9 września 2014

ANALIZA: Sytuacja na Ukrainie to efekt braku znajomości faktów historycznych!

Poniżej tekst otrzymany od Adama Słomki (KPN) ws. sytuacji na Ukrainie.

ANALIZA: Sytuacja na Ukrainie to efekt braku znajomości faktów historycznych!


Ten tekst będzie długi. Żeby zrozumieć sytuację Ukrainy trzeba cofnąć się czasem aż do XVII wieku, zrozumieć właściwie błędy polityki polskiej „sejmokracji” z początku lat 20-tych XX wieku i skutki działania wojskowych służb niemieckich i radzieckich w szkoleniu terrorystów z OUN/UPA. Trzeba zauważyć zmiany w polityce amerykańskiej Partii Demokratycznej, która jeszcze 60 lat temu miała ostrze antykomunistyczne ... a dziś udaje, że Putin nie miał nic wspólnego z KGB. To wymaga wielu słów i zdań.

Otóż, wielu polskich komentatorów agresji Federacji Rosyjskiej na Ukrainę w jakimś stopniu przyswoiło sobie bez głębszej refleksji poglądy obozu narodowego z początku XX wieku. Wadliwie interpretując idee panslawizmu okraszone wykorzystywaniem ludobójstwa dokonanego przez OUN/UPA na Polakach niektórzy głoszą, że Rosja działa na Ukrainie w sposób usprawiedliwiony. Istny „gołąbek pokoju”!

Do tego nowa szefowa dyplomacji Unii Europejskiej Federica Mogherini - znana z prorosyjskich poglądów - nazwała ... "nieszczęśliwym wypadkiem" niedawne zestrzelenie malezyjskiego samolotu. Jeszcze gorszy wydźwięk ma polityka Angeli Merkel. Szefowa ministerstwa obrony Niemiec Ursula von der Leyen (CDU/CSU) wykluczyła powstanie stałych baz wojsk NATO m.in. na polskim terytorium. Efekty szczytu NATO i siły natychmiastowego reagowania na poziomie 4 tys. żołnierzy czy 15 mln USD na rzecz walczącej Ukrainy to krople bynajmniej nie drążące skałę, a w morzu potrzeb.

Zgadzając się na zawieszenie broni, ukraiński prezydent Petro Poroszenko podjął dramatyczną decyzję o wstrzymaniu ognia. Rosja żąda za to wysokiej ceny - pozostania Doniecka i Ługańska w rękach separatystów. Według Kremla stworzona ma zostać „strefa bezpieczeństwa”, z której wycofać się muszą oddziały ukraińskie. W ten sposób Moskwa osiągnęła swój cel - zamrożenie konfliktu i wyjęcie na długi czas spod kontroli Kijowa tego regionu. Zresztą już 24 godziny po „zawieszeniu broni” wojska rosyjskie ponowiły ostrzał wojsk ukraińskich.

Po uzyskaniu niepodległości Ukraina odziedziczyła po ZSRR ogromną liczbę głowic jądrowych (ponad 1600) i środki ich przenoszenia (pociski międzykontynentalne, bombowce dalekiego zasięgu), co mogłoby ją uczynić trzecim najpotężniejszym mocarstwem atomowym na świecie. 23 maja 1992 roku podpisała protokół lizboński, który czynił ją stroną rosyjsko-amerykańskiego układu „Strategic Arms Reduction Treaty” (START I) i zobowiązywał do przystąpienia w najkrótszym możliwym czasie do układu o nieproliferacji (NPT) już w charakterze państwa bez broni jądrowej. Po okresie zwłoki związanym głównie z oczekiwaniem przez Kijów obietnic wsparcia gospodarczego ze strony partnerów zagranicznych, Ukraina ratyfikowała układ START I 18 listopada 1993 roku, ale z 13 warunkami. 14 stycznia 1994 roku prezydenci Rosji, USA i Ukrainy podpisali w Moskwie trójstronne porozumienie o denuklearyzacji Ukrainy (zawierające m.in. żądane przez Kijów gwarancje bezpieczeństwa), po którym 3 lutego 1994 roku doszło do bezwarunkowej ratyfikacji przez Ukrainę układu START I.

W każdym razie wówczas Zachód zagwarantował Ukrainie bezpieczeństwo w zamian za rozbrojenie. Stany mają moralny obowiązek pomóc Ukrainie chociażby dostawą sprzętu wojskowego. 15 mln USD od NATO to raczej policzek, którego efektem jest rozkaz o wstrzymaniu ognia wydany przez prezydenta Poroszenkę. Ukraiński przywódca liczył zapewne na to, że Zachód pamięta o własnych zobowiązaniach sprzed lat. Gdyby Ukraina posiadała głowice jądrowe to Rosja nie prowadziłaby jej rozbioru!

Gdyby Unia Europejska w rzeczywisty sposób miała być wspólnotą to zamiast dozbrajania Rosji (np. Francja) czy sprzedaży broni na potrzeby wojny w Iraku (np. Niemcy, Czechy) sprzęt wojskowy byłby preferencyjne sprzedawany Ukrainie. Zresztą zaoferowanie Donaldowi Tuskowi teki przewodniczącego Rady Europejskiej ma na celu kilkumiesięczne przesunięcie uwagi polskiego społeczeństwa i mediów na sprawy wyborcze, nowy rząd, nowe plany ... itd. To naturalnie usuwa na bok sprawę wojny na Ukrainie i naszego bezpieczeństwa.

Historię trzeba analizować i znać jej podstawy, aby nie popełniać takich gaf jak prezydent Obama, który mówił niedawno o „polskich obozach koncentracyjnych”.

Amerykański senator John McCain w swoich działaniach na rzecz udzielenia realnej pomocy Ukrainie ma rację. Ważny republikański polityk pamięta zapewne spotkanie Baracka Obamy z Dmitrijem Miedwiediewem podczas szczytu nuklearnego w Seulu w marcu 2012 r., gdy prezydent USA poprosił rosyjskiego odpowiednika, aby "dano mu czas" na decyzję ws. amerykańskiego systemu obrony przeciwrakietowej w Europie, przeciw któremu Rosja protestuje.

Demokratyczny prezydent USA de facto - efektami szczytu NATO - znowu prosi Kreml o czas – tym razem w sprawie Ukrainy czy bezpieczeństwa Polski, Litwy, Łotwy i Estonii. Stany pod przewodnictwem politycznym dzisiejszej Partii Demokratycznej nie są w stanie dziś prezentować jednoznacznego i ostrego stanowiska wobec imperialnej polityki Rosji. A wystarczy aby amerykańscy liderzy Partii Demokratycznej nawiązali do działalności i polityki senatora Patricka Anthonego „Pata” McCarrana. Przez blisko dwie dekady XX wieku był on liderem antykomunistycznego skrzydła Partii Demokratycznej, który potrafił łączyć lewicową wrażliwość z jawnym antykomunizmem. Jego działalność przyczyniła się do ograniczenia wpływów amerykańskiej partii komunistycznej, która z radością witała pakt Stalin - Hitler z 1939 r. McCarran miał dziejową okazję rozpoczynać swoją karierę senacką w czasie nominowania Adolfa Hitlera na Kanclerza Niemiec i przeżyć Stalina. Doprowadził do przyjęcia tzw. McCarran Act, ustawy która przewidywała m.in. rugowanie z pracy w administracji rządowej osób, które były członkami lub sympatykami partii komunistycznej.

Za to republikański senator John McCain od miesięcy jasno przypomina o tym, że Putin to funkcjonariusz KGB. Warto zastanowić się ilu agentów KGB/FSB, komunistów od 2-3 pokoleń ma dziś wpływ na wydarzenia na Ukrainie i ilu byłoby dziś w stanie machać „czerwonymi legitymacjami” w Polsce po wkroczeniu nowej Armii Czerwonej? Zbyt wielu! Wystarczy zobaczyć na opór przy demontażu monumentów zbrodniczej Armii Czerwonej!

Wypada przy tym pogratulować Australii, której premier Tony Abbott od miesięcy nazywa agresywne działania rosyjskie po imieniu. Szkoda, że innych przywódców nie stać na takie jasne przesłanie!


Zrozumieć historię i wyciągnąć właściwe wnioski


Żeby zrozumieć rosyjskie myślenie o Ukrainie trzeba wrócić do tzw. „ugody perejasławskiej” - umowy zawartej 18 stycznia 1654 r. w Perejasławiu pomiędzy Hetmanatem i Bohdanem Chmielnickim a Wasylem Buturlinem, występującym jako pełnomocnik cara Rosji Aleksego I, na mocy której Ukraina została poddana władzy cara Rosji. Od tego czasu Rosjanie uważają, że terytorium ukraińskie w zasadzie jest rosyjskie. Rzeczpospolita Obojga Narodów próbowała przeciwdziałać zajęciu terenów kozackich przez unię w Hadziaczu, której postanowienia niestety zostały storpedowane przez rosyjską agenturę.

Rosyjskie zapędy terytorialne można było odpierać do XVII wieku, gdy przeciwnikiem rosyjskich agresorów była wielonarodowa Rzeczpospolita Obojga Narodów. 16 września 1658 roku w Hadziaczu została zawarta umowa między Rzeczypospolitą Obojga Narodów a Kozackim Wojskiem Zaporoskim, reprezentowanym przez hetmana kozackiego Iwana Wyhowskiego. Przewidywała przekształcenie Rzeczypospolitej Obojga Narodów w unię trzech równorzędnych podmiotów prawnych (państw): Korony, Wielkiego Księstwa Litewskiego i Księstwa Ruskiego utworzonego z województw kijowskiego, bracławskiego i czernihowskiego (wcześniej stanowiących od unii lubelskiej (1569) część Korony). Konsekwencją unii było traktatowe ustanowienie odrębnych urzędów dla Rusi (stworzono funkcje marszałka ruskiego, obok marszałka koronnego i litewskiego, hetmana ruskiego, kanclerza ruskiego i inne stanowiska analogiczne do istniejących w pozostałych dwóch członach federacji), dopuszczenie posłów ruskich do sejmu, a biskupów prawosławnych do senatu. Państwo to miało posiadać własne wojsko, własny skarb, własne ministerstwa i urzędy, pod zwierzchnictwem hetmana z własnego wyboru. Szlachta wszystkich trzech państw miała wybierać wspólnie króla i wysyłać posłów na sejm walny. Postanowienia unii obejmowały również przyjęcie do etatowego rejestru kozackiego 30 tysięcy Kozaków.

„Unia hadziacka” stanowiła prawnomiędzynarodowe przekreślenie „ugody perejasławskiej” wspomnianej wyżej, na mocy której Ukraina została poddana jurysdykcji Rosji. Unię hadziacką zatwierdził Sejm Rzeczypospolitej i zaprzysiągł (ratyfikował) król Jan II Kazimierz Waza. W konsekwencji unii wojsko kozackie przeszło na stronę Rzeczypospolitej i 8 lipca 1659 roku pokonało pod buławą Iwana Wyhowskiego próbującą interweniować zbrojnie na Ukrainie Naddnieprzańskiej armię moskiewską w bitwie pod Konotopem.

Przeciwdziałanie Rosji (doprowadzenie do buntu miejscowego chłopstwa ruskiego tzw. czerni, w którym zginął Jerzy Niemirycz (kanclerz ruski) i został obalony hetmanat Iwana Wyhowskiego na rzecz marionetkowego Jerzego Chmielnickiego sprawiło, że „unia hadziacka” ostatecznie nie weszła w pełni w życie. Zresztą politykę miejscowych buntów Rosja stosuje nawet dziś w okolicach Doniecka i Ługańska.

Tylko półtora wieku później Rzeczpospolita Obojga Narodów przestała ostatecznie istnieć. Zrealizowanie w pełni „unii hadziackiej” mogło zatrzymać proces szybkiego osłabienia kraju, ale przede wszystkim odwrócić bieg historii. Dziś nasze ościenne państwa mają świadomość, że trwała współpraca tzw. „Międzymorza” może stanowić podstawę dla bezpieczeństwa dla wszystkich krajów b. Bloku Wschodniego, w których stacjonowała Armia Czerwona.  Warto dodać, że Wojsko Polskie operując we współpracy z armią Ukraińskiej Armii Ludowej Symona Petlury było w stanie w 1920 roku  odeprzeć agresję. Stąd po 1918 roku niemiecka Abwehra i radzieckie służby wojskowe szkoliły liderów OUN/UPA.

Obce służby miały interes w osłabianiu konfliktem etnicznym odradzającego się państwa polskiego. Podobnie do rozgrywania Kozaków w XVII wieku przeciwko zrealizowaniu w pełni postanowień „unii hadziackiej”.

Za „pożywkę” służył traktat pokojowy z 9 lutego 1918, który zawarły państwa centralne (m.in. Niemcy, Austro – Węgry) z proklamowaną w 1917 roku Ukraińską Republiką Ludową. Na podstawie traktatu Niemcy i Austro-Węgry odstępowały Ukraińskiej Republice Ludowej Chełmszczyznę z miastem Chełmem i część Podlasia. W tajnej klauzuli tego dokumentu Austro-Węgry zobowiązywały się do wyodrębnienia Galicji Wschodniej wraz ze Lwowem i Przemyślem jako osobnego (autonomicznego) kraju koronnego monarchii. Traktat ten oznaczał uznanie państwa ukraińskiego przez państwa centralne, wywołał on wzburzenie wśród polskiej opinii publicznej, gdyż odstępował on URL ziemie, do których (ze względów historycznych i etnicznych) pretensje rościli sobie Polacy. Jednak delegacja Królestwa Polskiego do rokowań nie została dopuszczona. 3 marca 1918 roku Cesarstwo Niemieckie, Austro-Węgry i ich sojusznicy zawarły z sowiecką Rosją „Traktat Brzeski”, w którym Rosja uznała, że wymienione w traktacie nowo powstałe państwa na dotychczasowym terytorium Imperium Rosyjskiego nie są związane żadnymi obowiązkami wobec niej. W kwestii ukraińskiej Rosja zobowiązała się do bezzwłocznego zawarcia pokoju z URL, wycofania z terytorium URL wojsk rosyjskich i bolszewickich oraz zaprzestania działań przeciwko organom władzy URL. W trakcie rokowań pokojowych na terytorium URL wkroczyły wojska niemieckie.

W 1920 roku Wojsko Polskie oraz wojsko URL odparło wspólnie agresję Armii Czerwonej o czym wspomniałem wyżej. Warto przypomnieć postawę gen. URL Marko Bezruczki, który obronił Zamość przed bolszewikami. 24 kwietnia 1920 r. II RP i URL podpisały „umowę warszawską”, sygnowaną przez ukraińskiego generała Wołodymyra Sinklera i najbliższego współpracownika Józefa Piłsudskiego Walerego Sławka (działającego jako pełnomocnik Naczelnego Wodza), która rozpoczynała współpracę militarną obu krajów przeciw bolszewickim wojskom na terytorium Ukrainy. Umowa była tajna - z wyjątkiem opublikowanego w Monitorze Polskim aktu uznania państwowego Ukraińskiej Republiki Ludowej i Dyrektoriatu Symona Petlury jako rządu Ukrainy. Rząd polski zrezygnował z roszczeń do ziem sięgających granicy Polski z 1772. Rząd URL uznał granicę polsko-ukraińską na Zbruczu i przecinającą Wołyń na wschód od Zdołbunowa (pozostawiając Równe i Krzemieniec po stronie polskiej) i dalej na północ do linii Prypeci. Oznaczało to zrzeczenie się przez Ukrainę terenów leżących na zachód od określonej w umowie linii granicznej. Oba kraje zobowiązały się do niezawierania umów międzynarodowych skierowanych przeciw sobie oraz gwarantowały prawa ukraińskiej ludności w Polsce i polskiej na Ukrainie.

Jednak 12 października 1920 r. w Rydze delegacja polska zdominowana przez Endecję podpisała zawieszenie broni w wojnie polsko-bolszewickiej uznając jako stronę nie tylko RFSRR, ale i USRR, co oznaczało wycofanie uznania dyplomatycznego Ukraińskiej Republiki Ludowej. „Traktat Ryski” zawarty ostatecznie 18 marca 1921 r. potwierdzał uznanie USRR jako państwa ukraińskiego, a tym samym anulował postanowienia umowy warszawskiej. Endecja, która zdominowała skład delegacji była przeciwna koncepcji federacyjnej Józefa Piłsudskiego, preferując bezpośrednie wcielenie (inkorporację) terenów etnicznie mieszanych dawnej Rzeczypospolitej Obojga Narodów w skład odrodzonego państwa polskiego - zgodnie z zasadami sformułowanymi przez Romana Dmowskiego w Wersalu.

Sam Roman Dmowski w „Naszym Patriotyźmie” (1893) pisał, że „(...) Rząd rosyjski rozmaitymi czasy rozmaicie usprawiedliwiał swoje gwałty na Polsce. Dowodząc, że ziemie litewskie i ruskie stanowią odwieczną jedność z moskiewskim rdzeniem państwa carów, dziką działalność swą w tych ziemiach nazywał wyzwalaniem swego ludu z pod jarzma polskiego. (...) Wieszanie i masowe wysyłanie na Sybir najlepszych sił społeczeństwa polskiego nazywało się uzdrawianiem narodu z chorobliwych marzeń, gwałty na unitach – przyjmowaniem na łono swego kościoła braci, których niegdyś przemoce oderwano i którzy teraz dobrowolnie powracają. Do ostatnich jeszcze czasów słyszeliśmy, że rząd rosyjski nic nie ma przeciw pomyślnemu rozwojowi narodowości polskiej, że chodzi mu tylko o zachowanie w całości granic państwa, o wytępienie dążności separacyjnych”.


Jednak kilkanaście lat po tej krótkiej analizie Dmowskiego politycy Narodowej Demokracji byli przekonani o tymczasowości rządów bolszewików w Rosji i możliwości dwustronnej, skierowanej przeciwko Niemcom współpracy z wkrótce przywróconym rządem postkomunistycznej Rosji, w oparciu o podział ziem Białorusi i Ukrainy pomiędzy Polskę a niekomunistyczną Rosję.

Nawiasem trzeba stwierdzić, że takie podejście ma też swoje pokłosie dziś w postaci naiwnego przekonania Zachodu, gdzie niektórzy sądzą, że cokolwiek zmieni się w Federacji Rosyjskiej  gdy Putin zakończy swoje rządy.

Przedwojenna polityka Endecji wynikała z przekonania o możliwości asymilacji narodowej (polonizacji i rusyfikacji) przez Polskę i Rosję Białorusinów, i Ukraińców (traktowanych przez Narodową Demokrację jako „narody niehistoryczne”) w obrębie tak wytyczonej granicy państwowej. Konsekwencją była np. jednostronna rezygnacja delegacji polskiej z włączenia w granice RP Mińska, przeforsowana przez Stanisława Grabskiego – dla uniemożliwienia stworzenia białoruskiego kantonu sfederowanego z Polską. Granicę wytyczono w odległości ok. 30 km na zachód i północny zachód od miasta, pozostawiając je bolszewikom. Marszałek w styczniu 1920 roku zainicjował tzw. „operację dyneburską”, która przyniosła Łotwie niepodległość i dobre stosunki międzypaństwowe nawet w XXI wieku. Warto dodać, że w Dyneburgu (łot. Daugavpils) do dziś Polacy stanowią blisko 15 proc. mniejszość, która ma dobre kontakty z władzami łotewskimi. W Dyneburgu znajduje się też od 1928 r. cmentarz 237 żołnierzy polskich poległych podczas walk z bolszewikami. Ostatnią próbą realizacji przez Piłsudskiego programu federacyjnego – tym razem drogą faktów dokonanych - był przeprowadzony 8 października 1920 tzw. „bunt Żeligowskiego” i utworzenie Litwy Środkowej.

Endecja twierdziła, że powstanie niepodległej Ukrainy doprowadzi wcześniej czy później do dążeń rewizjonistycznych niepodległej Ukrainy do terenów Galicji Wschodniej ze Lwowem i zachodniego Wołynia, rewizji granic z Polską. Zwolennicy koncepcji inkorporacji uważali również, że włączenie całej, prawosławnej na wschodzie Białorusi zniweczy (uważane przez nich za realne) plany polonizacyjne ziem zachodniej Białorusi. Na budowę federacji z Litwą i Białorusią nie chcieli się z kolei godzić, bojąc się „odstąpienia” państwom – członom federacji Wilna i Grodna. Delegaci Naczelnika Państwa byli przegłosowywani przez większość delegacji wyznaczonej w przeważającej części przez Sejm. Najważniejsze decyzje podjął w październiku 1920, przekraczając mandat negocjacyjny Ministerstwa Spraw Zagranicznych, przewodniczący delegacji Jan Dąbski w osobistej rozmowie z przewodniczącym delegacji sowieckiej Adolfem Joffe w kwestii uznania USRR za stronę rokowań, bez zapewnienia równoległego miejsca w rokowaniach dla URL, a także terminu i linii zawieszenia broni. Ustalenia rozmowy Dąbski-Joffe faktycznie rozstrzygnęły o przebiegu polsko-sowieckiej linii granicznej i sposobie organizacji politycznej terenów Międzymorza Bałtycko-Czarnomorskiego (Białorusi i Ukrainy).

To stanowisko Endeków spowodowało dodanie argumentów agenturze Republiki Weimarskiej, a później III Rzeszy oraz ZSRR. Wspólnie przelana krew w obronie przed Armią Czerwoną ustąpiła wymowie zapisów „Traktatu Ryskiego” i pamięci o wydaniu Ukrainie polskich terytoriów w „Traktacie Brzeskim” przez upadające państwa zaborcze. Krwawe walki o Lwów stały się elementem rozgrywki Niemiec i ZSRR przeciwko II RP. Po czasie ... Lwów dla Polaków i Ukraińców stał się symbolem walki przeciwko sobie ważniejszym niż wspólna obrona Zamościa.

Konkluzje z King Kongiem w tle

Mordy na Polakach dokonane na Wołyniu podgrzewane przez III Rzeszę i komunistyczna „Akcja Wisła” tylko dolały krwi niewinnych do dzielącego nas historycznie „morza łez”. Tymczasem agresja Rosji na Ukrainę i pozostawienie jej dziś de facto samej sobie powtarza politykę appeasementu – tym razem w odniesieniu do Rosji Putina. Anschluss Krymu przez nową poczwarkę Armii Czerwonej i terror w Donbasie, szybkie wyciszenie w mediach zestrzelenia malezyjskiego samolotu przez prorosyjskich terrorystów prowadzi tylko do eskalacji rosyjskich żądań.

Warto wspomnieć, że historycznie Amerykanie czynnie walczyli z Rosją ... w obronie Polski. Można się zastanawiać czy dziś Oskara ponownie mógłby otrzymać Merian Caldwell Cooper? Jest on przykładem bohatera pochodzącego z Jacksonville na Florydzie, który nie zapomniał o zasługach Polaków dla USA i czynem wspierał walkę z komunizmem. Choć wszyscy kojarzymy go z filmu „King Kong” wytwórni RKO z 1933, w którym zagrał pilotując samolot atakujący wielką małpę to nie wiemy, że Cooper był mocno związany z Polską.

Merian C. Cooper po wybuchu I wojny światowej ukończył kurs pilotażu i wstąpił do Amerykańskiego Korpusu Ekspedycyjnego wysłanego na wojnę do Europy. Po krótkim epizodzie w niemieckiej niewoli przyjechał do Polski w lutym 1919 w ramach misji ARA (American Relief Administration), która pod kierunkiem Herberta Hoovera niosła pomoc humanitarną zniszczonej Europie. Cooper przydzielony został do misji żywnościowej we Lwowie i włączył się aktywnie do akcji humanitarnej. Miał on pewne związki z Polską, gdyż jego prapradziad pułkownik John Cooper walczył w bitwie pod Savannah u boku Kazimierza Pułaskiego, którego śmiertelnie rannego wyniósł poza strefę bitwy.

Cooper udał się na początku lipca 1919 do Paryża. Spotkał tam wybierającego się właśnie do Polski majora Cedrika Fauntleroy’a, którego namówił do swojej idei i wspólnie zebrali dalszych lotników amerykańskich gotowych do służby w Polsce. W połowie września 1919 grupa ośmiu amerykańskich lotników przybyła do Polski. Zostali przydzieleni do 7. Eskadry Myśliwskiej stacjonującej na lotnisku na Lewandówce pod Lwowem. Od grudnia 1919 Eskadra przyjęła nazwę 7. Eskadry Myśliwskiej im. Tadeusza Kościuszki. Cooper został zastępcą dowódcy eskadry mjra Fauntleroy’a oraz dowodził jedną z jej dwóch grup, grupą Pułaski.

W kwietniu 1920 eskadra wkroczyła do walki na froncie polsko-bolszewickim, przebazowując do Połonnego, a następnie do Berdyczowa i Białej Cerkwi. Uczestniczyła ona w natarciu polskim na Kijów (wyprawie kijowskiej). Cooper wraz z innymi pilotami latał aktywnie na rozpoznanie i zwalczanie oddziałów 1 Armii Konnej ostrzeliwując jej oddziały z karabinów maszynowych i obrzucając granatami. Podczas wycofywania się sił polskich pod naciskiem ofensywy radzieckiej eskadra w dalszym ciągu była intensywnie wykorzystywana. Pod koniec czerwca 1920 roku Cooper został dowódcą eskadry, skierowanej ponownie do Lwowa.

W latach 20. i 30. XX w. Cooper stale utrzymywał związki z Polską i Polakami. W 1922 r. opublikował w Chicago wspomnienia „Fauntleroy i jego eskadra w Polsce. Dzieje Eskadry Kościuszki” W 1937 r. został członkiem Stowarzyszenia Weteranów Armii Polskiej w Ameryce. Po uderzeniu Niemiec na Polskę w 1939 r. zorganizował koncert charytatywny, z którego dochód przeznaczony był na pomoc Polsce. W czasie wojny opiekował się Polakami przebywającymi na terenie USA oraz spotykał się z polskimi władzami. Będąc w Anglii nawiązał również kontakty z polskim Dywizjonem 303, który kontynuował tradycje Eskadry Kościuszkowskiej. Po wojnie utrzymywał natomiast kontakty z polskimi lotnikami, którzy wyemigrowali do USA. Kawaler Krzyża Srebrnego Orderu Wojennego Virtuti Militari, który otrzymał z rąk marszałka Józefa Piłsudskiego, Krzyża Walecznych, Polowej Odznaki Pilota oraz amerykańskiego Distinguished Service Cross, którego nie przyjął ze względów honorowych. W 1966 r. Cooper został uhonorowany za zasługi dla Polski przez Rząd Polski na emigracji Złotym Krzyżem Zasługi z Mieczami. W Wojsku Polskim dosłużył się stopnia podpułkownika, w armii USA generała brygady.

Tak doświadczony i zasłużony weteran nigdy nie popełniłby gafy podobnej do słów prezydenta Obamy w sprawie obozów koncentracyjnych, ani nie miałby wątpliwości co do rosyjskich intencji na Ukrainie.

Wszystko to w ujęciu historycznym i praktycznym powoduje, że Polska musi powrócić do koncepcji „Międzymorza”, która została zablokowana przez postkomunistów i środowisko UD/UW. Współpraca, w tym wojskowa: Polski, Ukrainy, Litwy, Łotwy, Estonii czy Rumunii może doprowadzić sytuacji, gdy ominiemy niekorzystne konotacje związane z obecnym pozostawaniem Ukrainy poza NATO i strukturami Unii Europejskiej.

Adam Słomka
Przewodniczący KPN-NIEZŁOMNI,
poseł na Sejm RP (1991-2001)





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz