Stojąc przed lada w sklepie mięsnym, długo zastanawiam się,
która wędlinę wybrać i przeważnie odchodzę z niczym, gdyż czytając etykiety
poszczególnych wyrobów zwyczajnie tracę apetyt.
Szynki, balerony, polędwice, boczki, czyli pokaźne kawałki
mięsa nafaszerowane są chemią do bólu.. Zastanawiające jest wręcz to, gdzie one
biedne to wszystko w sobie pomieściły. A
smakują tak samo. Są gorzkie, słone, bez
wyrazu, ociekające chemia.
Nie zawsze mamy czas, czy możliwość, by samemu upiec mięso,
które będzie również idealne do kanapek. Na szczęście zaczynamy mieć pewien wybór.
Jeszcze niezbyt duży, ale jednak.
Niektóre firmy wędliniarskie oferują nam wyroby
pozbawione większości tych szkodliwych dla naszego zdrowia chemicznych
substancji jak: glutaminian mono sodowy, azotyn sodu czy fosforany, zastępując
je substancjami naturalnymi.
Pamiętajmy, że wędliny tej samej firmy np. popularne kabanosy
sprzedawane na wagę, różnią się od tych w opakowaniach z napisem, ze są
wyprodukowane bez konserwantów i polepszaczy smaku. Te na wagę zazwyczaj zawierają wszystkie chemiczne
dodatki. Różnią się też ceną. Co
zdrowsze to niestety droższe.
Bądźmy świadomymi konsumentami, wybierającymi produkty zdrowe
- czytajmy etykiety. Pytajmy sprzedawców o skład danej wędliny, która jesteśmy zainteresowani,
jeśli takie nie są wystawione przy towarze.
Osobiście nie spotkałam się nigdy z odmowa udzielenia informacji, co
najwyżej ze zdziwieniem. Bardziej świadomy konsument zmusi producentów do wytwarzania
żywności lepszej, jakości, przede wszystkim zdrowszej żywności.
(Katarzyna Taras)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz