W mainstreamowych mediach
mnożą się wypowiedzi w obronie tęczy i atakujące zwroty "pedalska
tęcza". Na celowniku znalazł się poseł PIS Bartosz Kownacki, który zapytał
ile pieniędzy wyda HGW na "pedalską tęczę" zanim zrozumie, że
rekonstrukcja jest bez sensu. Pod adresem posła mnożą się epitety – m.in. od dyrektora
Instytut Adama Mickiewicza Pawła Potoroczyna.
Najpierw kilka słów o Instytucie Adama Mickiewicza. Instytut jest państwową instytucją kultury działającą
na podstawie ustawy z dnia 25 października 1991 r. o organizowaniu i
prowadzeniu działalności kulturalnej. To instytut jest właścicielem
wspomnianej tęczy. Rada Instytutu jest powołana przez Ministra Kultury i Sztuki
Bogdana Zdrojewskiego (PO). W składa rady wchodzą prof. Jerzy Buzek (mało mu jako europarlamentarzysta), dr Włodzimierz Cimoszewisz (senator), Beata Stelmach (podsekretarz stanu MSZ), dr Monika Smoleń (podsekretarz stanu ministerstwa kultury i dziedzictwa narowego), Jerzy Koźmiński (prezes Polsko-Amerykańskiej Fundacji Wolności, prof. Edmund Wnuk Lipiński (honorowy rektor Collegium Civitas), prof. Jerzy Hausner.
Co te osoby mają wspólnego z kulturą?
W oświadczeniu Instytutu czytamy iż „11
listopada znów spalono „Tęczę” na Placu Zbawiciela. Po raz kolejny bezmyślnie
zniszczono instalację artystyczną, która była efektem społecznej pracy ponad
tysiąca osób”. Oczywiście to
manipulacja, albowiem tęcza wcale nie była dziełem społecznym. By nie posądzano
nas o fałszerstwo zacytujmy fragment z artykułu Gazety Wyborczej dot tęczy: Zarząd Oczyszczania Miasta w
październiku wybrał w przetargu firmę,
która miała odtworzyć tęczę. Zadanie powierzono firmie JMS Maciej Skrobski,
która wygrała przetarg, proponując cenę 64 tys. zł. (http://warszawa.gazeta.pl/warszawa/1,34862,14935200,Urzednicy__tecza_byla_zabezpieczona__ale_nie_ognioodporna.html). A zatem społecznie to 64 tys. zł tylko dla ostatniej rekonstrukcji, a ile za wcześniejsze.
Skoro
instalacja artystyczna pani Wójcik już 4 razy spłonęła, tym razem - zgodnie ze
specyfikacją zamówienia - miała być ognioodporna. Wszyscy mogliśmy obejrzeć jak
tęcza szybko spłonęła dosłownie w kilka minut. Przypadek? Niekoniecznie.
Okazuje się bowiem, że rekonstrukcję tęczy zakończono w piątek na 3 dni przed
Marszem. Czyżby zabrakło wyobraźni by dokonywać rekonstrukcji tej instalacji
przed Marszem, skoro już kilka razy była obiektem podpalenia? Spalenie tęczy dobrze się złożyło, albowiem nie można stwierdzić, iż nie została dokonana zgodnie ze specyfiką
zamówienia. Dziwnym trafem nie dokonano odbioru technicznego instalacji,
zaplanowano tą czynność dopiero po 11 listopada br. A zatem nie ma możliwości
stwierdzenia, że prace wykonane były jak należy. Co prawda jeszcze nie wypłacono
jeszcze pieniędzy, ale Ratusz będzie musiał w końcu wypłacić należną sumę - 64
tys. zł, co jest sumą wielokrotnie przewyższającą koszt rzeczywisty tej niby
ognioodpornej (i jak się okazuje łatwopalnej) instalacji.
Może
zatem przedstawiciele IAM, którzy grzmią na sformułowania o „pedalskiej tęczy”,
a także przedstawiciele Ratusza wyjaśnią nam – jak się wydaje - „tęczowy
przekręt”. HGW zapowiada odbudowę tyle razy tęczy, ile potrzeba, i tyle też
publicznych pieniędzy trafi do prywatnej kasy.
Jak ujawniła niezalezna.pl - Firma JMS Maciej Skrobski, która zajęła się renowacją spalonej instalacji „Tęcza” na stołecznym pl. Zbawiciela, zainkasuje z miejskiej kasy ponad 64 tys. zł. Wykonawca zatrudnia do realizacji inwestycji m.in. projektantkę Małgorzatę Popis – członka warszawskiej Platformy Obywatelskiej.
OdpowiedzUsuńZa parę złotych bezproblemowo można pewnie znaleźć chętnego do podpalenia - przy takiej kasie warto zaryzykować, nie?
OdpowiedzUsuńJak szybko buta bufetowej wróciła po jej mizdrzeniu się gdy była odwoływana.
OdpowiedzUsuń