Warszawa,
dnia 09.02.2017r.
ECHA PUBLIKACJI O PAŃSTWIE
SŁUŻB SPECJALNYCH
Nie sądziłem, że moje publikacje dotyczące
niewidocznego gołym okiem Państwa Służb
Specjalnych wzbudzą takie zainteresowanie wśród czytelników (m.in. strony www.sfmogodnosc.pl) i przyczynią się do wymiany
poglądów oraz ocen na ten temat.
(Od redakcji artykuł wspomniany jest dostępny na stronie http://serwis21.blogspot.com/2017/01/panstwo-suzb-specjalnych.html)
(Od redakcji artykuł wspomniany jest dostępny na stronie http://serwis21.blogspot.com/2017/01/panstwo-suzb-specjalnych.html)
Takie reakcje świadczą, że bardziej precyzyjna analiza
faktów, które dookoła nas się dzieją pozwala wyciągać bardziej trafne oceny na
temat poziomu demokracji w Polsce oraz funkcjonowania w Naszym Kraju
podstawowych organów Państwa, które mają istotne znaczenie dla bezpiecznego funkcjonowania wszystkich
obywateli w Naszej Ojczyźnie.
Z korespondencji jaką otrzymałem w tej sprawie, jak
również z rozmów jakie przeprowadziłem wynika, że zdecydowana większość osób
uważa za bardzo wiarygodne moje podejście do oceny sytuacji w Polsce, a nawet
przyznaje, że moja analiza otworzyła im oczy na dzisiejszą rzeczywistość,
co przyznam bardzo mnie cieszy.
Najbardziej ucieszyła mnie ocena znanej legendy
„Solidarności” Pana Andrzeja Gwiazdy, który napisał: „J. Sekuła realistycznie opisuje
znaną z powszechnej autopsji sytuację. Odpowiedzialni są również ślepcy
wierzący w propagandę mimo oczywistych faktów” dalej Pan Andrzej
Gwiazda pisał:
„Przykre oczywiście było rozeznanie prawdziwej roli „przyjaciół” z lat
70-tych, ale nie przeżywałem załamań lecz ulgę, gdy te role się ujawniły. Pana
tekst jest ważny, bo ślepych wciąż jest dużo”.
Pamiętam doskonale Pana Andrzeja Gwiazdę z lat 80.
Wówczas jako jeden z nielicznych wykazywał się trzeźwą oceną ruchu
solidarnościowego, a szczególnie oceną jego prominentnych wówczas działaczy i
ich prawdziwej roli w tym ruchu. Wiem, że z tego powodu miał wielu przeciwników
i wrogów w gronie działaczy Solidarności, gdyż
w sposób jasny i obiektywny oceniał to co się
działo dookoła. Miał już wówczas większą
wiedzę na temat prawdziwych ról poszczególnych
działaczy Solidarności, jak również planów reżimu do konstrukcji Państwa
opartego na dziwnych układach z ludźmi, którzy wówczas byli „bardzo
zaangażowanymi działaczami Solidarności”. Poznałem Pana Andrzeja Gwiazdę we wrześniu 1981r. na
Zjeździe Solidarności. Był razem z nami gdy składaliśmy – jako Związkowcy z ZZ
FMO - kwiaty pod Pomnikiem Ofiar Grudnia 1970 w czasie trwania II tury Zjazdu
NSZZ "Solidarność".
Oczywiście są również
i przeciwnicy zamieszczania informacji o faktach historycznych i ich wpływowi
na dzisiejszą rzeczywistość (zapewne wzięli
sobie do serca słowa sędziego Ozimka – że najwyższy czas o wszystkim co kiedyś było zapomnieć). Otrzymałem list od Pani Bożeny z
Białegostoku, działaczki Klubu Gazety Polskiej która informuje mnie o bardzo nerwowych
reakcjach niektórych posłów i senatorów – jak np. senatora Jana
Rulewskiego i posła Marka Rząsy, którego treść korespondencji posła
z Panią Bożeną przytaczam za jej pozwoleniem:
„1. posłałam tekst osw również posłom m.in. p. posłowi
Rząsa.
2. p. Rząsa odpowiada, przeklejam: "Czy na sali jest
lekarz? Najlepiej psychiatra"!
3. Moja odp.
przeklejam: "Postaram się spełnić Pańską prośbę o lekarza psychiatrę...
panie pośle. Proszę podać adres, pod który ma się zjawić."
4. Pan poseł pisze -
przeklejam: "Nie jest mi potrzebny lekarz. Nie życzę sobie maili od Pani
ponieważ ich treść w ogóle mnie nie interesuje. Jaśniej napisać się nie
da"
5. Moja odpowiedź -
przeklejam: "Będę musiała prosić Sejm o wstrzymanie finansowania dla Pana
posła - jeśli nie interesuje Pana głos Polaków - droga wolna, nie zatrzymujemy
w Ojczyźnie".
6. Ja zaś zawiadomię
policję, że nieustannie nęka mnie pani swoimi bredniami, mimo iż informowałem
że siebie tego nie życzę. Umie pani czytać ze zrozumieniem?
7. Oto finał "kontaktu"
z posłem PO Markiem Rząsa, widać do białości rozdrażniony ...ciekawe, policja
Mu pomoże ?
- Przesłałam ją także pp. Kuchcińskiemu i Zielińskiemu.”
Uważam, że trudno
tutaj nawet o jakiś komentarz. Oczywiście Pan poseł Rząsa i Pan senator Rulewski
mają prawo mieć swoje własne zdanie na każdy temat, lecz traktowanie przez tych Panów w ten sposób ludzi, którzy mają
inne poglądy i inne zdanie na temat oceny naszej mrocznej historii jest nie
tylko wyrazem braku kultury, ale również brakiem szacunku dla ludzi i szacunku
do naszej historii, która dla wielu z
nas nie była tak łaskawa jak dla Pana Rząsy i Pana Rulewskiego. Faktycznie Pan
Rząsa powinien zawiadomić Policję aby go bezpiecznie do granic Polski
eskortowała, a na granicy powinien zdać dowódcy konwoju policyjnego legitymację
posła, bowiem niegodny jest piastowania takiej funkcji. Może warto również i
Pana Rulewskiego zapytać, czy w taką podróż nie chciałby się zabrać? Komentarze
Pana Rulewskiego nawet nie bardzo nadają się do upublicznienia.
Przyznam, że słowa Pana Andrzeja Gwiazdy i postawa
niektórych przeciwników publikacji wyzwoliła we mnie dalszą wielką motywację do
działania w interesie odkłamania rzeczywistości i pokazania właściwego oblicza
ludzi, którzy dzisiaj stoją na świecznikach w świecie polityki i innych
instytucji w Polsce oraz uważają się za „bohaterów narodowych” przed którymi
należy składać pokłony a nawet bić czołem w ziemię.
Najważniejszym zadaniem jakie sobie postawiłem jest
poznanie źródeł i przyczyn błyskawicznych karier jakie ci ludzi zrobili w
polityce i gospodarce Polski i kto przyczynił się do tego. W jaki sposób budowano te papierowe zasługi jakimi
chwalą się ci ludzie i uważają się za wielkich i zasłużonych dla polskiej
demokracji – choć w rzeczywistości są zwykłymi sprzedawczykami i zdrajcami
polskiej racji stanu.
Ciekawym zapewne również będzie dotarcie do źródeł
wiedzy na temat osób, które przyczyniły się do wytworzenia „immunitetów bezkarności” dla tych
wszystkich „bohaterów narodowych”
Teraz wiem, że mam wielu sprzymierzeńców do pozyskania
takiej wiedzy i upublicznienia jej, aby raz na zawsze pokazać prawdziwe oblicze
tych ludzi i prawdziwe ich zasługi, które z zasługami dla Naszej Ojczyzny
zupełnie nic wspólnego nie mają, bowiem ludzie ci byli i są szkodnikami
polskiej racji stanu oraz należy nazywać ich po imieniu – czyli zdrajcami.
Aby wyjaśnić sens dokonanych „przekształceń agentów w bohaterów” należy wrócić do okresu narodzin
i powstawania ruchu solidarnościowego, a nawet i wcześniej – czyli do czasów
powstawania powojennej opozycji antykomunistycznej.
Raczej nie muszę nikogo przekonywać, że dawny Urząd
Bezpieczeństwa a później Służba Bezpieczeństwa wykorzystywała do walki z
opozycją całą rzeszę wszelkiej maści agentów usadowionych zarówno w
środowiskach opozycyjnych, ale również i w zdecydowanej większości zakładach pracy PRL, które wówczas były
zakładami państwowymi. Wiedzę
o tym, co się dzieje w zakładach pracy przekazywali również funkcyjni
członkowie Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, którzy mawiali, że
„socjalizmu będziemy bronić jak niepodległości”.
Służby specjalne posługiwały się w rozpracowywaniu
środowisk opozycyjnych przy pomocy pozyskiwanych w różny sposób agentów.
Najczęściej w tej grupie znajdowały się osoby pozyskane na materiałach
obciążających:
1. Przyłapanie pracownika na drobnej kradzieży pracowniczej lub
innym drobnym przestępstwie.
2. Uzyskanie materiałów kompromitujących np. zdrady małżeńskie,
jazda po alkoholu, mających inną orientację seksualną itp.
3. Dopuszczenie się popełnienia innych wstydliwych czynów
mogących skompromitować daną osobę w jej otoczeniu.
Takim
wyżej wymienionym nieszczęśnikom z ochotą darowano ich popełnione przewinienia
i gwarantowano bezkarność za popełnione czyny w zamian za przekazywanie
informacji dotyczących innych osób ze środowiska w którym żyją i pracują.
Oczywiście
pozyskiwano do agentury również ideowców, którzy święcie wierzyli we władzę
komunistyczną i jej wrogów z którymi należy walczyć na różne sposoby.
Służby specjalne szkoliły również agentów dla swoich potrzeb, którzy nigdzie nie byli zarejestrowani jako
funkcjonariusze tych służb ale przechodzili w specjalnych tajnych ośrodkach
specjalistyczne przeszkolenie, które
było porównywalne z przeszkoleniem typowych funkcjonariuszy, a nawet często
dużo lepsze, bowiem ci ludzie pozyskiwani byli do pracy wśród zwykłych
obywateli Państwa na różnych stanowiskach praktycznie w sieci wszystkich
ważniejszych zakładów w Polsce.
Ten rodzaj agentów był najbardziej niebezpieczny dla
opozycjonistów, bowiem takie osoby posiadały dość dobrą wiedzę z zakresu
manipulacji ludźmi i potrafiły znakomicie skonsolidować się ze środowiskiem w
którym byli umieszczani. Ci zdolniejsi agenci służb specjalnych potrafili tak
zmanipulować ludźmi, że uważano ich wręcz niekiedy jako bohaterów zakładów pracy
i najbardziej zaciekłych przeciwników komuny. Z tego tez powodu tacy ludzi
stawali się bardzo często przywódcami różnych strajków i grup opozycyjnych.
Czując się bezkarnymi mogli pozwolić sobie na więcej np. nawoływać do strajków
i zdecydowanie buntować się przeciwko komunistycznej władzy, ze szkalowaniem
tej władzy włącznie i co ciekawe, za to jeszcze
dostawali dodatkowe wynagrodzenie od bezpieki.
Tego rodzaju agenci byli czasami dla potwierdzenia ich
wiarygodności poniżani przez milicję i SB a nawet na demonstracjach pałowani.
Dokonywano również ich zatrzymań za rzekomą działalność opozycyjną, ale podczas
zatrzymań nie byli dręczeni jak inni prawdziwi opozycjoniści, lecz zdawali
sprawozdanie ze swojej pracy i swoich osiągnięć oraz oczywiście sprzedawali
innych. Będąc w środowisku na co dzień, posiadali dużą wiedzę o szczegółach z
opozycją związanych. Często również
podczas rzekomych zatrzymań umieszczano ich w jednych celach z opozycjonistami, aby wyciągnęli od nich
wszelkie informacje dotyczące ich działalności i faktów którymi interesowała
się bezpieka.
Ta misterna i żmudna praca powodowała, że bezpieka wiedziała praktycznie
wszystko, co dzieje się w zakładach pracy PRL ale również i w otoczeniu
środowiska w którym przecież na co dzień żyli ci przeszkoleni i oddani bezpiece
agenci. Mało tego, przez przekazywanie tym agentom konkretnych działań bezpieka
miała poważny wpływ na rozwój sytuacji w Kraju i mogła bez problemu dozować
nastroje w społeczeństwie – podsycając je lub wytłumiając jeśli zaistniała taka
potrzeba.
Wieloletnia praca z tymi agentami spowodowała, że
wielu z agentów zaczęło odgrywać dość znaczące role w strukturach opozycji
demokratycznej z rolami przywódczymi włącznie. Należy podkreślić, że w pierwszym stadium tej działalności reżimowych
służb specjalnych, jej agenci mieli zakazane godzić się na funkcje przywódcze w
ruchach opozycyjnych. Później ten zakaz został zlikwidowany, gdyż służby
specjalne zorientowały się, że mogą mieć znaczący wpływ na budowanie naczelnych
struktur polskiej opozycji i tym samym
mając tam swoich agentów, mogą mieć możliwość do pełnego sterowania ruchem
opozycyjnym w Polsce, co faktycznie się stało.
Gdy służby specjalne miały pewność, że w ruchu
opozycyjnym jest wystarczająco dużo agentów mających istotne znaczenie i
posiadających decydujący wpływ na podejmowane decyzje dotyczące działań
opozycyjnych, postanowiono rozliczyć się z „motłochem” jak nazywano szeregowych
działaczy opozycji i szeregowych członków Solidarności.
Mając przeszkolonych agentów w ważnych strukturach
Solidarności, którzy byli gotowi spełnić każdy wydany rozkaz, postanowiono
przygotowywać się do skutecznego zduszenia ruchu opozycji. Zebrano podstawowe
informacje o najaktywniejszych działaczach Solidarności i jednocześnie
najbardziej niebezpiecznych w przypadku zaistnienia konfliktu. Służby specjalne
doskonale wiedziały, że jeśli jednocześnie odizolują tych niebezpiecznych
przywódców od reszty „motłochu” to ten „motłoch” z niczym sobie nie poradzi i
nie będzie w stanie skutecznie przeciwstawić się aparatowi reżimu
komunistycznego.
Po misternym zbudowaniu tej całej struktury
agenturalnej w środowisku opozycji i opracowaniu bardzo szczegółowych planów
unieszkodliwiania opozycji, przystąpiono do rozprawienia się z ruchem
Solidarności przez wprowadzenie i zrealizowanie stanu wojennego.
Reżimowe służby specjalne wbrew pozorom były
wyśmienicie zorganizowane i posiadały olbrzymią wiedzę na temat polskiej
opozycji, a opanowanie opozycji przez agentów pozwoliło bezproblemowo rozprawić
się z opozycją przy pomocy stanu wojennego.
Reżim był również przygotowany na poszczególne
warianty przebiegu stanu wojennego, które w zależności od lokalnych potrzeb
były z sukcesem realizowane.
Planując tę misterną akcję reżim chciał ją wykonać z
jak najmniejszymi stratami moralnymi i z tego powodu teoretyczne represje w
postaci internowania miały również dotyczyć niektórych przedstawicieli
rządzącej partii. Starano się również likwidować środowiska oporu w sposób
najmniej dolegliwy dla jej uczestników, lecz niestety nie wszędzie się to
udało. Na tego typu nieprzewidziane i trudne okoliczności rozwiązaniem były
bardzo zdecydowane działania z użyciem broni palnej włącznie, co powodowało
wytworzenie przekonania wśród innych, że reżim nie odda ani kawałeczka swojego
pola i rozprawi się każdymi metodami z jego przeciwnikami. Takie działania były
faktycznie skuteczne, bowiem ludzie naprawdę bali się takich drastycznych
rozwiązań siłowych.
Akcje
internowania działaczy były połączone z
internowaniem agentów służb specjalnych, działających
w tych środowiskach, a których zadaniem było dalsze przekazywanie informacji o nastrojach i kontaktach
internowanych prawdziwych opozycjonistów. Oczywiście agenci za taką wkalkulowaną
„odsiadkę” dostawali pieniądze. Używając
uśrednień i przeliczników – na każdych dziesięciu internowanych prawdziwych
opozycjonistów przypadał jeden internowany agent. Oczywiście te średnie cały
czas się zmieniały i w zależności od potrzeb następowały przegrupowania zarówno
opozycjonistów jak i agentów z nimi osadzonych. Tym sposobem służby specjalne w
dalszym ciągu posiadały stały dopływ informacji o tym co się dzieje wśród
internowanych prawdziwych opozycjonistów, co planują i w jaki sposób te plany
chcą realizować.
Po stopniowym uspokojeniu nastrojów wśród
społeczeństwa polskiego, następowały „akty dobrej woli” reżimu polegające na
stopniowym łagodzeniu wprowadzonych
stanem wojennym ograniczeń i z czasem ogłaszając
amnestię.
Niestety nie przyniosło to oczekiwanych przez reżim
skutków unormowania sytuacji w Polsce, gdyż ludzie nie poddawali się i
organizowali samorzutnie różne akcje przeciwko reżimowi, co dało wyraźnie do
zrozumienia reżimowi, że Naród Polski tak łatwo ze swojej wolności nie
zrezygnuje.
Nie mając innego wyjścia reżim przystąpił do
realizacji kolejnego planu polegającego w skrócie na „demokratyzacji reżimowej władzy”. Mając już sprawdzone kadry
„opozycjonistów-agentów”, którzy zdobyli sobie wielkie zaufanie wśród
„motłochu”, a nawet stali się pewnego rodzaju wzorcami do naśladowania –
przystąpiono do szerokich przygotowań, których celem było pozorne przekazanie
władzy w ręce tych „opozycjonistów – agentów”.
Służby Specjalne przystąpiły niezwłocznie do szkolenia
swoich agentów pod kątem prowadzenia i budowania struktur dalszej opozycji,
która w efekcie miała formalnie przejąć w niedalekiej przyszłości władze od
PZPR. Aby wszystko uwiarygodnić, agenci służb
specjalnych do współpracy w tym przedsięwzięciu
przekonywali środowiska inteligencji, gdyż było by nawet śmiesznie, jak
ministrami w przyszłym rządzie zostawali by tylko absolwenci np. zasadniczych
szkół elektrycznych.
W okresie przygotowywania kadr do przyszłego rządu,
reżim liczący się z faktem utraty wpływów politycznych w Polsce rozpoczął, a tak naprawdę dalej
kontynuował gromadzenie środków finansowych inwestując w swoje budowane od lat
zagraniczne firmy i banki usytuowane poza Polską - działające pod
najrozmaitszymi szyldami. Ludzie pracowali jak
zawsze, produkcja była ale towaru było brak na rynku. Bo towar był wywożony i
za granicą sprzedawany. Tam także lokowano środki finansowe uzyskane ze
sprzedaży.
Reżim doskonale wiedział, że odwieczna zasada – „kto
ma pieniądze, ten ma władzę” jest zawsze niezawodna i zawsze przyniesie sukces.
Tym sposobem przez kilka ładnych lat reżim zgromadził poza Polską bardzo
znaczny kapitał finansowy, który miał być misternie powiązany z przyszłym
„konfidencko – demokratycznym rządem Polski”.
Tym sposobem, po ostatecznym przygotowaniu podłoża
finansowego rozpoczęto pertraktacje jak to nazywano z opozycją w celu dogadania
się. Konsekwencją tego było szumne powołanie obrad okrągłego stołu za którym
zasiadali przedstawiciele reżimu komunistycznego i z drugiej strony delegacja
NSZZ "Solidarność", a w niej wielu „agentów
– opozycjonistów” powiązanych ściśle od lat z tym reżimem. Ten wyraźny i wszystko mówiący skład, jak
dzisiaj sami przekonaliśmy się z ujawnianych nagrań filmowych, wytworzył
struktury „konfidencko – demokratycznego
rządu Polski” – zwanego szumnie Rządem Wolnej Polski.
W interesie
wszystkich uczestników „okrągłego stołu” zawarto wówczas także pakt o
nietykalności komunistycznej przeszłości reżimu i zagwarantowania jego
przedstawicielom pełnego bezpieczeństwa na mocy którego stali się nietykalnymi
i nigdy tak naprawdę nierozliczeni ze swojej niechlubnej przeszłości i
działalności na szkodę Państwa i Narodu Polskiego.
Po przejęciu przez ten rząd władzy, większość z nas
cieszyła się jak dzieci i wiwatowała na cześć demokracji – nie wiedząc jeszcze
co nam ta demokracja tak naprawdę
przyniesie.
Natychmiast po
przejęciu władzy wyznaczone wcześniej osoby zaczęły szumnie reformować naszą
gospodarkę przy pomocy „wspaniałego planu Balcerowicza”, który polegał na
rozkradaniu polskiej gospodarki i wykupywaniu jej za marne grosze przez nikogo
nie znanych ludzi, często także „zasłużonych działaczy Solidarności”. Szybko
zaczęto również przekazywać w nieznane ręce i za grosze serce naszej
gospodarki, jakim były polskie banki. W szybkim tempie cała gospodarka i cała
polska bankowość znalazła się w rękach przygotowywanej od wielu lat finansjery
usytuowanej za granicą Polski, a zbudowanej tak misternie przez służby
specjalne reżimu.
Tym sposobem ziściło się przysłowie – „zamienił
stryjek siekierkę na kijek”. Od tego
momentu Naród Polski stał się niewolnikiem we własnym Kraju i zamiast pracować
na swój dobrobyt, pracował od tej pory na Państwo
Służb Specjalnych – a wszystko odbyło się podobno w majestacie prawa i
konkurencyjnej gospodarki rynkowej jak nam wszystkim nieustannie wmawiano.
Ludzie nie mogli nic zrobić, gdy kolejno padały
olbrzymie zakłady pracy a ich pracowników wyrzucano na bruk. Mimo, że już
przestano w to wierzyć, to dalej wmawiano, często w ironiczny sposób, że ludzie
muszą zapłacić za te przekształcenia, bo innego wyjścia nie ma, gdyż nie da
utrzymać się takich molochów jak stworzyła komuna, mimo, że te molochy całkiem
dobrze funkcjonowały na europejskim i światowym rynku a ludzie mieli w nich
pracę i środki na utrzymanie swoich rodzin.
Należy przyznać, że reżim komunistyczny dołożył
wszelkiej staranności aby powstałe struktury Państwa były dalej w pełni
dyspozycyjne dla swoich niewidzialnych mocodawców. Większość znaczących
stanowisk była obsadzona przez zaufanych agentów reżimowych, którzy co było
oczywiste dobierali sobie innych podobnego pokroju ludzi i tak powstawały
lokalne układy, które zarządzały majątkiem i organami Państwa pod dyktando ich
niewidocznych mocodawców.
Na mocy postanowień „okrągłego stołu” zaniechano
wszelkich rozliczeń i zainicjowano tzw. „grubą kreskę”. Takie rozwiązanie dało
czas na wyczyszczenie archiwów bezpieki i służb specjalnych z większości teczek
agenturalnych świadczących o współpracy opozycjonistów z komunistycznym
reżimem.
Wówczas za pozwoleniem
ówczesnych władz Wolnej Polski – właśnie w sposób masowy uległa zniszczeniu
zdecydowanie największa ilość dokumentacji służb specjalnych i wszelkich śladów
potwierdzających udział i współpracę z reżimem ludzi, którzy zaczęli mieć
decydujący głos w podobno demokratycznych rządach Polski oraz odpowiedzialnych
urzędach w tak stworzonym Państwie. (Należy zaznaczyć, że prawie zawsze pozostawał jednak jakiś
ślad dokumentu w postaci wpisu m.in.: nr
dziennika, data rejestracji, nazwa jednostki, kategoria - tw. lub kandydata na tw. , pseudonim,
nazwisko funkcjonariusza prowadzącego tw., data i nr teczki przekazania do
archiwum „C” lub do wybrakowania – czytaj zniszczenia, gdzie znajdował się
numer agenta /z I jako tw. i z II jako kandydat na tw./. I te wszystkie
informacje „zazębiają się” w różnych dokumentach i różnych Wydziałach SB po
dzień dzisiejszy - co przy żmudnej pracy pozwala ustalić dużo danych o
zniszczonych dokumentach).
Wszyscy zainteresowani byli dokładnie poinformowani,
że w razie gdyby jakieś dokumenty kompromitujące jednak jeszcze wypłynęły do
pinii publicznej, to należy wypierać się wszystkiego i zrzucać winę na
„wstrętne reżimowe służby specjalne”, które dla zdyskredytowania „zasłużonych i
bohaterskich działaczy opozycji” wytwarzały różne teczki i materiały
obciążające, z których miało wynikać, że osoby te współpracowały z reżimem. Książkowym
przykładem takiego zachowania jest Lech Wałęsa i cały szereg innych osób
posiadających jeszcze w IPN teczki agenturalne lub ich szczątki.
Tak stosowana metoda tłumaczenia się agentów służb
specjalnych ze swojej niechlubnej przeszłości zdawała o dziwo egzamin, bowiem
dużo ludzi uwierzyło, że służby specjalne takimi głupotami się zajmowały i
tworzyły teczki i materiały obciążające na działaczy opozycji.
Tylko nieliczni uwierzyli, że było to niemożliwe,
bowiem trudno sobie wyobrazić aby bezpieka już kilkanaście lat wcześniej mogła
wiedzieć, że np. TW „Bolek” i TW „Alek” będą prezydentami, a inne osoby będą
ministrami lub wysokimi rangą policjantami.
Zastanawiającym jest, że inni niezłomni
działacze opozycji nigdy takich teczek nie posiadali i nigdy ich nie ujawniono
oraz nie ujawnią, bo nigdy ich nie było - no chyba, że zastosują słynną już „maszynę byłego
prezydenta” – „Bolkopisarz prezydencki”,
która potrafi wszystko zrobić za każdego człowieka z pisaniem donosów na
kolegów i pokwitowań pieniędzy włącznie – oczywiście charakterem ręcznego pisma
byłego prezydenta lub dowolnie wybranego człowieka.
Oczywiście służby specjalne były przewidujące, lecz
nigdy nie tworzyły fikcyjnych dokumentów świadczących o współpracy z bezpieką,
lecz raczej bardzo skutecznie chroniły swoich cennych agentów w
najprzeróżniejsze sposoby np. przez tworzenie za pośrednictwem innych agentów dowodów (doniesień innych agentów) z
których wynikało, że ci cenni dla bezpieki agenci byli w ocenie innych
konfidentów żarliwymi przeciwnikami reżimu komunistycznego i zaangażowanymi
działaczami opozycji.
(Od redakcji - Rzeczywiście we wcześniejszych latach fikcyjnych dokumentów nie było, ale opod koniec lat 80-tych jednak już takie wytworzenie dokumentów w stosunku do niektórych działaczy miało miejsce. Sztandarowym przykładem jest np. sprawa Daniela Alain Korona, który m.in. zorganizował przesyłanie prasy podziemnej do paryskiego biura Solidarności. W notatkach funkcjonariusza SB z marca-maj 1988 r. jest informacja, że niby Daniel się zgłosił i zaczął informować o podziemiu, nie ma jednak ani rejestracji TW, KTW, teczki osobowej czy operacyjnej, a do tego jak stwierdził archiwista IPN na podstawie dokumentów - SB prowadziła wobec Daniela grę operacyjną mającą go skompromitować w środowisku opozycji. Po co SB miała kompromitować, osobę która by współpracowała? ... To nielogiczne, wydaje się raczej, że albo w notatkach funkcjonariusz chciał dowaloryzować się, albo tym działaniem ukrywał prawdziwych agentów wpisując pozyskane informacje w notatkach dot. Daniela, albo notatki miały służyć w pewnym momencie do jego skompromitowania. zob. też
http://serwis21.blogspot.com/2017/01/akta-sb-jako-element-prowokacji-wobec.html.)
http://serwis21.blogspot.com/2017/01/akta-sb-jako-element-prowokacji-wobec.html.)
Tak wytworzone
przez bezpiekę dla ochrony swoich cennych agentów dokumenty stały się niestety
w późniejszym okresie również przyczyną do uzyskania przez tych najbardziej
szkodliwych dla opozycji złoczyńców -
wysokich odznaczeń i innych zaszczytów - o ironio - za zasługi w walce o
demokrację i są wielką przeszkodą do pociągnięcia tych osób do
odpowiedzialności, jeśli nie karnej to przynajmniej moralnej.
Należy również przyznać, że reżimowe służby specjalne
były perfekcyjne w swoim działaniu i potrafiły ze znacznym wyprzedzeniem
przewidywać przyszłościowy rozwój sytuacji, co pozwalało im skutecznie
zabezpieczać cenne dla nich osoby przed jakąkolwiek przyszłościową
odpowiedzialnością za swoje niegodne czyny i współpracę z reżimem
komunistycznym.
Mając do swojej dyspozycji powołany Instytut Pamięci
Narodowej, gdzie zgromadzono znaczną większość ocalałych od zniszczenia
dokumentów służb specjalnych, z łatwością można było wytworzyć żonglując
dokumentami dowolną historie o każdej zaewidencjonowanej tam osobie, przy pomocy „Resortowych dzieci” tam też pracujących.
Znany jest mi przypadek, że jeden z agentów bezpieki z Warszawy posiadając
haniebną przeszłość otrzymał w 2004 r. z IPN
zaświadczenie, iż nie jest i nie był
osobą represjonowaną przez służby PRL. Od czego jednak ma się przyjaciół z
dawnych lat „walki z komuną” – choć wiadomo, że była to walka z prawdziwą
opozycją. Przy pomocy osób wysoko postawionych sfabrykowano dokumenty pomocnicze
i okazało się, że po pewnym czasie temu szkodliwemu agentowi - IPN wydał już
prawidłowe zaświadczenie o treści takiej jaką chciał, czyli, że jest osobą
represjonowaną przez służby specjalne PRL. W ten sposób wiele osób zostało
oczyszczonych ze słusznych zarzutów o współpracę z reżimowymi służbami
specjalnymi i po wydaniu niezgodnego z prawdą „kwitka” z IPN, stało się
pełnoprawnymi „bohaterami narodowymi” zasłużonymi w walce o ironio z reżimem
komunistycznym.
Przed takimi ludźmi stały już otworem wszelkie drzwi
do uzyskiwania dalszych zaszczytnych tytułów i odznaczeń z najwyższej półki w
Polsce. Bywało również i tak, że tacy "bohaterowie narodowi" (czytaj
agenci), będąc już uwiarygodnionymi przez IPN opozycjonistami występowali o
odznaczenia na innych agentów (przykładem w ten sposób nadanego odznaczenia jest agent ps.
"Czesław", któremu Prezydent nieświadomy manipulacji nadał wysokie
odznaczenie państwowe na wniosek innego "agenta -bohatera narodowego").
Co istotne do Kapituły Odznaczeń przy Prezydencie RP
przeniknęły także osoby mające również bardzo ścisłe związki z reżimowymi
służbami PRL i tym sposobem powstała mała „fabryczka lipnych odznaczeń
Prezydenta” dla wysokiej rangi
„opozycjonistów – agentów”, którzy tym sposobem dalej uwiarygodniali
swoją rzekomą działalność opozycyjną. Stawali
się oni praktycznie nietykalnymi w Państwie
Polskim, bowiem wszędzie legitymowali się swoimi wielkimi zasługami na
podstawie których dostali wysokie odznaczenia i nikt nawet nie śmiał im
zarzucić jakiejkolwiek współpracy z reżimem, bowiem niezwłocznie taki delikwent
stawał przed sądem i został skazywany za zniesławienie „bohatera”, a w
rzeczywistości perfidnego agenta reżimu.
Sądy najczęściej nigdy nie dawały wiary przedstawianym
przez oskarżonych w takich sprawach
dokumentom i innym dowodom z zeznaniami świadków włącznie, bowiem dla
Sądu najważniejszy był dokument wydany przez „demokratyczne organy Państwa”, a że pochodził z obsadzonego przez niewłaściwe osoby
IPN-u lub z „fabryczki lipnych odznaczeń
Prezydenta”, to już było zupełnie nieistotne. Sądy
nie otrzymywały również z IPN-u bez żadnego wyjaśnienia teczek agentów, nawet
gdy przekazywały IPN-owi informację o numerach tych teczek.
Wiele osób przez bezczelne oskarżenia swoich
dręczycieli i oprawców, poniosło z tego tytułu
konsekwencje karne i moralne - o ironio wymierzane nie przez samych
oprawców, lecz przez tak zwane „demokratyczne sądy”, co jest ich niewątpliwą kompromitacją.
Zdrajcy Naszej Ojczyzny dalej z honorem noszą ordery i
śmieją się do rozpuku z tych co prawdziwie walczyli z reżimem i nawet nie
powiedziano im za to zwykłego słowa dziękuję. Inni uczciwi ludzie dręczeni
przez swoich oprawców - również za pośrednictwem tak zwanych „demokratycznych sądów”
dalej z pokorą czekają na czasy, kiedy prawdziwe demokratyczne Państwo
przywróci im honor i odda cześć za ich niestrudzoną walkę o demokrację.
Z przecieków jakie przedostają się do publicznej
wiadomości wynika, że w końcówce urzędowania Prezydenta Komorowskiego w szybkim
trybie odznaczonych zostało około 4000 osób z których wielu
nie powinna takich odznaczeń nigdy otrzymać. Wskazanym by było aby ktoś je
przeanalizował i na tej podstawie wskazał, które z nich stanowiły „immunitety bezkarności” za swoje
niegodne czyny z przeszłości. Czy ktoś się tym zajmie ? Ja myślę, że nie, bo
raczej nikomu z obecnych władz aż tak bardzo już na tym nie zależy. Mimo
wszystko według mojej oceny oraz
szacunku dla osób, które tyle już lat były szargane - często przez swoich
oprawców tylko za to, że mówiły prawdę, wskazanym by było taką weryfikację
wszystkich odznaczeń państwowych przeprowadzić i wskazać osoby dla których
odznaczenia są „immunitetami
bezkarności” za swoje niegodne czyny z czasów reżimu komunistycznego.
Niegodnym i nie etycznym jest również postępowanie
sądów w Polsce, które mienią się niezawisłymi i demokratycznymi, a jednak
zdecydowanie większość spraw o „zniesławianie byłych agentów bezpieki i służb
specjalnych” rozstrzygają przeważnie na korzyść tych ciemiężycieli a często i
katów ludzi walczących o demokratyczną Polskę. Ci wszelkiej maści agenci nie
mogą już dłużej czuć się bezkarni w Naszej Ojczyźnie i nie ponosić z tytułu
swojej mrocznej przeszłości żadnych konsekwencji, a nawet w dalszym ciągu – o ironio
- przy pomocy wymiaru sprawiedliwości i sądów dalej znęcać się nad swoimi
ofiarami.
Aktualnie
w polskich mediach i społeczeństwie trwa akcja „Nie
- dla zakłamywania historii”. Akcja ta dotycząca
zakłamywania historii przez
państwo niemieckie na
temat niemieckich obozów
śmierci jest jak najbardziej słuszna.
Jestem
jednak zdziwiony dlaczego sądy
polskie zakłamują naszą historię z
czasów powojennych i
nikt na to
nie reaguje?
W Niemczech fałszują historię i jest to faktem, ale
nie słyszałem, aby kiedykolwiek po wojnie w Niemczech skazano więźnia obozu
śmierci za to, iż nadzorujących obóz esesmanów
nazywa - zbrodniarzami i mordercami.
Natomiast
oprawca i agent
bezpieki, w Polsce
ma prawo czuć się
pokrzywdzonym, tylko za nazwanie go
agentem lub tajnym współpracownikiem przez
osobę nad którą
się znęcał i o dziwo
taki zwyrodnialec skutecznie
dochodzi swoich praw w podobno
demokratycznych polskich sądach,
które zamiast potępić
jego czyny karzą
osoby przez tego zwyrodnialca krzywdzone – czy jest to prawo państwa
demokratycznego, czy raczej bardziej przypominającego państwo totalitarne?
Czy nie jest
to dalszy ciąg funkcjonowania sądów reżimu
komunistycznego, kiedy karano
ludzi za to tylko, że
mówili
głośno o Katyniu i o innej zakłamywanej historii? Tak to prawda, bo w
sądach pracują już rodziny tych sędziów z PRL-u inaczej mówiąc „Resortowe dzieci” - wychowani przez swoich
rodziców przesiąkniętych komunizmem, korupcją, kumoterstwem. Gdyż niedaleko
pada zgniłe jabłko z chorego drzewa.
Najwyższy czas jest się temu sprzeciwić i to jak
najszybciej zmienić ! Oczywiście należy wyraźnie zaznaczyć, że wielu sędziów
jest uczciwymi i profesjonalnymi fachowcami, którzy wstydzą się za tych innych
niegodnych piastowania takich funkcji i co najgorsze nie mają również na nich
żadnego wpływu.
Wracając
do zapadłego lubelskiego wyroku w mojej
sprawie i uzasadnienia jakie wygłosił Pan Sędzia Ozimek, (Wyciąg z uzasadnienia ustnego do wyroku
Sądu Okręgowego w Lublinie … Zdaniem
Sądu należało by zakończyć te spory, czy ktoś był tajnym współpracownikiem SB,
czy nie był, bo to może przynieść dalsze negatywne konsekwencje również
dla oskarżonego Juliana Sekuły.
- Sam oskarżony
składając ostatnie pismo do SO jako załącznik do apelacji wraz z
wyciągiem z „listy Wildsteina” dotyczącym oskarżyciela W. M., która to lista w
żaden sposób żadnym dokumentem nie jest, naraża się na kolejny akt
oskarżenia za to samo.
- Czy tak
naprawdę ten element współpracy z SB ma być wyznacznikiem w życiu prywatnym i
publicznym i czy tak nieskończenie mamy się opierać na tym, czy ktoś był tajnym
współpracownikiem SB, czy nim nie był.
- Zdaniem
Sądu Okręgowego należy rozliczyć przeszłość i dłużej już nie można tego
przeciągać, bo upłynęło już 28 lat od zmiany władzy i minęło już wystarczająco
dużo czasu, aby wreszcie zaprzestać oskarżania innych osób o
współpracę z SB.
- Dlatego
zdaniem Sądu Okręgowego nie możemy już dłużej chodzić z tym bagażem
historii i najwyższy czas jest skończyć z pomawianiem
ludzi o współpracę z SB.
- Z tych
powodów Sąd Okręgowy uważa, że apelacja oskarżonego jest bezzasadna i oddala
ją w całości, uznając winnym Juliana Sekułę za niesłuszne
pomawianie W.M. o współpracę z SB …
(zastrzegam, że powyższe słowa są
słowami wyłącznie zapamiętanymi i nie stanowią cytatu słów sędziego),
…to mimo wszystko trudno jest
mi uwierzyć, że taka sytuacja spotkała mnie w sądzie demokratycznego podobno
Państwa i ciągle się zastanawiam w czyim imieniu działają sądy a przynajmniej
niektórzy w tych sądach sędziowie ?
Być może ktoś
powie, że jestem przewrażliwiony lub, że jest
to zwykły zbieg
okoliczności.
Ja na to odpowiem - stanowcze nie, bo moja publikacja Państwo Służb
Specjalnych (PSS) zawiera niektóre
informacje dotyczące również bezpośrednio wydziałów sądu w Lublinie,
który wydał wyrok w tej
obecnej sprawie, ale
również i w
innych, zatem według mojej
oceny nie może być
to tylko zbieg okoliczności, lecz
zamierzone jak jestem przekonany działanie sądu i jego niektórych sędziów.
Dla
dalszych niedowiarków dodam, że
zgodnie z właściwością miejscową, ta sprawa
powinna być prowadzona
w sądzie w Warszawie – jakim cudem
znalazła się w Lublinie i z
jakiego powodu –
tylko sąd wie
i ci co
wydali decyzję o jej
przeniesieniu do Lublina.
Oczywiście byłbym zupełnym idiotą, gdybym
już nie spodziewał się dalszych ataków na moja osobę. Zniosę jednak
wszystko i wierzę,
że wygram nawet
wówczas, gdy wdepczą
mnie w ziemię – bowiem mojego
honoru nikt i nigdy nie jest w stanie
mi zabrać !!!
Przy
okazji dziękuję wszystkim
za zaangażowanie się w moją
obronę i nagłośnienie tej sprawy
oraz skierowanie pisma
w mojej obronie
do ministra Zbigniewa
Ziobro. Chciałbym jednak podkreślić, że nie oczekuję jakichś
nadzwyczajnych działań w mojej sprawie, lecz bardziej będę usatysfakcjonowany,
jeśli Pan Minister Ziobro spowoduje niezwłoczną reorganizację sądów polskich,
które wreszcie zaczną wydawać wyroki w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej a nie
jak wielu ludzi to odczuwa w imieniu niewidocznego „Państwa Służb Specjalnych”.
Jak wielki wpływ na budowę „Nowej Polski”
miało „Państwo Służb Specjalnych”
świadczy istotny ale przez niewiele osób dostrzegany fakt, że pierwszymi trzema
prezydentami w „Nowej Polsce” byli tajni
współpracownicy służb specjalnych PRL – TW „Wolski”, TW „Bolek” i TW „Alek”. Wskazanym
by było również przeanalizować ilu ministrów, sędziów, prokuratorów i innych
wysokich urzędników różnych szczebli było również tajnymi współpracownikami w
okresie istnienia „Nowej Polski” od 1989r. Jestem pewien, że dane te mogą być
zatrważające.
Z ostatnich wypowiedzi Pana Ministra
Macierewicza wynika, że około ¾ składu
ministrów w poprzednich rządach posiada udokumentowaną w IPN przeszłość
agenturalną i powiązania ze służbami specjalnymi PRL. Aż strach to napisać – my
nie żyliśmy w Wolnej Polsce, lecz w Kraju agentów i sprzedawczyków.
Z tych właśnie powyżej wymienionych powodów, mimo wszystko
mam prawo w
takiej sytuacji bać
się, że pewnego poranka
przyjdzie do mnie ABW i
potraktuje mnie tak
jak Wojciecha Sumlińskiego,
który wprost pisał
o przekrętach w instytucjach
Państwa, w wymiarze sprawiedliwości i służbach specjalnych – wymieniając winnych
z imienia i
nazwiska.
Mimo wszystko coraz bardziej zaczynam wierzyć, że
mafijne struktury „Państwa Służb Specjalnych” można mocno nadwyrężyć jeśli nie
całkowicie zlikwidować, a mając za sobą tylu sprzymierzeńców mocno wierzę w to,
że tak się naprawdę stanie.
Jestem również przekonany, że
wszyscy winni tych bezprawnych
działań godzących w dobre imię uczciwych obywateli Naszej Ojczyzny i w naszą
demokrację, poniosą niebawem za to zasłużoną karę !!!
a ja będę ostatnim skazanym w
sądach Polski za pomawianie zdrajców o
zdradę.
c.d.n.
mł.
insp. w st. spocz. Julian Sekuła
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz