25 września 2015

Rząd polski mógł zablokować dyktat brukselski, ale wolał kapitulację naszych interesów

Postawa rządu ws. przyjmowania imigrantów (zwanych uchodźcami) staje się coraz bardziej żałosne. Pisaliśmy o utajnieniu informacji - notatek służbowych z rozmów z kanclerz Merkel, ukrywaniu treści korespondencji z Komisji Europejskiej oraz braku wiedzy Kancelarii Prezesa Rady Ministrów ws. kosztów przyjmowania imigrantów:
Odmowa informacji nie powinna dziwić, okazuje się bowiem, że rząd prowadził negocjacje nie korzystając z mechanizmów blokujących. Z ust prominentów PO słyszymy, iż nie można było zablokować decyzji, a dlaczego polski rząd przyłączył się. Tymczasem jak wyjaśnia prezydencki minister Krzysztof Szczerski była możliwość blokady decyzji ws. imigrantów. Nie mieliśmy mniejszości blokującej, ale mieliśmy siłę do tego, żeby decyzję ws. uchodźców odroczyć na czas nieokreślony [...] Głosowania w sprawach migracyjnych są liczone inaczej niż głosowania ogólne. Po pierwsze należało uzyskać deklarację od tych trzech państw, że wyłączają się z głosowania (Irlandia, Dania, Wlk. Brytania), co i tak uczyniły. Po drugie należało wystąpić o policzenie głosów w systemie nicejskim, na co pozwala Traktat Lizboński. Po trzecie należało wystąpić o uruchomienie mechanizmu z Janiny, który powoduje, że nie trzeba zebrać pełnej liczby głosów mniejszości blokujące, tylko wystarczy 3/4 tych głosów. Przypomnijmy, że polski rząd nie wykorzystał żadnej z powyższych możliwości. 
Czy jeszcze należy się dziwić, iż utajniają ważne informacje ws. przyjmowania imigrantów?

Niebezpieczny Berlin

W mediach próbuje nam się wmówić, że należy przyjąć tzw. „uchodźców” (w rzeczywistości islamskich imigrantów), że nie ma żadnego zagrożenia, że będzie bezpiecznie. Problem w tym, że islamscy imigranci stanowią zagrożenie (nawet nie ze względu na terroryzm), ale zwyczajnie ze względu na model życia jakie przynoszą w tworzonych przez nich gettach. Kilka tysięcy rozproszonych nie stanowi może znaczącego problemu dla kraju, ale doskonale wiemy że to furtka która ma doprowadzić że będzie ich dziesiątki, setki tysięcy, a wtedy może mieć sceny rodem z krajów zachodnich. Żeby nas nie oskarżono, iż zagrożenie imigranckie to nasze fanaberie przytaczamy fragmenty tekstu z mainstreamowego portalu Onet.pl http://podroze.onet.pl/gdzie-na-weekend/czy-w-berlinie-jest-bezpiecznie-narkotyki-napady-i-pobicia/n8m94n dot. sytuacji w Berlinie:
Zorganizowane gangi wzięły na celownik pijanych i naćpanych turystów. W miniony piątek znowu doszło go kolejnego napadu, aresztowano dwie osoby, prawdopodobnie kieszonkowców. Oficjalnie policja mówi o ”bitnikach” i ”gangach”, ale jeden z policjantów pełniący służbę w sobotnią noc, kiedy Joshua z Ameryki poznaje uroki życia nocnego Berlina, zdradza nieoficjalnie, że przestępcy pochodzą z wielodzietnych rodzin arabskich i mieszkają w Berlinie od wielu lat. – To nie są uchodźcy – mówi. Policja i politycy jak ognia unikają mówienia o narodowości przestępców, żeby nie narazić się na zarzut rasizmu. Ochroniarz jednego ze znanych klubów, pragnący zachować anonimowość, mówi: – W każdy weekend dzwonimy po policję, bo młodzi Arabowie napastują nasze dziewczyny – łapią za biust albo obmacują pośladki. W pierwszej połowie roku policja interweniowała we Friedrichshain aż 234 razy. – To przestało być zabawne – stwierdza policjant.
Falę oburzenia wywołał napad na piosenkarkę Jennifer Weist, wokalistkę grupy rockowej Jennifer Rostock. Kilka tygodni temu artystka opuszczała po całonocnej imprezie teren RAW, gdy ona i jej amerykański przyjaciel zostali zaatakowani przez dwóch mężczyzn. Napastnicy chcieli okraść piosenkarkę. Gdy zaczęła się bronić, jeden z napastników próbował zerwać jej chłopakowi George`owi złoty łańcuszek z szyi. Amerykanin także stawił czynny opór, a wtedy jak spod ziemi wyrosło 15 członków gangu. Jeden z nich ranił George`a w szyję. Z długą na kilkanaście centymetrów raną odwieziono go do szpitala. Niewiele brakowało, a wykrwawiłby się na śmierć. Kilka dni wcześniej dwóch holenderskich 19-latków zostało pobitych przez gang i wylądowało w szpitalu, bo odważyli się postawić bandzie kieszonkowców...
Już dawno minęła północ. Przy wejściu do zagłębia klubów nocnych stoi dwójka wyrostków. Mówią, że pochodzą z Palestyny. Na pytanie, czy przyszli, żeby trochę potańczyć, odpowiadają: – Pieprz się, pedale. Jeszcze jedno pytanie i będziesz miał kłopoty. Policjant, który nie posiada uprawnień do rozmowy z mediami, ale mimo to postanawia uchylić rąbka tajemnicy, opowiada, że handlujący narkotykami Afrykańczycy przenieśli się z Görlitzer Park na teren RAW. Mają najniższą rangę w przestępczej hierarchii. W zagłębiu klubowym działają bandy kontrolujące dilerów i ich narkotykowe interesy.

Nawet komuniści się nie odważyli. Ustawa anty-stowarzyszeniowa uchwalona przez Sejm

Sejm uchwalił ustawę o zmianie ustawy Prawo o Stowarzyszeniach (projekt prezydenta Komorowskiego), zwana także anty-stowarzyszeniową. Głosowało - 424  Za - 285  Przeciw - 5  Wstrzymało się - 134  Nie głosowało - 36. Za projektem głosowała zgodnie koalicja PO-PSL i lewica, PIS wstrzymał się od głosu, Zjednoczona Prawica podzieliła się (9 za, 6 wstrzymujących), a poseł Wipler (KORWIN) głosował przeciw.
Organizacje społeczne negatywnie oceniają ten projekt. Jak stwierdza dr Daniel Alain Korona ze Stowarzyszenia Interesu Społecznego WIECZYSTE – To absolutny skandal. Nawet komuniści nie odważyli się na taką zmianę prawa w zakresie stowarzyszeń zwykłych. Do tej pory 3 osoby mogły założyć Stowarzyszenie i rozpocząć działalność po 30 dniach. Władza mogła wystąpić o zakaz działalności stowarzyszenia, ale dopóty prawomocnie nie zapadł taki zakaz można było działać. Teraz stowarzyszenie będzie mogło działać dopiero po wpisie do ewidencji przez organ administracji publicznej. Wprawdzie można skarżyć do sądu administracyjnego, ale procedura będzie kosztować a ponadto jeżeli uwzględnimy postępowanie kasacyjne trwać 2-3 lata. Teoretycznie można założyć organizację i nie wystąpić o wpis do ewidencji, ale wówczas nie będzie się miało żadnych uprawnień, nawet występowania w postępowaniach administracyjnych czy też cywilnych po stronie obywateli.
Nie jedyne to zastrzeżenia organizacji społecznych. Stowarzyszenia zwykłe w nowej formule mogą stać się instrumentem do wyłudzenia pieniędzy publicznych, gdyż będą mogły otrzymywać dotacje publiczne. Wystarczy 3 wspólników powiązanych np. ze starostą/prezydentem miasta i dotacja murowana. Dziś tylko stowarzyszenia zarejestrowane mogą o takie dotacje się ubiegać, ale dużo trudniej znaleźć 15 wspólników do "interesu". Projekt ustawy przewiduje również, iż w stowarzyszeniach zarejestrowanych, członkowie zarządu będą mogli otrzymywać pieniądze już z racji samej funkcji, a nie wykonywanej pracy. To zaprzeczenie idei stowarzyszeń i generalnie ich wypaczenie.
Teraz projekt trafi do Senatu, a później do prezydenta (szkoda że kancelaria Andrzeja Dudy nie zdecydowała się na wycofanie tego skandalicznego projektu).