24 marca 2016

Niemiecka bajka o ukrywaniu Żydów. Recenzja filmu "Złodziejka książek"

Odpowiedzią na politykę „Żelaznej kurtyny” Józefa Stalina, było wstrzymanie denazyfikacji zachodnich stref okupacyjnych. Już 1 stycznia 1947 r. ze strefy USA i GB utworzono Bizonię, w 1949 powstała Trizonia, której pośpiesznie nadano niepodległość, powołując we wrześniu 1949 RFN – Niemiecką Republikę Federalną, administrowaną przez kadry III Rzeszy – bo innych, niż wywodzące się z NSDAP w praktyce nie było. 

Zasłużony i skuteczny hitlerowski generał-porucznik Reinhard Gehlen (1902-1979) z woli USA został szefem wywiadu nowych Niemiec. Wcześniej był szefem wywiadu przeciwsowieckiego (OKW Obce Armie Wschód), później w latach 1956-1968 szefem BND. Ten stary nazista, antysemita, polakożerca, Prusak w każdym calu, w ramach wojny psychologicznej, polityki historycznej i neogebbelsowskiej propagandy, jako pierwszy wymyślił pojęcie „polskie obozy koncentracyjne” (bo zostały umieszczone przez III Rzeszę na terenie Generalnego Gubernatorstwa) i pierwszy też skutecznie zamienił pojęcie „zbrodnie niemieckie” na „zbrodnie nazistowskie”. Holokaustu i wszystkich innych zbrodni na terenie Polski, Francji, Holandii itd. dokonali naziści, spod których krwawej okupacji wyzwolili Niemców Alianci! Był to majstersztyk propagandy historycznej nie mający równego w historii Europy! Nawet 8 maja w RFN i 9 maja NRD były obchodzone jako święta wyzwolenia Niemiec od nazizmu!

Niemcy swoja politykę historyczną i kulturalną prowadziły od początku poważnie, systematycznie i nie szczędząc środków! W ciągu jednego pokolenia Niemcy zrzucili z siebie moralny ciężar odpowiedzialności za Holokaust. Holokaust jest dziś na świecie odbierany jako grzech „nazistów” i coraz częściej Polaków! Jakiej narodowości byli naziści? Chyba polskiej, bo przecież obozy zagłady były w Polsce no i nawet prezydent USA Barak Obama w oficjalnym przemówieniu mówił o „polskich obozach koncentracyjnych”.

Czego więc - w oparciu o powyższe fakty - można wymagać od Marcusa Zusaka, Australijczyka, rocznik 1975, autora bestselleru „Złodziejka książek”, książki, którą napisał w oparciu o niemieckie podręczniki historyczne. Co wie amerykański reżyser filmowy Brian Percival o prawdziwej historii Europy? Nic, albo to co mu gen. Ghelen z myślą o nim wymyślił i w spadku zostawił.

W berlińskim Ministerstwie Kultury jak i w Instytucie Goethego pracują na licznych etatach specjaliści od wyszukiwania książek i publikacji mogących posłużyć niemieckiej polityce historycznej. Inni „niemieccy funkcjonariusze państwowi” – (Och!!! Jak to wspaniale brzmi po niemiecku!) - wyszukują młodych zdolnych pisarzy, twórców, dziennikarzy, naukowców i dają im niemieckie stypendia i „granty”. Tylko w Polsce dwunastu młodych pisarzy pobiera niemieckie stypendia! Bestseller Marcusa Zusaka został natychmiast odkryty, przetłumaczony, a dofinasowani przez rząd niemieccy producenci filmowi, postanowili szybko przenieść go na ekran. No i już w 2013 r. „The Book Thief” – „Złodziejka książek”- jako produkcja niemiecko/amerykańska dostał 10 nominacji do czołowych nagród filmowych na świecie.

Reż. Brian Percival mając olbrzymi budżet zatrudnił najlepszych aktorów. Anglicy i Amerykanie mówią po niemiecku itd. – ale mimo stawania na głowie, widać z daleka, że ani reżyser, ani aktorzy nie czują tematu. Gubią się i są zmuszeni uciekać w bajkowe klimaty, fantazje, sceny i gesty umowne. Nie są w stanie przedstawić prawdziwie realiów Niemiec z lat wojny.

Tytułowa złodziejka, to 11 – 14 letnia Sierotka Marysia imieniem Liesel, zabrana?, porzucona?, przez matkę komunistkę, i oddana na wychowanie niemieckiej rodzinie zastępczej, w przysłowiowym małym niemieckim miasteczku z lat 1940-1944. Miasteczko tonie w hitlerowskich sztandarach, Liesel chodzi w mundurku Hitlerjugend, śpiewa organizacyjne piosenki itd. Przybrana matka dorabia praniem i Liesel nosi je nawet do willi burgermeistera. Tam zaczyna nocami wchodzić przez okno do biblioteki i „kraść” książki, które zachłannie czyta. No i tak z niej „złodziejka”. Przybrani rodzice o złotych sercach ociągają się z wywieszaniem sztandaru ze swastyką itd., aż tu nagle do ich drzwi (w małym miasteczku!) puka młody Żyd, uciekający (na fałszywych papierach) przed wywózką do obozu (jak mniemam polskiego). Niemcy przyjmują go z otwartymi ramionami, ukrywają latami, dzielą się kartkami na żywność i ryzykują aresztowanie. Liesel czyta książki, dorasta, zakochuje się w żydowskim chłopaku. Nawet dzieli się z nim duchem Świąt Bożego Narodzenia, znosząc do piwnicy śnieg i lepiąc mu bałwanka. Chłopak dostaje zapalania płuc. Liesel się nim opiekuje itd. itp. Terror nazistowski w niemieckim miasteczku narasta, i chłopak by nie narażać swoich opiekunów i Liesel bierze walizkę, i opuszcza dom idąc na pewną śmierć. Pod koniec wojny przez miasteczko przeciąga pochód Żydów pędzonych przez niemieckich wachmanów. Dziewczynka szuka chłopaka, walczy z żandarmami! Na szczęście alianci bombardują miasteczko i autor oraz reżyser mogą jakoś wybrnąć ze skłębionych bajkowych opowieści. Oczywiście jest i happy end – pani burmistrzowa wyciąga Liesel spod gruzów. Do miasteczka wkraczają Amerykanie, a na ich czele, w oficerskim mundurze jej cudem ocalały ukochany. Biorą ślub i Liesle umiera w Londynie jako milionerka - prababcia Marcusa Zusaka. Uff!

Czytałem recenzje internetowe z filmu (film zafundował nam Polsat 22 lutego 2016 r.) jak i liczne komentarze. Większość widzów był/jest zachwycona bajkowością filmu niosącego „autentyczne wzruszenia”, „bajkową słodycz” i „prawdę o ludzkich sumieniach”!

Instytut Goethego i wszyscy niemieccy spece od „polityki historycznej” mogą sobie pogratulować sukcesu! Jeśli w Polsce film jest przyjmowany ciepło, to jak jest przyjmowany na Zachodzie? Jako prawda objawiona!? Przekaz bezpośrednich świadków? I tak bzdura scenariuszowa staje się obwiązującym przekazem historycznym. Zapytajmy retorycznie: ilu Żydów uratowali Niemcy? Gdzie te drzewka Sprawiedliwych? Jak można bredzić, by w małym, czy dużym mieście niemieckim, w latach 1939 – 45 Niemcy CHCIELI i mogli ukrywać Żydów? A dzieci z Hitlerjugend natychmiast by o tym nie doniosły!? A niemieccy sąsiedzi?! Film „Złodziejka książek” zakupiony i emitowany przez Polsat, doczeka się pewnie wielu emisji na komercyjnych kanałach TV, ale mam nadzieję, że jeżeli pokaże go TVP, to jej szefowie zdobędą się na odwagę poprzedzenia filmu krótkim wprowadzeniem historycznym. (Tylko tyle, i aż tyle!)

Remigiusz Włast-Matuszak 


Film "Złodziejka książek" wyemitowano w Polsacie 22 lutego
(źródło: Reduta Dobrego Imienia)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz