Wojciech Książek -
Teksty na blog (odc. 54): SKOK Stefczyka: www.stefczyk.info/blogi
Czas pracy nauczycieli
W ubiegłym tygodniu Instytut
Badań Edukacyjnych opublikował dosyć długo oczekiwany RAPORT O CZASIE PRACY
NAUCZYCIELI. Raport ważny nie tylko dla środowiska wewnątrzszkolnego.
A dlaczego piszę o tym dosyć długim oczekiwaniu? Bo miał być opublikowany
na początku 2013 roku. Z tego, co wiadomo, trafił odpowiednio wcześnie do
zleceniodawcy, czyli Ministerstwa Edukacji Narodowej i tam utknął przez kilka
miesięcy. Przypadek? Chyba do końca nie. W tym bowiem półroczu mieliśmy do
czynienia z dosyć zmasowanym atakiem na jakość pracy, długość urlopów (w tym
zdrowotnych) nauczycieli. Pojawiły się różne propozycje zmian prawnych, głównie
ze strony organów prowadzących szkoły i przedszkola.
Z samego zaś raportu wynika kilka wniosków.
1.
Dobrze, że
powstał. Zgłaszał ten postulat podczas obrad Komisji Trójstronnej - bodajże w 2009 roku – m. in. ówczesny
przewodniczący „Solidarności” oświatowej Stefan Kubowicz. Długo
trwały prace przygotowawcze, procedury uruchomienia środków na ten cel z
grantów unijnych. Ale jest zaczynem do poważnej rozmowy – dialogu o sytuacji, o perspektywie
ewentualnych zmian nauczycieli.
2.
Pojawiający się
tam średni czas
pracy nauczyciela 46,40 godz. pracy w tygodniu, czyli więcej niż 40 godzin pracy kodeksowej, czyli zdecydowanie więcej
niż 18 godzin podstawowego pensum dydaktycznego nauczyciela – powinien dać do
myślenia rządzącym, w tym samorządom terytorialnym. Nie chodzi o jakieś gromkie
„hurra”, czy: „a nie mówiliśmy”, ale jednak potwierdzenie sytuacji, że
nauczyciel dużo pracuje.
3.
Raport wywołał
różne głosy krytyczne – atakowano głównie metodę zbierania danych. I jak to często
w Polsce – nie zadano sobie trudu, by kontaktować się z autorami projektu – IBE
na etapie projektowym, tworzenia ankiet, czy zestawów pytań, Tylko krytykuje
się wtedy, gdy wynik nie pasuje do swoich tez. Jak moja prawda nie jest „mojsza
niż twojsza” – by zacytować kultowy „Dzień świra” w reżyserii Marka Koterskiego
– zaczyna się obalanie tezy. A warto zwrócić uwagę, że badaniem - i to przy
użyciu różnych kwestionariuszy – objęto około 8 000 nauczycieli. To duża
próba (np. badania preferencji wyborczych obejmują nie więcej niż… 1 000
osób). Warto tu też przywołać raport opracowany przez Instytut Filozofii i Socjologii
PAN w 2010 roku – w stosunku do nauczycieli matematyki w podstawówkach i
gimnazjach, gdzie średnia wyszła 43 godz. tygodniowo. Czyli dane prawie potwierdzają
się.
4.
Jeżeli chodzi o
same wyniki, to warto wiedzieć, że lekcje i przygotowanie do nich zajmuje
nauczycielowi łącznie 47% czasu w tygodniu, prowadzenie i przygotowanie do
innych zajęć – 11,1%. Dużą pozycją jest czas poświęcony sprawdzaniu prac
klasowych, „kartkówek”. To 15,6% czasu pracy. Ale czy trudno się dziwić, gdy
dla przykładu nauczyciel biologii, geografii, fizyki, chemii, historii, mający
1-2 godziny w tygodniu, uczy w około dziesięciu klasach. Takie są realia. Nie
tylko poloniści zmagają się z tym problemem.
5.
Z innych danych
wynika, że nauczyciel 3,9% czasu pracy poświęca na różne formy doskonalenia
zawodowego. Tu trzeba uważać i na jakość oferowanych mu form szkoleń,
podwyższania kwalifikacji, ale i właściwe finansowanie tych zadań (niepotrzebnie
zaczyna się poluźniać np. art. 70a ustawy Karta Nauczyciela. Niby na rok, ale
prowizorka lubi się utrwalać). Podkreślana jest też aktywność pozaszkolna
nauczycieli (ów motyw „Siłaczki”) – aż 85% nauczycieli deklaruje, że prowadzi
nieodpłatne jakieś działania społeczne – wykraczające poza obszar szkoły.
6. Aż 6% czasu nauczyciel poświęca opracowywaniu różnej dokumentacji
szkolnej. To osobny, duży problem tym bardziej w sytuacji, gdy tworzy się tzw.
kwity, żeby mieć je na podorędziu, gdy coś się złego wydarzy (problem mocno się
zwiększył w ostatnich latach, w związku z wprowadzeniem systemu opieki nad tzw.
uczniem o specjalnych potrzebach edukacyjnych). Tak to jest w sytuacji rosnącego
braku zaufania. A papier jest cierpliwy. Trochę
szokuje w tym kontekście zapowiedź MEN, iż zamierzają wpisać do prawa
oświatowego obowiązek dodatkowego dokumentowania tego typu zajęć. Rodzi się pytanie zasadnicze: a gdzie człowiek w tym wszystkim? Czy papiery lub monitor komputera, owe różne e-dzienniki,
e-sprawozdania, e-orzeczenia mają przysłonić realny kontakt ucznia: dziecka,
dorastającego młodzieńca czy pannicy ze swym nauczycielem-wychowawcą. Nie dajmy się zwariować.
Relacje podmiotowe muszą pozostać najważniejszymi w szkole. I nie tylko tam.
Tak więc znamy wyniki raportu, mamy około 150 stronicowy dokument, który
mówi o trudzie zawodu nauczyciela. A od siebie dodam, że najdobitniej wiedzą o
tym, ile czasu zajmuje ta praca, bliscy pedagogów. Akurat pochodzę z rodziny nauczycieli
i wiem, jakie to pozostają wyzwania. I jaki stres, bo ma się do czynienia z
żywym człowiekiem, gdy praktycznie co dnia występuje się na scenie klasy
szkolnej. Trzeba przygotować tekst własny, uwzględnić wypowiedzi uczniów, reakcje
na nieprzewidziane sytuacje, zaplanować odpowiednie didaskalia.
Posługując się tytułem bardzo ciekawej książki socjologa Ervinga Goffmana
„Człowiek w teatrze życia codziennego”, warto zabiegać,
aby szkoła była miejscem spotkania w „teatrze
życia ale… niecodziennego”. Aby tak było,
tyle zależy nie tylko od aktorów pierwszo i
drugoplanowych oraz statystów – tzw. halabardników, ale też od personelu
wspierającego oraz od wrażliwych, rozumnych widzów.
Wojciech Książek
Ps. Warto, także
nauczycielom, rodzicom, wybrać się na film „Imagine”
w reżyserii Andrzeja Jakimowskiego. To film o niewidomym nauczycielu, który
próbuje, przy oporze dorosłych, uczyć młodych ludzi poruszania się bez laski,
odważniej, uruchamiając wyobraźnię (mottem mogłyby być słowa Szekspira: Methinks, I see... Where? -
In my mind's eyes. Zdaje mi się, że widzę... gdzie? Przed
oczyma duszy mojej.). Też o solidarności
międzyludzkiej, zaufaniu, rodzącym się uczuciu (ale ostrożnie z
sentymentalizmem, reżyser zdaje się mówić, że miłość bywa także
podkolorowywaniem, oszukiwaniem). Film o potrzebie wolności w nas, którą
symbolizują… czereśnie lub transatlantyk. Jak jest to trudny świat, wystarczy zrobić
samemu doświadczenie, aby w domu zamknąć oczy i starać się nalać wody do
szklanki, ale bez palca koło rantu, czyli „na słuch”. Życie to wysiłek poznawania siebie, innych, świata, kształtowanie
wyobraźni praktycznie każdego dnia. A gdzieś w tle pojawia się pytanie: kto
więcej widzi? „Niektórzy mają oczy, a nie
widzą” – słyszymy w filmie. Na właśnie, kto?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz