15 kwietnia 2015

Mobbingiem w Ministerstwie Zdrowia nikt nie był zainteresowany

Gdy w Ministerstwie zdrowia doszło praktyk mobbingowych ze strony przełożonych, pracownicy - ich ofiary, którzy m.in. trafili do szpitali, wskutek takich działań, próbowali zainteresować odpowiednie instytucje do działania. Jak ujawniają media, nikt nie podjął działań, ani posłowie, ani Kancelaria Premiera, ani szefowie służby cywilnej, ani prokuratura. Dopiero po nagłośnieniu sprawy mailem do wszystkich pracowników przez urzędnika wydziału kontroli - Joanny Koczaj-Dyrda a także przez media, minister Bartosz Arłukowicz wystąpił do szefowej służby cywilnej, która wszczęła postępowanie ws. mobbingu.
Pracownicy obwiniają dyrektora generalnego Marcina Antoniaka oraz dwóch nominowanych przez niego zastępców - Justynę Mieszalską i Edytę Kramek. Jak pisze "Fakt", "urzędnicy bali się przychodzić do pracy, nie zgłaszali faktu, że dostali zwolnienia lekarskie, w pracy notorycznie spotykali się z groźbami i obelgami". "W efekcie jedni popadli w depresje, inni ze stresu posiwieli i cierpieli na przeróżne dolegliwości, a w znakomitej większości musieli poddać się leczeniu psychiatrycznemu". 
Jak zareagowała władza po ujawnieniu sprawy, co zaproponowała pani prezes USC? Otóż z ust Claudii Torres-Bartyzel padła propozycja przeniesienia skarżącej Koczaj-Dyrdy do innego urzędu, ale ta nie skorzystała z takiej opcji. Zatem znów - próba spychologii, a nie rozwiązania sprawy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz