W zeszłym tygodniu Ministerstwo Spraw Zagranicznych, wydało decyzję odmawiającą udzielenia azylu Silje Garmo. Norweżka uciekła z rodzimego kraju do Polski, bo tamtejszy Urząd ds. Dzieci – Barnevernet, w oparciu o bezpodstawny donos chciał odebrać jej córkę – Eirę, zaraz po tym jak przyszła na świat. To jeden z wielu dramatów polskich i norweskich rodzin, które najczęściej są bezbronne w starciu z bezdusznym aparatem urzędniczym.
Już złożyliśmy wniosek o ponowne rozpatrzenie sprawy i podejmiemy wszelkie kroki prawne, niezbędne, by ratować matkę i córkę. Decyzja Ministerstwa jest oparta na błędnych przesłankach. Silje i Eira nadal są zagrożone – ciągle występują w systemie informacji Schengen jako „osoby zaginione”, a ich paszporty zostały przez władze norweskie unieważnione. Niedawno Norwegia wprowadziła przepis, zgodnie z którym rodzice objęci postępowaniem Barnevernet, po wyjeździe z kraju narażają się na odpowiedzialność karną i pozbawienie wolności do lat dwóch.
Decyzja MSZ dziwi, tym bardziej, że prawidłowość argumentacji Ordo Iuris formalnie potwierdził już polski Urząd ds. Cudzoziemców, który stwierdził, że „istnieją obiektywne przesłanki, aby zakładać, iż udzielenie azylu pani Silje Garmo oraz jej małoletniej córce, Eira Garmo, jest niezbędne dla zapewnienia cudzoziemcom ochrony”. Nic dziwnego, że Silje jest przerażona podjętą decyzją. W Polsce bez dokumentów nie może załatwić podstawowych spraw, a wie, że wystarczy przekroczyć granicę, by urzędnicy z Barnevernet rozdzielili ją z dzieckiem. Być może zostałyby zastosowane nawet środki karne...
Prześladowcy rodzin
... sprawa Silje nie jest jedyna. Wiele rodzin doznało krzywd ze strony Barnevernet - szczególnie dotyka to Polaków mieszkających w Norwegii.
Jest szczególnie rażące, że sytuacja osób niepełnosprawnych i starszych została wykorzystana jako pretekst oraz swoisty kamuflaż dla międzynarodowego lobby, które w ten sposób narzuca społeczeństwom własną wizję świata. I realizuje ją poprzez edukację najmłodszych.
Pani Magda zmuszona była uciekać do Polski, gdy wraz z mężem – Norwegiem – zgłosiła ksenofobiczne zachowania kierowane pod adresem jej córki przez dyrekcję przedszkola w Oslo. W odpowiedzi, zamiast uzyskać pomoc, była przesłuchiwana przez Barnevernet i monitorowana.
Jeszcze poważniejsza jest sytuacja rodziny pana Tomasza, któremu w czerwcu urząd odebrał syna. Można go odwiedzać jedynie raz w miesiącu i to tylko na godzinę. Mimo iż dziecko zapewnia, że czuje się w rodzinnym domu dobrze, Barnevernet utrzymuje, że chłopiec reaguje strachem i nie ma żadnych więzi rodzinnych. Ponadto urzędnicy przy pomocy policji odcinają od sprawy konsula i profesjonalnych psychologów dziecięcych.
Dramatyczna jest też sytuacja rodziny pani Ewy, której Barnevernet odebrał syna na podstawie niesprawdzonego donosu za rzekome znęcanie się nad nim. Po czterech tygodniach stosowania urzędniczych wytycznych oddano go z powrotem, ale chłopiec był w tym czasie najprawdopodobniej molestowany...
Świat musi się dowiedzieć
To tylko niektóre przypadki osób, które zgłosiły się … z prośbą o pomoc. Potrzebują jej przede wszystkim Polacy, ale wiemy też o przypadkach Norwegów, którzy w naszej Ojczyźnie szukają schronienia przed Barnevernet. Statystyki są zatrważające: aż jedna czwarta dzieci w Norwegii doświadcza epizodu przymusowej rozłąki z rodzicami, bo urzędnicy kwestionują ich „kompetencje rodzicielskie”.
Norwegia w bezprecedensowy sposób narusza prawa dzieci i autonomię rodzin. Świat powoli zaczyna dostrzegać ten proceder. Negatywnie o mechanizmach działania norweskiego Urzędu ds. Dzieci wypowiedziała się Komisja Spraw Społecznych Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy. W swoim raporcie przypomniała, że odebranie dziecka jego biologicznym rodzicom jest ostatecznością i na przykładzie działań norweskich urzędników skrytykowała system państwowej ingerencji w życie rodzin.
Jerzy Kwaśniewski - prezes Instytutu na rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz