Nowoczesność mamy już wszędzie, nie tylko w domu i obejściu, ale gdzie się nie ruszyć albo nawet nie ruszając się sprzed telewizora. Ostatnio Teatr Telewizji uraczył nas sztuką zatytułowaną „Generał”. Dla osób nieprzywykłych jeszcze do takiej nowoczesności w teatrze i zagrodzie dawka ta mogła okazać się porażająca. Spektakl był niewątpliwym przejawem tak zwanej sztuki wysokiej. Jej zrozumienie zarezerwowane zostało zapewne wyłącznie dla absolwentów Wyższej Szkoły Gotowania na Gazie – podwójnym zwłaszcza.
Dzieło skupia się głównie na przysłowiowych wdziękach Maryni w sensie dosłownym. Chodzi jednak nie o byle jakie wdzięki, a te samej pani generałowej J. Wątki poboczne to równy bełkocik o żarciu, chlaniu, plamach na ubraniu i innych sprawach do rymu.
Taką „kulturą” niewątpliwie zachwycimy świat i okolice. A kto wie czy, nawet nie samych unijnych dygnitarzy? W końcu nie o byle kogo tu chodziło, a o wybitnego komunistę. Niestety, brukselscy neokomuniści prawdopodobnie mają to w… głębokim poważaniu, jak i inne wysiłki naszego rządu, zmierzające do przypodobania się im.
A może chodziło tu więc o „godne upamiętnienie” daty 13 grudnia 1981 roku? Jeśli „godne”, to na miarę „człowieka honoru”, któremu ten trud przywracania bolszewizmu w PRL i PRL-bis zawdzięczamy.
Małgorzata Todd
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz