Służba zdrowia - pompowane są w niej coraz większe pieniądze, a jej funkcjonowanie wciąż pozostawia wiele do życzenia. Nastają kolejni ministrowie, prezesi NFZ, efektów trudno dostrzec - przynajmniej ze strony pacjentów. Historii jak poniżej jest wiele, niektóre są bardziej drastyczne.
Warszawa, 11 października - 85-letni pan R. cierpiący na chorobę Parkinsona przewrócił się w domu. Rodzina szybko wezwała pogotowie, byli w niecałe pół godziny. Ratownicy stwierdzili "potłuczenie". Pacjent ruszać się nie może, wyje z bólu przy każdej próbie ruchu, a oni "potłuczenie". Jednak zaproponowali dowóz do szpitala na prześwietlenie do szpitalu Solec. Zastrzyku przeciwbólowego pacjentowi nie podali. Na SORze w szpitalu Solec stwierdzili żadne potłuczenie, tylko złamanie panewki stawu biodrowego, kości biodrowej, kości łonowej i jeszcze uraz śledziony. Mimo tego żadnego przeciwbólowego środka pacjent wciąż nie otrzymał. Pacjent miał szczęście - po kilku godzinach był już na oddziale ortopedii. Dopiero wówczas otrzymał właściwe leki. Skoro był nieruchomy założono mu pieluchomajtki (pampersy), w ciągu całego tygodniowego pobytu wymieniono je tylko 2 razy. Po kilku dniach pan R. z oddziału ortopedycznego trafił na chirurgiczny celem dalszych badań i obserwacji. Przez 2 dni w związku z badaniami tomograficznymi z kontrastem praktycznie nie otrzymywał jedzenia, a te które później otrzymał nie nadawało się do jedzenia. Efekt był taki że pacjent miał zaparcie. Po tomografii z kontrastem powinno się podawać 3 litry płynów, a tego oczywiście nie było. Po tygodniu pacjenta wypisano do domu, a trzeba by rzec wyrzucono do domu. Uprzedzono go na godzinę przed odjazdem karetką, a wypis doręczono dopiero w domu - rodzinie. Nikt nie porozmawiał ani z rodziną, ani z pacjentem co do dalszego leczenia.
Zaskoczona rodzina nie miała czasu na przygotowanie się, ale się ogarnęła. Załatwiła wypożyczenie łóżka szpitalnego 3 funkcyjnego, choć słowo szpitalne jest może przesadzone. Owszem łóżko pochodziło ze sklepu szpitalnego, ale takich łóżek w samym szpitalu - nie ma. Do tego podkład gąbczasty i materac przeciwodleżynowy z kompresorem. Wraz z montażem i dowozem drobiazg 1135 zł. Lekarz I kontaktu okazał się pomocny i wypisał zlecenie na materac i na pieluchomajtki, celem częściowej refundacji. Należało jeszcze to zarejestrować w NFZ. W siedzibie Funduszu kolejka 126 osób do rejestracji zleceń, na szczęście trwało to szybko ok. godzinę.
Trzeba było jeszcze przenieść pacjenta z jednego łóżka na drugie. Pan R. miał jednak szczęście, rodzina znała dyplomowaną pielęgniarkę która pomogła, pokazała co i jak.
Co prawda szpital dał wypis, ale bez dyskietki z badaniami. Zatem nie obyło się bez kolejnej wizyty w szpitalu tym razem po dyskietkę. Na szczęście trwało to krótko ok. pół godziny czekania, choć w pierwszej chwili pracownica szpitala nie była zbyt przyjemna.
Szpitalna recepta na leki starczyła zaledwie na 10 dni, choć sam wypis ze szpitala zalecał 4 tygodniowe leżenie. Czy nie można był neoparin (lek przeciwzakrzepowy) przepisać od razu w odpowiedniej dawce na cały okres? Zatem lekarz I kontaktu wypisał receptę. Skoro pacjent miał mieć kontrolę po 2 i 4 tygodniach w przychodni przyszpitalnej, także wypisał zlecenie na transport medyczny. Niestety znów nie odbędzie się bez kolejnej wizyty, bo w gabinecie zabiegowym gdzie oddaje się zlecenia, stwierdzili że jest …. za wcześnie. Należy przyjść dopiero 2, 3 dni przed terminem.
Pacjent leży, rodzina lata, musi dowiadywać się, załatwiać, przychodzić po kilka razy... Pan R. ma szczęście, ma rodzinę która się nim opiekuję i mimo przeciwności i trudności załatwia. Ale co z tymi pacjentami którzy są samotni, bez rodziny?
Trzeba było jeszcze przenieść pacjenta z jednego łóżka na drugie. Pan R. miał jednak szczęście, rodzina znała dyplomowaną pielęgniarkę która pomogła, pokazała co i jak.
Co prawda szpital dał wypis, ale bez dyskietki z badaniami. Zatem nie obyło się bez kolejnej wizyty w szpitalu tym razem po dyskietkę. Na szczęście trwało to krótko ok. pół godziny czekania, choć w pierwszej chwili pracownica szpitala nie była zbyt przyjemna.
Szpitalna recepta na leki starczyła zaledwie na 10 dni, choć sam wypis ze szpitala zalecał 4 tygodniowe leżenie. Czy nie można był neoparin (lek przeciwzakrzepowy) przepisać od razu w odpowiedniej dawce na cały okres? Zatem lekarz I kontaktu wypisał receptę. Skoro pacjent miał mieć kontrolę po 2 i 4 tygodniach w przychodni przyszpitalnej, także wypisał zlecenie na transport medyczny. Niestety znów nie odbędzie się bez kolejnej wizyty, bo w gabinecie zabiegowym gdzie oddaje się zlecenia, stwierdzili że jest …. za wcześnie. Należy przyjść dopiero 2, 3 dni przed terminem.
Pacjent leży, rodzina lata, musi dowiadywać się, załatwiać, przychodzić po kilka razy... Pan R. ma szczęście, ma rodzinę która się nim opiekuję i mimo przeciwności i trudności załatwia. Ale co z tymi pacjentami którzy są samotni, bez rodziny?
Ja już się na tę służbę zdrowia nie wypowiadam. W moim miasteczku nie chciano pomóc osobie, która się zadławiła pod szpitalem. Gdyby nie inny pacjent, to ten człowiek by nie żył. Lekarze nie pomogli. Aż przykro to pisać. Ja chyba kupię ssawkę LifeVac https://dlapacjenta.pl/ i wszędzie będę ją ze sobą zabierać.
OdpowiedzUsuń