30 maja w Centrum Edukacyjnym im. Janusza Kurtyki Instytutu Pamięci Narodowej odbyło się spotkanie poświęcone podpisanej 8 maja przez Prezydenta Komorowskiego, a obowiązującej od 31 sierpnia ustawie o działaczach opozycji antykomunistycznej i osób represjonowanych z powodów politycznych. W spotkaniu uczestniczył m.in. prezes IPN, prezes urzędu ds. kombatantów, wicemarszałek senatu Jan Wyrowiński (PO).
Wśród dyskutantów, przedstawicieli weteranów ujawniły się 2 tendencja. Pierwsza uznawała że ustawa jest zła, ale dobrze że została uchwalona, bo tyle lat już się na nią czeka. Przedstawiciele tej tendencji interesowało m.in. sposób powoływania tzw. wojewódzkich rad konsultacyjnych. Jak widać stołki przyciągają?
Druga reprezentowana głównie przez Stowarzyszenie Polskiej Partii Niepodległościowej i Stowarzyszenie Walczących o Niepodległość 1956-89, iż ustawa jest pozorna, a nawet niekonstytucyjna. Alina Cybula-Borowińska wskazała, iż odmówiono uprawnień honorowych, które nic nie kosztowały np. nazwy weterana (jest działacza), a cel ustawy był m.in. wyborczy. Daniel Alain Korona podkreślił, iż jest to bubel prawny, wskazał m.in. na fakt iż w ustawie zapisano 2 rodzaje legitymacji: jedna dla działacza, a druga legitymacja na poświadczenie odznaki, którą otrzyma działacz. Czy nie można było stworzyć jeden rodzaj legitymacji? Ponadto podkreślił, iż ustawa ogranicza katalog dowodowy w celu określenia, czy ktoś był tajnym współpracownikiem jedynie do dokumentów zachowanych w IPNie. Ponadto do opinii publicznej puszczono sygnał, iż weterani otrzymali jakieś przywileje, a przecież nie przyznano nawet praw jakie mają kombatanci. Daniel przypomniał, iż fakt działalności na rzecz niepodległości Polski potwierdza już sąd (unieważnienia orzeczeń skazujących za działalność polityczną), Urząd ds, Kombatantów (decyzje dla celów emerytalnych) a także MSW (które wydaje decyzje ws. odmów paszportowych z lat 1980-tych), zatem żadna nowa odznaka czy legitymacja nie jest potrzebna.
Przedstawiciele władz byli poirytowani tą krytyką. Prezes IPN uznał, że ustawa jest potrzebna, bo są osoby w ciężkiej sytuacji (o ile nam wiadomo dotyczy to kilka milionów osób, ale oni najwyraźniej się nie liczą). Marszałek Wyrowiński stwierdził, że jest to wciąż powtarzanie tego samego (jak władza nie uwzględnia głosu rozsądku, to argumentacja się wówczas powtarza) i próba przeszkodzenia ustawie (innymi słowy dobra władza, a złe organizacje społeczne. Skąd my to znamy?)
W rzeczywistości ustawa będzie generować koszty, które wcale nie trafią do weteranów. Owszem przyznano weteranom 400 zł świadczenia, ale pod warunkiem że osoby będą miały bardzo niskie dochody (najniższą emeryturę). Ile takich osób będzie w skali kraju - może kilkaset. Inni dostaną odznakę i świstek papieru. Zatem niewiele pieniędzy trafi w rękach weteranów. Za to będą koszty np. weryfikacji przez IPN czy osoba była TW, obsługi przyznawania statusu działacza (koszty urzędników Urzędu Kombatantów), koszty związane z wzorami legitymacji i odznak (będą konkursy), koszty produkcji tych legitymacji i odznak (jakaś firma zarobi), koszty obsługi wojewódzkich rad konsultacyjnych (koszt sekretariatów), itp.
Ze strony marszałka senatu, przedstawicieli władzy, słychać że będzie można ustawę poprawić. Tylko po co było tworzyć bubel? Czy nie można było od razu napisać sensowną ustawę? Gdyby chcieć podsumować podpisaną ustawę, można by ją streścić jednym zdaniem "Zgoda na pozorne świadczenia dla weteranów, Bezpieczeństwo finansowe dla urzędników"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz