Wczoraj w Berlinie spotkali się ministrowie spraw zagranicznych Ukrainy - Paweł Klimkin, Rosji - Siergiej Ławrow, Francji - Laurent Fabius i Niemiec - Frank-Walter Steinmeier. Negocjacje dotyczyły możliwosci przerwania walk we wschodniej Ukrainie, i zakończyły się niczym. Ministra Spraw Zagranicznych Polski na spotkaniu nie było, wszak nie został zaproszony. I wcale nie dlatego, że obawiano by się jakiegoś mocnego wsparciea Polski dla Ukrainy, ale właśnie dlatego że Polska dostosowuje się do ustaleń zachodnich mocarstw. Przecież to Radosław Sikorski nakłaniał opozycję ukraińską do ugody z Janukowyczem, rząd Polski nie wprowadził żadnej sankcji przeciw Rosji (choćby np. zakaz importu węgla) nawet w sytuacji rosyjskiego embarga, a jedynie dostosowuje się do decyzji Niemiec i Francji. Zatem po co Sikorski był potrzebny?
Dodajmy, że nie pierwsze to spotkanie tego typu (np. poprzednie z 2 lipca), na której przedstawiciela Polski się nie zaprasza. No cóż tyle warte są zapewnienia naszych władz, o tym jak dużo znaczymy w Europie. Mimo że graniczymy z Rosją i Ukrainą, jesteśmy traktowani a la per noga.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz