Szanowni
Państwo
Dziękujemy wszystkim, którzy
uczestniczyli w akcji zbierania podpisów pod obywatelski projektem ustawy ws.
zmniejszenia opłat wieczystego i nieodpłatnego dla osób fizycznych
przekształcenia wieczystego w prawo własności w przypadku gruntów
mieszkaniowych. Skoro nie osiągnięto 100 tys. podpisów, te zebrane złożono jako
wsparcie petycji zawierającej nasz projekt
- do 2 poselskich projektów ustaw. Na razie prace sejmowe w tej materii
się nie posuwają.
W roku 2016/2017 czyli w okresie niewyborczym, władza może próbować wprowadzić
podatek katastralny lub zbliżone rozwiązanie. Czyli będą
chcieli nas obciążyć dodatkowymi kilkoma (a w niektórych wypadkach kilkunastoma
lub tysiącami złotych) podatkowymi za nasze mieszkania.
Dlatego rozpoczynamy zbieranie podpisów pod projektem nowej inicjatywy
ustawodawczej ANTYKATASTRALNEJ. Nasz projekt zwalnia z podatku od nieruchomości
mieszkania i domy, wprowadza wymóg referendum ogólnokrajowego w przypadku próby
zmiany sposobu opodatkowania nieruchomości, a także zawiera także pakiet
przepisów dot. wieczystego użytkowania (zmniejszenia stawek i nieodpłatne
przekształcenie nieruchomości mieszkaniowych). Ta ustawa obejmuje praktycznie
każdego obywatela naszego kraju, zarówno pełnoprawnego właściciela, użytkownika
wieczystego jak i spółdzielczo-własnościowego. PODATEK KATASTR(of)ALNY dotknie
bowiem każdego.
Apelujemy o udział w tej akcji, o zmasowane i szybkie zbieranie podpisów
oraz ich sukcesywne nadesłanie, tak abyśmy zdążyli złożyć projekt jeszcze przed
wakacjami. Chcemy bowiem postawić posłów i senatorów przed ścianą, zmusić do
rozstrzygnięcia we wrześniu tj. jeszcze przed wyborami parlamentarnymi.
Dziękujemy,
STOWARZYSZENIE
INTERESU SPOŁECZNEGO WIECZYSTE
Pobrałem kartę podpisów i podpisałem (jestem spoza Warszawy), wyślę pocztą na adres:
OdpowiedzUsuńStowarzyszenie Interesu Społecznego WIECZYSTE, ul. Sobieskiego 64 m. 8, 02-930 Warszawa.
Tu chcę napisać, co o tym wszystkim myślę.
Bezprecedensowa ofensywa podatkowa i windykacyjna ostatnich 25 lat (na wschodzie) i 40 lat (na zachodzie) doprowadziła na cywilizowanym świecie do zniszczenia podstaw przemysłu (górnictwa, metalurgii, ciężkiej chemii, w wielu krajach także kolei), a w rezultacie - do ciągłego wzrostu cen energii i energochłonnych materiałów (metali, cementu, nawozów sztucznych itp., niezbędnych dla zaspokojenia podstawowych ludzkich potrzeb, jak mieszkanie, czysta woda, wyżywienie, ciepło, transport). Jest to trend odwrotny do całego dotychczasowego rozwoju ludzkiej cywilizacji. Poziom danej cywilizacji mierzy się właśnie łatwością zaspokajania podstawowych ludzkich potrzeb i wynikłym z tej łatwości zasobem czasu wolnego (w którym tworzy się nowe wartości i dokonuje postępu). Prócz masowego bezrobocia i mentalno-zawodowej degradacji ludności, skutkiem tego jest zachwianie podstaw egzystencji obecnych 7 miliardów ludzi na Ziemi. Zamiast podboju Kosmosu (ostatni załogowy lot na Księżyc: Apollo 17, rok 1974), publiczną uwagę skupia ciągła walka o pozostałe jeszcze ochłapy, resztki "wieku rozumu". Zamiast realnego postępu cywilizacji, spadku uciążliwości życia codziennego, porządnej szkoły i produktywnej pracy, słuchamy o „społeczeństwie postindustrialnym”. To hasło jest puste, nie niesie nic pozytywnego, żadnej idei, nowego światopoglądu, nawet ideologii (stworzenie tego wymaga pewnej pracy szarych komórek, której tu nie było). Temat zbiorowej przyszłości naszego gatunku znikł z ludzkiego myślenia, mimo, że obecność w myśleniu pojęcia „przyszłości” uważana była dotąd za wyróżnik człowieka cywilizowanego.
W Polsce tę ofensywę podatkową i windykacyjną (ta ostatnia dotyczy często zupełnie fikcyjnego zadłużenia) w ostatnich 25 latach firmował własną twarzą przede wszystkim Leszek Balcerowicz. Tu chcę się zająć źródłem tego zjawiska, i stąd zaczerpnąć prognozę skuteczności jego zwalczania środkami przewidzianymi w demokracji.
Ofensywa ta jest skutkiem 2 prostych zaszłości, stworzonych przez amerykańską "deregulację" z r. 1971 (decyzją prez. Nixona podjętą pod naciskiem lobby rentierów i graczy giełdowych):
1. Od 1971 r. jedynym źródłem pieniądza są banki, które mają wyłączne prawo jego "kreacji z niczego" (drukowania banknotów lub księgowania nowo tworzonych sum na kontach kredytobiorców po stronie "winien"). /przedtem drugim - i pierwotnym - źródłem pieniądza, a przy okazji regulatorem źródła pierwszego (regulatorem strumienia tworzonego przez banki pieniądza papierowego), było pracujące społeczeństwo, które m. in. wydobywało złoto i wytwarzało na ten cel sprzęt oraz zaopatrzenie, użyteczne także do innych celów. Strumień złota wyznaczał strumień nowo puszczanych w obieg pieniędzy papierowych, a sumy otrzymywane z banków Federalnej Rezerwy USA w zamian za złoto nie były obciążone odsetkami i traktowane jako dług/.
2. Sumy pieniądza, nowo tworzone przez banki, są puszczane w obieg wyłącznie przez ich pożyczanie społeczeństwu na procent. Te nowo tworzone sumy formalnie są więc długiem do banków i poprzez banki - do rentierów, nawet, jeśli zostały uczciwą, produktywną pracą zarobione.
(cdn.: 4096 znaków!) Aleksander Rusiecki
(cd.) Z tych 2 faktów bezpośrednio wynika, że gospodarka (poza bankami), nie mając dziś prawa tworzenia pieniądza, co roku musi "zwrócić do źródła" więcej pieniędzy, niż z tego źródła w tymże roku pobrała. Zatem, na cel tego zwrotu gospodarka musi co roku pobrać z banków kolejną sumę nowo tworzonych pieniędzy - znów na procent. Tworzone tak "zadłużenie", czyli czysto pieniężny majątek banków i rentierów (a w istocie - nawis inflacyjny w ich kieszeniach), rośnie automatycznie w tempie wykładniczym - zupełnie niezależnie od stanu i produktywności rzeczywistej gospodarki, i o taki procent rocznie, jaki banki i rentierzy sobie wymyślą. Ten "dług" w dużej części jest długiem skarbu państwa (długiem publicznym), bo skarb państwa jest jednym z największych biorców "kredytu" z nowo tworzonych pieniędzy. Płacone bankom odsetki państwo musi sobie odbijać na ludności w podatkach (zwrot kapitału w sytuacji takiego "finansowego perpetuum mobile" z definicji nie jest możliwy). Według różnych statystyk, w "rozwiniętych" krajach na odsetki dla banków, i poprzez banki - dla rentierów, idzie już 80-90% płaconych przez społeczeństwo podatków. Podatki dziś nie są więc wkładem do wspólnego dobra, tylko haraczem płaconym kaście ludzi, żyjących z odsetek. Przy czym prawo do pobierania tych odsetek nie wynika z wyższej produktywności owych ludzi, tylko wynika z ich szczególnego zajęcia, szczególnego usytuowania na tle społeczeństwa. Warto pamiętać, że w tym stanie rzeczy demokratyczne państwo nie jest już (o ile kiedykolwiek było) dobrem wspólnym, "emanacją" i organizatorem realizacji dążeń społeczeństwa, a jest firmą windykacyjną, "odzyskującą" od społeczeństwa na rzecz rentierów sztuczny i fikcyjny "dług". Dlatego dziś sprzeciw wobec zwiększania podatków nie powinien w nikim budzić moralnych skrupułów.
OdpowiedzUsuńJednocześnie jednak przewiduję, że sprzeciwy i alternatywne inicjatywy w formie zgodnej z demokratycznym prawem i zwyczajem na dalszą metę będą nieskuteczne. Bowiem podległość „lokalnych maharadżów” (polityków) pod międzynarodowy sektor finansowy (monetarny) jest bezwzględna - opiera się na jawnej i ukrytej korupcji, a z łapówką nie ma dyskusji. Tak więc, prędzej czy później, zaczną nas łupić znowu, „nie kijem to pałką”. Społeczeństwo straci wszystkie siły i całą resztę czasu na walkę z ciągle nowymi „inicjatywami ustawodawczymi” – próbami ściągania wciąż nowych haraczy.
Alternatywne sposoby działania można wymyślać, ja też wymyślam, ale tu brak miejsca na ich referowanie. Przede wszystkim zaś, rewolucja wymaga 2 rzeczy: nie tylko szczegółowego, przemyślanego programu z podziałem zadań pomiędzy wykonawców, lecz także… pieniędzy. Pieniądze zaś – inaczej niż w czasach dawniejszych – są całkowicie w rękach obecnie rządzącej światem kasty rentierów. Pracujące dla nich banki mają bowiem wyłączne prawo wytwarzania pieniędzy. To z góry zapewnia rentierom (ludziom żyjącym z odsetek, wielkim graczom giełdowym itp.) przewagę we wszelkich sporach i konfliktach: politycznych, gospodarczych, a przede wszystkim – zbrojnych. Takiej, jak dziś, dysproporcji możliwości produktywnych obywateli i nieproduktywnych „możnych” jeszcze nigdy w dziejach nie było.
Tym optymistycznym akcentem na razie kończę.
Aleksander Rusiecki