29 października 2023

Listy proskrypcyjne Gazety Wyborczej. Tylko że masowe czystki nie poprawią efektywności

"Gazeta Wyborcza" wpadła na pomysł publikacji imion i nazwisk osób, pełniących funkcje publiczne, zatrudnione na wysokich stanowiskach w BGK, Poczcie Polskiej, urzędach czy mediach publicznych w latach 2015-2023, które należy zwolnić. Na pierwszy ogień poszły osoby z Warmii i Mazur. Gazeta posunęła się nawet do wezwania do złożenia stosownych donosów, kogo brakuje na liście. 

Czy publiczne donosy, zwolnienia za poglądy, to mają być "demokratyczne standardy"?

Jak zauważa salon24.pl - Obok imion i nazwisk oraz posady, brakuje informacji o jakichkolwiek dokonaniach lub błędach, popełnianych w latach zatrudnienia przez konkretne osoby. Wszystkie - według "Gazety Wyborczej" - łączy partyjny klucz, który jest wystarczającą przesłanką do zwolnienia. W jednym przypadku opis wygląda np. tak: "działacze PiS twierdzą, że łączą ją znajomości z ministrem Mariuszem Kamińskim" albo "Kandydowała z list PiS do Sejmu w 2015 roku". W kontekście jednej z warmińsko-mazurskich spółek opisano działacza, który został zatrudniony "przez Michała Wypija, wówczas z Porozumienia". Zabrakło w tekście gazety informacji, że Michał Wypij dołączył do Koalicji Obywatelskiej, startował z olsztyńskiej listy do Sejmu i nie udało mu się zdobyć mandatu.

Krytycznie wobec pomysłu wypowiada się dr Daniel Alain Korona, pełnomocnik Związku Zawodowego Rolnictwa "Korona", były prezes Elewarru, który objął i stracił stanowisko za rządów PIS i za czasów którego Spółka miała zyski (rekordowe). Na łamach Życia Stolicy stwierdził m.in. że:

Rewolucyjne zmiany, zazwyczaj mają opłakane skutki, zwłaszcza gdy są zapowiedziane. Menedżerowie, którzy spodziewają się wyrzucenia są zdemotywowani, co automatycznie odzwierciedli się w ich pracy. Nowi, którzy przyjdą nie znają spółek, wdrożenie się, zajmie trochę czasu, a do tego będą nieufni wobec pracowników z poprzedniego nadania, ich celem będzie zwolnienie tychże. W efekcie problemy narastają, pogorszenie sytuacji następuje - zwłaszcza w małych spółkach.

Zmiana kadr menedżerskich, jeżeli ma polegać nie tylko na wymianie na "swoich" tylko na usprawnieniu firm przez nich prowadzonych, siłą rzeczy wymaga czasu. A nie ma idealnych rozwiązań.

Konkursy, to ładnie brzmi propagandowo, ale to tylko stwarzanie pozorów kompetencyjności (doświadczenia z lat minionych jasno na to wskazują, i to niezależnie kto rządził). Rada Kompetencyjna, o której mówią politycy, będzie powoływana albo po znajomościach, albo na podstawie tytułów i zajmowanych stanowisk, ale to nie jest gwarancja kompetencyjności. Powoływani członkowie rad nadzorczych nadzorczych nie będą znali spółek, a zatem nawet przyjmując że będą chcieli uczciwie przeprowadzić konkursy na członków zarządu, nie będą wiedzieli jakie są realne wyzwania i potrzeby.

Zapowiada się, że będą wcześniej przeprowadzone audyty i kontrole.  Tyle że kontrolerzy będą mieli wiedzę bardzo ogólną, nie będą znali specyfiki spółek. Widziałem to w Elewarrze, gdy kontrolowała nas Najwyższa Izba Kontroli oraz gdy audyt przeprowadzał KPMG. Ponadto kontrole i audyty utrudniały bieżącą działalność spółki.

W efekcie nominacje będą bardzo abstrakcyjne. Ponadto, na studiach były osoby które potrafią robić świetne wrażenie, zdać egzaminy, ale faktycznie ich wiedza jest delikatnie mówiąc ułomna. Przypominam Bill Gates nie przeszedł żadnego konkursu do zarządzania Microsoftem, a właściwie przeszedł  tylko jeden konkurs - praktyka czyli działalność na rynku.

Do tego wiele spółek jest w złej sytuacji i potrzebni na ich czele są nie technokraci menedżerscy, ale pasjonaci, którzy znają te spółki, z nimi się utożsamiają, mają i wiedzę i doświadczenie, gotowi są poświęcić się by wyprowadzić te spółki na prostą.

A o takich oczywiście bardzo trudno. Nie dość, że będą musieli się poddać biurokratycznej procedurze powoływania w drodze konkursowej, to nie mieliby gwarancji funkcjonowania przez kilka lat (w każdej chwili mogliby zostać odwołani przez polityków), a ponadto w sektorze państwowym nie mają odpowiedniej swobody działania.

Należałoby wręcz oddać spółki takim "super menedżerom", którym zagwarantowano by "Carte blanche" i to na kilka lat, ale na takie warunki w sektorze państwowym zazwyczaj zgody nie będzie, nawet jeśli alternatywą będzie upadek tych firm?

Oczywiście nie wykluczam, że w niektórych przypadkach nawet dojdzie do powołania kompetentnych menedżerów, może nawet pasjonatów, ale siłą rzeczy będą to nieliczne wyjątki. W większości wypadków będą to zwykli technokraci, protegowani (polityczni lub urzędniczy). W przypadku dużych spółek, korporacji ma to mniejsze znaczenie (działa wielkość skali i siła inercji), ale w przypadku małych i średnich spółek, jeżeli są w złej sytuacji finansowej, może okazać się że będzie to nieskuteczne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz