11 grudnia obrady Sejmu transmitowano w Kinotece. I ten fakt jest najlepszym świadectwem całego absurdu naszej rzeczywistości politycznej.
Obrady Sejmu (zdjęcie za sejm.gov.pl) przypominają film, ale z gatunku kiepskich, i nie pomogą medialne okrzyki zachwytu, że "Historyczny moment". W prawdziwym filmie są bowiem zwroty akcji.
A tu, wszystko było wiadome od samego początku, co powie w expose premier Mateusz Morawiecki, jakie będą stanowiska poszczególnych klubów, następnie cała seria pytań, brak wotum zaufania, zgłoszenie kandydatury Donalda Tuska, ponownie reakcje poszczególnych klubów i głosowanie w którym uzyska 248 głosów a na koniec przemówienie nowego premiera. To wszystko było wiadome, jedynie co było nieznane to jakie zdanie wypowie ten czy inny polityk z mównicy sejmowej, i tym ekscytują się media.
Następnego dnia 12 grudnia będzie powtórka z "rozrywki", znów expose, znów znane nam stanowiska klubowe i takie same głosowanie.
Spektakl sejmowy potrwa całe 2 dni, dni które zostały właściwie stracone. Nie zajęto się ani podwyżkami dla nauczycieli czy dla budżetówki, ani stawkami VAT produktów żywnościowych, ani podwyższeniem kwoty wolnej od podatku, ani projektem budżetu, i można by dalej tak wymieniać. Finanse publiczne są w złym stanie, bo wynoszą ponad 1,6 bln zł długu. I nie jest żadnym pocieszeniem twierdzenia ustępującego premiera, że w relacji do PKB mamy znacznie lepszy wskaźnik niż kraje Europy Zachodniej.
A przecież można było sprawę wyboru/zmiany władzy załatwić bardzo szybko, dwoma, no może trzema głosowaniami bez całego tego spektaklu, a expose ograniczyć do kilkunastu minut (wszak i tak wystąpienie nie ma większego praktycznego znaczenia). No ale efektywność organizacyjna nie należy do mocnych stron naszych polityków.
Politycy, w tym Marszałek Sejmu Szymon Hołownia najwyraźniej zapomnieli, że Sejm ma być miejscem pracy legislacyjnej, a nie spektaklem filmowym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz