Wojciech Książek - Teksty na blog (odc. 47): SKOK Stefczyka: www.stefczyk.info/blogi
Testament edukacyjny Marii i Lecha Kaczyńskich
Kiedy
przygotowywałem materiały do konferencji o finansowaniu edukacji, którą „Solidarność”
oświatowa organizuje w Gdańsku, trafiłem kilka razy na materiały, które
powstawały z inicjatywy pałacu prezydenckiego w czasie, gdy był nim Lech Kaczyński.
W sposób szczególny dotyczyło to cyklu spotkań na tematy oświatowe, które były
organizowane w 2007 i 2008 roku.
Wspominam o tym, gdyż obecnie, nie tylko ja mam
zapewne poczucie, że w Polsce, także w odniesieniu do spraw szkolnictwa, doszło
do coraz bardziej widocznej koncentracji władzy – za dużo stanowisk, urzędów
kontroluje, obsadza jedna opcja. Sprawdzają się słowa ministra edukacji Jerzego
Wiatra z SLD, który w latach dziewięćdziesiątych ub. wieku mówił: „Wygrajcie
wybory, to będziecie rządzić”. PO z PSL wygrały po raz drugi i rządzą. Oj,
rządzą… Ośrodek prezydencki jedynie czasami nieśmiało zaprotestuje, jak przy
zmianie zasad nauczania nowego przedmiotu „Historia i Społeczeństwo” (moduł: „Ojczysty
Panteon, ojczyste spory”). Media nie stanowią zbytniej kontroli władzy, a
czasami stają się wręcz jej tubą, opozycja często bardziej zajmuje się sama
sobą, niż tworzeniem czytelnych dla ludzi programów alternatywnych. Do tego
coraz bardziej dochodzi kryzys etyczny i sączący się relatywizm, drastyczne
bezrobocie absolwentów, upadek polskiego przemysłu, lęki rodzin o byt, o
przyszłość. Ludzie stają się balastem, dzieci stają się pozycja li tylko
kosztową, jakby byli niepotrzebni przyszłości Rzeczpospolitej. Odtwarza się
podział na Polskę „A” i „B” bardziej pod kątem zasobności portfeli i stanu kont.
Brak wizji, prowizorka, skłócanie grup
pracowniczych, w tym lekceważenie nauczycieli, pracowników w ogóle. Rządy na
zasadzie, że władza się sama wyżywi, poleci samolotami, pojeździ limuzynami.
Widoczny jest kryzys przywództwa, kryzys rozumienia służby
publicznej, zasady „Pro publico bono”.
Miejsce mężów stanu zajmują politycy otoczeni grupami manipulatorów emocjami
społecznymi, zapatrzonych w sondaże poparcia. Coraz więcej jest PR w
miejsce szacunku dla RP. Mottem dla tych działań stają się słowa Wojciecha
Młynarskiego: „Ludzie to
lubią, ludzie to kupią, byle na chama, byle głośno, byle głupio”.
Polsce
brakuje dzisiaj ludzi pokroju Marii i Lecha Kaczyńskich. Ludzi z wizją, ale też
głęboko osadzonych w realiach życia „tu i teraz”. Podkreślam rolę Pani Marii.
Zwyczajnej, niezwyczajnej polskiej kobiety, żony, matki, babci. To dawało
jakiegoś blasku, atmosfery normalności (jak na zdjęciach w ostatnim numerze
tygodnika „Do Rzeczy”). Osób niszczonych za życia praktycznie przez wszystkich,
nawet przez media prawicowe, atakujące obronę Marii Kaczyńskiej prawa do
wolności kobiet.
Co
zrobił wtedy jej Mąż? Stanął w jej obronie, wbrew części elektoratu
prawicowego. Na tym polega wielkość. Znane jest powiedzenie, że „tylko silne ryby potrafią płynąć pod prąd”.
Gdyby ich nie było, nie byłoby wielkich polskich zrywów narodowych, Grudnia
1970, Sierpnia 1980, strajków na uczelniach Wybrzeża, stoczniach, Nowej Hucie w
2008 roku, których to XXV rocznicę w tym roku obchodzimy.
Piotr
Zaremba pisał niedawno w „… Sieci”: „Lech
Kaczyński był głęboko ludzki w swoich fascynacjach, rozterkach, także
pretensjach do świata. Szedł wbrew modom i poprawności lewicowo-liberalnej, ale
i prawicowej. Człowiek osobny, nie do
podrobienia, nie do zastąpienia”.
Cóż dodać?
Jak
ważna była chociażby idea „Solidarnej Polski” (czyli trochę podobnie jak hasło
„kapitalizmu z ludzką twarzą”), którą próbował zrealizować jako prezydent,
natomiast brat Jarosław, jako premier rządu RP. Jak inaczej wyglądał wtedy skarb
państwa, bez tego horrendalnie rosnącego zadłużenia, bez tzw. umów śmieciowych,
na które jest zatrudnionych już obecnie około 70% młodych ludzi. Tymczasem, gdy
spadają płace, to w ub. roku o około 1/5 wzrosły płace dyrektorów, członków
zarządów spółek skarbu państwa. Te różne premie, bonusy, to jakaś kpina ze
społeczeństwa. To nie jest kraj dla biednych ludzi…
Do tego cały czas działająca
w kręgach władzy zasada „4 x P”: Przemysł Przykrywkowy
i Przemysł Pogardy. Czyli zarządzanie przez konflikt i tematy zastępcze. I tak na
przemian. Jak kiedyś Janusz Palikot, który po latach bez cienia żenady mówi („W Sieci” - 3/2012): „Moim
celem było ich ośmieszyć, wyszydzić, skompromitować, sprowadzić do niskiego
parteru, doprowadzić do sytuacji, że oni nie są wielkimi przywódcami i nie mogą
uwieść narodu…” Czy ktoś z kreatorów kariery owego winiarza spod Lublina
powiedział słowo: „Przepraszam”? Tak
z premedytacją niszczy się moralność, więzy społeczne…
Jest
w tym oskarżenie wobec mediów, ale też zadanie dla szkół. Trzeba uczyć młodych
ludzi mądrego korzystania z telewizji, selekcji oglądanych programów,
internetu. Żeby wiedzieli i znali techniki manipulowania świadomością ludzi,
żeby nie poddawali się zalewowi programów, filmów, które działają na
najprostsze emocje, są zwykłymi złodziejami naszego czasu. Żeby młody człowiek
wiedział, iż to on ma władzę nad pilotem, a nie odwrotnie. Tego miały uczyć
zajęcia z „Edukacji medialnej”, jakie wprowadziliśmy do szkół na przełomie
wieków. Niestety, zostały mocno zredukowane w ostatnich latach.
Wydaje
się, że wraz z Lechem Kaczyńskim odchodzi pewna epoka, pewien etos
inteligenckiego rozumienia świata, wartości, patriotyzmu. Oparta na czytaniu książek
(polskich romantyków, Wyspiańskiego, ale nie tylko), obchodzeniu rocznic,
respektowaniu tradycji, pamięci grobów. Tej tradycji, która zawiera się w
haśle: „Katyń – pamiętamy”. Jak jego jazdy do kopalni Wujek, jego
coroczna obecność w mroźne poranki (właściwie jeszcze noce) w Gdyni, gdzie 17
grudnia 1970 roku strzelano do bezbronnych Pomorzan. Stał na straży owych
zdradzonych o świcie: polskich żołnierzy i oficerów, stoczniowców, górników. Uparcie,
czasami wbrew logice.
W
tej optyce człowiek jest podmiotem, który ma prawo do swej indywidualności,
zdania, do bycia trochę obok różnych zabiegów „pijarowskich”. Stąd tak czasami się
zżymano na niedzisiejszość Lecha Kaczyńskiego, jego upór. Ale taki właśnie był
polski inteligent, stojący trochę obok dóbr materialnych, doraźnego poklasku. Z
dużym dystansem do siebie, nutą autoironii. Chciałbym się mylić, ale oby nie
było tak, że wraz ze tą śmiercią i katastrofą smoleńską odchodzi pewien model
Polski - zrodzonej z inteligenckiego etosu, pamięci.
Płynęło
z prezydentury Lecha Kaczyńskiego ważne przesłanie dla oświaty, dla wychowania:
polskiej edukacji młodych pokoleń potrzebne są wyraźne kierunkowskazy, jasne
przesłanie patriotyczno-wychowawcze. Jakby chciał powiedzieć, młodzi ludzie,
patriotyzm to nie obciach, to nie zaścianek czy ksenofobia, co próbuje się wam
wmawiać w imię jakiejś tam poprawności politycznej.
Warto
zapamiętać, w czasie trzeciej rocznicy od tragedii smoleńskiej (ilu tam
wspaniałych ludzi zginęło…), że każdy człowiek, a więc i uczeń, i nauczyciel, w
szkole są, a przynajmniej powinni być, podmiotami. Najważniejsze jest personalistyczne widzenie świata, ludzka wrażliwość
i pamięć. I kropka.
Wojciech Książek
Ps. Lecha Kaczyńskiego miałem
okazję poznać w trakcie kolejnych obchodów rocznic Sierpnia ’80 w Gdańsku, na
które przyjeżdżał w ostatnich latach jako Prezydent RP. Bardziej jednak w
pamięci pozostał mi z czasu, gdy premierem rządu RP był Jerzy Buzek.
To było na początku jesieni
2000 roku. Jako ówczesny wiceminister edukacji, w kilka tygodni po odejściu
mojego szefa – prof. Mirosława Handke, napisałem pismo do premiera i ministra
finansów, wskazując na brak w projekcie budżetu na 2001 rok wystarczających
pieniędzy na wdrożenie drugiego etapu nowego systemu płac nauczycieli. Groziło
to załamaniem rozpisanego wówczas na trzy lata wzrostu wynagrodzeń w oświacie.
Nie kryłem, że groziłoby to protestem „Solidarności” oświatowej, która
generalnie popierała proponowane wówczas zmiany w oświacie.
W sprawach budżetowych odbyło
się wówczas nadzwyczajne posiedzenie rządu, podczas którego jeden z ministrów
zgłosił wniosek o moje odwołanie (różne interesy mają różne resorty). Przebieg
tamtego zebrania znam z ust trzecich. Decyzja była ponoć już prawie gotowa, gdy
głos zabrał ówczesny minister sprawiedliwości – Lech Kaczyński, który postawił
pytania, czy w tamtym moim piśmie napisałem nieprawdę, czy ujawniłem te fakty
na zewnątrz rządu. Jeżeli nie, to skąd wnioski o dymisję. To ponoć przesądziło,
że zostałem na ministerialnym „stołku” do końca kadencji, a podwyżka w 2001
roku została wdrożona. Wspominam ten
fakt, gdyż mówi on dużo o charakterze Lecha Kaczyńskiego. Jego zdolności – i odwadze
– mówienia prawdy niezależnie od okoliczności.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz