14 września 2012r. o godzinie 16.00 zjawiłem się na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie. Jakie było moje zdziwienie, kiedy okazało się ,że w miejscu wskazanym przez BB i ZK, jako miejsce mojej pikiety, nie bardzo mogę rozstawić sprzęt. Miejsce to w większości zostało poodgradzane i zajęte przez jakieś namioty( nawet nie próbowałem dociekać kto to zrobił). Dla jasności zacznę od początku. Może nie od samego, bo pomysł pikiety wpadł mi do głowy prawie trzy miesiące temu.
17 sierpnia 2012.r osobiście zawiozłem formularz zawiadomienia o zgromadzaniu publicznym, na ul. Młynarską 43/45 . Dla Warszawiaków miejsce znajome, Biuro Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego. Parę dni później dostałem odpowiedź. Czytając ja trochę się zdziwiłem, ale widocznie podana przeze mnie lokalizacja nie była całkowicie dostępna. Opisana była jako skrzyżowanie ulic: Krakowskie Przedmieście i Tokarzewskiego –Karaszewicza w Warszawie. Mając takie informacje zacząłem przygotowywać pikietę.
14 września 2012r. o godzinie 16.00 zjawiłem się na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie. Jakie było moje zdziwienie, kiedy okazało się ,że w miejscu wskazanym przez BB i ZK nie bardzo mogę rozstawić sprzęt. Miejsce w większości zostało poodgradzane i zajęte przez jakieś namioty( nawet nie próbowałem dociekać kto to zrobił). Policjanci którzy przyjechali na miejsce pikiety po wylegitymowaniu mnie, zadali kilku pytań. Ostatnie brzmiało: Czy będę składał skargę? Nawet nie było żadnej rozmowy na temat nielegalnego zajęcia miejsca przeznaczonego na moją pikietę.
Spytacie dlaczego nielegalnego?
Moja zgromadzenie nie zostało , zgodnie z prawem odwołana, nawet nikt mnie nie poinformował o fakcie potrzeby zmiany lokalizacji. Długo się zastanawiałem. Na formularzu widnieje pieczątka z data przyjęcia przez kancelarie. Moja pikieta nie została prawnie odwołana lub przesunięta. Praktycznie zmiana miejsca nie robiła by dla mnie żadnej różnicy. Nawet wrócił bym do pierwotnej lokalizacji.
Niepokojący jest sam fakt, w jaki sposób cała akcja się odbyła.
Bez poinformowania mnie. Sprawdzałem jeszcze raz formularz, swoje dane podałem prawidłowo, łącznie z danymi kontaktowymi. Jak by nie było pismo z BB i ZK dotarło do mnie.
Zgłoszenie zostało przyjęte, gdyby lokalizacja była niedostępna, to powinienem zostać o tym poinformowany i nie mógł bym w tym miejscu zwołać swojego zgromadzenia. Wszystko odbyło się za moimi plecami. Wydano zgodę na zajecie części chodnika i ulicy. Nie liczę się z możliwością, że namioty były postawione ,bez pozwolenia na terenach należących do miasta.
Pamiętamy wszyscy w jaki sposób był traktowany namiot Solidarnych.
Obecnie, widać to szczególnie w Warszawie, liczą się układy ,biznes, a nie zwykły obywatel .
Teraz czekam tylko na odpowiedź i informacje na temat, obejść jakimi kierowały się władze zgadzając się na rozstawienie tych namiotów i wydając kolejne pozwolenie, na zajęcie tego miejsca. Oczywiście mogę się nie doczekać, równie dobrze mogą mnie ignorować. Przecież jestem tylko zwykłym obywatelem w państwie „prawa i porządku” .
Sławomir Wojdat
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz