Nazajutrz po I turze wyborów prezydenckich, Bronisław Komorowski licząc na przechwycenie głosów oddanych na Pawła Kukiza zarządził referendum nt. Jednomandatowych okręgów wyborczych (choć nie możną tą drogą zmienić zapisu konstytucyjnego), zmiany sposobu finansowania partii politycznych z budżetu państwa (choć nie wiadomo na jaki) i rozstrzygania wątpliwości na korzyść podatnika (zasady wpisanej do ordynacji podatkowej). Platformerski senat oczywiście poparł wniosek i 6 września 100 mln zł trafi w błoto, bo nawet jeżeli będzie frekwencja (co raczej jest mało prawdopodobne) to pytanie są na tyle nieprecyzyjne, że politycy będą i tak te kwestie rozstrzygali wedle własnego upodobania. Niestety nie przewidziano prawnie możliwość odwołania referendum, choć wszyscy wiedzą iż to jedno wielkie oszustwo.
Jak zawsze Platforma może liczyć na głos lewicy, która próbuje instytucję referendum doprowadzić do absurdu, domagając się teraz referendum ws. religii w szkołach - na wiosnę. To nic, iż nie można zmieniać umów międzynarodowych (konkordatu) w drodze referendum, to nic że będą to kolejne pieniądze, to nic że ta kwestia nie interesuje obywateli.
Społeczeństwo zaś oczekuje referendum ws. lasów państwowych, wieku emerytalnego czy możliwości wyboru wieku szkolnego (6 czy 7 lat). Pod tymi wnioskami podpisało się ponad 6 mln obywateli. 20 sierpnia Prezydent zapowiedział, po konsultacjach z inicjatorami wniosków referendalnych (a nieprawdą jest iż to są tylko postulaty PISu), wystąpienie do Senatu o przeprowadzenie referendum w tych sprawach 25 października br. tj. wraz z wyborami parlamentarnymi. To realizacja obietnicy, iż 1 mln podpisów pod referendum będzie zobligowało do jego przeprowadzenia. Warto jednak zauważyć, że oddając głos w wyborach na określone partie, oddajemy także przynajmniej w teorii głos w powyższych sprawach. Ale problemu być nie powinno, ponieważ zgodę ws. referendum musi udzielić jeszcze Senat, a ten zdominowany przez PO prawdopodobnie propozycję odrzuci.
Ale jest ważniejszy problem, który dotyczy referenda w Polsce w ogóle. W referendum obywatele mają odpowiadać na pytania ogólne, a dopiero później wynik przełoży się w ustawie, nad którą pracować będzie Sejm. Jak mawiano przy okazji Konstytucji, Bóg jest w preambule, a diabeł tkwi w szczegółach. Innymi słowy, szczytną ideę zapisaną w pytaniu, można tak przełożyć by w trakcie prac szczegółowych wyszło jego przeciwieństwo. Ponadto nawet w przypadku precyzyjnego pytania (a liczymy, że takie przedstawi prezydent ws. referendum z 25 października), Sejm nie jest zobligowany czasowo, co powoduje iż można daną ustawę przewlekać.
Zatem zanim ogłosi się kolejne referenda, warto by zmienić ustawę o referendum, w taki sposób by nie odpowiadać na ogólne pytanie, ale głosować nad pytaniem dot. przyjęcia określonego projektu ustawy. Ponadto tak przegłosowany projekt ustawy nie powinien być przedmiotem obróbki parlamentarnej, a bezpośrednio winien trafić do podpisu prezydenta. W przeciwnym wypadku referendum będzie tylko i wyłącznie grą polityczną.
Jak zawsze Platforma może liczyć na głos lewicy, która próbuje instytucję referendum doprowadzić do absurdu, domagając się teraz referendum ws. religii w szkołach - na wiosnę. To nic, iż nie można zmieniać umów międzynarodowych (konkordatu) w drodze referendum, to nic że będą to kolejne pieniądze, to nic że ta kwestia nie interesuje obywateli.
Społeczeństwo zaś oczekuje referendum ws. lasów państwowych, wieku emerytalnego czy możliwości wyboru wieku szkolnego (6 czy 7 lat). Pod tymi wnioskami podpisało się ponad 6 mln obywateli. 20 sierpnia Prezydent zapowiedział, po konsultacjach z inicjatorami wniosków referendalnych (a nieprawdą jest iż to są tylko postulaty PISu), wystąpienie do Senatu o przeprowadzenie referendum w tych sprawach 25 października br. tj. wraz z wyborami parlamentarnymi. To realizacja obietnicy, iż 1 mln podpisów pod referendum będzie zobligowało do jego przeprowadzenia. Warto jednak zauważyć, że oddając głos w wyborach na określone partie, oddajemy także przynajmniej w teorii głos w powyższych sprawach. Ale problemu być nie powinno, ponieważ zgodę ws. referendum musi udzielić jeszcze Senat, a ten zdominowany przez PO prawdopodobnie propozycję odrzuci.
Ale jest ważniejszy problem, który dotyczy referenda w Polsce w ogóle. W referendum obywatele mają odpowiadać na pytania ogólne, a dopiero później wynik przełoży się w ustawie, nad którą pracować będzie Sejm. Jak mawiano przy okazji Konstytucji, Bóg jest w preambule, a diabeł tkwi w szczegółach. Innymi słowy, szczytną ideę zapisaną w pytaniu, można tak przełożyć by w trakcie prac szczegółowych wyszło jego przeciwieństwo. Ponadto nawet w przypadku precyzyjnego pytania (a liczymy, że takie przedstawi prezydent ws. referendum z 25 października), Sejm nie jest zobligowany czasowo, co powoduje iż można daną ustawę przewlekać.
Zatem zanim ogłosi się kolejne referenda, warto by zmienić ustawę o referendum, w taki sposób by nie odpowiadać na ogólne pytanie, ale głosować nad pytaniem dot. przyjęcia określonego projektu ustawy. Ponadto tak przegłosowany projekt ustawy nie powinien być przedmiotem obróbki parlamentarnej, a bezpośrednio winien trafić do podpisu prezydenta. W przeciwnym wypadku referendum będzie tylko i wyłącznie grą polityczną.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz