Portal
Euroislam.pl opublikował list czeskiej lekarki pracującej w Niemczech, odczytanej
w jednej z niezależnych czeskich stacji telewizyjnych. Cyt.
„Przyjaciółka
z Pragi ma znajomą, która – jako emerytowany lekarz – wróciła do pracy w
szpitalu w okolicy Monachium, gdzie potrzebowano anestezjologa. Prowadziłam z
moją przyjaciółką korespondencję i przesłała mi maila od wspomnianej lekarki.
Dziś rozmawiałam z nią na temat tego, jak bardzo nieznośna jest sytuacja
szpitalu w Monachium oraz w okolicznych placówkach.
Wielu
muzułmanów odmawia leczenia przez kobiecy personel, a my, jako kobiety,
odmawiamy udawania się do tych zwierząt, zwłaszcza z Afryki. Relacje pomiędzy
personelem a migrantami stają się coraz gorsze. Ostatnimi czasy migranci
udający się do szpitali muszą być eskortowani przez policję i psy policyjne. Wielu
migrantów ma AIDS, syfilis, gruźlicę otwartą i inne egzotyczne choroby, których
w Europie nie potrafimy leczyć. Gdy w aptece otrzymują receptę, dowiadują się,
że muszą zapłacić gotówką. Wywołuje to niewyobrażalne oburzenie, zwłaszcza
jeśli chodzi o leki dla dzieci. Imigranci porzucają wtedy swoje dzieci i
powierzają je personelowi apteki mówiąc: ‘W takim razie sami je wyleczcie!’.
Policja ochrania więc nie tylko kliniki i szpitale, ale również duże apteki.
… milion
migrantów już tu jest i z pewnością nie będziemy w stanie się ich pozbyć’…
Większość z tych ludzi nie nadaje się do jakiejkolwiek pracy. Mało kto posiada
jakiekolwiek wykształcenie. Co więcej, kobiety zazwyczaj w ogóle nie pracują.
Szacuję, że co dziesiąta jest w ciąży. Setki i tysiące z nich przywiozły ze
sobą dzieci poniżej szóstego roku życia, spośród których wiele jest
wycieńczonych i zaniedbanych… Nawet profesor kierujący naszym oddziałem
powiedział nam, że jest mu strasznie smutno, gdy patrzy na kobiety, które
sprzątają codziennie od lat zarabiając 800 euro, i gdy spotyka następnie w
korytarzach młodych mężczyzn, którzy chcą dostać wszystko za darmo, a jeśli
tego nie dostają, wpadają w szał… Nikt, kto
nie miał z nimi [imigrantami – przyp. red.] do czynienia, nie zdaje sobie
sprawy, jakimi są oni zwierzętami, zwłaszcza ci z Afryki, i z jaką wyższością
muzułmanie – kierując się religią – traktują nasz personel… W jednym ze
szpitali nad Renem migranci zaatakowali personel nożami, a ośmiomiesięczne
dziecko doprowadzili na skraj wycieńczenia, targając je przez trzy miesiące
przez pół Europy. Dziecko umarło po dwóch dniach, pomimo iż otrzymało najlepszą
opiekę medyczną w jednej z najlepszych klinik dziecięcych w Niemczech. W
konsekwencji ataków jeden z lekarzy musiał zostać poddany operacji, a dwie
pielęgniarki trafiły na oddział intensywnej terapii. Nikt nie został ukarany.
Lokalnej
prasie zabroniono o tym pisać, więc wiemy o tym dzięki mailom. Co spotkałoby
Niemca, gdyby ugodził lekarza i pielęgniarki nożem? Albo gdyby wylał swój
zarażony syfilisem mocz na twarz pielęgniarki, narażając ją tym samym na
infekcję? Trafiłby co najmniej do więzienia, a następnie do sądu. W przypadku
tamtych ludzi jednak nic, póki co, nie zrobiono.
Pytam
więc – gdzie są ci wszyscy, którzy witali migrantów i odbierali ich z dworców
kolejowych? Siedzą pewnie wygodnie we własnych domach, zadowoleni ze swoich
organizacji non-profit, czekając na kolejne pociągi i kolejny zastrzyk gotówki
w zamian za witanie przybyszów na stacjach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz