Jak ujawnia gazeta Fakt, powołując się na fragmenty z książki "Zwykły, polski los" -wywiadu rzeka z obecnym prezydentem, Bronisław Komorowski – jako dyrektor w Urzędzie Rady Ministrów – w imieniu rządu pojechał na Śląsk, by zakończyć okupację Dworca Głównego w Katowicach. Tam od przedstawiciela strajkujących, późniejszego posła KPN Adama Słomki słyszy, że protestujący żądają wycofania z Polski wojsk radzieckich. – Co ty pie...lisz? Myślisz, że z powodu waszego protestu na dworcu Ruscy wyjdą z Polski? – rzuca do niego Komorowski i straszy interwencją... Milicji Obywatelskiej! Słomka w odpowiedzi ostrzega, że wtedy zacznie się strajk w czterech kopalniach. Komorowski wspomina, że się przestraszył, ale skoro już zagrał ostro, to kontynuował. I rzeczywiście zadzwonił do komendanta wojewódzkiego milicji z poleceniem interwencji. Ten się przed akcją wzbrania. Przypomina, że to jest Śląsk, że tu była kopalnia Wujek [w stanie wojennym, 16 grudnia 1981 r., milicja zabiła 9 górników – przyp. red.]. – Proszę pana, ja jestem tu od polityki, a pan od utrzymywania porządku, proszę wykonać – Komorowski krótko jednak skwitował jego zastrzeżenia. A potem... załatwił nakaz z góry i akcję milicjantów oglądał z ukrycia. Przyjechali bez jakiejkolwiek broni i wynieśli okupujących dworzec członków Konfederacji Polski Niepodległej (KPN).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz