14 czerwca 2016

NAPRAWA POLSKICH UCZELNI I POLSKIEJ NAUKI?

Ostatnio pan wicepremier Jarosław Gowin słusznie się wypowiedział, że polskie uczelnie i polska nauka są w opłakanym stanie. Konkurować mogą jedynie między sobą, gdyż nie są partnerem dla uniwersytetów i politechnik zachodnioeuropejskich, a od uczelni amerykańskich... dzielą nas lata świetlne! Dlatego w dalszych słowach mówił, że będą wprowadzane duże zmiany, które tę sytuację mają zmienić na lepszą. Trzymam kciuki i życzę, aby takie były owoce nowych zmian, bo udzielam poparcia obecnie rządzącym oraz, bo taki jest wręcz patriotyczny mój obowiązek. Jak jednak wiadomo, diabeł tkwi zawsze w szczegółach, i kiedy następnie przeczytałem, co i jak się ma zmieniać, nie jestem już takim optymistą w sprawie końcowego rezultatu. Dlatego pozwolę sobie na przedstawienie mojego poglądu na tę sprawę. Przy tym sformułowałem go i ogłosiłem publicznie dwa lata temu, jako element dużego planu naprawczego Polski według nowej myśli konserwatywnej.
Nie jestem przy tym i nigdy nie byłem ani pracownikiem uczelni, ani naukowcem. Jednak trochę wiem, jak to działa na Zachodzie i jak zawsze działało również w Polsce, ale - do momentu, zanim wszystkiego nie popsuła bolszewicka dyktatura po II wojnie światowej. Dlatego uważam, że pierwszym lekarstwem na uzdrawianie sytuacji w polskich uczelniach i w polskiej nauce, jest wyrugowanie z nich ciągle obecnych rozwiązań komunistycznych. Od likwidacji tych patologii trzeba zacząć, ponieważ wiele dalszych problemów jest ich wynikiem. Ale skąd wiedzieć, co jest tą patologią i szkodliwym spadkiem po PRL? Wystarczy poznać, jak funkcjonuje nauka i uczelnia na Zachodzie. W mojej opinii, dobrego lekarza od kiepskiego odróżnia to, że ten pierwszy leczy przyczyny, a drugi jedynie objawy choroby. Nie usuwając z uczelni i nauki spadku po komuniźmie, stawiamy się w roli niestety lekarza kiepskiego. Stąd pragnę, aby podejmowane działania uzdrawiające wymierzone były przede wszystkim w przyczyny, a nie w objawy złego stanu polskich uczelni i polskiej nauki.

Jednym z pierwszych takich kroków, jest zniesienie tytułu naukowego profesora, mianowanego przez prezydenta państwa, ponieważ jest to szkodliwy relikt z czasów komunistycznych PRL. Trzeba przywrócić sytuację, że najwyższym stopniem naukowym jest doktorat, a profesura powinna być jedynie stanowiskiem wykładowym oraz formą stowarzyszenia się z uczelnią. Mam opinię wielu również profesorów, którzy mój postulat w pełni popierają. Ponadto, w dzisiejszej Polsce nie mógłby działać Harvard lub Cambridge, albo inny najlepszy uniwersytet na świecie, jak działa w swoim kraju, bo według obecnego prawa polskiego byłby zakazany!!! Jest to dla nas Polaków wielkim wstydem i dowodem, niestety, na swoistą marność przewodzących nam elit. Mamy wolną Polskę, a powyższe i inne chore rozwiązania rodem z systemu komunistycznego, w polskiej nauce i prawie ciągle trwają i nikt się nie zabiera do przywrócenia normalności, jak było w Polsce kiedyś i jak nieprzerwanie jest w wolnym świecie.


Katowice, 13 czerwca, 2016                                                                                              Andrzej Rozpłochowski


Od red. - W lutym br. Sejmowa Komisja Edukacji, Nauki i Młodzieży, wsparta przez Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego oraz inne instytucje, w swej opinii wypowiedziała się przeciwko petycji projektowi ustawy Stowarzyszenia Interesu Społecznego WIECZYSTE ws. zniesienia habilitacji (co było pierwszym krokiem do uzdrowienia sytuacji polskich uczelni).

1 komentarz:

  1. Rzeczywiście nauka w Polsce wymaga gruntownej naprawy. Ale likwidacja szczebli awansu naukowego (= weryfikacja umiejętności i dorobku) to zły pomysł. Zły stan nauki wynika z wieloletniego niedofinansowania i z KORUPCJI, NEPOTYZMU, KUMOTERSTWA, nierzetelności badań i ocen. Przykład chyba wszystkim dobrze znany: dr Lasek & spółka vs. dr Glen Jorgensen z Kopenhagi (katastrofa/zamach w Smoleńsku 2010) - ci pierwsi jak ognia unikali naukowej konfrontacji swoich teorii, a drugi zrobił swoje obliczenia za darmo poddając się ocenie na kilku konferencjach. A obliczenia dr Jorgensena to czysta arytmetyka zrozumiała dla gimnazjalistów czy licealistów (nie cierpiących na dyskalkulię), no może z wyjątkiem pojęcia momentu bezwładności bryły sztywnej). No cóż nie ważne co kto umie, ważne jakie ma plecy.

    OdpowiedzUsuń