Poniżej otrzymane mailem tekst prof. Artura Śliwińskiego pt. "Złowieszczy back casting: likwidacja Polski".
Złowieszczy
backcasting: likwidacja Polski
Backcasting,
jedna z najnowocześniejszych metod przewidywania przyszłych wydarzeń, ma
nieoczekiwane zastosowanie. Wspomniana metoda polega na identyfikacji
scenariusza realizacji jakiejś wizji przyszłości. Nic więc dziwnego, że w
ogólnym chaosie intelektualnym i dotkliwym poczuciu niepewności jutra, znany
profesor, ekonomista (Włodzimierz Bojarski) sformułował pytanie: czy można
wykorzystać tę metodę do wyjaśnienia zachodzących w naszym kraju procesów
społecznych, gospodarczych i politycznych?
Wizja
przyszłości Polski
Spośród
wielu wizji przyszłości Polski, które są tworzone i propagowane, tylko jedna
umożliwia odcyfrowanie scenariusza realizacji, co oznacza, że
prawdopodobieństwo spełnienia się tej wizji jest dostatecznie wysokie, aby jej
nie lekceważyć. Niestety, jest to wizja szokująca: wizja likwidacji Polski, a
dalej – potężnej redukcji (lub wynarodowienia) populacji Polaków.
Przez pewien
czas obawy i ostrzeżenia (najczęściej intuicyjne) przed istnieniem takiego
scenariusza likwidacyjnego były skutecznie niwelowane przez tzw. kretynizm
antyspiskowy, czyli przekonanie (rzeczywiste, a może udawane), że rozwój
gospodarczy i polityczny przebiega żywiołowo lub spontanicznie, zaś przywiązywanie
choćby najmniejszej wagi do wielkich, długofalowych projektów ekonomicznych,
politycznych czy militarnych jest przejawem skłonności paranoicznych.
Zaciekłość, z jaką tępiono „teorie spiskowe” dawała dużo do myślenia. Czas
jednak płynie nieubłaganie. Puzzle pozornie przypadkowych zdarzeń stopniowo
układają się w logiczną całość.
Identyfikacja
podstawowych elementów scenariusza likwidacji kraju oraz eksterminacji ludności
raczej nie powinna nastręczać trudności. Chodzi bowiem o podważanie podstaw
egzystencjalnych społeczeństwa i nieodzownych dla egzystencji przyszłych
pokoleń warunków materialnych oraz o wyeliminowanie czynników umożliwiających
skuteczny opór polityczny i zbrojny. Dalej wszystko idzie już jak po maśle.
Pewnym
problemem są nasze subiektywne wyobrażenia, które podobne wizje przyszłości
klasyfikują jako niemożliwe do spełnienia lub nawet absurdalne. Toteż warto
gruntowniej przypatrzeć się zjawiskom zachodzącym we współczesnym świecie.
Szczególnie warto przypatrzeć się Grecji, która na naszych oczach ulega
likwidacji i wynarodowieniu, a także ujawnia mechanizmy i interesy
geopolityczne likwidacji. Pouczające może być również przyjrzenie się
zaskakującym kombinacjom sojuszy likwidatorów (Goldman Sachs, MFW, Niemcy) i
znikomej wrażliwości państw europejskich. To jakby szczególne memento mori.
Jakie więc
podstawowe elementy Polski układają się dzisiaj w jedna logiczną sekwencję
likwidacji Polski?
Wywłaszczenie
Pozbawienie
któregokolwiek narodu własności jest najistotniejszym elementem scenariusza
umożliwiającego przejęcie kontroli. Toteż nieprzypadkowo przejęcia kapitałowe
określa się w literaturze ekonomicznej terminem „rynek kontroli”, gdyż własność
jest synonimem kontroli działalności ekonomicznej.
Niezależnie
od takich czy innych poglądów dotyczących procesu tzw. prywatyzacji oraz innych
działań rządów w ponad dwudziestoletnim okresie funkcjonowania III
Rzeczypospolitej jeden fakt jest bezsporny. Polacy zostali wyrugowani ze swojej
własności w sferze finansów, przemysłu, handlu i w większości pozostałych
sektorów gospodarki. Tutaj nie ma miejsca na dyskusję.
Pozostałości
polskich aktywów majątkowych nie pozwalają na żadną słowną woltyżerkę: stanowią
obszary nieatrakcyjne ekonomicznie lub niemożliwe do przejęcia.
To
oczywiście mogło zostać uchwycone dopiero po dłuższym czasie, kiedy
wywłaszczenie osiągnęło stan krytyczny. Ten stan krytyczny został właśnie
dzisiaj osiągnięty. Ekonomiczne konsekwencje wywłaszczenia są nadal bardzo
słabo eksponowane. Po części dlatego, że wiele środowisk społecznych kręci się
wyłącznie wokół problemów duchowych i „nie zniża się” do poważnego
zainteresowania materialną sferą życia. Tego wątku nie będę szerzej rozwijał,
lecz nie jest on bynajmniej drugorzędny. Po części dlatego, że w Polsce od
ponad dwudziestu lat krzewi się w społeczeństwie analfabetyzm ekonomiczny, a
ściślej – jest on krzewiony przez system edukacji, środki masowego przekazu i
czynniki polityczne (budujące analfabetyzm na osobistym przykładzie).
W pewnym
sensie jest to warunek powodzenia kampanii wywłaszczeniowych, gdyż małe
zainteresowanie i brak kompetencji eliminują możliwość kontroli i nacisku
opinii publicznej. Tak więc warto wspomnianym konsekwencjom poświęcić więcej
uwagi.
Po pierwsze, wywłaszczenie wywołuje silny spadek dochodów kapitałowych zarówno
ludności, jak też budżetu państwa, bez których żadne państwo na dłuższą metę
nie może się obejść. Przez pewien czas ludność i budżet mogą ratować się
zapożyczaniem, tworząc w ten sposób iluzję dobrobytu. Jednak w 100 procentach
jest pewne, że taki stan musi skończyć się upadkiem gospodarczym. Po drugie,
narasta uzależnienie ekonomiczne od krajów trzecich i (nie miejmy złudzeń)
zwłaszcza od kreatorów wizji likwidacji Polski. Uzależnienie ekonomiczne
jest praktycznie biorąc jedyną drogą do narzucenia niekorzystnych dla kraju
relacji gospodarczych, a także wysoce szkodliwych ekonomicznie i polityczne
decyzji czy regulacji prawnych. W takich przypadkach wzmacnia się
lekceważenie interesu publicznego i rozwijają się działania sprzeczne z tym
interesem, co jest zgodne z długofalowym scenariuszem likwidacyjnym.
Słabość
gospodarki obraca się na niekorzyść państwa. Dzisiaj opinia, iż słabość
gospodarki wynika ze źle lub naiwnie przeprowadzonej prywatyzacji jest
przyjmowana powszechnie. Tkwi w niej jednak pewne nieporozumienie, gdyż w
istocie rzeczy kompetencje prywatyzacyjne były dość znaczne (lecz nie ze strony
polskich „specjalistów od prywatyzacji”, lecz doradców zagranicznych), tyle że
służyły interesom zewnętrznym. Ponieważ proces tzw. prywatyzacji przebiegał w
długim, ponad dwudziestoletnim horyzoncie czasowym, z upływem lat musiał
ujawnić się jego prawdziwy charakter. To proces kreowania rosnących zagrożeń
dla integralności terytorialnej państwa. Tutaj na szczególne podkreślenie
zasługuje casus przemysłu stoczniowego. Likwidacja tego przemysłu była niejako
obnażeniem istoty przekształceń własnościowych: wywłaszczenia Polaków. To nie
tylko kwestia kapitału i pracy. To przejaw niewyobrażalnego cynizmu i
bezczelności rządu, torującego drogę do wyrugowania „polskiego żywiołu” z ziem
zachodnich. Wcześniej jednak słyszeliśmy preludium: sprzedaż STOENU niemieckiej
firmie państwowej (co nie było prywatyzacją), która oddała w ręce niemieckie
kompletny i stale aktualizowany system informacji adresowych o mieszkańcach Warszawy
i centralnych instytucji państwowych. To wymowny przykład ignorowania
podstawowych zasad bezpieczeństwa narodowego.
Utrata
zdolności obronnych
Utrata
możliwości oporu zbrojnego jest warunkiem likwidacji państwa.
„Bezbronna
twierdza zachęca do agresji, zwłaszcza kiedy ukryto w niej bogaty łup.
Agresorzy zrobią wszystko, by zracjonalizować wrogość, zresztą zawsze to robią”
(Joseph Schumpeter). Obecnie mamy pod tym względem w Polsce jednoznaczną
sytuację: likwidacja przemysłu obronnego oraz kuriozalna redukcja sił zbrojnych
RP, to fakty niepodważalne. Przyznaje to nawet obecne kierownictwo MON, które
walnie przyczyniło się do ostatecznej utraty zdolności obronnych państwa.
Do podstaw
ekonomiki obrony należy stwierdzenie, że współcześnie możliwości obrony
narodowej są w prostej linii konsekwencją potencjału ekonomicznego kraju, w tym
zwłaszcza przemysłu zbrojeniowego i ośrodków rozwoju zaawansowanych
technologii. Jednakże przemysł i ośrodki badawcze były dławione i wyprzedawane,
zaś wydatki związane z obroną kierowano na zakup uzbrojenia za granicą, w
znacznej części – kosztownego w eksploatacji demobilu. W rezultacie Polska
stała się w 2008 roku piątym (po Izraelu, Arabii Saudyjskiej, Korei Południowej
i Egipcie) importerem amerykańskiego uzbrojenia (na kwotę 734 mln).
W bliskiej
perspektywie utrata zdolności obronnych tworzy niebezpieczną sytuację także dla
kadry wojskowej, która zawsze może być potraktowana jako potencjalne źródło
organizacji oporu zbrojnego. Jest to niemal pewne, ponieważ kadra wojskowa,
mimo wielu perturbacji i indywidualnych przejawów konformizmu, była ważnym
ośrodkiem wychowania patriotycznego i kontynuacji tradycji niepodległościowych
(co wynikało przede wszystkim z głębszego rozumienia potrzeby obrony Polski).
Eksterminacja
elit
Na ogół
eksterminację polskich elit kojarzy się z okresem wojny oraz powojennymi
represjami sowieckimi. Wielu słusznie upatruje w podejmowanych przeciw tym
elitom barbarzyńskich i nieludzkich akcji celowego, długofalowego działania, co
zresztą jest dobrze udokumentowane.
Nie chodziło o sporadyczne akcje, lecz o realizację szczegółowo
zaprogramowanych wizji przyszłości. W przypadku Niemiec decydowały motywy
eksterminacji ludności polskiej, zaś w przypadku Związku Sowieckiego o
wyeliminowanie faktycznego i potencjalnego oporu. Nie chodziło też wyłącznie o
fizyczną eksterminację ludności, lecz również o represje wobec nieposłusznych,
o usunięcie wielu wartościowych ludzi z życia publicznego i degradację
społeczną środowisk ważnych dla życia publicznego.
Dzisiaj
musimy zastanowić się, dlaczego tak głęboko traumatyczne doświadczenie
historyczne Polaków nie zaowocowało stworzeniem mocnego sprzeciwu wobec
podobnych ekscesów w ostatnim dwudziestoleciu. Gdyż nie można już dalej
zakrywać oczu przed licznymi faktami, że proces eksterminacji polskich elit ma
dalej miejsce i co więcej – ostatnio ulega intensyfikacji. Jak poprzednio, nie
zamierzam wikłać się w dociekania, jakie przyczyny czy decyzje doprowadzały do
tej eksterminacji, zwłaszcza elity politycznej i wojskowej.
Katastrofy w
Smoleńsku i wcześniej koło Mirosławca (śmierć polskiej elity wojsk lotniczych),
mają przecież wszelkie znamiona eksterminacji. Wpisuje się ona w zagęszczający
się coraz bardziej „klimat” agresji i proces bezwzględnego eliminowania z życia
publicznego ludzi oraz organizacji działających z poświęceniem dla dobra
Polski. Wymaga podkreślenia przede wszystkim olbrzymie skumulowanie faktów
wskazujących na celowe, systematyczne i zorganizowane działania represyjne.
Główną
przyczyną „słabości” środowisk patriotycznych i propaństwowych nie są konflikty
wewnętrzne, niezdolność jednoczenia się czy pasywność, lecz rozbijactwo i
represyjność ze strony czynników realizujących wizję likwidacji Polski. Do tego
używa się instytucji publicznych (prokurator, sądów, służb specjalnych).
Działania
represyjne wobec ludzi i organizacji troszczących się o dobro publiczne są
głęboko amoralne. To jest najbardziej niebezpieczne, gdyż oznacza brak hamulców
przed wykorzystaniem nawet najbardziej haniebnych środków sprawowania władzy. W
tym kontekście wizja likwidacji Polski nie wydaje się czymś niezwykłym, skoro
jest to wizja skrajnie wroga wobec tendencji patriotycznych i państwowych. W
tym kontekście wytężone działania represyjne wobec Radia Maryja i podejmowana
obecnie próba jego likwidacji są przejrzyste i wytłumaczalne.
Poza
najbardziej jaskrawymi przykładami represji (nie wyłączając zabójstw na tle
politycznym), które nie doczekały się niestety wyjaśnienia, mamy do czynienia z
lawiną eliminacji z życia publicznego setek naukowców, duchownych, ludzi
kultury, przedsiębiorców, rolników itp. Szczególnie bolesnym zjawiskiem jest
uderzanie i usiłowanie skompromitowania potencjalnych przywódców duchowych
Polaków. Po bardzo uważnym przyjrzeniu się sprawie, tak właśnie odczytuję wyrok
śmierci cywilnej wydany na arcybiskupa ks. prof. Stanisława Wielgusa.
Gipsowanie
ust
Trzecim
ważnym elementem wpisującym się w scenariusz likwidacji Polski i eksterminacji
Polaków jest forsowanie idei i propagandy wprowadzających chaos myślowy, nieuctwo
oraz brak odpowiedzialności. Tej kwestii także tutaj nie chcę szerzej omawiać,
ale nie jest ona słabo rozpoznana. Warto znowu podkreślić, że nie chodzi o
splot przypadków czy spontaniczne działania, lecz o precyzyjnie opracowany
program ideowo-polityczny, obecnie poddawany silnym zabiegom korygującym
(wskutek zderzenia z realiami kryzysu globalnego). Program ten, o czym łatwo
się przekonać czytając liczne zwierzenia i projekty czołowych postaci środowisk
neoliberalnych, jest programem darwinizmu społecznego i ekonomicznego. Niewielu
jednak zdaje sobie sprawę, co znaczy darwinizm społeczny, a zwłaszcza z tego,
że zapala on zielone światło dla eksterminacji ludności świata. Jest to m.in. program przewidujący w duchu darwinistycznym
redukcję ludności świata do 1-2 miliardów (polecam teksty Lesława
Michnowskiego).
Procesem
mającym zapewnić skuteczność realizacji wspomnianej wizji (zarówno w wymiarze
polskim, jak i globalnym) jest zablokowanie głosu opinii publicznej; zastąpienie
go orwellowską prawdą. Ten długotrwały proces jest w naszym kraju bardzo
widoczny, poczynając od przechwycenia koncernu medialnego PZPR (czyli RSW)
przez środowiska neoliberalne, poprzez wprowadzanie na rynek antynarodowych
mediów pochodzenia zagranicznego, a dalej przez okiełznanie mediów publicznych.
Główną i
wyjątkowo trudną do pokonania barierą do ostatecznego rozprawienia się z polską
opinią publiczną jest Radio Maryja. Wcale nie chodzi o radio. Chodzi o
zagipsowanie ust kilkunastu milionów Polaków, którzy dzięki dziełu
Redemptorystów mają otwartą przestrzeń publiczną. Zamknięcie tej przestrzeni
jest obecnie głównym problemem scenariusza likwidacyjnego, gdyż niweczy ona
jeden z ważniejszych czynników totalitarnego sprawowania władzy: kontroli nad
mediami. Jest wysoce prawdopodobne, że w realizacji scenariusza likwidacyjnego
brakuje już tylko tego, takiej kropki nad i.
Przyjmowanie
za dobą monetę od dłuższego czasu wysuwanych „argumentów” za likwidacją Radia,
a w ostateczności jego neutralizacji, byłoby dziś wręcz śmieszne. Tak samo
śmieszne byłoby uznanie za bezstronną decyzję o nie przedłużaniu koncesji.
Likwidacja Radia byłaby momentem kulminacyjnym: akcją likwidacyjną pod względem
cynizmu i bezczelności przewyższającą likwidację przemysłu stoczniowego.
Ale jest coś
jeszcze.
Totalitaryzm
Niektórzy
uciekają się do łagodnej perswazji sygnalizując, że nawet w interesie
rządzących Radio Maryja należy zostawić w spokoju, może bowiem stanowić swoisty
wentyl bezpieczeństwa.
Ja w to nie
wierzę.
Bardziej
prawdopodobny jest wariant wprowadzenia systemu rządów totalitarnych. Niektóre
elementy tej dyktatury wyłaniają się z polskiej rzeczywistości (zaś bledną ich
przeciwieństwa, takie jak: demokracja, wielopartyjność, wolność słowa).
Głównym
narzędziem totalitaryzmu jest terror, który łączy dwa pierwiastki: kult siły i
brutalne traktowanie społeczeństwa. Zarówno kult siły jak i bezwzględność wobec
społeczeństwa (a przynajmniej jego większości) w systemach totalitarnych jest
usprawiedliwiany potrzebą skutecznej realizacji zadanej wizji.
W ciągu
minionego dwudziestolecia pojawiło się w Polsce wielu polityków, którzy
demonstrują odpowiednie predyspozycje i zapatrywania, aby stosować totalitarne
metody rządów. Teraz dotyka to szczytów władzy.
Mam w
pamięci wypowiedzi wygłaszane na krótko przed obaleniem rządu Jana
Olszewskiego, które warto tutaj przytoczyć (są to relacje ze spotkania w
warszawskim Klubie Dziennikarzy):
- autorytet
może mieć ktoś, kto posiada siłę, która przekłada się na skuteczność działania;
- Nie ma co
się „modlić do społeczeństwa o spokój”. Każda władza w tym kraju musi pogodzić
się z tym, że będzie znienawidzona. Musi mieć też odwagę podejmowania
niepopularnych decyzji. Usuwa głodujących chłopów, bo ma cel; („coś do
zrobienia”);
- potrzeba
zintegrowanego układu władzy;
- demokracja
nie jest wartością najwyższą. Jest bardzo ważna, ale ma przede wszystkim służyć
transformacji i innym celom.
Są to
fragmenty z artykułu A. Gutkowskiej, „Poglądy pana Tuska” („Życie Gospodarcze”,
nr 23 z 7 czerwca 1992 r.). Chciałbym znaleźć choćby mało znaczące czyny
obecnego premiera, które wskazywałyby na odejście od tak pojmowanego
„liberalizmu”. Czyny a nie słowa, których nie brakuje. Ówczesne poglądy
obecnego premiera i przywódcy partii rządzącej odczytuję jako ofertę
bezwarunkowego „służenia transformacji”.
Czy zatem
„służenie transformacji” jest dobrym synonimem „służenia wizji likwidacyjnej”?
Nie dla wszystkich odpowiedź jest oczywista. To zależy od tego, czy ludzie
służący transformacji mają jasne pojęcie, komu służą. Zapewne niektórzy takie
pojęcie mają. Jednak świadomie czy nieświadomie wszyscy oni służą wizji
likwidacyjnej. Bo cynizm i głupota często idą w parze.
Prof. dr
hab. Artur Śliwiński
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz