5 marca 2016

Historia jest fundamentem tożsamości.

Historia jest nauczycielką życia – wiedza o przeszłości uczy nas unikania błędów i poszerza naszą perspektywę, bez tej wiedzy jesteśmy pozbawieni punktu odniesienia, skali porównawczej. Historia tworzy wspólnotę duchową i kulturową, łączność między następującymi po sobie pokoleniami i czyni społeczeństwo świadomym. Postmodernistyczne trendy próbują narzucić wizję „grubej kreski”, czyli właściwie codziennie „rodzimy się na nowo”, nie analizujemy przeszłości, zapominamy o tym co wczoraj. Zrozumiałe, że taki zabieg na płaszczyźnie jednostek ludzkich jest nierealny, analogicznie na linii stosunków międzynarodowych. To dryfowanie ku samounicestwieniu, narody które tracą pamięć lekceważąc dziedzictwo i tradycje swoich przodków ginęły. Głównym elementem samoidentyfikacji człowieka we wspólnocie narodu jest historia. Nie jej nauka rozumiana w sposób mechaniczny – wykuwania dat i nazwisk, ale w odniesieniu do teraźniejszości i przyszłości, w szukania osobowych wzorców pośród bohaterów narodowych i wyciąganie wniosków z przeszłości.

 W czasach PRL-u próbowano zerwać tę naturalną więź pokoleniową, jaka wytwarza się w procesie dziejowym. Próbowano z Polaków uczynić niewolników systemu, poprzez amputację pamięci. Każdy naród opiera się na jednolitym rozróżnianiu zła od dobra – wytwarzaniu pewnego systemu moralnego, który jest istotą istnienia danej wspólnoty. Komuniści chcieli z nas wyrugować ten system wartości, który jest tożsamy z historią naszego narodu, który kształtował się ponad tysiąc lat w kręgu cywilizacji łacińskiej. W pewnym sensie im się to udało, niestety. Takiego samego zabiegu próbowano dokonać po roku 1989, ale już nie komunistycznym aparatem propagandy i nacisku, tylko przez „postępowe” hasła o europejskości, modernizmie i innych tego typu frazesach. Prostą metodą kontynuowania amnezji historycznej było redukowanie edukacji historycznej w szkołach. To co dziś obserwujmy w młodym pokoleniu, czyli fascynacja Żołnierzami Wyklętymi, czy ludźmi formatu Witolda Pileckiego, to naturalna samoobrona przed tymi mechanizmami. Poczuliśmy się okradani z przeszłości, instynktownie wyczuwając fałsz architektów III RP, stawiających za wzór ludzi okrągłostołowych elit – nomenklatury komunistycznej i obozu postsolidarnościowego, którzy ponad narodem „dobili targu” i stali się z miejsca beneficjantami „nowego” ustroju. Podobny ahistoryczny trend zauważamy na Zachodzie – lewackie społeczeństwa multikulturowe Unii Europejskiej, nie mogą się zgodzić z budzeniem się postaw patriotycznych wśród obywateli. Według środowisk lewicy inspiracje patriotyczne wśród młodych ludzi są w ich definicji niebezpieczne, w zasadzie dla tych lewackich  koncepcji szkodliwe jest istnienie wspólnot narodowych. A przecież bogactwo kulturowe Europa zawdzięcza odrębności narodowej, przez to jest wspaniała, bo tak zróżnicowana. A zarazem tworzyła jedną cywilizację łacińską, opartą na tradycyjnie pojmowanych wartościach. Wyparcie historii z przestrzeni życia publicznego prowadzi do zguby. Człowiekowi zakorzenionemu w historii, który nie skupia się tylko na materialnym bycie, trudniej narzucić konsumpcyjne trendy; osoba taka ma naturalnie i proporcjonalnie  ukształtowaną hierarchię wartości, więc nie będzie podatna na pokusę zmaterializowanego otoczenia.
Państwo musi dziś stanąć na wysokości zadania i odwrócić całkowicie politykę historyczną – „wstać z kolan”, to fundament. Trzeba przełamać kordon szczelnego aparatu medialnej osłony dla animatorów republiki okrągłego stołu, która głosiła, że polska historia zaczęła się 4 czerwca 1989 r., a wcześniej jakby nic nie było, tylko ciemnogród, wstyd i pogarda… Musimy przy użyciu instytucji państwowych i wspierając inicjatywy oddolne, pielęgnować nasze dziedzictwo, po prostu eksponować prawdę o przeszłości naszego narodu i propagować dorobek naszej kultury. Nie można ograniczać się do martyrologii. Są wydarzenia wojenne, które powinny trafiać do świadomości Polaków i Europejczyków (ale nie tylko), takie jak: Kircholm, Kłuszyn, Wiedeń – największe zwycięstwa polskiego oręża, polskiej husarii budzącej respekt i strach w całej Europie, czy wreszcie o Bitwie Warszawskiej, która powstrzymała najazd i hegemonię bolszewików – za to powinni nam dziś w Europie dziękować, ale najpierw muszą o tym wiedzieć… Powinniśmy mówić o Polsce, jako o państwie wielkiej tolerancji dla ludzi inaczej myślących, innego wyznania, gdzie mogła kwitnąć kultura duchowa. Należy umiejętnie pokazać, że ta wolność jest immanentna z polską kulturą i tradycją, to nas właśnie wyróżnia na tle większości europejskich wspólnot historyczno-kulturowych. Aspektem, który powinien napawać nas dumą jest wolność. Praktyka parlamentaryzmu w I Rzeczypospolitej było prawdziwą nauką i wzorem obywatelskiej wolności dla innych wspólnot politycznych w Europie. Propagujmy także dorobek naszej kultury i jej wkład w cywilizację europejską, przypominajmy światu wielkich Polaków: Chopina (muzyka jest uniwersalna), wykształconego na UJ Mikołaja Kopernika, Tadeusza Kościuszkę, Ignacego Paderewskiego (to wstyd, że nie ma swojej ulicy w stolicy), Jana Kochanowskiego, Adama Mickiewicza i cały dorobek literatury polskiej. Nie mamy potrzeby, jak inni, uciekać się do kłamstw, ale powinniśmy propagować prawdę, która prowadzi do budowania wspólnoty, a zarazem oczyści Polskę z fałszywych stereotypów. Uczmy się od naszych Ojców, na ich doświadczeniach.
Józef Piłsudski ujął to tak: „Naród, który nie szanuje swej przeszłości nie zasługuje na szacunek teraźniejszości i nie ma prawa do przyszłości”.

Arkadiusz Cimoch
Narodowe Siły Zbrojne-Nowe Pokolenie

1 komentarz:

  1. W szkole nie uczyłem się historii, i słusznie, bo nie miało to żadnego sensu z obiektywnego punktu widzenia, ponieważ ta, była pisana zawsze pod zamówienie, przez wybitnych artystów.
    Dzięki naszemu bohaterowi Kuklińskiemu, nie powinniśmy się bać uprawiania polityki, ani poznawania historii, a tym bardziej jej konsumowania pełną michą, bo nie mamy nic do stracenia.
    Przed wyjawieniem planów agresji Układu Warszawskiego, było u nas przewidzianych ledwie marne paręset uderzeń atomowych, ale po już analizie aktualniejszych materiałów naszego Jack Strong , podwyższono nam limit parę razy, czyli należy się pińćset(sic!) i reszty nie trzeba, bo nas nie ma.
    Skromnie dodam, że gratis i w promocji należało nam się jeszcze od dawnego ZSRR, kolejnych perę setek, gdyby musieli się wycofywać przed kontratakiem NATO i wypadałoby zrobić z Polski pustynię nie do przebycia w przeciągu tygodnia.
    Sama Warszawa miała otrzymać tylko piętnaście bombek, co wydaje mi się liczbą zamalowaną pędzlem korektora, jak zdjęcia z Księżyca, czy Marsa, skoro samych mostów w mieście jest chyba siedem.
    Zrozumiałe, że mieliśmy fory u narodu, za którego „wolność” walczył nasz Kościuszko, Pułaski, Kukliński i Sikorski, stąd bombeczki miały być mniejszej mocy – czyli męczylibyśmy się tydzień dłużej, zamiast wyparować natychmiast.
    Jakiś Sznycel z ferajną cedzi nam te unijne dotacje i kopniaki za demokrację i trudno mu się dziwić, bo kiedy tamci siedzieli na drzewach, z nożami w zębach, to Polska miała pierwszą Konstytucję 3 Maja w Europie.
    Nawiasem jakiejś Belgii z diastemą i seksowną grzyweczką, to w ogóle jeszcze nie było do bodajże naszego Powstania Listopadowego, a jakiś ichni Vanish wpienił się na naszą Premier w Parlamencie Europejskim, chyba z zawiści?
    Polska powinna więc odciążyć przyjaciół z Parlamentu Europejskiego i powołać wzorem ziomali z Izraela, specjalną organizację współdziałającą z rządem typu HEART, celem ściągnięcia wreszcie tego biliona euro odszkodowań za II Wojnę Światową, o naszych przyjaciół Niemców .
    Przy okazji, moglibyśmy współpracować z HEARTH, by oni wreszcie dostali kasę za to Jedwabne, co tam okupant niemiecki dopuścił pono do holokaustu, bo Polski i jej rządu, to wtedy już od paru lat nie było, gdyby kto nie wiedział.
    Bilion euro – może się to bardziej opłacać, niż członkowstwo w Unii, a i obywatelska micha byłaby kopiata i to nawet ze skwarkami po wierzchu, a nawet w środku ?
    Taki wicie Kuwejt w środku zalanej uciekinierami Europy, ale rozumicie(sic!) czysty etnicznie i uzbrojony, jak Izrael, z identyczną liczbą przyjętych uchodźców.
    To oczywiście proces długotrwały, ale michę zapełnić notarialnymi aktami własności, obywatelom na Ziemiach Odzyskanych, to już można zrobić w trymiga i to żadnym kosztem.
    Taki właściciel ziemi , nie da sobie jej wycwancykować, bo chwyci za Kałacha, co go ma mieć w szafie, i jeszcze nim wybiegnie na zbiórkę gwardii Narodowej, to jeszcze wróci po pancerfaust , co go w pośpiechu zapomniał zabrać.
    Tak więc bogaty i uwłaszczony obywatel Polski, będzie miał motywację, by nie wymiękać i będzie wierny mądremu przywódcy, czyli zbliżymy się w zdolnościach manewrowych do ławicy makreli.
    To oczywiście na dobry początek, by te mordy w kubły powsadzać, co to nas chwalą, jak wypruwamy sobie flaki w powstaniach i obalaniu muru berlińskiego, czyli jak robimy im dobrze, a sobie źle.
    Nawiasem podobno Powstanie Listopadowe sprowokowali Anglicy, chcąc się pozbyć polskiej konkurencji w zbożu i żelazie, oraz w handlu z Rosją, a my jak dotychczas bywało, daliśmy się nabrać na propagandę wolnościową.
    Tak więc, aby nas już nigdy nie chwaliły żadne sznycle, czy ciepło nie wspominały inne junkersy, powinniśmy jeszcze za tą należną nam kasę, kupić wstępnie parę setek atomówek, choćby w Pakistanie, czy zmontować na Ukrainie.
    Później, to se(sic!) sami zrobimy, i to bombeczki mezonowe, może dzięki tatusiowi objawionego niedawno, rumuńskiego wieszcza wolności, co to w Dubnym pracował z Rosjanami, nad tym wynalazkiem, lepszym, niż przaśna atomówka.


    OdpowiedzUsuń