jak informuje Sąd Najwyższy: Do Sądu Najwyższego wpłynęły 64 protesty przeciwko ważności wyborów do Parlamentu Europejskiego, które odbyły się w dniu 25 maja 2014 r. Do dnia 1 lipca 2014 r. (godz. 15.45) rozpoznano 54 protesty. Sąd Najwyższy w przypadku 8 protestów postanowił wyrazić opinię, że zarzuty protestu są zasadne, lecz naruszenie przepisów kodeksu wyborczego lub przestępstwo przeciwko wyborom nie miało wpływu na wynik wyborów, w przypadku 4 protestów wyraził opinię o niezasadności zarzutów. 42 protesty pozostawiono bez dalszego biegu.
Nie wiadomo czemu Sąd bada protesty, skoro i tak zawsze orzeka, że nie miało wpływu na ważność wyborów, a ponadto bada już po zaprzysiężeniu. Ba w przypadku parlamentu europejskiego już nawet wybrano jego władze (z Polski - poseł Ryszard Czarnecki z PIS został wiceprzewodniczacym), a jedna posłanka zdażyła opuścić ugrupowanie z ramienia której została wybrania czyli SLD (Lidia Geringer de Oedenberg).
Jednak nawet gdy Sąd stwierdza, że nieprawidłowość była, to i tak orzeka że nie miało to wpływu na wynik wyborców (czyli jest bez znaczenia). Tak też orzekł teraz np. ws. komisji obwodowej nr 103 z Warszawy, gdzie po zakończeniu wyborów nie upubliczniono protokołu z wynikami głosowania tylko zapakowano głosy do worków, a następnie wyniesione z lokalu komisji i włożone do bagażnika prywatnego auta. Jakichkolwiek konsekwencji prawnych z tytułu naruszenia prawa lub standardów - oczywiście brak.Ciekawe co musi się stać, by Sąd Najwyższy potraktował poważnie protesty wyborcze?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz