Jak ujawnił w wywiadzie dla austriackiej agencji APA - polski dyplomata Jacek Czaputowicz - Polska jest wspierana środkami unijnymi, ale z każdego euro 70 centów ponownie odpływa za granicę". kraj otworzył swój rynek dla zagranicznych firm, co było warunkiem wejścia do UE, a kompensować to ma unijne wsparcie dla Polski. Inwestycje przyniosły pozytywne efekty, ale zyski są transferowane do innych państw, co znacznie zubaża polski budżet i stanowi wyjaśnienie, dlaczego dochody są w Polsce o wiele niższe niż w państwach zachodnioeuropejskich i dlaczego pozostaliśmy ubogim krajem ze skromnym budżetem świadczeń społecznych.
Z jednej stroną dają zatem pieniądze, które są wytransferowane, co oznacza że w sumie niewiele albo nic z tego nie mamy. Przypomnijmy, iż Polska płaci także składkę do budżetu unii w przeliczeniu ok. 40 centów na 1 euro uzyskanej dotacji. W celu wykorzystania środków unijnych, wnioskodawcy muszą posiadać wkład własny 30-40% lub zaciągnąć kredyt (do spłacenia wraz z odsetkami), a do tego dochodzi koszt biurokracji (przygotowania wniosków i procedur, wprowadzenia unijnych norm i przepisów niejednokrotnie absurdalnych itd).
Innymi słowy do każdego euro zwyczajnie dopłacamy, ale społeczeństwu manipulując liczbami, wmawia się jakimi jesteśmy niby wielkimi beneficjentami Unii Europejskiej. A prawda jest także, że będąc poza UE moglibyśmy się rozwijać szybciej, tak samo mogłyby powstać autostrady, modernizowano by tory kolejowe czy budynki byłyby remontowane. Ale nie musielibyśmy się zadłużać, ani okazać wiernopoddańcze względy za to, że na nas zachód zarabia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz