Po latach mamy gorzką satysfakcję, gorzką iż jako pierwsi wskazaliśmy
na propagandowe kłamstwa ws. „katastrofy smoleńskiej”. Czyniliśmy to już 10
kwietnia 2010 r., w kolejnych dniach i następnych miesiącach. Na szczęście w tej walce
o prawdę, przeciw kłamstwu, dołączyło bardzo wiele osób i środowisk.
Już 10 kwietnia pisaliśmy: W jednej
chwili wszystkie ośrodki przeciwwagi w państwie dla rządu zniknęły. Katastrofa
zatem jest podwójna – zarówno ludzka (tragedia nagłej śmierci wielu znanych osób)
jak i państwowa (pozostał jeden ośrodek władzy, który może teraz wszystko
uczynić, bo nie ma przeciwwagi). Marszałek Sejmu już podąża do Warszawy, by
objąć władzę. Rozumiemy ciągłość władzy, ale czy naprawdę tak musi się
spieszyć. Mówi się o wypadku, o katastrofie, być może tak było. Rosjanie już
zrzucają winę na pilotów. To wygodne. Jest jednak wiele znaków zapytania.
Samolot rozbił się podchodząc do lądowania, niby zahaczył o drzewo. Podobno pas
lotniska był za krótki dla tego typu samolotu. Czyżby tego nie wiedziano?
Słyszymy o złej pogodzie, ale godzinę wcześniej samolot z dziennikarzami zdołał
lądować, a z niektórych relacji dziennikarzy nie wynikało by mgła była aż tak
gęsta. Chcemy wierzyć, że był to tylko tragiczny wypadek, że nie było tam działania
lub zaniechania działań osób trzecich. Chcemy wierzyć, ale mamy wątpliwości. Na
zachodzie pytają czy nie był to zamach terrorystyczny?... Właśnie w celu
uniknięcia wątpliwości i podejrzeń, musi powstać niezależna komisja do
wyjaśnienia tej katastrofy, by prawda jakakolwiek by była, ujrzała światło
dziennie.
Za ten artykuł o katastrofie, zostaliśmy
ostro skrytykowani. 11 kwietnia zatem odnieśliśmy się do tego stwierdzając: Kilka osób napisało, iż niedobrze zrobiło się im czytając ostatni
Serwis21, gdyż propaguje teorie spiskowe. Otóż o żadnym spisku Serwis21 nie
napisał, natomiast wyrażał wątpliwości co do oficjalnych podawanych w mediach
okoliczności i wersji wydarzeń, gdyż informacje nie są spójne. Napisaliśmy
także, iż pojawiły się pytania na zachodzie o możliwym zamachu, ale takie
pytania stawiają także internauci na forach (rozumiemy skąd takie podejrzenia,
zważywszy iż zginął prezydent, najważniejsi ministrowie prezydenccy, najwyższe
dowództwo wojska, szefowie wielu instytucji państwowych, najważniejsi politycy
partii opozycyjnej). Wreszcie uznaliśmy, że wątpliwości powinna wyjaśnić
niezależna komisja. Dlaczego? Otóż zbyt szybko próbowano obciążyć pilotów,
chociaż nie przeprowadzono pełnego postępowania dowodowego. Należy zauważyć, iż
w sprawie katastrofy samolotu prezydenckiego więcej było do tej pory
dezinformacji, niż informacji. W rezultacie jest wiele kwestii, wymagających
rzeczowego wyjaśnienia.
Postawiliśmy też kilka pytań i
wątpliwości:
1)
Rosyjska agencja Interfax pisze, że
samolot rozbił się na lotnisku pod Smoleńskiem przy czwartej próbie lądowania.
Z kolei według ministra ds. sytuacji nadzwyczajnych Rosji samolot rozbił się
przy drugim podejściu. A zatem ile było prób lądowań 2, 3 czy 4? Przypuszczalnie
tylko 2, a przedtem samolot pozostawał w tzw. standingu (czyli latach wokół
lotniska w oczekiwaniu na lepszą pogodę).
2) W Pierwszych relacjach słyszeliśmy, iż
zbyt krótki był pas startowy dla samolotów typu 154, jednak później przeczył
temu rosyjski minister ds. nadzwyczajnych. Samoloty tego typu miały wcześniej
lądować na tym lotnisku. A zatem?
3) Według agencji RIA Novosti przyczyną
katastrofy mógł być błąd pilota, który zdecydował się na lądowanie w gęstej
mgle. Przeczą temu jednak niektóre świadectwa osób, którzy twierdzą, iż mgła
nie była tak gęsta jak nam się oficjalnie podaje. A zatem czy mgła była
rzeczywiście tak gęsta jak się oficjalnie twierdzi? Być może Rosjanie mają
rację co do mgły, ale przecież samoloty mają systemu naprowadzania.
4) Wieża kontrolna miała radzić załodze
prezydenckiego samolotu lądowanie w Mińsku lub w Moskwie. Skoro warunki były
tak złe jak twierdzą pracownicy rosyjskiej wieży kontrolnej, dlaczego zatem nie
zamknięto lotniska, zwłaszcza iż wcześniej inny samolot otrzymał podobno zakaz
lądowania?
5) "Podejście do lądowania załoga
wykonywała regulaminowo do wysokości 100 metrów i odległości 2 km. W odległości
1,5 km szefostwo lotów spostrzegło, że samolot zbyt szybko schodzi do
lądowania. Szef lotów polecił załodze ustawienie samolotu w położenie
horyzontalne. Gdy załoga nie wykonała dyspozycji, kilkakrotnie wydał komendę,
by samolot udał się na lotnisko zapasowe" - podał generał Aloszyn. Inne
źródła donoszą, że: „Samolot zachowywał się bardzo dziwnie- trajektoria jego lotu
pokazywała że rozminął się z drogą startową raz o 150 metrów, innym razem o 70
metrów. Ale przecież Samolot mógł zebrać dane z radiolatarni NDB (bardzo
prymitywne i archaiczne nadajniki), co powinno pozwolić zlokalizować pas
startowy nawet w przypadku braku systemu ILS (Instrumental Landing System).”
6) Polski samolot miał wylatane 5004
godziny i wykonał 1823 lądowania - poinformował Aleksiej Gusiew, dyrektor
zakładów lotniczych Awiakor w Samarze, gdzie w 2009 roku maszyna ta przeszła
remont kapitalny. 5000 godzin to wcale nie tak dużo dla samolotu, jednak mogło
dojść do jakiejś wady technicznej, które w trakcie remontu nie zauważono.
Przypomnijmy, że było już kilkadziesiąt wypadków z tym rodzajem samolotów. Być
może załoga nie mogła zatem poprawić położenia samolotu, z przyczyn
obiektywnych?
7) Jeden ze świadków mówił o dziwnym
brzmieniu silnika samolotu, który podchodził do lądowania. Być może to jedynie
subiektywne przeświadczenie dziś po wypadku, ale wymaga to weryfikacji. Wiemy,
iż doszło do przynajmniej 2 eksplozji. Czy było to w wyniku zahaczenia o drzewo
czy też z innych przyczyn?
Na koniec artykułu stwierdzaliśmy: Te i inne pytania wymagają odpowiedzi.
Najprawdopodobniej doszło do serii tragicznych zdarzeń, błędów lub zaniechań,
które – jak często w takich przypadkach – doprowadziły do katastrofy.
Twierdzenie że w obliczu katastrofy, nie powinno stawiać się pytań a także
wyrażać wątpliwości, jest nieodpowiedzialne. Nie wiemy, czy piloci lub wieża
kontrolna popełnili błędy, czy była awaria techniczna lub też nastąpił inny
nieszczęśliwy zbieg okoliczności. Jednak chowanie głowy w piasek i zrzucanie
winy a priori na pilotów (zanim nie przeprowadzono pełnego dochodzenia), którzy
przecież także zginęli w tej katastrofie (a zatem nie mogą się bronić) nie
najlepiej świadczy o woli wyjaśnienie całej sprawy. Stąd też propozycja
niezależnego dochodzenia wydaje się tak oczywista.
19 kwietnia otwarcie wzyzwaliśmy „PRZESTAŃCIE
KŁAMAĆ WS. KATASTROFY” cyt. Nie minęło kilka dni, a wiele
nowych okoliczności i świadectw zostało ujawnionych przez krajowe niezależne
media, spragnionych prawdy blogerów a także przez niektóre zagraniczne gazety.
Wiele z tych wątpliwości okazało się uzasadnionych. Nie było czterech prób
lądowania, nie było nawet 2 prób o których mówił rosyjski minister ds.
nadzwyczajnych, była tylko jedna, co przeczy wszystkim teoriom o uporze pilota
czy rzekomych naciskach prezydenta ws. lądowania. Nie potwierdziły się
doniesienia o nieznajomości języka rosyjskiego przez pilotów. W trakcie
społecznego dochodzenia, internauci, znawcy lotnictwa wskazali na wiele innych
problemów wymagających wyjaśnień (kwestia paliwa, systemu nawigacji, złego
stanu technicznego lotniska itd).
Byliśmy
zatem świadkami wielkiej dezinformacji ze strony rosyjskiej (z ich strony to
zrozumiałe, chcieli zmyć z siebie odpowiedzialność za katastrofę), ale i
polskich oficjalnych mediów, które przemilczały lub pomniejszały niektóre
fakty, okoliczności i świadectwa. Czego się obawiały czynniki rządowe i
zwolennicy „słusznej linii”? Nie wiemy czy był zamach (tego wykluczyć nie
można) czy było szereg zaniechań i błędów po stronie rosyjskiej (a być może
także polskiej), które spowodowały katastrofę. Nie dostrzegamy jednak (obym się
mylił) prób oficjalnego rzetelnego wyjaśnienia, rozwiania wątpliwości. Nie ma
transparentności postępowania.
Ostatnio
"Rzeczpospolita" ustaliła, że Służba Kontrwywiadu Wojskowego na
bieżąco otrzymywała informację na temat tragicznego lotu Tu-154. Według służb
działo się tak, ponieważ samolot był własnością wojska. Informacje, które
wpływały do SKW były zbliżone do tych przesyłanych przez zwykłe urządzenia GPS.
Były to dane między innymi o położeniu maszyny, jej wysokości i prędkości. Z
ustaleń "Rzeczpospolitej" wynika. że SKW najprawdopodobniej już w
momencie katastrofy posiadała też nagrania między innymi rozmów pilotów
samolotu z wieżą kontroli lotów. Wojskowe służby mają bowiem tajną stację
nasłuchową. SKW nie chce jednak oficjalnie komentować sprawy. Nasłuch ze strony
SKW mnie nie dziwi, jest normalne, ale dlaczego teraz nie ujawnia posiadane
dowody?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz