19 listopada 2014

A.SŁOMKA: "Wolne wybory" - efekt tajności i likwidacji sądowego nadzoru nad wyborami

„Wolne wybory” to m.in. efekt likwidacji sądowego nadzoru

Narasta zjawisko zainteresowania dziennikarzy i opinii publicznej specyficznymi praktykami stosowanymi w naszym kraju podczas wyborów. Media oraz „niezależne” sondaże nachalnie promują Platformę i komunistów z SLD. Jaskrawa nierównowaga w dostępie do środków masowego przekazu zasługuje na miano „demokracji bez demokracji”. Ujrzały światło dzienne liczne nieprawidłowości (np. szkolenia i serwery Państwowej Komisji Wyborczej w Moskwie). Fałszowanie wyników przez SLD w Płocku, PO w Wałbrzychu, masowym unieważnianiu głosów konkurentów na Mazowszu.

Chciałbym podzielić się swoimi spostrzeżeniami z racji uczestnictwa we wszystkich kampaniach wyborczych w czasach PRL i III RP ( z wyjątkiem okresów pobytu w więzieniach). Pracowałem w Sejmie przez trzy kadencje nad kształtem poszczególnych ordynacji wyborczych i ustroju konstytucyjnego. Byłem też  radnym rady miasta, członkiem różnych komisji wyborczych i pełnomocnikiem wyborczym (pięć razy odnosząc sukces w odniesieniu do przekroczenia progu wyborczego). W PRL byłem szykanowany za domaganie się przeprowadzenia wolnych wyborów.

Ostatnim akordem bezprawia podczas kampanii kontraktowej 1989 było sfałszowanie mojego wyniku wyborczego zaniżonego - według oficjalnego komunikatu PKW PRL - o ca. 5%! Komunikatu dodajmy opublikowanego już za rządów Mazowieckiego i Kiszczaka… pół roku po wyborach. Nikomu nie ubyło poparcia więc musiało wtedy paść w okręgu Chorzów-Ruda Śląska na wszystkich kandydatów jakieś rekordowe 105% głosów…  Tyle wiedzieliśmy przez ćwierć wieku, jednak ostatnio na strychu Komendy Policji w Jaworznie znaleziono worek z  materiałami Milicji Obywatelskiej i Służby Bezpieczeństwa (SB była częścią MO) zawierające raporty z operacji „Urna 1989”. Worki przekazano do IPN. Jest to fragment zniszczonego zbioru tajnych dokumentów dotyczących wielkiej akcji „zabezpieczenia” wyniku wyborczego czyli sfałszowania m.in. rozmiarów poparcia kandydatów „niekonstruktywnej” opozycji (KPN) poprzez przydzielenie do KAŻDEJ komisji wyborczej funkcjonariusza pod przykryciem, ale ponieważ brakło kadr SB to sięgnięto też po tysiące funkcjonariuszy MO, ZOMO, ORMO, PZPR, emerytowanych SB-manów, itd. Wykonanie tej operacji w realiach totalitarnego państwa oczywiście zupełnie nie dziwi. Zastanawia co innego. Jak to możliwe, iż przy tak gigantycznym udziale tysięcy osób, te bandyckie praktyki komunistów pozostawały tak długo tajemnicą, oczywiście bezkarną. Równocześnie horda pożytecznych  idiotów (pożytecznych dla Niemiec i Rosji) we władzach państwowych  i mediach III RP powtarza nam jak mantrę, iż mamy właśnie "radosną rocznicę pierwszych wolnych wyborów 1989 roku" !
Całkowicie rozmyślnie rozpisałem się o starych czasach, ale gdzieś przecież ci ludzie i ich nawyki funkcjonują i jak widać przynoszą zamierzone owoce, a raczej wyniki.

Dlatego patrzę na obecną kampanię z wielką troską. Moje zmartwienie potęguje fakt, iż nowy Kodeks Wyborczy (a raczej większość sejmowa) na wniosek PKW zlikwidował sądowy nadzór nad działalnością organów (urzędników) wyborczych.  Jak okazało się w praktyce skargę na arbitralną decyzję szefa komisji wyborczej (sędziego), np. o odmowie rejestracji kandydata na radnego rozpoznaje komisarz wyborczy (kolega sędzia) w trybie TAJNYM. Na tę decyzję zażalenie można złożyć jedynie do PKW, która również rozpatruje sprawę niejawnie! Dotychczas zdecydowaną większość sporów interpretacyjnych wygrywałem w jawnym i kontradyktoryjnym postępowaniu sądowym.  Obecnie jest to już niemożliwe. Nie do wiary, ale mechanizm wyborczy mamy obecnie analogiczny jak w PRL.

Odniosę się osobno do kwestii obyczaju wyborczego w Polsce.

W krajach o utrwalonych mechanizmach demokratycznych jest to zagadnienie bardzo ważne. W III RP szanowano dotychczas fakt, iż kandydaci wyłaniani w wyborach samorządowych, szczególnie oddolnie z „mniejszych” komitetów wyborczych (ale także i z „wielkich”) odznaczają się  sporą labilnością. Najczęściej przechodzą na tworzone w międzyczasie „atrakcyjniejsze”  listy, rezygnują pod presją pracodawcy, rodziny, konkurentów u władzy, itp.
W efekcie listy kandydatów w praktyce uzyskują swój końcowy kształt nierzadko dopiero w dniu zgłoszenia/rejestracji. Listy poparcia są w konsekwencji podpisywane w istocie na nazwę listy i nazwiska liderów.
Tak było dotąd w każdych wyborach samorządowych, począwszy od „wolnych” z maja 1990 r. Obecnie, po ćwierć-wieczu sprawdzonego i efektywnego działania mechanizmu wyborczego, w sposób nieformalny, wbrew  potrzebom wątłej społecznikowskiej aktywności wprowadza się sztywny mechanizm „pełnej listy” atrakcyjny jedynie dla zoligarchizowanych molochów. 
Wyraźnie nie jest to zjawisko przypadkowe, a zrodzić ono musi  gigantyczne konsekwencje. Jeszcze większą apatię, emigrację i klientelizm, itp.
Piszę więc nie tyle w sprawie  konkretnej listy, ile w sprawie ogólnospołecznej, wymagającej debaty i zaangażowania świadomych patriotów.


Równie ważną pozostaje kwestia praktycznego podejścia do stosowania prawa (wyborczego) w różnych krajach.

Ponieważ miałem przyjemność przez 10 lat pełnić funkcje obserwatora przestrzegania praw człowieka z ramienia Rady Europy w Strasburgu. Na terenie wielu krajów miałem także możliwość porównania sposobu pracy polskich  urzędników wyborczych do praktyk stosowanych na wschodzie: Białorusi,  krajach bałtyckich, Albanii, Macedonii oraz na zachodzie: Anglii, Danii, Szwajcarii itp. 

Różnice są ogromne i powiem w skrócie, iż niestety nasi etatowi funkcjonariusze organów wyborczych mentalny stosunek do aktywności obywatelskiej mają podobny jak w bloku post-sovieckim. Winni obowiązkowo wyjeżdżać na referenda np. do Szwajcarii zamiast wynajmować serwery w Moskwie.
W III RP utrwalił się taki dobry obyczaj (pod presją środowisk o mentalności łacińskiej) respektowania prawa pełnomocników do korygowania dokumentacji wyborczej już w siedzibie komisji. Dotychczas nigdy nie miałem z tym problemu (z wyjątkiem sędziego komisarza z Opola, co nie dziwi, gdyż mianował go w stanie wojennym na prezesa sądu wojewódzkiego generał Kiszczak, by spacyfikował niepokornych sędziów, którzy jako jedyni w PRL gremialnie rzucili legitymacjami PZPR). W obecnych wyborach samorządowych nakazano, np. w Katowicach kandydatom osobiście stawić się w komisji pracującej do godziny 15.30 celem skorygowania zawiłych druków. Jakie przyniosło to perturbacje dla listy kandydatów i osób pracujących nie trudno się domyśleć.

Przede wszystkim  jednak dyspozycyjni funkcjonariusze  oraz oprawcy i fałszerze wyborów (począwszy od 1947 roku)  z PRL pozostają bezkarni, a nawet awansują na decyzyjne stanowiska w policji, prokuraturze, sądach, ministerstwach itp.

Efekty deprawacji procedury wyborczej widać gołym okiem. Jest to wielkie wyzwanie dla patriotycznej większości sejmowej.

Przewodniczący KPN-NIEZŁOMNI
Adam Słomka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz