6 listopada 2012

Wschodnia Polska jako rezerwat Ukraińskiego nacjonalizmu


Poniżej tekst z portalu kresy.pl odnośnie mniejszości ukraińskiej w Polsce południowo-wschodniej:

Wschodnia Polska jako rezerwat ukraińskiego nacjonalizmu

Niewielu wie, że za rezerwat ukraińskiego nacjonalizmu, obok zachodniej Ukrainy, należy uznać także wschodnią Polskę. Mowa o Ukraińcach mieszkających w Polsce w województwie podkarpackim, tuż przy granicy z Ukrainą. Większość z nich to wojujący głosiciele neobanderowskiej ideologii, potomkowie członków Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN) i Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA). W Przemyślu mieści się lokalny oddział Związku Ukraińców w Polsce, znajdujący się pod ochroną państwa polskiego. I tu zaczyna się najciekawsze…
Wydawałoby się, że Warszawa nie ma nic wspólnego z wielbicielami Bandery i Szuchewycza. Regularne zabójstwa polskich państwowych i wojskowych przywódców (Bronisław Pieracki, Karol Świerczewski i inni), rzeź wołyńska 1943 r. i wiele innych wydarzeń, nie powinny dawać powodów do ścisłej współpracy neo-banderowców i polskich władz. W rzeczywistości wszystko jest dużo bardziej skomplikowane. 
Związek Ukraińców w Polsce otrzymuje od rządu polskiego coroczne wsparcie w wysokości 2 milionów polskich złotych. Dodatkowo pewna część ich finansów pochodzi od ukraińskiej diaspory z Kanady i władz Lwowa. Trzeba zauważyć, że przemyski oddział Związku Ukraińców w Polsce oraz Lwów łączą ciepłe przyjacielskie stosunki i ma sens mówienie o rozprzestrzenianiu się ukraińskiej ideologii narodowej poza granicę Ukrainy, na tereny Polski wschodniej.
Swoją nieliczność na Podkarpaciu Ukraińcy nadrabiają radykalizmem. Otrzymując pieniądze z polskiego budżetu, regularnie organizują uroczystości przy grobach członków OUN i UPA a nawet organizują faszystowskie marsze ulicami Przemyśla z obstawą polskiej policji.
Polskie społeczeństwo jest oburzone, ale na to oburzenie władze kraju nie zwracają uwagi. Dążą one do wzmocnienia „bufora” między Polską i Rosją, za jaki w Warszawie uważa się Ukrainę. Pieniądze na neobanderowców z budżetu państwa polskiego są i będą przeznaczane. Przy czym nad Związkiem Ukraińców w Polsce opiekę sprawuje i narodowo-klerykalna partia Jarosława Kaczyńskiego „Prawo i Sprawiedliwość”, i partia Donalda Tuska „Platforma Obywatelska”. Tylko, że ci pierwsi robią to otwarcie i z głośnym antyrosyjskim tupetem, a drudzy spokojnie i dyplomatycznie.
Ci polscy patrioci, którzy odważyli się skrytykować neobanderowskie sabaty w Polsce, od razu zostali oskarżeni o ukrainofobię. Mając własne media i nie narzekając na braku funduszy, Związek Ukraińców w Polsce promuję ideę przekształcenia Przemyśla w ukraińskie centrum w Polsce. Warszawa do podobnych wybryków odnosi się na razie tolerancyjnie, utrzymując równowagę między interesami państwa polskiego, a kulturowo-autonomicznymi dążeniami ukraińskiego nacjonalistycznego towarzystwa.
Jeśli stosunki ekonomiczne Polski z Brukselą przyniosły Polsce korzyści na samym początku przystąpienia do Unii Europejskiej, to dzisiaj Warszawa nie chce przystąpić do strefy euro, pomimo rozpowszechnienia w kraju zachodnich poglądów. Dzisiaj to zbyt ryzykowne aby we wszystkim podążać za Brukselą.
Przy tym Polska jest dla Europy w pewnym sensie interesująca. Na przykład Niemcy, których znaczny udział w rozkwicie gospodarczym zajmuje eksport, widzą Polskę jako odpowiedni rynek dla swoich towarów. Zatrzymanie lub zmniejszenie niemieckiego eksportu boleśnie uderzy w gospodarkę Niemiec.Niemiecki kapitał trwale zakorzenił się w Polsce i odchodzić nie ma zamiaru. Dla zapewnienia sobie przyjacielskiego dla Berlina otoczenia  informacyjnego polskie gazety zostały wykupione przez niemieckich właścicieli. I tak w rękach niemieckich znajduje się „Rzeczpospolita” – jeden z najbardziej znanych polskich dzienników, o nakładzie 160 000 egzemplarzy (w rzeczywistości „Rzeczpospolita" jest wydawana przez polską spółkę „Presspublica” – przyp. red. KRESY.PL).
Niezadowolenie społeczeństwa polskiego działaniami Brukseli w sprawie ograniczenia praw i możliwości „nowicjuszy” w Unii Europejskiej wyraziło się we wsparciu okazanemu przez Polaków węgierskiemu premierowi Wiktorowi Orbanowi, stanowczo opierającemu się dyktatowi urzędników europejskich. W marcu 2012 roku wśród dziesiątków tysięcy demonstrantów świętujących na ulicach Budapesztu kolejną rocznicę rewolucji niepodległościowej 1848 r. znajdowało się kilka tysięcy Polaków, którzy przyjechali wyrazić swoje poparcie dla reform Wiktora Orbana. „Wiwat Orban” „Boże błogosław Węgry!” – transparenty z takimi hasłami nieśli Polacy. Nie trzeba nawet wspominać, że wizyta tysięcy Polaków w Budapeszcie w celu wyrażenia poparcia dla premiera sąsiedniego państwa za jego nieugiętość w dialogu z Unia Europejską nie otrzymała należytego nagłośnienia w polskich mediach. Przemarsz Polaków został tam przedstawiony jako wybryk grupy prawicowych radykałów, marginesu, którego stanowisko nie odzwierciedla poglądów polskiego społeczeństwa. Nie zwracając uwagi na neobanderowskich radykałów na Podkarpaciu, Warszawa za radykałów uważa polskich obywateli, wyrażających poparcie dla Wiktora Orbana.
Już dziś polska patriotyczna inteligencja zastanawia się w co mogą ewoluować roszczenia  wysuwane przez ukraińskich nacjonalistów w Polsce względem państwa polskiego. Na przykład przemyski oddział Związku Ukraińców w Polsce pretenduje do części kościołów katolickich z zamiarem przekształcenia ich w kościoły greckokatolickie (unickie). Przemyśl widział już zajęcie przez unitów kościołów katolickich, po którym nastąpił katolicko-unicki konflikt, obejmujący znaczącą część ludności. Polacy próbowali wypędzić unitów, unici nie wpuszczali Polaków. W rezultacie część kościołów pozostała katolickimi, a część unickimi. Kościoły katolickie, których nie udało się zagarnąć, unici wciąż uważają za swoje.
Pobłażanie organizacjom profaszystowskim operującym na Ukrainie i w Polsce nie doprowadzi do niczego dobrego. Rozumie to wielu ludzi, zarówno w Polsce, jak i na Ukrainie. Być może dojrzała już konieczność konstruktywnego polsko-ukraińsko-rosyjskiego dialogu, gdzie za stronę „ukraińską” należy rozumieć nie zachodnio-ukraińską manierę, a zdrowe patriotyczne siły, które nie godzą się na banderyzację własnego kraju?
Znany rosyjski geopolityk Iwan Iwanowicz Dusiński w swojej pracy „Główne problemy polityki zagranicznej Rosji w związku z programem naszej polityki morskiej” (Odessa, 1910) podkreślał, że „Ukraińcy, dopóki pragną zostać takimi i odtrącają swoją tożsamość z narodem rosyjskim, są w rzeczywistości o wiele bardziej zaklętymi i niebezpiecznymi wrogami, niż Polacy (podkreślenie – Władysław Gulewicz). Stąd jasne jest, że powinniśmy dojść z Polakami do porozumienia, odnośnie Ukraińców. Na mocy tego porozumienia możemy zostawić Polakom pełną swobodę działania w stosunku do Ukraińców, możemy całkowicie oddać ich na pożarcie Polakom, ani trochę nie oburzając się, jeżeli ci ostatni zaczną ich uciskać, i w ogóle nie martwic się polskimi sukcesami w tej narodowej walce... W zamian za to austriaccy Polacy powinni uznać prawa narodowe prawa staroruskiej partii Halicza i zaprzestać walki z jej przedstawicielami... sfabrykowany na specjalne zamówienie „ukraiński naród” zapowiada, jeżeli się utrzyma, przyniesienie nie mniejszych szkód samym Polakom, niż nawet nam, i może szkodę samym Polakom, niż nawet nam, i może przynieść duży pożytek tylko Niemcom, którzy otwarcie podtrzymują mazepińców subsydiami z Berlina (podkreślenie – Władysław Gulewicz).
W czasach Dusińskiego słowo „Ukrainiec” oznaczało nie tyle narodową, ile polityczną przynależność. Coś w stylu zawodu, pożądanego przez pracodawców z Wiednia i Berlina. Nie ma już Austro-Węgier i nie ma austriackich Polaków, ale jest ukraiństwo, do dziś opierające się na zagranicznych subsydiach.
Czy nie lepiej, żeby Polska rzeczywiście przypomniała sobie staroruską  historię Podkarpacia, i w szczególności Przemyśla. Przecież przed laty Przemyśl był centrum nie ukraińskiej, a karpacko-ruskiej kultury. Podobnie jak dzisiejsi Ukraińcy, oni także stanowili mniejszość w tym kraju, ale za to aktywną mniejszość, był to zachodni bastion „Rosyjskiego Świata”. Roman Mirowicz, Klaudia Aleksjejewicz,, Józef Lewicki, Józef Łoziński, Cyryl Czerlunczakiewicz,  Mikołaj Antoniewicz - ci i inni galicyjscy rusofile mieszkali i pracowali w Przemyślu. Cyryl Czerlunczakiewicz, Mikołaj Antoniewicz są tam także pochowani. Wielu z nich było torturowanych i szykanowanych w austriackich katowniach. Rodem z tego kraju pochodzi także najbardziej znany sowiecko-galicyjski rusofil – ukraiński pisarz Jarosław Hałan, który zginął z rąk banderowców w 1949 roku.
Niestety pamięć o nich zaciera się, nie bez wysiłku organizacji takich jak Związek Ukraińców w Polsce, bezczelnie przypisujących sobie historię Przemyśla, miasta będącego niegdyś  stolicą Rusi Czerwonej. Będąc przewodnikiem najbardziej radykalnej wersji ukraiństwa, Związek Ukraińców w Polsce nietolerancyjnie odnosi się do wszystkiego, co poddaje w wątpliwość prawomocność ich roszczeń do historii Podkarpacia.
Władisław Gulewicz
Autor jest analitykiem politycznym i publicystą, ekspertem czasopisma "Życie Międzynarodowe" (Rosja) oraz Centrum Prognoz i Ocen Strategicznych (Rosja). Mieszka na Ukrainie.
Źródło: Fondsk.ru
Tłumaczenie: Aleksandra Myszka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz