Konflikt na linii MInisterstwo Zdrowia - lekarze z Porozumienia Jeleniogórskiego trwa. Ich ofiarami są pacjenci, zamknięte gabinety uniemożliwia lub utrudnia leczenie wielu naszych rodaków. Problem w tym, że cały system zaproponowany i wprowadzany przez Bartosza Arłukowicza rozwala służbę zdrowia i pacjentów docelowo pozbawi bezpłatnej opieki medycznej. Poniżej znalezione
w sieci, list lekarza rodzinnego wyjaśniającego o co im chodzi.
Bardzo
poważnym problemem POZ (myślę, ze nie tylko) są starzejący się lekarze. W
województwie opolskim średnia wieku lekarza pracującego w POZ przekroczyła
57 lat. Gdyby w tej chwili z systemu odeszli emeryci to system by się zawalił.
Młodych kształcących się lekarzy jest niewielu.
Ja miesięcznie
przyjmuję ponad 1200 pacjentów. Średnio 50-70 osób dziennie. Zdarzają się dni,
gdzie tych pacjentów przyjmuję i 100. (no chyba przesada z tą liczbą pacjentów - od. red.) Każdego roku dochodzi nowa praca. Część
jest widoczna dla wszystkich, bo większą część czasu patrzę w monitor i stukam
w klawiaturę. Dużej części państwo nie widzicie. Skraca się czas poświęcony na
kontakt z pacjentem, a wydłuża czas biurokratyczny. Lekarze i tak nie są w
stanie prowadzić kartotek w sposób zgodny z przepisami i bezpieczny dla siebie,
bo starają się wypełnić swoje podstawowe zadanie leczenia pacjentów.
W nowej umowie
na rok 2015 jest kilka niemożliwych do przyjęcia zadań. Jest ona skierowana
przeciwko pacjentom i stawia pacjentów i lekarzy naprzeciwko siebie. Tylko
razem jesteśmy w stanie zawalczyć o wspólne dobro.
Po pobieżnej
lekturze nasuwają mi się liczne uwagi. Pierwsza sprawa - pakiet kolejkowy.
Wszystkiego nie wiem, ale to do czego doszłam jest bulwersujące. Lekarz
endokrynolog, jak wszyscy wiedzą, leczy najczęściej choroby tarczycy. W nowej
umowie to lekarz POZ będzie zobowiązany do leczenia niedoczynności tarczycy.
Wszyscy państwo, którzy jesteście pod kontrolą poradni endokrynologicznej,
teraz wrócicie do POZ. Lekarz nie będzie mógł państwa skierować do specjalisty.
Rozwiązany problem kolejki u endokrynologa?
Ma pan minister sukces? Łagodny przerost gruczołu krokowego też w gestii
lekarza POZ. Zniknie kolejka do urologa? Takich jednostek chorobowych
wrzuconych do POZ jest więcej.
Na wykonanie
tych zadań lekarz POZ nie dostaje żadnych dodatkowych pieniędzy, a minister
może zaoszczędzić na wykupieniu tych wizyt u specjalistów. Tyle że specjaliści
mieli wykupioną konkretną ilość wizyt, a my nie mamy limitu. Przyjąć należy
wszystkich pacjentów.
Niestety nie
potrafię już w sposób bezpieczny dla pacjentów przyjmować większej liczby
ludzi.
Liczni moi
koledzy mają już przyjmowanie na godzinę. Pacjent endokrynologiczny na
kontrolnej wizycie będzie musiał zająć 30 minut tak jak u specjalisty. Już
ostatnio pojawiły się kłopoty gdzieniegdzie z dostaniem się do lekarza w
dniu rejestracji. Niestety teraz obejmie to już wszystkie praktyki.
Co zrobić z
pacjentami potrzebującymi zwolnienie do pracy? Z nagłymi zachorowaniami?
Ludźmi z wymiotami, biegunkami, bólami, gorączkami? Nie potrafię w sposób
uczciwy w stosunku do pacjenta przyjąć na siebie nieskończonej ilości zadań i
przejąć pacjentów moich kolegów specjalistów tylko po to, by minister miał
wyborczy sukces.
Kolejna sprawa -
umowa. Umowa ma być bezterminowa. Tą umowę może zmieniać aneksem NFZ bez
jakiejkolwiek konsultacji. Ja tylko mogę ją wypowiedzieć. Będzie można do POZ
wrzucać wszystko co się nie zmieści gdzie indziej. My staniemy się pierwszą
twarzą NFZ w opozycji do pacjenta. Sami już niewydolni będziemy tak jak teraz
dostawać nowe zadania i nasza niemożność wykonania
zadań będzie uderzała w pacjentów.
Kolejna sprawa -
skierowania do okulisty i dermatologa. Okulistycznie leczymy zapalenia spojówek
i powtarzamy zalecone przez okulistę leki. Po co wypisywać skierowania do okulisty
na dobranie okularów? Ja i tak nie mogę nic w tej dziedzinie zrobić. To jest i
Wasz i nasz czas. Żeby pójść z dzieckiem po korektę szkieł będziecie musieli
zarejestrować się wpierw do POZ po skierowanie. Kolejny dzień u lekarza w
kolejce. Podobnie u dermatologa. Do dermatologa zawsze szło się bez
skierowania. Była to najskuteczniejsza metoda wczesnego leczenia chorób
wenerycznych. Teraz najpierw do mnie a później dalej.
Kolejna rzecz -
pakiet onkologiczny. To już jest grubsza sprawa. W mojej praktyce mam w ciągu
roku od 7-10 wykrytych pierwszorazowych zachorowań na nowotwór. Z tego 1-3
pacjentów to tacy, którzy nigdy nie byli wcześniej u lekarza i przychodzą w
stanie zaawansowanym. Wielokrotnie tych kieruję od razu do szpitala bo są w
złym stanie i wymagają natychmiastowego leczenia. Oni też zawsze byli przyjęci
od razu, najczęściej na internę. Kilka pacjentek to pacjentki z nowotworami
piersi i narządów rodnych. Tutaj swoją rolę jak dotąd widzę na wpajaniu
pacjentkom konieczności wizyt u ginekologa i namawianiu na badanie piersi.
System działa. Zostaje więc kilku pacjentów z pozostałymi nowotworami. Skupię
się na nowotworach jelita grubego. Przez kilka lat funkcjonowało przesiewowe
badanie kolonoskopowe i to dawało rezultaty. Za rządów ministra Arłukowicza to
zostało zaniechane, albo mocno okrojone. Fakt, że moi pacjenci nie mają do tych
badań dostępu. Pozostaje planowana kolonoskopia. Większość placówek ma
wykupione przez NFZ to badanie bez znieczulenia.
Bardzo bym
chciała zobaczyć twarz pana ministra po wykonaniu tego badania bez
znieczulenia...
Jeżeli rak
jelita grubego daje jednoznaczne objawy to często jest już za późno na pełne
wyleczenie. Jest to więc wyjątkowy wyścig z czasem. Jakie są wczesne objawy
raka jelita grubego? Mogą być pojawiające się biegunki, mogą być zaparcia, może
być krew w kale, mogą być pobolewania, może być utrata wagi. Dotąd dawałam
skierowanie na kolonoskopię. U większości pacjentów były polipy, które lekarze
od razu usuwali. Wszyscy ci pacjenci to potencjalni chorzy na raka. Radość z
wyleczenia i uniknięcia tragedii. Teraz spośród tych pacjentów mam wybrać
lepszych i dać im zieloną książeczkę. Wszystkim nie mogę. Jeżeli nie dam komuś,
u kogo w trakcie stania w jeszcze dłuższej kolejce rozwinie się rak, to pacjent
będzie miał żal do mnie, a nie do ministra, a ja będę musiała z tym żyć.
Dlaczego nie
mogę dać wszystkim? Bo muszę mieć trafienia! "Trafienia" to jest
określenie ministra na pacjenta z chorobą nowotworową. Wydam 30 książeczek
Pacjent przejdzie diagnostykę i teraz oceni moją pracę urzędnik. Jeżeli będę
miała 0-1 trafienia to zostanę skierowana na karne szkolenie a za wykonaną
pracę mi nie zapłacą. Czyli badając w kierunku choroby nowotworowej 30
pacjentów nie znajdę u nikogo rozwiniętego raka, to będę ukarana szkoleniem i
finansowo. Teraz badam nawet stu ludzi, żeby wykryć u jednego raka. Moja
sytuacja się poprawi, jeżeli będę miała 2 trafienia, dostanę wtedy 20 złotych i
nie będę karana upokarzającym szkoleniem. Ta kwota rośnie i przy stosunku jedno
trafienie na pięć sięga ponad 100 złotych. Cały czas cytuję umowę! Staniemy
więc z pacjentem po przeciwległej stronie - on będzie się cieszył, że nie ma
raka, ja będę miała poważny problem. Będę więc unikała zielonych książeczek jak
ognia, albo wydam je wszystkim.
Jeżeli nie
wydam, to minister wygrał, bo lekarze są źli i nie chcą pracować, jak wydam, to
nie wytrzymam finansowo (bo za tą diagnostykę zapłacę z puli POZ) i dołożę do
pracy kolejne wypisywanie książeczek, sprawozdań. Wydłuży się więc kolejka
pacjentów u mnie. Wąskie gardło w postaci zbyt małej ilości zakontraktowanych
kolonoskopii pozostaje.
Tyle, że teraz
za to odpowiadam ja, nie minister.
Kolejna sprawa
to EWUŚ. Jak państwo wiecie, musimy sprawdzać EWUŚ, czyli czynne ubezpieczenie
pacjenta. Dwa razy w tygodniu trafia się pacjent, który EWUŚ wyświetla w
kolorze czerwonym – pacjent nieubezpieczony. W większości są to pacjenci,
którzy mają ubezpieczenie i faktem, że świecą na czerwono, są oburzeni. Teraz
pacjent wypisuje oświadczenie, że jest ubezpieczony i my przyjmujemy takiego
pacjenta nieodpłatnie. NFZ płaci za takiego pacjenta. Teraz NFZ przestaje
płacić za pacjentów świecących na czerwono (w mojej praktyce 11%). Czyli jak
pacjent świeci na czerwono i wypisze nam oświadczenie, to za jego leczenie i
wizytę nie zapłaci nikt. Pieniądze zostają
w funduszu. Kolejna oszczędność ministra.
Takich pułapek
jest więcej, a list i tak zrobił się długi. Jest to jednak nasza wspólna sprawa
- pacjentów i lekarzy.
W tym roku mija
30 lat mojej pracy i zawsze byłam po stronie pacjenta, bo sama też jestem
pacjentką i to z wiekiem coraz częściej i boleśniej. Ministrowie się zmieniają
a ja od 30 lat o 8.00 wołam proszę (teraz parę minut później bo ładuje się
komputer).
Tej pracy nie
chcą wykonywać młodzi lekarze i jak nic się nie zmieni, to po pięciu latach
nastąpi poważny kryzys w służbie zdrowia na poziomie POZ. Wtedy obecny minister
będzie już miał inną posadę, równie prestiżową i pozbawioną osobistej
odpowiedzialności jak teraz, ale my zostaniemy na dole, pacjenci i lekarze.
Dlaczego inni
podpisali? My nie podpisaliśmy, i jakie mamy kłopoty, a strach pomyśleć, co nas
czeka. Straszą nas przez telefon, jeżdżą do prywatnych domów. Ruszyły zmasowane
kontrole. Nagonka bezpardonowa w mediach. Kłamstwa, półprawdy, wyrwane z
kontekstu słowa. Ja się boję bardzo i nie dziwie się, że inni też się boją.
Tylko zwarta grupa może się przeciwstawić.
Jeżeli my
przegramy, to tak naprawdę przegrają pacjenci.
Z poważaniem -
Lekarz rodzinny
z 30 letnim stażem w jednej placówce
Bardzo fajny wpis. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńW sumie nad takimi kwestiami ja się nigdy nie zastanawiałem ale dla mnie najważniejsze jest to, że mogę bez problemu chodzić i się leczyć. Jak dla mnie również bardzo ważne jest to, aby chodzić regularnie do lekarza medycyny pracy https://cmp.med.pl/cmp-goclaw/medycyna-pracy/ i właśnie dlatego staram się odwiedzać go regularnie.
OdpowiedzUsuń