„Wolne wybory”
to m.in. efekt likwidacji sądowego nadzoru
Narasta zjawisko zainteresowania
dziennikarzy i opinii publicznej specyficznymi praktykami stosowanymi w naszym
kraju podczas wyborów. Media oraz „niezależne” sondaże nachalnie promują
Platformę i komunistów z SLD. Jaskrawa nierównowaga w dostępie do środków
masowego przekazu zasługuje na miano „demokracji bez demokracji”. Ujrzały
światło dzienne liczne nieprawidłowości (np. szkolenia i serwery Państwowej
Komisji Wyborczej w Moskwie). Fałszowanie wyników przez SLD w Płocku, PO w
Wałbrzychu, masowym unieważnianiu głosów konkurentów na Mazowszu.
Chciałbym podzielić się swoimi
spostrzeżeniami z racji uczestnictwa we wszystkich kampaniach wyborczych w
czasach PRL i III RP ( z wyjątkiem okresów pobytu w więzieniach). Pracowałem w
Sejmie przez trzy kadencje nad kształtem poszczególnych ordynacji wyborczych i
ustroju konstytucyjnego. Byłem też
radnym rady miasta, członkiem różnych komisji wyborczych i
pełnomocnikiem wyborczym (pięć razy odnosząc sukces w odniesieniu do
przekroczenia progu wyborczego). W PRL byłem szykanowany za domaganie się
przeprowadzenia wolnych wyborów.
Ostatnim akordem bezprawia podczas kampanii
kontraktowej 1989 było sfałszowanie mojego wyniku wyborczego zaniżonego -
według oficjalnego komunikatu PKW PRL - o ca. 5%! Komunikatu dodajmy
opublikowanego już za rządów Mazowieckiego i Kiszczaka… pół roku po wyborach.
Nikomu nie ubyło poparcia więc musiało wtedy paść w okręgu Chorzów-Ruda Śląska
na wszystkich kandydatów jakieś rekordowe 105% głosów… Tyle wiedzieliśmy przez ćwierć wieku, jednak
ostatnio na strychu Komendy Policji w Jaworznie znaleziono worek z materiałami Milicji Obywatelskiej i Służby
Bezpieczeństwa (SB była częścią MO) zawierające raporty z operacji „Urna 1989”.
Worki przekazano do IPN. Jest to fragment zniszczonego zbioru tajnych
dokumentów dotyczących wielkiej akcji „zabezpieczenia” wyniku wyborczego czyli
sfałszowania m.in. rozmiarów poparcia kandydatów „niekonstruktywnej” opozycji
(KPN) poprzez przydzielenie do KAŻDEJ komisji wyborczej funkcjonariusza pod
przykryciem, ale ponieważ brakło kadr SB to sięgnięto też po tysiące
funkcjonariuszy MO, ZOMO, ORMO, PZPR, emerytowanych SB-manów, itd. Wykonanie
tej operacji w realiach totalitarnego państwa oczywiście zupełnie nie dziwi.
Zastanawia co innego. Jak to możliwe, iż przy tak gigantycznym udziale tysięcy
osób, te bandyckie praktyki komunistów pozostawały tak długo tajemnicą,
oczywiście bezkarną. Równocześnie horda pożytecznych idiotów (pożytecznych dla Niemiec i Rosji) we
władzach państwowych i mediach III RP
powtarza nam jak mantrę, iż mamy właśnie "radosną rocznicę pierwszych wolnych wyborów 1989 roku" !
Całkowicie rozmyślnie rozpisałem się o
starych czasach, ale gdzieś przecież ci ludzie i ich nawyki funkcjonują i jak
widać przynoszą zamierzone owoce, a raczej wyniki.
Dlatego patrzę na obecną kampanię z wielką
troską. Moje zmartwienie potęguje fakt, iż nowy
Kodeks Wyborczy (a raczej większość sejmowa) na wniosek PKW zlikwidował sądowy
nadzór nad działalnością organów (urzędników) wyborczych. Jak okazało się w praktyce skargę na
arbitralną decyzję szefa komisji wyborczej (sędziego), np. o odmowie
rejestracji kandydata na radnego rozpoznaje komisarz wyborczy (kolega sędzia) w
trybie TAJNYM. Na tę decyzję zażalenie można złożyć jedynie do PKW, która
również rozpatruje sprawę niejawnie! Dotychczas zdecydowaną większość sporów
interpretacyjnych wygrywałem w jawnym i kontradyktoryjnym postępowaniu
sądowym. Obecnie jest to już niemożliwe.
Nie do wiary, ale mechanizm wyborczy mamy obecnie analogiczny jak w PRL.
Odniosę się osobno do kwestii obyczaju
wyborczego w Polsce.
W krajach o utrwalonych mechanizmach
demokratycznych jest to zagadnienie bardzo ważne. W III RP szanowano dotychczas
fakt, iż kandydaci wyłaniani w wyborach samorządowych, szczególnie oddolnie z
„mniejszych” komitetów wyborczych (ale także i z „wielkich”) odznaczają
się sporą labilnością. Najczęściej
przechodzą na tworzone w międzyczasie „atrakcyjniejsze” listy, rezygnują pod presją pracodawcy,
rodziny, konkurentów u władzy, itp.
W efekcie listy kandydatów w praktyce
uzyskują swój końcowy kształt nierzadko dopiero w dniu zgłoszenia/rejestracji.
Listy poparcia są w konsekwencji podpisywane w istocie na nazwę listy i
nazwiska liderów.
Tak było dotąd w każdych wyborach
samorządowych, począwszy od „wolnych” z maja 1990 r. Obecnie, po ćwierć-wieczu
sprawdzonego i efektywnego działania mechanizmu wyborczego, w sposób
nieformalny, wbrew potrzebom wątłej
społecznikowskiej aktywności wprowadza się sztywny mechanizm „pełnej listy”
atrakcyjny jedynie dla zoligarchizowanych molochów.
Wyraźnie nie jest to zjawisko przypadkowe, a
zrodzić ono musi gigantyczne
konsekwencje. Jeszcze większą apatię, emigrację i klientelizm, itp.
Piszę więc nie tyle w sprawie konkretnej listy, ile w sprawie
ogólnospołecznej, wymagającej debaty i zaangażowania świadomych patriotów.
Równie ważną pozostaje kwestia praktycznego podejścia do stosowania prawa
(wyborczego) w różnych krajach.
Ponieważ miałem przyjemność przez 10 lat pełnić funkcje obserwatora
przestrzegania praw człowieka z ramienia Rady Europy w Strasburgu. Na terenie
wielu krajów miałem także możliwość porównania sposobu pracy polskich urzędników wyborczych do praktyk stosowanych
na wschodzie: Białorusi, krajach
bałtyckich, Albanii, Macedonii oraz na zachodzie: Anglii, Danii, Szwajcarii
itp.
Różnice są ogromne i powiem w skrócie, iż niestety nasi
etatowi funkcjonariusze organów wyborczych mentalny stosunek do aktywności
obywatelskiej mają podobny jak w bloku post-sovieckim. Winni obowiązkowo
wyjeżdżać na referenda np. do Szwajcarii zamiast wynajmować serwery w Moskwie.
W III RP utrwalił się taki dobry obyczaj (pod presją
środowisk o mentalności łacińskiej) respektowania prawa pełnomocników do
korygowania dokumentacji wyborczej już w siedzibie komisji. Dotychczas nigdy
nie miałem z tym problemu (z wyjątkiem sędziego komisarza z Opola, co nie
dziwi, gdyż mianował go w stanie wojennym na prezesa sądu wojewódzkiego generał
Kiszczak, by spacyfikował niepokornych sędziów, którzy jako jedyni w PRL
gremialnie rzucili legitymacjami PZPR). W obecnych wyborach samorządowych
nakazano, np. w Katowicach kandydatom osobiście stawić się w komisji pracującej
do godziny 15.30 celem skorygowania zawiłych druków. Jakie przyniosło to
perturbacje dla listy kandydatów i osób pracujących nie trudno się domyśleć.
Przede wszystkim jednak dyspozycyjni funkcjonariusze oraz oprawcy i fałszerze wyborów (począwszy
od 1947 roku) z PRL pozostają bezkarni, a
nawet awansują na decyzyjne stanowiska w policji, prokuraturze, sądach,
ministerstwach itp.
Efekty deprawacji procedury wyborczej widać
gołym okiem. Jest to wielkie wyzwanie dla patriotycznej większości sejmowej.
Przewodniczący KPN-NIEZŁOMNI
Adam Słomka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz