Jak wygląda podróż koleją między miastami wojewódzkimi? 3 października postanowiliśmy to zweryfikować na linii z Warszawy do Gdyni. Linię wybraliśmy nieprzypadkowo, wszak to ważna arteria komunikacyjną i standard kolejowy jeden z najwyższych w kraju. W linii prostej 303 km, 375 km normalną drogą, trasą kolejową było niegdyś 350 km. O dziwo na bilecie jest już 467 km. Dlaczego? Bo podróż do Gdynii następuje przez ... Kutno. Czemu pociąg jedzie najpierw ok. 110 km na zachód przez godzinę, gdy cel jest na północy? Sama podróż w PKP Intercity - ok. 5 godz. 15-20 minut, jak na połączenie 2 ważnych ośródków miejskich, powinno być krócej co najmniej o godzinę, dwie. Dodajmy, iż w drodze powrotnej nie skorzystaliśmy z TLK, wszak wówczas podróż trwałaby ponad 6,5 godz. Pociągi były względnie punktualnie, w drodze do Gdyni spóźnił się tylko o ok. 10 minut.
Koszt biletu w PKP Intercity 87 zł. Standard niby wysoki, ale wagon wars nieczynny, poczęstunek w ramach biletu jak je nazwali pasażerowie - "zdrowa przekąska owocowa" tj. jabłko "putinka" (czyli jabłko antyputinowskie) i soczek jabłkowy lub pomarańczowy. W podróży powrotnej poczęstunek zaserwowano dopiero po 2 godzinach, zatem ci którzy wychodzili w Bydgoszczy nie zdążyli się załapać. Hot spot działał jedynie w podróży do Gdyni, w powrotnej wieczorem do Warszawy - już nie. Informacja pasażerów w czasie podróży, no cóż dezinformacja w podróży powrotnej, poinformowano bowiem ok. 20.25 że pociąg dojeżdża do Kutna czyli o godzinę wcześniej niż w rzeczywistości, w rezultacie pasażerowie już czekali z bagażami do wyjścia. Gdy się okazało, że jest inaczej pasażerowie z tabołami znów wracali do przedziałów, by godzinę później znowu przygotowywać się do wyjścia. Może należałoby pozwać PKP Intercity?
Zapowiadano kolejowe miraże, niewątpliwie pociągi są trochę szybsze i w nieco leszym standardzie niż w czasach PRL, ale cóż z tego, skoro zamiast jechać w linii prostej, pociąg objeżdża pół Polski.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz