Kupno Lotosu ułatwiłoby Rosjanom sięgnięcie po PKN Orlen, co oznaczałoby przejęcie rafinerii w Polsce, na Litwie i w Czechach. A rachunek za tę operację zapłaciliby polscy obywatele
Co ewentualna sprzedaż Grupy Lotos rosyjskim koncernom oznacza dla polskich obywateli? Pytanie to nabiera szczególnego znaczenia w tygodniu, w którym cena benzyny na stacjach przekroczyła "magiczną" barierę 5 złotych za litr.
Co ewentualna sprzedaż Grupy Lotos rosyjskim koncernom oznacza dla polskich obywateli? Pytanie to nabiera szczególnego znaczenia w tygodniu, w którym cena benzyny na stacjach przekroczyła "magiczną" barierę 5 złotych za litr.
Wszystkie znaki na ziemi i niebie wskazują, że kończy się okres posuchy dla rosyjskich koncernów chcących inwestować w największe firmy w Polsce. Pomimo jasno wyrażonych przez stronę rosyjską intencji o strategicznym charakterze sektora paliwowego, rząd polski przestał mieć obiekcje w stosunku do rosyjskich inwestorów w polskich strategicznych przedsiębiorstwach energetycznych. Otwartość na rosyjskich inwestorów deklarowali m.in. prezydent Bronisław Komorowski i odpowiedzialny za bezpieczeństwo energetyczne minister gospodarki Waldemar Pawlak. W tym kontekście należy analizować wystosowane przez ministra skarbu Aleksandra Grada zaproszenie potencjalnych inwestorów do negocjacji w sprawie nabycia akcji największej spółki Pomorza Gdańskiego - Grupy Lotos, na które mają oni odpowiedzieć do 18 lutego 2011 roku. Kwestie te były dyskutowane również w czasie wizyty prezydenta Dmitrija Miedwiediewa w Polsce, podczas której Rosjanie zabiegali o potwierdzenie, że strona polska nie żywi uprzedzeń do obecności rosyjskich inwestorów w branży energetycznej, sprzedawanej przez urzędników Donalda Tuska.
Przejąć zagraniczne rynki
28 sierpnia 2003 roku rząd Federacji Rosyjskiej przyjął "Strategię energetyczną Rosji na okres do 2020 roku". Strategia dotyczyła celów i priorytetów rosyjskiej polityki w zakresie energetyki oraz sposobów ich realizacji. Rosja, wykorzystując zasoby energetyczne, dążyć miała do zwiększenia swojego znaczenia na arenie międzynarodowej. Instrumentem do tak postawionego zadania miało być opanowanie zagranicznych rynków przetwórstwa, transportu oraz zbytu ropy naftowej i produktów naftowych przez spółki kontrolowane przez Kreml. W rozdziale strategii dotyczącym obecności rosyjskich spółek sektora energetycznego na światowych rynkach czytamy: "W ciągu najbliższych lat eksport zasobów energetycznych stanie się kluczowym czynnikiem tak dla rozwoju gospodarki narodowej, jak i dla ekonomicznej i politycznej pozycji Rosji w społeczności międzynarodowej". Zgodnie ze strategią ekspansja rosyjska na arenie międzynarodowej miała odbywać się poprzez: "Eksport zasobów paliwowo-energetycznych, opracowanie i opanowanie zasobów energetycznych na terytoriach innych państw oraz umocnienie obecności na wewnętrznych rynkach zagranicznych, przejęcie sieci zbytu zasobów energetycznych i obiektów infrastruktury energetycznej w tych państwach". W strategii przed rosyjskimi spółkami sektora naftowego postawione zostało zadanie "zabezpieczenia politycznych interesów Rosji na świecie", a jednym ze środków jego realizacji miało być "rozszerzenie obecności rosyjskich spółek naftowych na rynkach zagranicznych i ich udział w majątku za granicą, mającym służyć do przetwórstwa, transportu i zbytu [ropy naftowej]". Rząd rosyjski planował od przełomu lat 2005/2006 zmniejszenie wolumenu eksportu produktów naftowych, w szczególności mazutu i oleju napędowego, po uprzednim przejęciu przez rosyjskie spółki naftowe kontroli nad szeregiem zagranicznych zakładów przetwórstwa surowca.
Aktualność strategii znajdowała potwierdzenie w wypowiedziach przedstawicieli rosyjskiego rządu i głównych decydentów sektora energetycznego, m.in. Siemiona Wajnsztoka, prezesa spółki Transnieft, mającej monopol na transport ropy przez terytorium Rosji, i ministra przemysłu i energetyki FR Wiktora Christienki.Siemion Wajnsztok w wywiadzie dla pisma "Ropa i kapitał" powiedział: "(...) pora, aby Rosja przestała zwiększać dostawy ropy za granicę. 'Transnieft' obecnie proponuje obniżenie eksportu ropy naftowej na tyle, na ile jest to możliwe. (...) Obniżyć o 50-60 procent. Proponujemy nie upodabniać się do krajów nierozwiniętych, które eksportują ropę, a postawić na rynek przetworzonego towaru. (...) na końcówkach naftociągów eksportowych powinno się mieć dobre rafinerie i przedsiębiorstwa chemiczne". W ramach realizacji tej strategii rząd rosyjski wspierał wiele projektów, z których najbardziej polskich spraw dotyczyły głównie projekty nieudane: walka rosyjskich koncernów o litewską rafinerię w Możejkach (kupioną przez Orlen), próba przejęcia węgierskiego koncernu MOL, realizowana we współpracy z austriackim "pośrednikiem" - koncernem OMV, a wreszcie nieudane przejęcie Rafinerii Gdańskiej (2002 r.). To pasmo niepowodzeń ma zostać przełamane, między innymi przejęciem przez rosyjskiego inwestora pakietu kontrolnego nad Grupą Lotos, do czego przygotowania trwają po stronie rosyjskiej od kilku lat.
Rosnąca pozycja Lotosu
Wszystkie rafinerie konkurujące o rynek w Polsce - wschodnioniemieckie, białoruskie, z państw bałtyckich - są wyspecjalizowane w przerobie ropy rosyjskiej. Mogą przerabiać inne ropy niż rosyjski Urals, jednak najlepiej dają sobie radę właśnie z surowcem rosyjskim. W Polsce ropę naftową przerabiają dwie rafinerie - płocki Orlen (14,5 mln ton rocznie) i gdański Lotos (6 mln ton rocznie). Ze względu na centralne położenie Orlenu wyłączny dostęp do rurociągów do przesyłu gotowych paliw i kilka innych strategicznych przewag - cenę na rynku dyktuje właśnie płocki koncern. Sytuacja ta może się zmienić diametralne z kilku powodów.
Po pierwsze, kończy się kosztująca 2 mld USD rozbudowa gdańskiej rafinerii zwiększająca przerób ropy o 75 proc. (do 10,5 mln ton rocznie), co oznacza, że znajdzie się ona prawie w tej samej lidze, co rafineria płocka, a nowe instalacje Lotosu będą nowocześniejsze i bardziej efektywne niż ich płockie odpowiedniki. Rozpoczęcie wykorzystywania pełnych mocy przerobowych rozbudowanego Lotosu oznaczać będzie początek wojny cenowej pomiędzy obiema polskimi rafineriami - dużo więcej produktów trafi na polski rynek i w efekcie spadną ich ceny, co pozytywnie odczują konsumenci.
Po drugie, Grupa Lotos posiada perełkę, której Orlen może jej tylko pozazdrościć - została obdarowana przez Skarb Państwa spółką "Petrobaltic", która wydobywa ropę naftową na Morzu Bałtyckim i prowadzi działalność na norweskim polu naftowym Yme poprzez zależną spółkę Lotos Exploration and Production Norge AS (planowane wydobycie to ok. 400 tys. ton rocznie). Im wyższe ceny ropy naftowej na światowych rynkach, tym bardziej rośnie wartość tego ropnego "źródełka" dla całej Grupy Lotos.
Po trzecie, radykalnie na korzyść Lotosu wpłynąć mogą strategiczne inwestycje o charakterze gospodarczym i politycznym rosyjskich koncernów - a zwłaszcza zakończenie przez Rosjan budowy rurociągu BTS-2 na odcinku Uniecza - Ust Ługa. Pierwszy z tych ropociągów (BTS-1), o przepustowości 65 mln ton rocznie, zakończono naftoportem w Primorsku (108 km na północny zachód od Petersburga), a jego uruchomienie w 2001 r. pozwoliło na wyeliminowanie z transportu rosyjskiej ropy łotewskiego portu Ventspils, odcięcie dostaw do kupionych przez Orlen Możejek i eliminację eksportu przez kupiony wraz z Możejkami litewski naftoport w Butyndze.
Ostateczna decyzja o budowie drugiego ropociągu (BTS-2) zapadła w styczniu 2007 r., po konflikcie naftowym Moskwy z Mińskiem, w wyniku którego przerwano dostawy ropy do Polski i Niemiec. Rura zaczynająca się w Unieczy, kilkadziesiąt kilometrów przed granicą białoruską, o przepustowości 50-75 mln ton rocznie, ma kosztować 2,5 mld dolarów. Cel inwestycji jest jasny: zbudowanie alternatywy dla białorusko-polsko-niemieckiego odcinka rurociągu "Przyjaźń", przesyłającego 60-70 mln ton ropy rocznie. Presja na budowę rurociągu była tak duża, że pomimo iż planowano zakończyć go w 2012 r., ostatni spaw na rurze założono... miesiąc temu. A dokończenie BTS-2 to potencjalnie naftowy szok dla całego regionu. Białoruskie rafinerie odcięte od dostaw ropy z "Przyjaźni" zostaną przejęte za bezcen przez rosyjskie koncerny lub będą przerabiały ropę naftową z Wenezueli, przewożoną do rafinerii koleją z Ukrainy lub Litwy. Wśród rafinerii polskich i niemieckich na odcięciu dostaw ropy rurociągiem "Przyjaźń" stracą Orlen i niemieckie rafinerie, a radykalnie dużo zyska właśnie gdański Lotos. Spółka ta ma jako jedyna rurociąg bezpośrednio łączący ją z gdańskim Naftoportem, co pozwoli jej uniknąć kosztów utrzymania setek kilometrów polskiego odcinka rurociągu "Przyjaźń", zarządzanego przez państwową spółkę PERN. Koszty te zostaną przerzucone na trzy pozostałe rafinerie, co pogorszy ich możliwość konkurowania z Lotosem. Archimedes miał powiedzieć: "Dajcie mi punkt podparcia, a poruszę Ziemię". Dźwignią, dzięki której Rosjanie zamierzają poruszyć paliwową Europę Środkową, jest rurociąg BTS-2. Punktem podparcia tej dźwigni jest przejęcie Lotosu.
Czarny scenariusz
Co może zrobić rosyjski właściciel Grupy Lotos po przejęciu rozbudowanej, zmodernizowanej, posiadającej świetny dostęp do infrastruktury morskiej rafinerii w Gdańsku? W pierwszej fazie może zawrzeć ze swoją rafinerią bardzo korzystny dla niej kontrakt na dostawy ropy naftowej, dzięki któremu, dotowana - tańszą niż konkurencja - rosyjską ropą, będzie mogła (wykorzystując opisane powyżej przewagi) podjąć jeszcze brutalniejszą wojnę cenową w regionie. Z perspektywy klienta wojna cenowa producentów paliw to marzenie - oznacza skokowy spadek cen paliw. Taka wojna jest jednak pożądana przez klientów jedynie w sytuacji, gdy wynika ze zmiany otoczenia rynkowego na bardziej konkurencyjne. Sytuacja, w której jednym z czynników ekonomicznych umożliwiających wojnę cenową jest dotowanie jednego z konkurentów - na przykład dostawami tańszej ropy - oczywiste jest, że sprawa ma drugie dno i jest przejawem walki o przejęcie całego rynku. W długofalowej strategii rosyjskiej taka wojna cenowa ma więc sens jedynie w przypadku, w którym będzie okresowa i osiągnie założony cel, którym jest złamanie na rynku polskim konkurentów, a zwłaszcza PKN Orlen. A to już nie będzie dobre dla naszych kieszeni. Po co Rosjanie mieliby łamać ekonomicznie PKN Orlen, rzucać go na kolana? Po to, by go kupić na warunkach, na których zamierzają kupować m.in. odcięte od ropy białoruskie rafinerie. Co więcej, w przeciwieństwie do Lotosu wykup Orlenu nie będzie zależny od rządu w Warszawie. Lotos to firma, w której ponad połowę udziałów ma państwo - bez jego zgody nic w spółce się nie wydarzy. W Orlenie państwo ma niespełna 28 proc., co oznacza, że do przejęcia kontroli akcji na giełdzie potrzeba tylko woli i pieniędzy. A jeśli ostrą konkurencją Rosjanie załamią kurs giełdowy akcji Orlenu, to tych pieniędzy nie będzie potrzeba zbyt wiele... Przejęcie Orlenu będzie oznaczało przejęcie rafinerii w Polsce, na Litwie i w Czechach - w rękach rosyjskich koncernów zostanie w ten sposób paliwowo "zintegrowana" nie tylko cała Polska, ale wręcz Europa Środkowa. A rachunek za tę operację zapłacą polscy przedsiębiorcy i obywatele.
Zanim mleko się rozleje...
Sprzedaż Lotosu jest kontrowersyjna z wielu powodów. Po pierwsze, nie ma dobrego kupującego, chcącego robić normalny biznes, a będący w większości we własności rządu Lotos jest pod pewnymi względami o wiele istotniejszy dla bezpieczeństwa energetycznego RP niż PKN Orlen - nie ma możliwości wrogiego przejęcia tej spółki. Zadziwia próba sprzedaży rafinerii kończącej wielką modernizację i rozbudowę - firma poniosła olbrzymie koszty modernizacji, a właściciel nie odczuł jeszcze pozytywnych zmian z nią związanych. Ponadto do sprzedaży ma dojść w czasie głębokiego kryzysu finansowego, kiedy najlepszą strategią jest czekanie na zmiany i utrzymanie cennych aktywów w rękach. Gotówka jest dobrem tak rzadkim, że dysponujące nią firmy i rządy wchodzą wyłącznie w "superokazje". Nie chciałbym, żeby polskie strategiczne przedsiębiorstwa były sprzedawane na warunkach przypominających "świąteczne promocje". Po czwarte - sprzedając Lotos, rząd szkodzi innej swojej spółce - PKN Orlen. Płocki koncern podejmuje próby zbycia przynoszącej straty rafinerii w Możejkach - wybrał w tym celu doradcę i zaczął aktywnie poszukiwać nabywcy. Sprzedaż w tym samym czasie dwóch rafinerii położonych w bezpośrednim sąsiedztwie nad wybrzeżem Bałtyku oznacza, że żadna z nich nie zakończy się minimum przyzwoitości, a więc przynajmniej osiągnięciem dobrej ceny. Dlatego proces sprzedaży Lotosu powinien zostać przerwany. Celowo piszę o procesie "sprzedaży", a nie o "prywatyzacji", bo pewne jest, że Lotos zakupi firma kontrolowana przez inny rząd niż nasz. Zabiegi o sprzedaż firmy w tak trudnym okresie są twardym, namacalnym dowodem na to, że z polskimi finansami publicznymi dzieje się naprawdę źle. Jeśli jednak rząd tak bardzo chce pozyskać środki ze sprzedaży, to powinien rozważyć zaproszenie do tego procesu dwóch innych państwowych koncernów - Orlenu i PGNiG. Tego rodzaju działania można zakwalifikować jako "przekładanie z kieszeni do kieszeni", ale pozwoliłyby osiągnąć ministrowi skarbu upragnione dochody, a nam spokój ducha, że jeśli będziemy nadmiernie "dojeni" na stacjach benzynowych, to przez polski rząd i polskie państwowe koncerny.Autor jest prezesem i ekspertem Fundacji Republikańskiej. W latach 2005-2008 kierował Departamentem ds. Dywersyfikacji w Ministerstwie Gospodarki, był też szefem rady nadzorczej Przedsiębiorstwa Eksploatacji Rurociągów Naftowych "Przyjaźń" SA i członkiem rady nadzorczej spółki Naftoport.
Przemysław Wipler, Nasz Dziennik 17.12.2010