Wojciech Książek - Teksty na blog (odc. 43): SKOK Stefczyka: www.stefczyk.info/blogi
Polskie losy i historia w szkole
Kiedy ostatnio oglądałem w kinie film „Syberiada polska”
w reżyserii Janusza Zaorskiego, zastanawiałem się, czy i jak można tego rodzaju
filmy polecać młodym ludziom, organizować na nie wyjścia klas. Bo chociażby
sama tematyka jest niezwykle ważna.
Dosyć
często, także na tym blogu, wracam do tematu nauczania historii w polskiej
szkole. Temu poświęciłem między innymi tekst: „Jak przekazywać historię w
polskiej szkole?” z listopada ub. roku. Chyba najbardziej wprost
odniosłem się do tego problemu w tekście: „Czyja jest szkoła?” z grudnia ub.
roku, komentując m. in. zalecenia władz Warszawy, aby młodzież grupowo
wychodziła na film „Pokłosie” Władysława Pasikowskiego (pojawiły się pewne
kontrowersje).
W
dobie kultury obrazkowej jestem za tym, aby wykorzystywać film, internet, kino
do oglądania różnego rodzaju przekazu (chociaż bronię, chociażby z uwagi na
nazwisko, tradycyjnego czytania książek, czasopism). Oprócz strony
merytorycznej może mieć też ważny skutek edukowania młodych ludzi z korzystania
z różnego rodzaju oferty. Z tego, iż nie trzeba tylko ślęczyć całe dnie przed telewizorem
czy monitorem komputera (teraz też smartfonu). Że warto mieć władzę nad pilotem
– nie odwrotnie (oczywiście nie samolotowym a od przełączania kanałów TV).
Trzeba
to jednak robić planowo i mądrze. Co to oznacza? Ważne, aby tego typu wyjścia
do kina uwzględniać w jakimś szerszym planie funkcjonowania szkoły (chodzi o
zasady ogólne, bo przecież w sierpniu można nie wiedzieć, który film, spektakl
teatralny będzie dostępny za kilka miesięcy). Ważne, aby uczniowie byli
przygotowani do odbioru sensu, przekazu zawartego w danym obrazie. Czyli, aby
wcześniej były odpowiednie wyjaśnienia. Jak i po obejrzeniu filmu – najlepiej w
formie dyskusyjnej.
Trzeba
też uwzględniać w rocznym planie szkoły to, aby nie było jakiegoś przechyłu
ideologicznego, bo takie akurat ma poglądy włodarz czy urzędnik magistratu,
dyrektor, czy nauczyciel. Oferta musi być spluralizowana, osadzona w treściach
podstaw programowych. Szkoła publiczna musi mieć na uwadze, iż chodzą do niej
pociechy rodziców – podatników, którzy mają różne zapatrywania, głosują na różne
stronnictwa. Nie może być tak, że działa się w myśl
zasady, jaka władza, taka religia.
Przypomnę raz jeszcze zapis art. 56 ustawy o systemie
oświaty, który wyraźnie zakazuje prowadzenia w szkołach działalności partii i
ugrupowań politycznych. Owej indoktrynacji również, co ma swoje zakorzenienie
także w Konstytucji RP. Tego rodzaju program wychowania obywatelskiego, program wychowawczy szkoły, opiniuje
Rada Szkoły - Rodziców. Czyli jest możliwość jego korekt, uwzględniając zasady
demokracji i pluralizmu.
A
sam film jest dobry, ciekawie filmowany. Pokazujący względność praktycznie
wszystkiego. To chyba główne doświadczenie „Rosji”. Innego podejścia do czasu,
przestrzeni, człowieka jako jednostki-podmiotu. Nie jesteś pewny swej wolności,
swej własności. W każdej chwili mogą cię wywieźć, osadzić, skazać na podstawie
wydumanych zarzutów. Z tego rodzi się takie fatalistyczne przekonanie, iż
niczego nie zmienisz. „Wsjo tjeczjot”, można powtórzyć, za „panta rhei”. I że w
tym przygaszeniu trzeba żyć dalej. Podobnie doświadcza się relatywizmu
przestrzeni (bezkresnej), czasu (trzeba czekać: „Nie ma rozkazu”).
Film
próbuje pokazać, iż zesłanie, łagier to też doświadczenie uczuć najprostszych.
I ta ironia, gdy każe się zesłańcom oglądać film „Świat się śmieje”. I druga,
którą poznałem już po obejrzeniu filmu. Otóż autor książki, będącą podstawa
scenariusza, po wojnie, po powrocie z zesłania, najpierw walczył w korpusie
bezpieczeństwa publicznego, następnie zaś został prokuratorem wojskowym. Jego podpis
z 1952 roku widnieje pod aktem egzekucji sześciu polskich lotników, skazanych w
absurdalnym procesie o spisek wobec imperialistów (pisze o tym T. Płużański w
„Do Rzeczy” – 5/2013). Tak poznać komunizm, i stać się jego trybikiem? Jakie to
wszystko pokręcone. I jak trudno dojść z tym przekazem do uczniów…
Ale
trzeba. To polska racja stanu, o czym coraz mniej osób pamięta, tnąc nauczanie
historii w szkołach, lansując w mediach relatywizm i kulturę upadku. Młodzi ludzie,
nasza przyszłość, muszą mieć wewnątrz tę świadomość, która w filmie wyrażają
słowa: „Nie odbiorą ci ojczyzny, jeśli nosisz ją w sercu”.
A
na pokazanym w filmie poletku krzyży, których pewnie w owej irkuckiej obłasti
już nie ma, na drewnianym krzyżu widniał napis: „Antonina … PROSI O MODLITWĘ”.
Warto o takich prośbach pamiętać w czasie postnym. Chociaż o tym.
Wojciech
Książek
Ps. Często przy tego typu obrazach wracam pamięcią do zakończenia
„Zniewolonego umysłu” Czesława Miłosza, które podkreśla znaczenie wychowania
domowego, polskiego obyczaju. Niech o tym pamiętają różni proeuropejscy
propagandyści (niektóre ich działania to nie tylko hańba, ale i żenada):
„W moich wędrówkach w
początkach drugiej wojny światowej zdarzyło mi się być w Związku Radzieckim.
Czekałem na pociąg na stacji jednego z wielkich miast Ukrainy. Był to olbrzymi
gmach. Ściany były pokryte portretami i transparentami niewymownej brzydoty.
Gęsty tłum w kożuchach, mundurach, czapach z uszami i wełnianych chustach
zapełniał każdą wolną przestrzeń i rozgniatał grubą warstwę błota na
posadzkach. Marmurowe schody pełne były śpiących nędzarzy; ich nagie nogi
wyglądały z łachmanów, chociaż była to zima. Z góry nad nimi głośniki ryczały
propagandowe hasła. Przechodząc zatrzymałem się, nagle czymś tknięty.
Pod ścianą umieściła się
rodzina chłopów: mąż, żona i dwoje dzieci. Siedzieli na koszykach i tobołach.
Żona karmiła młodsze dziecko, mąż - o ciemnej, pomarszczone twarzy, z
opadającymi czarnymi wąsami, nalewał herbatę do kubka i podawał starszemu
synowi. Mówili ze sobą przyciszonym głosami po polsku. Patrzyłem na nich długo
i nagle poczułem, że łzy płyną mi po policzkach. I to, że właśnie na nich
zwróciłem uwagę w tłumie, i moje gwałtowne wzruszenie było spowodowane ich
zupełną i n n o ś c i ą.
Była to ludzka rodzina, jak wyspa w tłumie, któremu czegoś brakowało do
zwyczajnego, małego człowieczeństwa. Gest ręki nalewającej herbatę, uważne,
delikatne podanie kubka dziecku, troskliwe słowa, które raczej odgadywałem z
ruchu ust, ich odosobnienie, ich prywatność w tłumie - oto co mną wstrząsnęło”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz