30 listopada 2014

Brunatny tuskoland, czyli o aresztowaniu w Państwowej Komisji Wyborczej

INFORMACJA ZA SOLIDARNI 2010:

data:27 listopada 2014    
O tym, co działo się 20 listopada 2014r. w Państwowej Komisji Wyborczej od ok. godziny 19. do godziny 24. napisano już naprawdę wiele, powiedziano także… są filmy video [wiele z nich mojego autorstwa na portalu solidarni2010.pl] i zdjęcia, relacje telewizyjne.

Ale niewiele osób wie, co wydarzyło się POTEM ! WSTRZĄSAJĄCE TRAKTOWANIE DZIENNIKARZY NICZYM JAK W PRL-u lub W ROSJII.

Oto relacja minuta po minucie. Układa się ona w długą listę naruszeń prawa, łamania swobód obywatelskich i kardynalnych praw zagwarantowanych konstytucją.
Nikt tego nie sfilmował i nie sfotografował. Pozostaje lektura:

Około godz. 0.20 dnia 21 XI 2014 zostałam wyprowadzona z sali konferencyjnej w PKW przez dwie policjantki. Szłyśmy bardzo szybko długim korytarzem (wzdłuż ścian stali rozstawieni, jak na „ścieżce zdrowia” z czasów komuny, funkcjonariusze), który wiódł nie wiadomo dokąd. Wcześniej usłyszałam tylko „wychodzimy”, a może „idziemy”. Potem biegiem po schodach i całkiem ciemnymi korytarzami do tylnego wyjścia z PKW, mocno ściskana za łokieć przez funkcjonariuszkę. Po drodze mijałyśmy leżącego na ziemi i przytrzymywanego przez kilku funkcjonariuszy mężczyznę; Grzegorza Brauna zapewne, gdyż to on był wynoszony za ręce i nogi, tuż przed nami z sali. Policjant z aparatem, stojąc nad leżącym, wykonywał serię zdjęć. W absolutnej ciemności raz po raz błyskał flesz.

Mojego zatrzymania dokonano mimo okazania legitymacji prasowej Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich (dokumentowałam na video przebieg wydarzeń w PKW dla potrzeb portalu solidarni2010.pl) - dowód osobisty celowo okazałam w dalszej kolejności. Nie podano mi podstawy prawnej zatrzymania, nie usłyszałam: „Jest pani zatrzymana” albo podobnego zdania. Wtrącono mnie do policyjnej budy (więźniarki) wraz z Ewą Stankiewicz. O godz. 1.30 w komisariacie na ul. Wilczej podczas sporządzania protokołu zatrzymania dowiedziałam się, że podstawą zatrzymania jest art. 244 KPK i oskarżona jestem o czyn z art. 193 KK – tryb przyspieszony. Wcześniej kazano mi dmuchać  w alkomat – odmówiłam. Poprosiłam o zawiadomienie rodziny i powiadomienie jej o potrzebie szukania adwokata. Sama nie mogłam do nikogo zadzwonić ani odszukać w komórce potrzebnych numerów - odebrano mi już wszelkie rzeczy osobiste i telefon. Po chwili nastąpiła rewizja osobista, zmuszono mnie do rozebrania się, oddania wszystkiego, z biustonoszem, rajstopami i skarpetkami – potem boso w butach pozostawałam przez wiele godzin.

Od godz. 3.00 do godz. 9.30 (ponad 6 godzin!) trzymano mnie w ciemnej i zimnej lub – na zmianę – dusznej i gorącej (jak w krematorium) więźniarce (policjanci na zmianę chłodzili mnie i rozgrzewali!). Więźniarka „starego” typu  (na pewno nieprzystosowana do przewozu ludzi!) - z dotkliwym okratowaniem, wąskimi lodowatymi ławkami, bez możliwości przytrzymania się czegokolwiek – co przy szybkim i długotrwałym nocnym rajdzie po Warszawie i okolicach było nie do zniesienia. Jak worek kartofli bezwładnie  rzucana byłam po wnętrzu więźniarki i wożona po całym mieście. Tylko na moje wyraźne żądanie (waliłam w obudowę więźniarki!) dostarczono mi raz pół litra wody i raz pozwolono skorzystać z toalety. Na całe godziny byłam pozostawiana na parkingach - wtedy funkcjonariusze opuszczali samochód. Potem na moje pytanie „Dlaczego trwało to tyle godzin?” – policjanci odpowiedzieli: „ A co mieliśmy z panią zrobić…?”

Potem dowiedziałam się, że ok. godz. 3.00 rodzinie udzielono telefonicznie informacji, że zostałam zatrzyma – bez podania przyczyn i określenia miejsca, a o godz. 8.00,  że „Udałam się już na odpoczynek” (sic!), czyli że przewieziono mnie do aresztu śledczego – nie powiadamiając, gdzie areszt się mieści. Wówczas też, czyli dopiero o godz. 8.00 rodzinę poinformowano, żeby szukała adwokata (bo takie wyraziłam życzenie podczas zatrzymania o godz. 1.30 ).

Następnie o 9.30 zostałam osadzona w areszcie śledczym na ul. Żeromskiego w Warszawie. Wówczas zostałam ponownie poddana skrupulatnemu przeszukaniu i rewizji osobistej. Dopiero o godz. 13.00 podano mi pierwszy od wielu godzin posiłek – mały talerz zupy.

W tym czasie - o godz. 11.30 - rodzina wystawiła pełnomocnictwo zastępcze adwokatowi i zaraz potem zostało ono zgłoszone policji. Nie wiedziałam o tym!

Przewożąc mnie w kajdankach na przesłuchanie ok. godz. 20.00 (dwadzieścia godzin po aresztowaniu) na ul. Wilczą, nie powiedziano mi ani słowa o opiece prawnej, jaką miałam – teoretycznie - od wielu godzin. Dopiero na miejscu dojrzałam, z jakim trudem dopuszczają adwokata do mnie na krótką rozmowę, gdy zażądał kontaktu z klientką przed przesłuchaniem.
Do ok. 23 trwało przesłuchanie.

Adwokat dwukrotnie zażądał  zwolnienia mnie po przesłuchaniu - dwukrotnie odmówiono mu bez podania powodów!  Kolejną noc musiałam spędzić w areszcie. Rodzinie nie pozwolono podać żadnych środków higieny osobistej! Nie widziałam nikogo bliskiego…

Następnego dnia, w sobotę 22 XI 2014, dopiero o godz.13.00 weszłam na salę rozpraw - prosto z aresztu, bez możliwości dokonania podstawowych dla kobiety czynności higienicznych. Sala rozpraw pełna była kamer TV – wszyscy mogli mnie oglądać i filmować  wymiętą, nieuczesaną, skrajnie niechlujną…

W przerwie rozprawy sąd zezwolił na podanie mi napojów i czegoś do zjedzenia, bez możliwości kontaktu osobistego z bliskimi. Ponownie w eskorcie policji – wyprowadzono mnie do aresztu w sądzie, ulokowanego dwa piętra niżej niż sala rozpraw – w podziemiu; mogłam wówczas skorzystać z toalety-pomieszczenia bez drzwi, w obecności policjantki. Areszt pozbawiony był okien.

W czasie całej rozprawy (6 godzin), jako warchoł stanowiący fundamentalne zagrożenie dla demokratycznego państwa prawa, dozorowana byłam przez dwóch policjantów.
Na wyraźne życzenie adwokata sąd przychylił się do prośby o zwolnienie mnie po zakończeniu rozprawy.
Kolejne rozprawy przede mną….

Hanna Dobrowolska
Członek Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich

[foto - BZ: noc 21.11.2014 - pod komendą na ul.Wilczej ]

POLECAMY wywiad w Radiu Wnet:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz