Mimo płynących od paru dni z mediów, pocieszających prognoz meteorologów, kolejne wały pękają, kolejne miejscowości są zalewane wodą, kolejni ludzie muszą uciekać i tracą swój dobytek. W sierpniu 2007 roku rząd Jarosława Kaczyńskiego przygotował listę strategicznych inwestycji, które miały być finansowane ze środków unijnych. Umieszczono na niej wiele projektów przeciwpowodziowych, w tym projekt dla środkowej Wisły o wartości 200 mln euro. Chroniłby on tereny z obszaru pięciu województw. Przewidywano obwałowywanie od Koszyc do Płocka, jego umocnienie i naprawę. Była też zaplanowana naprawa zbiornika na Nysie Kłodzkiej, który co prawda jeszcze funkcjonuje, ale dno mu się rozchodzi. Jeśli to się stanie - kilkumetrowa fala wody zaleje Nysę. Co się stało z tymi projektami?: Zostały skreślone przez rząd PO. Była to jedna z pierwszych decyzji, którą nowa minister rozwoju regionalnego Elżbieta Bieńkowska podjęła po objęciu stanowiska. Bez wahania odrzuciła wszystkie projekty przeciwpowodziowe dla województwa podkarpackiego w tym budowę istotnego dla zarządzania przeciwpowodziowego zbiornika Kąty-Myscowa na Wisłoce. (Zob. http://andrzejleja.salon24.pl/183953,skandal-z-odrzuceniem-projektow-przeciwpowodziowych).
Skandaliczne, wręcz kryminogenne zaniedbania prawie trzech lat rządów PO to jedno. Ale brak jakiejkolwiek koordynacji, a nawet po prostu determinacji w walce z żywiołem i pomocy dla ludności w chwili obecnej to coś jeszcze gorszego. Bo jak inaczej traktować doniesienia o przekazaniu na cele walki z powodzią dwóch wojskowych amfibii? Czyżby reszta była niesprawna, a może lodziarze od szefa MON już dawno temu skręcili przeznaczone dla nich paliwo? Czy w ramach "profesjonalizacji armii" przestano szkolić żołnierzy do pomocy przy katastrofach naturalnych? To samo dotyczy informacji. Kiedy mieszkańcy zalewanych miejscowości dowiedzieli się o tym, co ich czeka? I czy nie musieli konfrontować tych ostrzeżeń ze strony pukających do ich drzwi strażaków z uspokajającym tonem oficjalnych wypowiedzi w mediach? (zob. http://karlin.salon24.pl/184198,rzad-i-powodz-czyli-ratuj-sie-kto-moze)
Rządowy Zespół Zarządzania Kryzysowego (w składzie, premier, szef MSWiA, szef MON, szef MSZ oraz „dopraszani” na prawach członków zespołu właściwi ze względu na rodzaj kryzysu ministrowie lub ich zastępcy) pierwszy raz zebrał się dopiero wieczorem 19 maja. Wcześniej zebrać się nie mógł, bo premier i szef MSWiA ruszyli wałczyć z powodzią przed telewizyjnymi kamerami. 18 maja Premier Donald Tusk udał się na tereny powodziowe, wysłuchał żali mieszkańców, a następnie wraz z lokalną władzą wypił kawkę/herbatę, zjadł ciasteczka. Oznajmił, że zażąda raportu, co do sekundy, oczywiście obiecał jakąś pomoc, tyle że to właśnie ten rząd najpierw zlikwidował inwestycje przeciwpowodziowe, a następnie rozwalił system zarządzania kryzysowego w grudniu 2009 roku. Odwołano wówczas Przemysława Guła szefa RCB, co wywołało lawinę rezygnacji w tym ekspertów wydziału analiz zagrożeń. (zob. http://krzystofjaw.salon24.pl/184222,rzadowe-centrum-bezpieczenstwa-oskarzam-premiera) Wówczas zapewniano, że nie będzie to miało żadnych skutków. Boleśnie przekonali się o tym właśnie powodzianie 2010.
Skandaliczne, wręcz kryminogenne zaniedbania prawie trzech lat rządów PO to jedno. Ale brak jakiejkolwiek koordynacji, a nawet po prostu determinacji w walce z żywiołem i pomocy dla ludności w chwili obecnej to coś jeszcze gorszego. Bo jak inaczej traktować doniesienia o przekazaniu na cele walki z powodzią dwóch wojskowych amfibii? Czyżby reszta była niesprawna, a może lodziarze od szefa MON już dawno temu skręcili przeznaczone dla nich paliwo? Czy w ramach "profesjonalizacji armii" przestano szkolić żołnierzy do pomocy przy katastrofach naturalnych? To samo dotyczy informacji. Kiedy mieszkańcy zalewanych miejscowości dowiedzieli się o tym, co ich czeka? I czy nie musieli konfrontować tych ostrzeżeń ze strony pukających do ich drzwi strażaków z uspokajającym tonem oficjalnych wypowiedzi w mediach? (zob. http://karlin.salon24.pl/184198,rzad-i-powodz-czyli-ratuj-sie-kto-moze)
Rządowy Zespół Zarządzania Kryzysowego (w składzie, premier, szef MSWiA, szef MON, szef MSZ oraz „dopraszani” na prawach członków zespołu właściwi ze względu na rodzaj kryzysu ministrowie lub ich zastępcy) pierwszy raz zebrał się dopiero wieczorem 19 maja. Wcześniej zebrać się nie mógł, bo premier i szef MSWiA ruszyli wałczyć z powodzią przed telewizyjnymi kamerami. 18 maja Premier Donald Tusk udał się na tereny powodziowe, wysłuchał żali mieszkańców, a następnie wraz z lokalną władzą wypił kawkę/herbatę, zjadł ciasteczka. Oznajmił, że zażąda raportu, co do sekundy, oczywiście obiecał jakąś pomoc, tyle że to właśnie ten rząd najpierw zlikwidował inwestycje przeciwpowodziowe, a następnie rozwalił system zarządzania kryzysowego w grudniu 2009 roku. Odwołano wówczas Przemysława Guła szefa RCB, co wywołało lawinę rezygnacji w tym ekspertów wydziału analiz zagrożeń. (zob. http://krzystofjaw.salon24.pl/184222,rzadowe-centrum-bezpieczenstwa-oskarzam-premiera) Wówczas zapewniano, że nie będzie to miało żadnych skutków. Boleśnie przekonali się o tym właśnie powodzianie 2010.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz