Wielokrotnie wskazywaliśmy na fakt, iż
historia tzw. opozycji z lat 1980-tych jest zafałszowana, wiele tzw. bohaterów
nimi nie byli, a wielu którzy powinni za takowych zostać uznanych poszło
w zapomnienie. Przy okazji veta prezydenta do 2 ustaw reformujących sądownictwo
wybiły się 2 nazwiska, które w III RP przedstawiano jako autorytety: Adama
Strzembosza i Zofii Romaszewskiej. Portal pink-panther.szkolanawigatorow.pl ujawnia jednak informacje, które ww. postacie ukazują w całkiem innym świetle:
Veta Prezydenta Dudy, Zofia Romaszewska, Adam Strzembosz i cień PKWN.
Kiedy widzę Broniatowskiego z Michnikiem i
profesorem Strzemboszem „na barykadach Warszawy” walczących „w obronie
niezawisłości sądów” a panią Romaszewską z domu Płońską – w charakterze „doradcy
Prezydenta RP” z głosem więcej niż doradczym to mam wrażenie, że ten cały PKWN
wcale nie został złożony do grobu. Trochę zajeżdża trupim zapachem, ale nie
zamierza opuszczać salonów politycznych. Ktoś spyta, dlaczego tak sobie
poczynam bezceremonialnie z nieskazitelnymi autorytetami.
No to odpowiadam. Zaczęło się to w piątek
a może w czwartek. Na manifestacji totalnej opozycji w Warszawie pojawił się na
scenie owacyjnie witany jako podpora Rychu Petru, Schetyny, Borysa Budki,
premierowej Kopaczowej pan profesor Adam Strzembosz lat 87, Prezes Sądu
Najwyższego w latach 1990-1998 na mocy głosowania Sejmu kontraktowego,
uczestnik obrad Okrągłego Stołu i założyciel „S” w Ministerstwie
Sprawiedliwości w 1980 r. i zagaił przeciwko zamachowi na sądy i trójpodział
władzy oraz zwrócił się do Prezydenta RP Andrzeja Dudy :’…by nie ubrudził się
przepchniętą przez PiS ustawą o Sądzie Najwyższym…”. A w wywiadzie dla
portalu www.natemat.pl powiedział
:”… Gdyby na ulice wyszło milion ludzi, na
pewno można byłoby powstrzymać te zmiany. Bo wtedy oni, czyli PiS,
zorientowaliby się, że wybory są przegrane..”. I że w tej sprawie
jest pesymistą. A niepotrzebnie. Na ulice nie wyszedł
milion ludzi a Prezydent i tak zawetował.
Pan profesor Strzembosz został
przedstawiony zebranym obrońcom demokracji i praworządności jako „ikona” . A
oni zakrzyknęli wtedy „cześć i chwała – bohaterom”. Na co profesor Strzembosz
odpowiedział kokieteryjnie, iż :”… Nigdy nie przejawiałem odwagi wojskowej, troszkę zostało mi odwagi
cywilnej. Jestem tutaj wśród państwa nie dlatego, bym chciał pełnić albo bym
włączał się w działalność polityczną, jestem bezpartyjny od urodzenia..” i że :”…są jednak takie chwile,
kiedy nie można stać z boku…”. Jasne. Broniatowski, Michnik, Wujec,
Wałęsa i Balcerowicz „na barykadach” dla zatrzymania krwiożerczego ministra
Ziobry a profesor Strzembosz miałby siedzieć na leżaku pod parasolem?
Po prostu łza się w oku kręci. Znowu
kolejny autorytet moralny ratuje naszą nieszczęśliwą Ojczyznę. Niewinny wygląd staruszka w wersji
„Wernyhora łagodny” albo „słowiański Gandalf” jednak na mnie nie działa i
sięgam do życiorysu człowieka, który faktycznie przy okrągłym stole dogadał się
z Kiszczakiem i Jaruzelskim jak ma wyglądać system prawny III RP i system
kooptacji do zawodu oraz pilnował, aby ustawy były tak dziurawe jak durszlaki i
mętne jak Wisła w Warszawie. I aby sędziowie byli „rozgrzani” i „na telefon”.
Otóż profesor Adam Strzembosz urodził się
w roku 1930 czyli w roku 1945 miał lat 15 i nie mógł wpływać na bieg historii
ale z pewnością widział, co się wokół niego dzieje. Zwłaszcza w Warszawie.
A trochę się działo. Na przykład kiedy
przygotowywał się do matury, w styczniu 1949 r. Jan Rodowicz „Anoda” wyleciał z
budynku MBP przez okratowane okno „i się zabił”. A 24 lutego 1949 r. powołana
została Komisja Bezpieczeństwa Publicznego przy KC PZPR, w skład której wszedł
: Bolesław Bierut prezydent RP i sekretarz generalny PZPR, Jakub Berman i
Hilary Minc , których przedstawiać nie trzeba oraz Stanisław Radkiewicz
Minister Bezpieczeństwa Publicznego i jego zastępcy: Roman Romkowski (Natan
Grynszpan Kikiel), Konrad Świetlik były robotnik, Mieczysław Mietkowski
(Mojżesz Bobrowicki), która „zcentralizowała” terror komunistyczny.
W Szczecinie „ogłoszono socrealizm w
literaturze” a otoczony przez „siły bezpieczeństwa” kpt. Zdzisław Broński
„Uskok” szef lubelskiego Inspektoratu WiN –popełnił samobójstwo. Miało to
miejsce w dniu 21 maja czyli w trakcie matury akuratnego Adasia Strzembosza. W
dniu 5 czerwca 1949 r. samobójstwo pod więzieniem na Rakowieckiej popełniła
kpt. Emilia Malessa bo uwierzyła „słowu honoru” Różańskiego –ujawniła członków
Komendy WiN. W lipcu pod zarzutem sabotażu zaaresztowano w Elblągu 100 osób. A
działacz Stronnictwa Demokratycznego Adam Stroński – dostał karę śmierci. Rok
wcześniej, w maju 1948 r. na Rakowieckiej wykonany został wyrok śmierci na
Rotmistrzu Pileckim po 2 miesiącach „procesu”.
I bystry chłopaczek Adam Strzembosz
„bezpartyjny od urodzenia” po maturze nie wybrał się na medycynę, leśnictwo czy
weterynarię albo budowę mostów tylko – pojechał do Krakowa aby rozpocząć studia
prawnicze. Kiedy prawo było bezprawiem i szyderstwem z prawa a systemem
bezprawia zarządzali bandyci i zdrajcy oraz socjopaci.
Magisterkę z prawa zrobił już w Warszawie
w 1953 r. kiedy stalinizm szalał w najlepsze: Prymas Wyszyński zniknął bez
wieści a tysiące porządnych Polaków ginęło i traciło zdrowie w aresztach i
więzieniach.
A Adaś otrzymał nakaz pracy w centrali ZUS
i robił sobie spokojnie aplikację sędziowską (1956-1958), kiedy tysiące
niedobitych Żołnierzy AK i Chłopów walczących z kołchozami – wychodziło z
więzień i trafiało na mur: brak pracy, brak mieszkania, brak pieniędzy, zakaz
zameldowania np. w Warszawie. Wielu wychodziło jako inwalidzi.
Magister Adam Strzembosz tymczasem w 1958
r. został asesorem sądowym a w 1961 r. sędzią Sądu Powiatowego Warszawa Praga a
w historycznym roku 1968 r. , kiedy porządni ludzie wylatywali ze studiów i z
roboty, mgr Adam Strzembosz zaawansował na Sędziego Sądu Wojewódzkiego dla M.
St. Warszawa. Nie załapał się nawet przez pomyłkę na zwykłą manifestację
uliczną i łapanki UB.
Może dlatego, że wysoko oceniał swoją rolę
w społeczeństwie – w 1963 r. załapał się do Zakładu Kryminologii Polskiej
Akademii Nauk założonej na wzór radziecki – do profesora Stanisława Batawii,
który tuż po wojnie był członkiem Prezydium Głównej Komisji Badania Zbrodni
Hitlerowskich a w latach 1951-1954 – konsultantem w zakresie psychiatrii
sądowej w Ministerstwie Zdrowia. A za „środkowego Gierka” w 1974 r. rozpoczął
dodatkowo pracę w placówce badawczej Ministerstwa Sprawiedliwości czyli w
Instytucie Badania Prawa Sądowego. W 1980 r. otrzymał stopień docenta.
Od chwili ukończenia studiów w zakresie
prawa komunistycznego piął się nieustannie w górę tegoż komunistycznego wymiaru
niesprawiedliwości. Podobno zawsze był bezpartyjny czyli „nie
interesował się polityką”. Czyżby nawet nie słuchał Radia Wolna Europa? W 1980
r. nagle mu się odmieniło i został „założycielem Solidarności w Ministerstwie
Sprawiedliwości”.
Ja już od lat mam spore wątpliwości co do
tego, czy to o „interesy umęczonej klasy robotniczej” chodziło takim „piewcom
antykomunizmu” jak czerwony książę Michnik czy II sekretarz Komitetu
Uczelnianego PZPR (18 lat) derogi Bronisław G. kiedy w sierpniu 1980 r.
„zamachnęli się na Gierka”. A już „przyłączenie się do robotniczego
buntu” takiego „buntownika” jakim był przez lata Adam Strzembosz wręcz zapala
czerwone światło.
Dalej było standardowo. W stanie wojennym
wyrzucili pana Adama Strzembosza z Ministerstwa Sprawiedliwości i z posady
Sędziego Wojewódzkiego. Znaczy: był szykowany do innych ról. Dostał robotę na
KUL i to nie w drukarni tylko normalny etat naukowy i karierę naukową rozwijał
bez problemów. Od 1983 r. był już kierownikiem Sekcji Prawa Świeckiego na
Wydziale Prawa Kanonicznego. A w 1986 r. tytuł profesora. To się nazywają
„represje pełną gębą”.
W 1988 r. wydarzyły się dwie ciekawe
rzeczy: w „letnim mateczniku opozycji demokratycznej” czyli w Kazimierzu Dolnym
i okolicach, gdzie w letnich domkach cierpiały takie „ikony opozycji” jak
Onyszkiewicz, Geremek, pani Staniszkis, Władysław Siła Nowicki, reżyser Zanussi
- Profesor KUL Adam Strzembosz urządza „ ogólnopolską sesję poświęconą
zagadnieniom reformy prawa karnego”. To było bardzo łatwe do zorganizowania,
bowiem KUL ma w Kazimierzu Dolnym sympatyczny dworek- dom wczasowy dla kadry
naukowej przy wjeździe do miasteczka.
I już w 1988 r. profesor Adam Strzembosz i
inni wielce szlachetni uczestnicy „sesji” jak śp. Prawnik Falandysz czy prawnik
Zoll albo Widacki lub „aspirujący” młody doktor Hołda - już wiedzieli, że
„będzie wolna Polska”??? Ciekawe, skąd oni mieli tak dobre informacje? Było tam
jeszcze wielu prawników jak prawnik Kochanowski czy prawniczka Grześkowiak.
Podejrzewam, że już otrzymali wici „od Adasia” , że „Generał będzie
zapraszał na rozmowy” i tak jakoś wyszło, że przy Okrągłym Stole
szefem Sekcji ds. reformy prawa był pan profesor Strzembosz. Taka to była „samo mianowana reprezentacja
prawnicza”.
No a kiedy doszło do „przełomu” w 1989 r.
i co prawda „upadł komunizm” ale profesor Strzembosz poinformował nas, że
„sędziowie zdekomunizują się sami”.
Minęły lata, tysiące młodych bezrobotnych
ludzi, wytworzonych przez Balcerowicza, Lewandowskiego i całą tę ferajnę –
zniknęły w czeluściach „systemu penitencjarnego” albo banalnie popełniło
samobójstwo lub wyjechało na zawsze.
A profesor Strzembosz z tym swoim
gładziutkim czółkiem, nie przeciętym żadną zmarszczką wątpliwości albo, nie daj
Boże, poczucia winy za te wszystkie „błędy wymiaru sprawiedliwości III RP” czy
za nieukaranych Humerów i im podobnych zakapiorów od mokrej roboty z czasów
Stalina pilnuje, żeby nawet jedna cegła w tym prawnym komunistycznym
sędziowskim murze – nie została wyjęta.
W imię czego? W imię oczywiście „prawa
doskonałego”. W tym celu buntuje sędziów do nieposłuszeństwa wobec legalnie
wybranej władzy. Ciekawe, że nie buntował siebie i innych w roku 1956 albo w
1968 . Czy kiedykolwiek za czasów PRL.
Autorytet prawniczy i moralny z nadania
Kiszczaka i Jaruzelskiego stawia sędziów przed alternatywą: słuchać legalnie
wybranej władzy ustawodawczej i przepisów przez nią uchwalonych czy – słuchać
Adama Strzembosza, emeryta dyszącego samozadowoleniem moralnym i zaangażowanym
w jakiś tajemniczy „Fundusz Obywatelski” wspólnie z Zollem i Ewą Łętowską,
kolejną ikoną praworządności, która swoje decyzje blokujące cofnięcie
przywilejów starym ubekom – uzasadniała przepisem PKWN o rozdziale papieru. O
czym publicznie opowiada pan Leszek Żebrowski, który miał nieprzyjemność toczyć
boje prawne z tą „ekspertką”.
Jak wiadomo, na „warszawskim majdanie” coś
tam się słyszy o jakimś „funduszu obywatelskim”, co to go „trzeba zebrać”. No i
okazuje się, że profesor Strzembosz jak jakiś prorok czy inny jasnowidz, już
należy do Kapituły Funduszu Obywatelskiego a Komitet Społeczny na Rzecz
Funduszu Obywatelskiego zaszczyciły takie osoby jak pani Zofia Komorowska czy
pani Barbara Juraszek-Kopacz.
A ten cały Fundusz Obywatelski funkcjonuje
przy Fundacji dla Polski , która to fundacja powstała na początku lat 90-tych
dzięki takim autorytetom moralnym i wizjonerom jak Bronisław Geremek, Stefan
Meller, Andrzej Wajda czy Jerzy Turowicz i „historycy francuscy”. Kasę
oczywiście dostarczała Francja, zasadniczo z udziałem Ambasady Francji w RP a
wizje mieli – założyciele.
No i tak się to wszystko kręci przez 27
lat: reformy prawa komunistycznego - TAK, ale nie jakieś byle jakie - tylko
„doskonałe”. A na to trzeba poczekać. Czasem i 200 lat a my byśmy chcieli w
mgnieniu oka za 27 lat. Tak się nie da i to uświadamia nam profesor Strzembosz
wzywający Prezydenta Dudę do wetowania ustaw o SN i KRS.
Prezydent Duda zdał sobie chyba sprawę, że
wobec takiej siły autorytetu i potęgi wiedzy prawniczej jaką reprezentuje
profesor Strzembosz a zwłaszcza wyrażona przez niego nadzieja, że „pojawi się 2
miliony demonstrantów czyli PiS nie został wybrany” - drobny detal, że coś tam
jest przegłosowane przez Sejm, nie powinno go zmuszać, żeby dotrzymywał słowa
wyborcom.
Zwłaszcza, że jego główny Doradca czyli
magister fizyki pani Zofia Romaszewska, drugi wielki autorytet w Ojczyźnie,
odradzała mu podpisywanie „ustaw Ziobry”.
Legenda pani Zofii – bohaterki walki o
demokrację i wolną Polskę jest tak silna, że na dźwięk jej nazwiska zginają się
wszystkie kolana. No, może nie wszystkie po ostatnim występie doradczym u
Prezydenta Dudy.
Pani Zofia Romaszewska przejęła „funkcję
legendy Solidarności” po ukochanym Małżonku panu Zbigniewie Romaszewskim. I o
ile o św. senatorze Romaszewskim trochę wiemy, przynajmniej o pracy zawodowej i
działaniach w KOR, to pani Zofia pozostawała do niedawna w cieniu.
A niesłusznie. To osoba wywodząca się z
bardzo ciekawej rodziny i środowiska. Wg standardów PRL to pan Romaszewski
„dobrze się ożenił” a pani Zofia wręcz popełniła mezalians.
Aby lepiej zrozumieć, w jakim klimacie
wychowywała się i czym nasiąkała obecna kultowa Doradczyni Prezydenta RP warto
zacząć od fragmentu dzieła Bohdana Urbankowskiego pt. „Czerwona Msza czyli
Uśmiech Stalina” tom II str. 154:”…Po zlikwidowaniu- częściowo przy pomocy Niemców, a częściowo własnymi
rękoma – polskiej elity politycznej (proces 16, procesy przywódców AK, NSZ,
WiN) komuniści mieli przeciwko sobie już tylko „rząd moralny”- elitę kulturo- i
narodowotwórczą składającą się z nauczycieli i duchownych, naukowców i
artystów. Tych ostatnich po części kupiono, po części nie dopuszczono na rynek-
więc właściwie przestali istnieć. Naukowców usunięto z uczelni, zastąpiono
propagandystami wytresowanymi przez IKKN przez Schaffa i w IBL-u przez
Żółkiewskiego. Zajęto się też
kontrolą przeszłości. Aby „wyzwolić polską historiografię z pęt
tradycjonalizmu” i „zlikwidować zacofanie ideologiczne na odcinku
historycznym”, powołano ( na II Zjeździe Historyków Polskich we Wrocławiu – 19
do 22 IX 1948 r.) Marksistowskie Zrzeszenie Historyków. Szefem został Stanisław
Arnold , do zarządu weszli m.in.:dyr. Centralnej Szkoły PPR (później PZPR)
Tadeusz Daniszewski (niedouk, b. aparatczyk KPP), a także Żanna Korman, Celina
Bobińska, Nina Assorodobraj, Henryk Jabłoński i inni. Arnold wraz z Kormanową i
Ludwikiem Grosfeldem wydali dzieło „Znaczenie prac J. Stalina dla polskiej
nauki historycznej”, z którego jednoznacznie będzie wynikać nakaz
podporządkowania prac naukowych nie tylko marksistowskiej metodologii (..) ale
także sowieckiej wizji historii…”
Kilkoro z wyżej wymienionych
„marksistowskich historyków” ma wspólne korzenie towarzysko-naukowe: Stanisław
Arnold, Henryk Jabłoński i Nina Assorodobraj byli na Uniwersytecie Warszawskim
studentami profesora Marcelego Handelsmana, twórcy i pierwszego dyrektora
Instytutu Historii w latach 30-tych XX w., mediewisty imetodologa historii.
Jego studentami i/lub doktorantami byli
też tacy ciekawi ludzie jak np. Aleksander Gieysztor, Stefan Kieniewicz ,
Tadeusz Manteuffel czy Stanisław Płoski, ojciec Zofii Romaszewskiej.
To mogło nic nie znaczyć, bo profesor
Handelsman miał zapewne kilkuset studentów. Ale okazuje się, że w czasie
niemieckiej okupacji wymienieni wyżej : prof. Marceli Handelsman, Aleksander
Gieysztor, Stefan Kieniewicz, Tadeusz Manteuffel i Stanisław Płoski
współpracowali z Biurem Informacji i Propagandy Komendy Głównej Armii Krajowej.
Współpracował z nim również przyszły „historyk marksistowski” Witold Kula,
małżonek pani Niny Assorodobraj.
I wszystko to oczywiście byłoby bardzo
piękne, gdyby nie pewna prawidłowość, która ujawniła się po wojnie: Tadeusz
Manteuffel w 1951 był jednym z organizatorów I Kongresu Nauki Polskiej, na
którym był współredaktorem referatu Żanny Kormanowej, odpowiedzialnej za
stalinizację nauk historycznych, Aleksander Gieysztor, który też
„współredagował referat Żanny Kormanowej” wcześniej, po aresztowaniu Kazimierza
Moczarskiego i jakoby na jego polecenie –wydał UB część archiwów Biura
Propagandy i Informacji KG AK. I podobno rozpoczął stałą współpracę z UB.
A wszyscy „trzymali” Instytut Historii na
Uniwersytecie Warszawskim lub Instytut Historii stalinowskiego tworu Polska
Akademia Nauk.
Aleksander Gieysztor po upadku Powstania
Warszawskiego znalazł się w obozie Gross- Born i tam miał wspólnie ze
Stanisławem Płoskim w listopadzie i grudniu 1944 r. opracowywać wspólnie
dokument pt. „Powstanie Warszawskie. BiP KG AK”.
Niezależnie od tych powiązań, dr Stanisław
Płoski w czasie okupacji działał politycznie w konspiracji na nadspodziewanie
dużą skalę: współpracował ze Służbą Zwycięstwu Polsce teozofia i wolnomularza
Michała Tokarzewskiego Karaszkiewicza (jako historyk miał kontakty z wojskiem,
bowiem od 1922 r. pracował w Wojskowym Biurze Historycznym) a równolegle
związał się z organizacją Socjaliści Polscy.
Bardzo to ciekawa organizacja
konspiracyjna, ci „Polscy Socjaliści”, zbudowana dopiero w 1941 r. na bazie
dwóch innych organizacji. Jedna to „Barykada Wolności” Stanisława Dubois z
wykorzystaniem „zasobów ludzkich” „Czerwonego Harcerstwa” i „Organizacji
Młodzieży Towarzystwa Uniwersytetu Robotniczego” powołanej kiedyś m.in. przez
Ignacego Daszyńskiego a w roku 1944 kierowana przez Włodzimierza Sokorskiego.
Druga to konspiracyjna organizacja „Gwardia” powstała na bazie Związku
Niezależnej Młodzieży Socjalistycznej.
Była to konspiracyjna inicjatywa Polskiej
Partii Socjalistycznej i posiadała nawet swoje „ramię zbrojne” w postaci
Formacji Bojowo-Milicyjnych Polskich Socjalistów pod komendą Leszka Raabe ps.
Marek.
Dr Stanisław Płoski od
początku, czyli od Zjazdu Założycielskiego 1 września 1941 r. znalazł się we
władzach tej organizacji a konkretnie w Radzie Politycznej. We władzach tych
znalazły się też dwie inne bardzo interesujące postacie. Skarbnik „Polskich Socjalistów”
Edward Osóbka –Morawski, który miał przejść do historii jako pierwszy
przewodniczący Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego w Lublinie a następnie
premier powołanego przez Stalina 31 grudnia 1944 r. Rządu Tymczasowego oraz
członek ośmioosobowej Rady Politycznej Jan Stefan Haneman, który od stycznia
1944 r. był w składzie Krajowej Rady Narodowej, z którą wyjechał w marcu 1944
r. do Moskwy na negocjacje a następnie w ramach PKWN był „kierownikiem resortu
skarbu”.
Kiedy więc w 1945 r. dr Stanisław Płoski z
kolegą Gieysztorem powrócił z wojennej tułaczki, mógł, podobnie jak młody pan
Gieysztor liczyć na dobrą propozycję zatrudnienia do starych kumpli z
organizacji „Polscy Socjaliści”.
I dostał. Koledzy z PKWN nawet specjalny
dekret podpisali , powołując do życia podmiot o nazwie „Instytut Pamięci
Narodowej przy Prezydium Rady Ministrów”. Dr Stanisław Płoski został mianowany
początkowo wicedyrektorem IPN, podczas gdy dyrektorem był Jerzy Kornacki,
towarzysz życia Heleny Boguszewskiej redaktorki m.in. „Płomyczka”, ale od 1946
r. dr Płoski był już dyrektorem.
Wśród c pracowników docent wiki wymienia
m.in. Janusza Durko, który po roku 1951 pracował jako szef Instytutu Historii
przy KC PZPR, Zygmunt Gross adwokat, ojciec Jana Tomasza Grossa, Jerzy Żłobicki
kuzyn Aleksandra Gieysztora czy Witold Kula, małżonek towarzyszki Niny Niny
Assorodobraj.
Posiadanie takiego kontaktu towarzyskiego
jak towarzyszka Nina Assorodobraj dawało bardzo wiele korzyści w owej
specyficznej epoce instalowania sowieckiej okupacji nad Wisłą. Towarzyszka Nina
bowiem po klęsce wrześniowej zatrudniła się we Lwowie w Ossolineum,
prowadzonego wówczas przez Benka Goldberga czyli Jerzego Borejszę. Wtedy to pod
okupacją sowiecką Zakład Naukowy im. Ossolińskich został „znacjonalizowany” i
wchłonięty przez Radziecką Akademię Nauk. I również, co znacznie ciekawsze,
polskie depozyty złota i srebra umieszczone przez polską arystokrację i
ziemiaństwo, jak pisze docent wiki – zostały zarekwirowane. I Borejsza przy tym
był i tow. Nina Assorodobraj przy tym była.
Po napaści III Rzeszy na ZSRR towarzyszka
Nina zainstalowała się w Warszawie w okolicach Placu Krasińskich i wspólnie z
Zofią Podkowińską i Ireną Sawicką w czasie okupacji udzielała schronienia Żydom
z Getta warszawskiego. Co było bardzo niebezpieczne i chwalebne i co okazało
się idealną inwestycją polityczną na czasy powojenne. Tak się bowiem składa, że
m.in. ukryła nie tylko małżonkę Adolfa Bermana panią Basię Temkin Bermanową ale
również ich prywatne archiwum. A po wojnie Adolf Berman mógł bardzo dużo a
nawet więcej.
Towarzyszka Nina Assorodobraj zauroczyła
młodszego od siebie o jakieś 8 lat historyka Witolda Kulę i zapewne ona
spowodowała zatrudnienie go w IPN w 1945 r. A sama , jako najlepsza kumpela
Żanny Kormanowej została filarem komunistycznej socjologii i zajmowała się
m.in. „pamięcią historyczną narodu” i jak piszą na portalach w cyrylicy
wprowadziła w latach 60-tych termin „историческое сознание” czyli „świadomość historyczna”. Czyli
zajmowała się wraz z kolegami operacjami na żywym mózgu Narodu Polskiego.
Preparowanie NOWEJ świadomości historycznej Polaków, oparte na bezczelnych
kłamstwach, przemilczeniach i nazywaniu czarnego- białym a także „pedagogika
wstydu” – to efekt pracy tej towarzyszki. Gdyby ktoś nie wiedział, kim była
Żanna Kormanowa to podrzucam parę detali z życiorysu: aktywistka KPP od 1932 r.
, od 1940 r. gorliwa kolaborantka sowieckiego okupanta, głównie na terenie
Białegostoku, w 1941 zdołała się ewakuować przez Niemcami i rozpoczęła
oszałamiającą karierę w Związku Patriotów Polskich przy planowaniu
zainstalowania sowieckiej władzy na terenie Polski.
Jak więc widać, dr Stanisław Płoski po
wojnie od razu znalazł się w najwyższych kręgach władzy zniewalanego Państwa i
Narodu, jakkolwiek gdzieś w drugim czy trzecim szeregu. Funkcję dyrektora IPN
sprawował do 1951 r. Warto wspomnieć, że do zadań tej placówki należało m.in. :
niemieckie zbrodnie wojenne, kolaboracja Polaków z okupantem i historia Polski
w latach 1863-1945 ze szczególnym podkreśleniem roli rewolucyjnego ruchu
robotniczego oraz „badanie genealogii Polski Ludowej”, cokolwiek to znaczy. Po
rozwiązaniu tej placówki został przeniesiony do Archiwum Akt Nowych a następnie
w roku 1953 na stanowisko szefa Zakładu Dokumentacji Instytutu Historii PAN. W
roku 1954 uzyskał stopień docenta a w 1959 r. stopień profesora nadzwyczajnego.
Pani Zofia Romaszewska nie odpowiada za
wybory swojego Ojca, który się po prostu „ładnie urządził” po wojnie. Natomiast
ma ona „swoją świadomość historyczną”, która nie jest – naszą świadomością
historyczną. Pani Zofia Romaszewska po prostu uważa, że jej głos znaczy
znacznie więcej niż głosy 235 posłów Sejmu RP, głosy paru milionów Polaków czy
głos jakiegoś tam „ministra z prowincji”. To jest dokładnie ten styl myślenia,
z jakim do sprawowania kurateli nad Polską w imieniu Stalina przyszli do władzy
komuniści w 1944 r.
No i pozostaje jeszcze ta wstydliwa sprawa
dekomunizacji sądownictwa. Pierwszy nieśmiały krok uczyniony przez PiS zgodnie
z obietnicami wyborczymi a pan Adam Strzembosz i pani Zofia Romaszewska rzucili
się jak dwoje Reytanów , krzycząc: „Nie pozwalam!!!”. Co zrobił pan Prezydent,
to już zupełnie inna historia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz