o zmianie innych ustaw. Stanowił, iż w terminie 24 miesięcy od dnia wejścia w życie ustawy, stowarzyszenia zwykłe działające na podstawie przepisów dotychczasowych są obowiązane dokonać wpisu do ewidencji, o której mowa w art. 40 ust. 5 ustawy zmienianej w art. 1. Brak wpisu skutkuje rozwiązaniem stowarzyszenia zwykłego z mocy prawa. 

Do dnia wejścia w życie ustawy, stowarzyszenie zwykłe zakładały co najmniej 3 osoby, uchwalały regulamin, wyznaczały przedstawiciela i adres, i o fakcie tym informowały zgłoszeniem właściwego starostę, a działalność mogło rozpocząć po 30 dniach od dnia zgłoszenia. Starosta mógł co najwyżej wystąpić do sądu o zakaz założenia takiego stowarzyszenia. Zgodnie z nowymi przepisami, nie wystarczy zgłoszenie, musi nastąpić wpis do ewidencji, a to już decyzja administracyjna organu. Dotychczasowe stowarzyszenia zwykłe zostały zobowiązane do dokonania wpisu do ewidencji w ciągu 2 lat, pod rygorem rozwiązania. Termin ten właśnie mija 20 maja

W samej Warszawie na dzień 20 maja 2016 r. istniało 1370 stowarzyszeń zwykłych, a według stanu na dzień 16 maja 2018 r. z tych 1370 wpisanych do ewidencji zostało zaledwie 94 (pozostałe stowarzyszenia wpisano do ewidencji to nowe organizacje). Jak dowiedzieliśmy się w sekretariacie Biura Administracji i Spraw Obywatelskich Urzędu Miasta 17 maja przyjęto ok. 30 wniosków. Uwzględniając te które napłynęły a nie zostały rozpatrzone oraz te które jeszcze nadejdą, oznacza, iż o wpis do ewidencji zgłosiło się mniej niż 20% dotychczasowych stowarzyszeń. A co z pozostałymi, część z nich była martwa, ale część najwyraźniej nie widzi potrzeby ewidencji, prowadzenia księgowości, sprawozdawczości finansowej. Problem w tym, że po 20 maja zostają rozwiązane z mocy prawa.



Protest polityczny, a nie na rzecz niepełnosprawnych

I w końcu wyszło szydło z worka, protest rodziców osób niepełnosprawnych wcale nie ma na celu poprawę bytu niepełnosprawnych, ale jest akcją polityczną mającą osłabić obecny rząd. – Mam apel do całego społeczeństwa: pamiętajcie, że zbliżają się wybory samorządowe. Zróbcie wszystko, żeby żadna osoba z PiS nie weszła do żadnego samorządu! – krzyczała na wtorkowej konferencji prasowej jedna z matek uczestnicząca w proteście rodziców niepełnosprawnych dzieci. Jak szybko dodała Iwona Hartwich, protest nie jest polityczny. A co to było, jeżeli nie polityczny apel?


Jak się okazuje, sama liderka rodziców niepełnosprawnych do biednych nie należy,  może nie prowadzi wystawnego życia, ale jak ujawnił bloger Piotr Wielgucki - stać ją było w ubiegłych latach na wyjazdy z rodziną na wczasy do Chorwacji i do Austrii, żyje w apartamentowcu, a jej działalność jako prezes stowarzyszenia "Mam przyszłość" budziła wątpliwości członków. Stowarzyszenie zamknęła by nie ujawnić faktur organowi nadzoru.

Protest cały czas jest podtrzymywany, choć rząd spełnił postulat zrównania renty socjalnej z minimalną. O tym że drugi postulat  - 500 zł gotówki w formie dodatku rehabilitacyjnego - nie jest związany z rehabilitacją czy biedą, świadczy fakt ze protestujący odrzucili propozycję rządu dotyczącą świadczeń rzeczowych na cele rehabilitacyjne (choć pierwotnie uzasadniali go m.in. potrzebami na środki rehabilitacji), a wymóg bez kryteriów dochodowych wyraźnie wskazuje, że nie chodzi o aspekt nędzy lub biedy. Wygodne lepsze życie chce każdy, ale czy rolą rządu jest zaspokojenie wygodnego życia, czy tylko niezbędnych potrzeb? Co ciekawe protestujący nie upominają się by zrównać kwoty zasiłku pielęgnacyjnego (153 zł) do wysokości dodatku pielęgnacyjnego (215 zł), choć akurat to zróżnicowanie nie znajduje uzasadnienia.

Że nie o niepełnosprawnych chodzi, świadczy też ten medialny show wokół próby wejścia z zewnątrz w celu spotkania z rodzicami niepełnosprawnych niektórych osób ze znanymi nazwiskami, choć akurat w tym samym okresie wiele innych osób do sejmu/senatu nie zostało wpuszczonych nawet na posiedzenia komisji, gdyż nie wydaje się w związku z zaistniałą sytuacją jednorazowych przepustek.

Upolitycznienie protestu oczywiście jest ze szkodą dla sprawy niepełnosprawnych, kształtu systemu pomocowego, który wcześniej czy później należałoby rozsądnie określić. Niestety niewiele wskazuje, by do tego doszło.