Informacja NSZZ "Solidarność" Pracowników oświaty:
Szanowni Państwo, Koleżanki i Koledzy,
Przekazuję – do wydruku i przekazania w szkołach – PODZIĘKOWANIA za wysiłek w kończącym się roku szkolnym, a zarazem ŻYCZENIA udanego czasu urlopowego.
Wiem, że czasami, przy takim natłoku obowiązków zawodowych, o tym odpoczynku lepiej nie wspominać. Dotyczy to między innymi dyrektorów, członków zespołów rekrutacyjnych, itd.
Szkoda, że ten czas jest zarazem okresem lęków części nauczycieli o pracę. Jest niż demograficzny, bywają trudności z naborem, ale tak wiele zależy od taktu ludzi. Gdy słyszę, że jeden z dyrektorów zwalnia kilku wuefistów, ale rutynowo zachowuje nadgodziny dla siebie, dla znajomka, gdy inny zwalnia stosunkowo młodego stażem nauczyciela, a zatrzymuje kogoś z bliskiej rodziny, mającego uprawnienia emerytalne, gdy, gdy… Złe jest takie sobiepaństwo. Tak jak dobro wraca, tak i złe traktowanie innych, intryganctwo, może obrócić się przeciw ich autorom-siewcom. Poza tym:
1.Zbiórka podpisów – płaca minimalna.
Załączamy Apel przewodniczącego ZRG – Krzysztofa Dośli, o wsparcie akcji zbierania podpisów pod obywatelskim projektem mającym na celu podwyższenie płacy minimalnej. Przypominamy, że jest to jeden z celów obecnej akcji protestacyjnej NSZZ „Solidarność”.Przypominamy również, że 30 czerwca br. odbędzie się centralna manifestacja w Warszawie. Zachęcamy do udziału. Szczegóły wyjazdu znają KZ/KM, Oddziały, Dział Organizowania i Rozwoju Zarządu Regionu Gd. NSZZ „S”.
2. Likwidacje szkół.
Załączamy stanowisko KM Gdańsk - podpisane przez przewodniczącą KM - Bożenę Brauer, s. planu likwidacji 8 szkół od września 2012 roku (i tekst o mechanizmach likwidacji szkół, zaniechaniach władz oświatowych – na przykładzie szkoły w Piekle k. Sztumu). W stanowisku czytamy między innymi, że w jednej ze szkół do likwidacji, jak gdyby nigdy nic ogłoszono konkurs na dyrektora (chyba raczej na syndyka masy upadłościowej). Proszę w związku z tym, aby szczególnie radni związani z oświatą, nie głosowali za takimi projektami (nie przystoi ludziom oświaty głosować za pogrzebem). Nie wolno dawać się sprowadzać do przysłowiowej maszynki do głosowania w rydwanie rządzących – oprócz przycisku „za” jest opcja „przeciw” lub wstrzymanie się od głosu (nie uczestniczenie w głosowaniu). I druga prośba, aby nie czekać z zapisywaniem się do „S”, do czasu zagrożeń likwidacji, zwolnień. Przypominam, że NSZZ „Solidarność’ powstał prawie XXXI lat temu.
3. Redukcje etatów w PBW w Gdańsku.
Załączamy dwa pisma – koła „S” w PBW (przewodnicząca Koła - Anna Zawistowska) i Sekcji – do Pomorskiego Urzędu Marszałkowskiego, w których wyrażamy sprzeciw wobec dosyć nagłej decyzji o redukcji 4,5 etatu w filiach Pedagogicznej Biblioteki Wojewódzkiej w Gdańsku. Pytamy o uzasadnienie, o propozycje osłonowe. Jak przestaniemy szanować współpracowników, to jak kiedyś mogą potraktować nas?
4. Ocena działań MEN.
W załączeniu - fragmenty artykułu Jerzego Ewertowskiego – członka Prezydium Sekcji Krajowej, który wskazuje na błędy, zaniechania popełniane przez MEN. Całość tekstu została opublikowana w dwutygodniku „S” oświatowej „Przegląd Oświatowy” (można też uzyskać bezpośrednio od autora – lidera „S” oświatowej w Iławie). Polecamy tam także często cytowaną wkładkę prawną (podziękowania dla p. mecenasa Bogumiła Soczyńskiego i pań: Barbary Ellwart i Urszuli Szymańskiej – redaktorów czasopisma).
Ukłony:
W. Książek(Przewodniczący Sekcji Gdańskiej)
Zapiski na marginesie
4 czerwca 2011 r.„PATRIOTYZM NIE JEST ZBRODNIĄ”.
Te niezwykłe słowa, tak bliskie polskiemu szacunkowi do wolności, skandowali studenci przed 4 czerwca 1989 roku na placu TIENANMEN. Gdy składali petycję do komitetu partyjnego – klęczeli na schodach, a i tak czołgi rozjechały ich protest. Pamiętajmy o tych odważnych, młodych ludziach, pamiętajmy o ludziach z Korei Północnej zamykanych w obozach pracy. Taki jest ten dziwny świat. A u nas wtedy były wybory, też po tylu latach napięć, trudu, dramatu wielu opozycjonistów i ich bliskich. Jak w „Dżumie” Camusa, w której przestrzegał, że radość jest zawsze zagrożona.
6 czerwca 2011 r.
Dzisiaj Minister z Kancelarii Prezydenta RP przekazał mi Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski. Wracając pociągiem z Warszawy do Gdańska, żałuję, że w WARS-ie nie ma piwa. Bo to i cicha radość ale i poczucie pewnego dyskomfortu – zawsze miałem dystans wobec tego rodzaju wyróżnień.
Kiedy pod koniec marca dostałem telefon z Biura Odznaczeń KP, że przyznano mi odznaczenie i mam je odebrać 4 kwietnia, trochę zbaraniałem. Okazało się, że z wnioskiem wystąpiło Stowarzyszenie Rodzin Katyńskich.
Rzeczywiście, gdy byłem w MEN-ie, mocno się angażowałem we wszystko, co wiązało się z odkłamaniem tamtej historii (zorganizowaliśmy ogólnopolski konkurs historyczny dla młodzieży, wydaliśmy specjalną publikację - będąc świadomi, że część nauczycieli może niewiele wiedzieć na ten temat). A był to czas, gdy w rządzie Jerzego Buzka robiono naprawdę wiele, aby na sześćdziesiątą rocznicę mordu, odsłonić i poświęcić pomniki, oddać honor żyjącym członkom rodzin. Jakimś zwieńczeniem tego było uroczystości w Katyniu, na które poleciałem razem z Premierem, ministrem Andrzejem Przewoźnikiem (zginął w katastrofie) i wielu innymi. Tak, lądowałem na lotnisku w Smoleńsku. I chociaż było to 10 lat temu, poczucie jakieś prowizorki, chaosu tamtego miejsca, pozostaje we mnie.
I kiedy otrzymałem propozycję odbioru orderu czułem, że nie mogę tego zrobić na kilka dni przed pierwszą rocznicą Tragedii Smoleńskiej. Uznałem, że byłoby to nieprzyzwoite, niewspółmierne do tych dwóch tragedii. Nie chciałem zarazem robić jakiejś ostentacji. (...) (całość uwag na ten temat – w załączeniu)
Gdańsk, 15. 06. 2011 r.
--------------------------
Podziękowania i Życzenia na koniec roku szkolnego 2010 / 2011
W imieniu własnym i Prezydium Sekcji Oświaty i Wychowania NSZZ "Solidarność", przekazuję członkom Związku, wszystkim nauczycielom oraz pracownikom szkół i placówek oświatowych, serdeczne podziękowania za całoroczny wysiłek włożony w pracę na rzecz polskiej edukacji.
Życzę, aby nadchodzące wakacje były dla Państwa czasem odpoczynku, relaksu i przyniosły wiele dobrych chwil.
Z wyrazami szacunku:
Wojciech Książek (przewodniczący Sekcji)
Krystyna Bojahr (wiceprzewodnicząca Sekcji),
Bożena Brauer (Gdańsk), Zdzisława Hacia (Gdynia),
Barbara Kamińska (wiceprzewodnicząca Sekcji),
Barbara Markiewicz (sekretarz Sekcji),
Elżbieta Śliwińska (Sopot), Maciej Werra (Chojnice).
W imieniu własnym i Prezydium Sekcji Oświaty i Wychowania NSZZ "Solidarność", przekazuję członkom Związku, wszystkim nauczycielom oraz pracownikom szkół i placówek oświatowych, serdeczne podziękowania za całoroczny wysiłek włożony w pracę na rzecz polskiej edukacji.
Życzę, aby nadchodzące wakacje były dla Państwa czasem odpoczynku, relaksu i przyniosły wiele dobrych chwil.
Z wyrazami szacunku:
Wojciech Książek (przewodniczący Sekcji)
Krystyna Bojahr (wiceprzewodnicząca Sekcji),
Bożena Brauer (Gdańsk), Zdzisława Hacia (Gdynia),
Barbara Kamińska (wiceprzewodnicząca Sekcji),
Barbara Markiewicz (sekretarz Sekcji),
Elżbieta Śliwińska (Sopot), Maciej Werra (Chojnice).
---------------------------------------------------------------------------
APEL Zarządu Regionu Gdańskiego NSZZ „Solidarność” w sprawie zbiórki podpisów pod obywatelskim projektem o podwyższeniu minimalnego wynagrodzenia
W imieniu Zarządu Regionu Gdańskiego NSZZ „Solidarność” apeluję o jak najszersze wsparcie akcji zbierania podpisów pod projektem ustawy o podwyższeniu minimalnego wynagrodzenia. Przypominam, że ta inicjatywa jest jednym z ważnych fragmentów działań protestacyjnych NSZZ „Solidarność”. Chcemy nie tylko wyrazić swój sprzeciw wobec:
1. rosnących kosztów utrzymania polskich rodzin – postępującej drożyzny, czego przykładem jest obecny poziom inflacji – na poziomie 5%,
2. wysokiego bezrobocia – braku perspektyw szczególnie dla absolwentów szkół i uczelni,
ale i godnych warunków nie tylko pracy i związanych z nimi poziomu zarobków.
Zgodnie z decyzją Komisji Krajowej NSZZ „Solidarność”, 21 czerwca ma być centralnym dniem zbierania podpisów. Liczymy jednak, że będą one zbierane systematycznie, przez cały czas.
Więcej szczegółów znajduje się na stronie: www.placaminimalna.pl. Można na bieżąco korzystać z pomocy w organizacji zbierania podpisów w Dziale Organizowania i Rozwoju Zarządu Regionu Gd. NSZZ „S”: 58/308-43-01, j.szewczyk@solidarnosc.gda.pl Wypełnione listy z podpisami prosimy składać w sekretariacie ZR (pok. 105, tel. 58/301-88-54).
Przypominamy, że zgodnie z prawem, co najmniej 100 tys. podpisów trzeba zebrać do 20 lipca br.
Krzysztof Dośla - Przewodniczący Regionu Gdańskiego NSZZ „Solidarność”
W imieniu Zarządu Regionu Gdańskiego NSZZ „Solidarność” apeluję o jak najszersze wsparcie akcji zbierania podpisów pod projektem ustawy o podwyższeniu minimalnego wynagrodzenia. Przypominam, że ta inicjatywa jest jednym z ważnych fragmentów działań protestacyjnych NSZZ „Solidarność”. Chcemy nie tylko wyrazić swój sprzeciw wobec:
1. rosnących kosztów utrzymania polskich rodzin – postępującej drożyzny, czego przykładem jest obecny poziom inflacji – na poziomie 5%,
2. wysokiego bezrobocia – braku perspektyw szczególnie dla absolwentów szkół i uczelni,
ale i godnych warunków nie tylko pracy i związanych z nimi poziomu zarobków.
Zgodnie z decyzją Komisji Krajowej NSZZ „Solidarność”, 21 czerwca ma być centralnym dniem zbierania podpisów. Liczymy jednak, że będą one zbierane systematycznie, przez cały czas.
Więcej szczegółów znajduje się na stronie: www.placaminimalna.pl. Można na bieżąco korzystać z pomocy w organizacji zbierania podpisów w Dziale Organizowania i Rozwoju Zarządu Regionu Gd. NSZZ „S”: 58/308-43-01, j.szewczyk@solidarnosc.gda.pl Wypełnione listy z podpisami prosimy składać w sekretariacie ZR (pok. 105, tel. 58/301-88-54).
Przypominamy, że zgodnie z prawem, co najmniej 100 tys. podpisów trzeba zebrać do 20 lipca br.
Krzysztof Dośla - Przewodniczący Regionu Gdańskiego NSZZ „Solidarność”
---------------------------------------
Stanowisko ws. planów likwidacji szkół w Gdańsku
Komisja Międzyzakładowa Pracowników Oświaty i Wychowania NSZZ „Solidarność” w Gdańsku wyraża zdecydowany protest wobec sposobu przeprowadzania likwidacji placówek oświatowych, obecnie są to: SP Nr 27, SP Nr 29, Gimnazjum Nr 23, Gimnazjum Nr 4, Zespół Szkół Budowlano Architektonicznych, Szkoły Elektryczne i Elektroniczne XIII LO , LO dla Dorosłych.
Uważamy, że w Gdańsku brakuje długofalowej polityki w zakresie restrukturyzacji sieci szkolnej, nie ma też jednoznacznych kryteriów likwidacji. Dziwi również fakt, że w związku z rozbudową miasta w dzielnicach południowych, gdzie niezbędne są nowe szkoły, nie zaplanowano w budżecie Miasta środków na ich budowę (jedynym zaproponowanym przez Prezydenta Miasta wyjściem z sytuacji jest likwidacja szkół, by pozyskać grunty, które będą atrakcyjne dla developerów i ten sposób uzyskać środki z ich sprzedaży).
Sprzeciwiamy się również tak nieczytelnym działaniom, jak ogłoszenie zamiaru likwidacji placówki, dla której rozpisano wcześniej konkurs na stanowisko dyrektora. Kandydaci przed dziewięcioosobową komisją konkursową przedstawiali koncepcje zarządzania na kolejne 5 lat, po czym po 2 miesiącach dyrektor który wygrał konkurs, został poinformowani o zamiarze likwidacji szkoły. Powyższe fakty świadczą o tym, że władze Miasta działają w sposób doraźny, bez wizji sieci szkolnej.
Zadziwia też pośpiech, z jakim dokonuje się tak ważnych zmian. Już w czerwcu Rada Miasta Gdańska będzie podejmować uchwały w sprawie zamiaru likwidacji 8 placówek (też zaskakująco pospiesznie zaopiniowanych pozytywnie przez Gdańską Radę Oświatową). Zgodnie z obowiązującym prawem uchwałę o zamiarze likwidacji szkoły od 1. 09. 2012 r. należy podjąć do końca lutego przyszłego roku. Jest więc dużo czasu na merytoryczną dyskusję i wyjaśnianie wątpliwości, szukanie alternatywnych rozwiązań bez zbędnego, bardzo źle odbieranego przez społeczności likwidowanych szkół, pośpiechu.
Stoimy na stanowisku, że rachunek ekonomiczny oraz kalendarz wyborczy, nie mogą być jedynymi wyznacznikami polityki oświatowej w naszym mieście. Oczekujemy, że Pan Prezydent i Rada Miasta Gdańska dadzą czas na konsultacje społeczne i wezmą pod uwagę argumenty zainteresowanych stron, będą mieć na uwadze sytuację uczniów oraz pracowników szkół, zanim podejmą ostateczne decyzje.
Bożena Brauer
Przewodnicząca KM POi W NSZZ ”Solidarność”
w Gdańsku
Komisja Międzyzakładowa Pracowników Oświaty i Wychowania NSZZ „Solidarność” w Gdańsku wyraża zdecydowany protest wobec sposobu przeprowadzania likwidacji placówek oświatowych, obecnie są to: SP Nr 27, SP Nr 29, Gimnazjum Nr 23, Gimnazjum Nr 4, Zespół Szkół Budowlano Architektonicznych, Szkoły Elektryczne i Elektroniczne XIII LO , LO dla Dorosłych.
Uważamy, że w Gdańsku brakuje długofalowej polityki w zakresie restrukturyzacji sieci szkolnej, nie ma też jednoznacznych kryteriów likwidacji. Dziwi również fakt, że w związku z rozbudową miasta w dzielnicach południowych, gdzie niezbędne są nowe szkoły, nie zaplanowano w budżecie Miasta środków na ich budowę (jedynym zaproponowanym przez Prezydenta Miasta wyjściem z sytuacji jest likwidacja szkół, by pozyskać grunty, które będą atrakcyjne dla developerów i ten sposób uzyskać środki z ich sprzedaży).
Sprzeciwiamy się również tak nieczytelnym działaniom, jak ogłoszenie zamiaru likwidacji placówki, dla której rozpisano wcześniej konkurs na stanowisko dyrektora. Kandydaci przed dziewięcioosobową komisją konkursową przedstawiali koncepcje zarządzania na kolejne 5 lat, po czym po 2 miesiącach dyrektor który wygrał konkurs, został poinformowani o zamiarze likwidacji szkoły. Powyższe fakty świadczą o tym, że władze Miasta działają w sposób doraźny, bez wizji sieci szkolnej.
Zadziwia też pośpiech, z jakim dokonuje się tak ważnych zmian. Już w czerwcu Rada Miasta Gdańska będzie podejmować uchwały w sprawie zamiaru likwidacji 8 placówek (też zaskakująco pospiesznie zaopiniowanych pozytywnie przez Gdańską Radę Oświatową). Zgodnie z obowiązującym prawem uchwałę o zamiarze likwidacji szkoły od 1. 09. 2012 r. należy podjąć do końca lutego przyszłego roku. Jest więc dużo czasu na merytoryczną dyskusję i wyjaśnianie wątpliwości, szukanie alternatywnych rozwiązań bez zbędnego, bardzo źle odbieranego przez społeczności likwidowanych szkół, pośpiechu.
Stoimy na stanowisku, że rachunek ekonomiczny oraz kalendarz wyborczy, nie mogą być jedynymi wyznacznikami polityki oświatowej w naszym mieście. Oczekujemy, że Pan Prezydent i Rada Miasta Gdańska dadzą czas na konsultacje społeczne i wezmą pod uwagę argumenty zainteresowanych stron, będą mieć na uwadze sytuację uczniów oraz pracowników szkół, zanim podejmą ostateczne decyzje.
Bożena Brauer
Przewodnicząca KM POi W NSZZ ”Solidarność”
w Gdańsku
------------------------------------
Likwidacja szkoły, czyli Piekło może być wszędzie
W maju radni Miasta i Gminy Sztum na Pomorzu podjęli decyzję o ostatecznej likwidacji Szkoły Podstawowej w Piekle. W ten sposób, praktycznie w trzy miesiące, zamyka się szkołę, która funkcjonuje ponad siedemdziesiąt lat. Której, jak głosił jeden z transparentów podczas pikiety protestacyjnej, nie udało się zlikwidować Hitlerowi, Stalinowi, a zamyka się w wolnej Polsce. Ta sprawa ukazuje różne mechanizmy działań, postaw, towarzyszących naszej rzeczywistości – i to nie tylko edukacyjnej, dlatego warto przyjrzeć się im bliżej.
Niezwykła historia szkoły w Piekle
Szkoła w Piekle powstała w 1937 roku ze składek Polaków zamieszkujących głównie teren Wolnego Miasta Gdańska. W ten sposób wybudowano w rozwidleniu Wisły i Nogatu, pierwszą polską szkołę na Powiślu i to dla… 30 uczniów! Placówka, pod którą grunt oddał bezpłatnie rolnik, którego prawnuki chodzą do tej szkoły, posiada kilka sal lekcyjnych, kuchnię, salkę gimnastyczną, pokoje gościnne (17 łóżek), duże boisko i piękny plac zabaw dla przedszkolaków (pewnie nie tylko – każdy lubi się pohuśtać i pokręcić). Jana Hinca, pierwszego kierownika i późniejszego patrona szkoły, Niemcy zabili na początku II wojny światowej. Nie tylko jemu poświęcona jest Izba Pamięci, która też jest w tej szkole.
Sama miejscowość Piekło jest nieduża i niezamożna. Zamieszkują ją głównie rodziny, które zasiedliły domy opuszczone po wojnie przez Niemców (do szkoły obecnie uczęszcza ponad 50 dzieci do sześciu klas, z których część jest łączona, jest też oddział przedszkolny). Likwidacja tej szkoły to praktycznie odebranie wsi duszy - głównego centrum kulturalnego.
To, co szokowało w informacjach o problemach szkoły w Piekle, była z jednej strony propozycja dowozu dzieci od piątego roku życia aż o 18 km w jedną stronę, ale też tempo proponowanych zmian i praktycznie brak bliższej rozmowy na ten temat z pracownikami, mieszkańcami. W lutym głosowano uchwałę intencyjną – stosunek głosów 9 do 6 za likwidacją. Odbyło się jedno spotkanie w szkole, na które przybył jeden radny!
Same relacje pracowników o planach likwidacji szkoły w Piekle, o braku rozmowy organu prowadzącego na ten temat, były przygnębiające. Ci nauczyciele nie skarżyli się, nie obmawiali kogokolwiek, z godnością mówili o krzywdzie, jaka spotyka całą społeczność.
Strona społeczna („Solidarność” oświatowa, mieszkańcy Piekła) zaproponowała, aby ewentualnie pozostawić w szkole tylko klasy łączone: 0-I i II-III oraz przedszkole dla pięciolatków. Mogłaby to być filia większej szkoły Czerninie, czyli żeby pracowało nie sześciu a trzech nauczycieli, nie było kosztów administracyjno-dyrektorskich. Żeby po prostu został chociażby fragment szkoły, reszta obiektu mogłaby służyć innym celom. A ostatecznie, aby przesunąć decyzję o likwidacji o rok, aby dać mieszkańcom szansę na przyjęcie jakiegoś alternatywnego rozwiązania, np. utworzenia szkoły niepublicznej.
Samorządy, czyli różne twarze Rzeczpospolitej
Próby podjęcia dialogu w marcu i kwietniu tego roku były praktycznie skazane na porażkę. Widać, że władza, szczególnie po wygraniu kolejnych wyborów, czuje się praktycznie bezkarna, że podejmuje często drastyczne decyzje szczególnie na początku nowej kadencji. Z jednej strony ma poczucie zwycięstwa, a więc i chęci na łupy (raczej łupienie). Z drugiej towarzyszy temu kalkulacja, że wyborcy zapomną o niepopularnych decyzjach w trzecim, czwartym roku kadencji.
Zauważa się też nową jakość polskiego samorządowca. To taki typ macho. Wie lepiej, nie pozwoli na odstępstwo, w razie czego przerywa, zagaduje, pomawia (niestety, skuteczna jest wciąż postpeerelowska metoda szukania winy u jakichś ONYCH). To w dużej mierze produkt ostatnich lat, ale i wyborów bezpośrednich. Wójt, burmistrz ma obecnie silną pozycję w samorządzie. Nie musi się liczyć za bardzo z innymi. I zaczyna przesadzać. Uchodzi to płazem tym bardziej w sytuacji, gdy ludzie odwracają się od działalności publicznej, osobistego zaangażowania, że kuleje społeczeństwo obywatelskie. Z tego w Sztumie wynikała odmowa zgody na organizację pikiety, mimo naruszenia ustawy o zgromadzeniach. Urząd ma władzę tym bardziej. gdy jest ważnym pracodawcą na terenach dużego bezrobocia. Wszyscy tak naprawdę są powiązani, wszyscy są w przysłowiowej garści, gdzie tyle jest powiązań rodzinnych, towarzyskich, zawodowych.
Radni czasami godzą się na bycie pionkiem w grze, byleby być w rydwanie zwycięzcy, przybierającego często nie nazwy partyjne, a jakichś komitetów upiększania gminy. Po wyborze, jedne z pierwszych decyzji dotyczą podwyższenia płacy włodarzom i przystępuje się do likwidacji, bo na czymś trzeba oszczędzić. Czasami wydaje się, jakby godzili się głównie na rolę poborców diet (podobna partia „dietetyków” widoczna bywa w parlamencie).
Rodzi się pytanie zasadnicze, po co w ogóle jest samorząd lokalny, czy głównie do likwidacji, odsuwania od siebie problemów, spraw ludzi-społeczności? Jest też i inne, czy aura, jaką przedstawia się w serialu „Ranczo” i gminie Wilkowyje, nie będzie realną twarzą polskiej demokracji lokalnej?
Oczywiście nie należy widzieć wszystkiego tylko w ciemnych barwach, rzeczywistość jest bardziej złożona. Stąd uproszczeniem byłoby mówienie tylko o złych postawach samorządów. Wiele z nich jest podporą Polski, dzieje się w nich wiele dobra. Wielu jest też radnych, włodarzy, ale także urzędników magistratów, w pełni oddania działających dla danej społeczności lokalnej.
Nie jest ich winą, że brakuje pieniędzy na wiele zadań, że dalej mamy do czynienia z rozproszoną siecią szkolną (szczególnie na terenach podgórskich i rubieżach wschodnich Rzeczpospolitej). Podobnym problemem jest niż demograficzny. Stąd oczywiście jest wyzwaniem dla gmin utrzymywanie małych szkół. Tylko dlaczego nie zwracają się z tym problemem do rządu, nie domagają się zmiany polityki wobec oświaty. Czemu milczą nawet te, które często trudno posądzać o sympatie platformerskie?
MEN i naruszenie równowagi edukacyjnego stołu
Negatywną opinię do planu likwidacji szkoły w Piekle wydał Pomorski Kurator Oświaty. Niestety, nie ma ona mocy wiążącej. W tej kadencji parlamentarnej zmieniono zapis ustawy o systemie oświaty, który pozwala organom prowadzącym praktycznie na bezkarną likwidację danej placówki, szczególnie jeżeli liczy ona do 70 uczniów. Wcześniej obowiązywał tryb uzgodnienia z danym kuratorium. Było to jakieś zabezpieczenie przed różnymi zakusami prywatyzacyjnymi (jak znamy z różnych przekazów z ostatnich lat, rodzą się pokusy, bo to albo grunt w dobrym miejscu, albo budynki).
Problemem dzisiaj jest brak wystarczających pieniędzy na różne zadania edukacyjne. Takie nowe projekty, jak sześciolatki w szkole, przedszkole dla każdego pięciolatka, czy obowiązek zapewnienia takiej samej oferty terapeutycznej dla każdego ucznia o specjalnych potrzebach edukacyjnych, bez realnych środków na ich realizację, prowadzą polską edukację donikąd.
Szkoda, że nie wykorzystuje się szans wynikających z w miarę stabilnego rządzenia w ostatnich latach, nie schodzi się do ludzi praktyki, w szkołach, w samorządach. A sytuacja jest tym ciekawsza, gdyż z uwagi na przystąpienie Polski do UE, jest możliwość skorzystania z programów, ale i ze środków Europejskiego Funduszu Społecznego.
Rodzą się zasadnicze pytania, co rząd zrobił od strony finansowej, organizacyjnej, prawnej dla ratowania tzw. małych szkół? Na początku roku (na podstawie wniosków Sejmowej Komisji Edukacji) podawano, że zagrożone jest wydanie ok. 3 mld zł z funduszy europejskich na zadania edukacyjno-społeczne. Aż się prosiło, aby w ramach tworzenia projektów dla tzw. terenów defaworyzowanych, popegeerowskich, MEN napisało programy na dofinansowanie samorządów, które prowadzą takie małe szkoły. Tego rodzaju pytania o finanse, o konkret są ważne także dlatego, bo mniej upolityczniają debatę, co stronie rządowej jest zazwyczaj na rękę. Wszak, jak ktoś przytomnie zauważył, mamy coraz więcej PR (pijaru), w miejsce RP.
Przegrywa na tym Piekło i wiele innych szkół z około 500 przewidzianych w tym roku do likwidacji (część z nich z powodu braku naboru do liceów profilowanych). Nie laptop dla każdego pierwszoklasisty, jako rodzaj kiełbasy przedwyborczej, jest dzisiaj najważniejszy, są naprawdę poważniejsze problemy. No właśnie, są…
Wojciech Książek
W maju radni Miasta i Gminy Sztum na Pomorzu podjęli decyzję o ostatecznej likwidacji Szkoły Podstawowej w Piekle. W ten sposób, praktycznie w trzy miesiące, zamyka się szkołę, która funkcjonuje ponad siedemdziesiąt lat. Której, jak głosił jeden z transparentów podczas pikiety protestacyjnej, nie udało się zlikwidować Hitlerowi, Stalinowi, a zamyka się w wolnej Polsce. Ta sprawa ukazuje różne mechanizmy działań, postaw, towarzyszących naszej rzeczywistości – i to nie tylko edukacyjnej, dlatego warto przyjrzeć się im bliżej.
Niezwykła historia szkoły w Piekle
Szkoła w Piekle powstała w 1937 roku ze składek Polaków zamieszkujących głównie teren Wolnego Miasta Gdańska. W ten sposób wybudowano w rozwidleniu Wisły i Nogatu, pierwszą polską szkołę na Powiślu i to dla… 30 uczniów! Placówka, pod którą grunt oddał bezpłatnie rolnik, którego prawnuki chodzą do tej szkoły, posiada kilka sal lekcyjnych, kuchnię, salkę gimnastyczną, pokoje gościnne (17 łóżek), duże boisko i piękny plac zabaw dla przedszkolaków (pewnie nie tylko – każdy lubi się pohuśtać i pokręcić). Jana Hinca, pierwszego kierownika i późniejszego patrona szkoły, Niemcy zabili na początku II wojny światowej. Nie tylko jemu poświęcona jest Izba Pamięci, która też jest w tej szkole.
Sama miejscowość Piekło jest nieduża i niezamożna. Zamieszkują ją głównie rodziny, które zasiedliły domy opuszczone po wojnie przez Niemców (do szkoły obecnie uczęszcza ponad 50 dzieci do sześciu klas, z których część jest łączona, jest też oddział przedszkolny). Likwidacja tej szkoły to praktycznie odebranie wsi duszy - głównego centrum kulturalnego.
To, co szokowało w informacjach o problemach szkoły w Piekle, była z jednej strony propozycja dowozu dzieci od piątego roku życia aż o 18 km w jedną stronę, ale też tempo proponowanych zmian i praktycznie brak bliższej rozmowy na ten temat z pracownikami, mieszkańcami. W lutym głosowano uchwałę intencyjną – stosunek głosów 9 do 6 za likwidacją. Odbyło się jedno spotkanie w szkole, na które przybył jeden radny!
Same relacje pracowników o planach likwidacji szkoły w Piekle, o braku rozmowy organu prowadzącego na ten temat, były przygnębiające. Ci nauczyciele nie skarżyli się, nie obmawiali kogokolwiek, z godnością mówili o krzywdzie, jaka spotyka całą społeczność.
Strona społeczna („Solidarność” oświatowa, mieszkańcy Piekła) zaproponowała, aby ewentualnie pozostawić w szkole tylko klasy łączone: 0-I i II-III oraz przedszkole dla pięciolatków. Mogłaby to być filia większej szkoły Czerninie, czyli żeby pracowało nie sześciu a trzech nauczycieli, nie było kosztów administracyjno-dyrektorskich. Żeby po prostu został chociażby fragment szkoły, reszta obiektu mogłaby służyć innym celom. A ostatecznie, aby przesunąć decyzję o likwidacji o rok, aby dać mieszkańcom szansę na przyjęcie jakiegoś alternatywnego rozwiązania, np. utworzenia szkoły niepublicznej.
Samorządy, czyli różne twarze Rzeczpospolitej
Próby podjęcia dialogu w marcu i kwietniu tego roku były praktycznie skazane na porażkę. Widać, że władza, szczególnie po wygraniu kolejnych wyborów, czuje się praktycznie bezkarna, że podejmuje często drastyczne decyzje szczególnie na początku nowej kadencji. Z jednej strony ma poczucie zwycięstwa, a więc i chęci na łupy (raczej łupienie). Z drugiej towarzyszy temu kalkulacja, że wyborcy zapomną o niepopularnych decyzjach w trzecim, czwartym roku kadencji.
Zauważa się też nową jakość polskiego samorządowca. To taki typ macho. Wie lepiej, nie pozwoli na odstępstwo, w razie czego przerywa, zagaduje, pomawia (niestety, skuteczna jest wciąż postpeerelowska metoda szukania winy u jakichś ONYCH). To w dużej mierze produkt ostatnich lat, ale i wyborów bezpośrednich. Wójt, burmistrz ma obecnie silną pozycję w samorządzie. Nie musi się liczyć za bardzo z innymi. I zaczyna przesadzać. Uchodzi to płazem tym bardziej w sytuacji, gdy ludzie odwracają się od działalności publicznej, osobistego zaangażowania, że kuleje społeczeństwo obywatelskie. Z tego w Sztumie wynikała odmowa zgody na organizację pikiety, mimo naruszenia ustawy o zgromadzeniach. Urząd ma władzę tym bardziej. gdy jest ważnym pracodawcą na terenach dużego bezrobocia. Wszyscy tak naprawdę są powiązani, wszyscy są w przysłowiowej garści, gdzie tyle jest powiązań rodzinnych, towarzyskich, zawodowych.
Radni czasami godzą się na bycie pionkiem w grze, byleby być w rydwanie zwycięzcy, przybierającego często nie nazwy partyjne, a jakichś komitetów upiększania gminy. Po wyborze, jedne z pierwszych decyzji dotyczą podwyższenia płacy włodarzom i przystępuje się do likwidacji, bo na czymś trzeba oszczędzić. Czasami wydaje się, jakby godzili się głównie na rolę poborców diet (podobna partia „dietetyków” widoczna bywa w parlamencie).
Rodzi się pytanie zasadnicze, po co w ogóle jest samorząd lokalny, czy głównie do likwidacji, odsuwania od siebie problemów, spraw ludzi-społeczności? Jest też i inne, czy aura, jaką przedstawia się w serialu „Ranczo” i gminie Wilkowyje, nie będzie realną twarzą polskiej demokracji lokalnej?
Oczywiście nie należy widzieć wszystkiego tylko w ciemnych barwach, rzeczywistość jest bardziej złożona. Stąd uproszczeniem byłoby mówienie tylko o złych postawach samorządów. Wiele z nich jest podporą Polski, dzieje się w nich wiele dobra. Wielu jest też radnych, włodarzy, ale także urzędników magistratów, w pełni oddania działających dla danej społeczności lokalnej.
Nie jest ich winą, że brakuje pieniędzy na wiele zadań, że dalej mamy do czynienia z rozproszoną siecią szkolną (szczególnie na terenach podgórskich i rubieżach wschodnich Rzeczpospolitej). Podobnym problemem jest niż demograficzny. Stąd oczywiście jest wyzwaniem dla gmin utrzymywanie małych szkół. Tylko dlaczego nie zwracają się z tym problemem do rządu, nie domagają się zmiany polityki wobec oświaty. Czemu milczą nawet te, które często trudno posądzać o sympatie platformerskie?
MEN i naruszenie równowagi edukacyjnego stołu
Negatywną opinię do planu likwidacji szkoły w Piekle wydał Pomorski Kurator Oświaty. Niestety, nie ma ona mocy wiążącej. W tej kadencji parlamentarnej zmieniono zapis ustawy o systemie oświaty, który pozwala organom prowadzącym praktycznie na bezkarną likwidację danej placówki, szczególnie jeżeli liczy ona do 70 uczniów. Wcześniej obowiązywał tryb uzgodnienia z danym kuratorium. Było to jakieś zabezpieczenie przed różnymi zakusami prywatyzacyjnymi (jak znamy z różnych przekazów z ostatnich lat, rodzą się pokusy, bo to albo grunt w dobrym miejscu, albo budynki).
Problemem dzisiaj jest brak wystarczających pieniędzy na różne zadania edukacyjne. Takie nowe projekty, jak sześciolatki w szkole, przedszkole dla każdego pięciolatka, czy obowiązek zapewnienia takiej samej oferty terapeutycznej dla każdego ucznia o specjalnych potrzebach edukacyjnych, bez realnych środków na ich realizację, prowadzą polską edukację donikąd.
Szkoda, że nie wykorzystuje się szans wynikających z w miarę stabilnego rządzenia w ostatnich latach, nie schodzi się do ludzi praktyki, w szkołach, w samorządach. A sytuacja jest tym ciekawsza, gdyż z uwagi na przystąpienie Polski do UE, jest możliwość skorzystania z programów, ale i ze środków Europejskiego Funduszu Społecznego.
Rodzą się zasadnicze pytania, co rząd zrobił od strony finansowej, organizacyjnej, prawnej dla ratowania tzw. małych szkół? Na początku roku (na podstawie wniosków Sejmowej Komisji Edukacji) podawano, że zagrożone jest wydanie ok. 3 mld zł z funduszy europejskich na zadania edukacyjno-społeczne. Aż się prosiło, aby w ramach tworzenia projektów dla tzw. terenów defaworyzowanych, popegeerowskich, MEN napisało programy na dofinansowanie samorządów, które prowadzą takie małe szkoły. Tego rodzaju pytania o finanse, o konkret są ważne także dlatego, bo mniej upolityczniają debatę, co stronie rządowej jest zazwyczaj na rękę. Wszak, jak ktoś przytomnie zauważył, mamy coraz więcej PR (pijaru), w miejsce RP.
Przegrywa na tym Piekło i wiele innych szkół z około 500 przewidzianych w tym roku do likwidacji (część z nich z powodu braku naboru do liceów profilowanych). Nie laptop dla każdego pierwszoklasisty, jako rodzaj kiełbasy przedwyborczej, jest dzisiaj najważniejszy, są naprawdę poważniejsze problemy. No właśnie, są…
Wojciech Książek
-------------------------------------------
Pismo - UMa - sprawy zwolnień w PBW
NSZZ "Solidarność" Sekcja Oświaty i Wychowania Regionu Gdańskiego
Gdańsk, 15. 06. 2011 rok
Urząd Marszałkowski
Województwa Pomorskiego w Gdańsku
Departament Edukacji i Sportu
Szanowni Państwo,
W związku z pismem z Koła NSZZ „Solidarność” Pracowników Pedagogicznej Biblioteki Wojewódzkiej w Gdańsku prosimy o wyjaśnienia przyczyn planu redukcji etatów (o 4,5) w filiach PBW. Z naszych informacji wstępnych wynika, że trudno mówić w tych placówkach o nadmiernym zatrudnieniu. Poza tym zastrzeżenia budzi pośpiech i brak informacji o planie osłonowym dla pracowników zagrożonych zwolnieniami.
Jednocześnie prosilibyśmy o przekazanie przyjętego przez Pomorski Urząd Marszałkowski komunikatu ze spotkań negocjacyjnych z przedstawicielami związków zawodowych w sprawie Regulaminu określającego zasady wynagradzania nauczycieli szkół, dla których organem prowadzącym jest Samorząd Województwa Pomorskiego. Strona „S” zgłaszała w ich trakcie kilka postulatów, dlatego chcielibyśmy wiedzieć, w jakim stopniu zostały przyjęte.
Jesteśmy gotowi do odbycia spotkania w tej sprawach.
Z poważaniem:
Wojciech Książek
(Przewodniczący Sekcji)
Urząd Marszałkowski
Województwa Pomorskiego w Gdańsku
Departament Edukacji i Sportu
Szanowni Państwo,
W związku z pismem z Koła NSZZ „Solidarność” Pracowników Pedagogicznej Biblioteki Wojewódzkiej w Gdańsku prosimy o wyjaśnienia przyczyn planu redukcji etatów (o 4,5) w filiach PBW. Z naszych informacji wstępnych wynika, że trudno mówić w tych placówkach o nadmiernym zatrudnieniu. Poza tym zastrzeżenia budzi pośpiech i brak informacji o planie osłonowym dla pracowników zagrożonych zwolnieniami.
Jednocześnie prosilibyśmy o przekazanie przyjętego przez Pomorski Urząd Marszałkowski komunikatu ze spotkań negocjacyjnych z przedstawicielami związków zawodowych w sprawie Regulaminu określającego zasady wynagradzania nauczycieli szkół, dla których organem prowadzącym jest Samorząd Województwa Pomorskiego. Strona „S” zgłaszała w ich trakcie kilka postulatów, dlatego chcielibyśmy wiedzieć, w jakim stopniu zostały przyjęte.
Jesteśmy gotowi do odbycia spotkania w tej sprawach.
Z poważaniem:
Wojciech Książek
(Przewodniczący Sekcji)
----------------------------------------------------
Pismo koła do UMa - obrona etatów w filiach PBW
Gdańsk, 2011-06-06
Urząd Marszałkowski Województwa Pomorskiego
Departament Edukacji i Sportu
ul Długi Targ 1/7
80- 828 Gdańsk
dotyczy: likwidacji etatów w filiach Pedagogicznej Biblioteki Wojewódzkiej w Gdańsku
Z powodu decyzji Urzędu Marszałkowskiego w sprawie likwidacji 4,5 etatu w czterech filiach Pedagogicznej Biblioteki Wojewódzkiej w Gdańsku, Koło NSZZ „Solidarność” Pracowników PBW w Gdańsku informuje, że nie zgadza się z tą decyzją.
Rola naszej Biblioteki w terenie jest bardzo ważna. Odbiorcami naszej pracy w terenie są nie tylko nauczyciele i studenci, ale cała społeczność lokalna danej miejscowości, gminy, powiatu. Biblioteka pełni rolę ośrodka informacji, wiedzy i kultury. Pomaga w budowaniu społeczeństwa obywatelskiego, edukuje permanentnie na każdym poziomie nauczania.
W każdej z filii PBW w Gdańsku liczba pracowników podyktowana jest potrzebami odbiorców danego terenu, księgozbiorem i warunkami lokalowymi.
Obserwowana przez parę lat tendencja spadku czytelnictwa mija. Potrzeby edukacji permanentnej, dokształcania i uaktualniania wiedzy, przekwalifikowania, które niesie współczesna cywilizacja, powodują ponowny wzrost liczby osób korzystających z bibliotek. Przyczynił się do tego również wzrost cen książek, spowodowany wprowadzeniem podatku VAT. Należy zauważyć także, że biblioteki to nie tylko księgozbiory, multimedia i dostęp do zasobów internetu, ale przede wszystkim wysoko wykwalifikowana kadra, która służy poszukującym wiedzy fachową pomocą, będąc przewodnikiem po wielkich zasobach wiedzy współczesnego świata, sprawiających trudności nieprzygotowanym czytelnikom.
Aby poprawić sytuację bibliotek i ich użytkowników, należy raczej dołożyć starań by zwiększać na nie dotację np. aby zapewnić wieloegzemplarzowość zbiorów, skracając czas oczekiwania czytelnika na niezbędną mu publikację.
Liczba pracowników w bibliotece powinna być adekwatna do tego rodzaju pracy, rodzaju usług oraz środowiska. Praca bibliotekarza jest w dużym stopniu pracą intelektualną, niewymierną. Rodzaj udzielania czytelnikowi różnego typu porad wymaga określonego czasu, od kilku minut do kilku godzin. Wyszukiwanie informacji (np. bibliograficznych) jest czasochłonne i wymaga odpowiedniego przygotowania bibliotekarza do tych czynności, a jest to tylko jeden z rodzajów prac wykonywanych w bibliotece. Interdyscyplinarny charakter i zakres udzielanych informacji, podyktowany potrzebami czytelników, w tym maturzystów, których od kilku lat obsługuje PBW z filiami, wymaga poświęcenia im bardzo dużo czasu.
W związku z powyższym wielką wartością biblioteki łącznie z jej filiami są doświadczeni i wysoko wykwalifikowani bibliotekarze.
Uważamy również, że dla Urzędu Marszałkowskiego zaszczytem jest opieka, mecenat nad placówką oświatową z 65. letnią tradycją, w której zostały zgromadzone bogate, specjalistyczne i interdyscyplinarne zbiory, placówką w której pracuje wysoko wykwalifikowana kadra, również w tzw. terenie.
Skutki chwilowego odciążenia budżetu będą niewspółmierne do zysków i w przeciwieństwie do doraźnego celu – długofalowe. Odbywać się to będzie kosztem obniżenia poziomu wiedzy i kompetencji społeczeństwa i stoi w jawnej sprzeczności do szczytnego hasła zapewnienia warunków do „edukacji przez całe życie”. Zaniedbania w sferze edukacji są często nie do odrobienia.
W związku z powyższym prosimy o ponowne rozważenie zamiaru redukcji etatów i odstąpienie od decyzji o likwidacji etatów w filiach Pedagogicznej Biblioteki Wojewódzkiej w Gdańsku.
Przewodnicząca Koła NSZZ „Solidarność” Pracowników PBW w Gdańsku
Anna Zawistowska
----------------------------------------------------------
Jerzy Ewertowski – członek Prezydium SKOiW - Iława
Dlaczego domagamy się odwołania minister Hall?
(fragmenty artykułu, który ukazał się w „Przeglądzie Oświatowym”, nr 10 /2011)
W marcu „Solidarność” oświatowa zadecydowała o przeprowadzeniu akcji informacyjnej i zbieraniu podpisów pod petycją o odwołanie ministra edukacji narodowej – Katarzyny Hall. Pod petycją mogli podpisywać się nauczyciele oraz Ci, którym najbardziej powinno zależeć na poziome polskiej edukacji – Rodzice. I chociaż pod odezwą zebrano ponad 150 tys. podpisów, które zostały przekazane premierowi podczas pikiety pod Urzędem Rady Ministrów 7. kwietnia br., to po raz kolejny okazało się, że Donald Tusk znów zlekceważył głos najliczniejszego środowiska zawodowego, bo do przejęcia całej dokumentacji została oddelegowana podrzędna i podległa służbowo zainteresowanej urzędniczka MEN. No cóż, premier pewnie kiedyś z dzikim wzrokiem oraz z szyderczym uśmieszkiem publicznie oznajmi o dbałości dialogu społecznego i będzie powoływał się na dawne związki z „Solidarnością”.
(…)
A powodami krytyki do zamanifestowania naszego niezadowolenia były m.in.:
· niekorzystne zmiany podstawowych aktów prawnych, w tym:
- Ustawy o systemie oświaty – m.in. ułatwienia likwidacji i przekazywania szkół,
- Ustawy Karta Nauczyciela,
- wydaniu wielu rozporządzeń,
· pogorszenie warunków pracy nauczyciela, w tym:
- likwidacja nabytego prawa przechodzenia na wcześniejszą emeryturę,
- obciążenie kłopotliwymi, dodatkowymi godzinami darmowymi,
- zagrożenie utraty pracy poprzez okrojoną siatkę godzin,
- likwidację corocznego obowiązku uzgadniania regulaminów niektórych dodatków płacowych nauczycieli,
· próby niszczenia nadzoru pedagogicznego i obniżenie kontroli państwa nad jakością kształcenia,
· wprowadzenie nowych podstaw programowych i odejście w nich od zasad wychowania patriotyczno – historycznego,
· rezygnacja z odpowiedzialności państwa za zadania edukacyjne,
· uzależnianie realizowania wielu działań związanych z edukacją w oparciu o środki pochodzące z Unii Europejskiej, które są ograniczone i uznaniowe,
· pozorowanie konsultacji społecznych i lekceważenie partnerów dialogu.
Na nieszczęście dla środowiska oświatowego to nie koniec zagrożeń ze strony koalicji rządzącej. Obecnie toczą się prace zainicjowane przez MEN, które mogą okazać się zabójczymi dla pracowników związanych z edukacją, a dotyczą zmiany statusu zawodowego nauczycieli. Zagrożenia, chociaż oficjalnie jeszcze się o tym nie mówi, dotyczą m.in.:
- wykluczenia z Karty Nauczyciela wszystkich nauczycieli nieprawnie zwanych „nietablicowymi” (bibliotekarzy, pedagogów, logopedów, nauczycieli świetlic, i poradni psychologiczno – pedagogicznych, wychowawców internatów i burs, itp.),
- zwiększenia pensum dydaktycznego do 22 – 24 godz.,
- skrócenia wymiaru urlopu wypoczynkowego z 78 do 52 dni, przy założeniu, że różnica miałaby być przeznaczona np. na doskonalenie nauczycieli czy opiekę wakacyjną dzieci i młodzieży (kolonie, obozy, rajdy itp.),
- likwidacji dodatku wiejskiego i mieszkaniowego oraz redukcji czy ograniczenia pozostałych dodatków,
- zniesienia obowiązku corocznej analizy poniesionych przez jst. kosztów na wynagrodzenia nauczycieli poszczególnych stopni awansu zawodowego celem zaprzestania ustawowej realizacji tzw. „średnich wynagrodzeń nauczycieli”, by zaniechać wypłacania jednorazowych dodatków uzupełniających, co wielu jst da przyzwolenie do bezkarnego okradania nauczycieli z części należnych wynagrodzeń,
- finansowania przez Zakład Ubezpieczeń Społecznych urlopów dla poratowania zdrowia i w konsekwencji orzekania o zasadności przyznawania tych urlopów przez lekarzy (komisje) orzeczników ZUS,
- powiązania awansu zawodowego z podnoszeniem jakości pracy szkoły/placówki według wygórowanych zasad,
- sprowadzenia stopnia nauczyciela dyplomowanego do tytułu honorowego, podobnie jak to jest w przypadku tytułu „profesora oświaty”,
- zmniejszenie z 1 % do 0,5 % odpisu na doskonalenie zawodowe nauczycieli, zwiększenie kosztów podnoszenia jakości swojego warsztatu pracy przez zainteresowanych,
- zmniejszenie, do ogólnie obowiązujących zasad, odpisu na zakładowy fundusz świadczeń socjalnych, likwidacja świadczenia wakacyjnego.
Wielkie zaniepokojenie budzić muszą prace dotyczące badania czasu i warunków pracy nauczycieli, które na kilkunastoletnie wnioski NSZZ „Solidarność” zostały zainicjowane przez MEN. Bardzo niepokojące jest odejście przez ekipę rządową od przyjętych wspólnie zasad dotyczących metod i technik badawczych, objęcia nim wszystkich grup i populacji badanych. Obawiamy się, że działania i praktyki te w niedalekiej przyszłości również mogą okazać się zgubne dla nauczycieli jak i uczniów. Badanie to, prawdopodobnie zgodnie z oczekiwaniami rządu ma dać pretekst – uzasadnienie do podniesienia pensum dydaktycznego i zmniejszenia stanu zatrudnienia nauczycieli. Niesłowność MEN jest w tym przypadku ogromnie niepokojąca.
Ponadto zagrożeniem dla życia społecznego staje się projekt ustawy o systemie informacji oświatowej, której legislacja zapewne wkrótce dobiegnie końca. Zbierania takich wrażliwych danych o wielomilionowej rzeszy społeczeństwa sam Orwel nie byłby w stanie wymyślić. Dostarczenie pewnych dziedzin informacji o uczniach będą musieli zapewnić sami nauczyciele, co nie tylko zwiększy ich czynności biurokratyczne, ale będą zagrożeni odpowiedzialnością karną za wprowadzenie błędnych danych. A to, w myśl Karty Nauczyciela grozi i utratą pracy. Pozostaje mieć nadzieję (chyba jednak złudną), że prezydent nie podpisze ustawy.
W ogóle zagrożonym obszarem jest system edukacji narodowej. Kolejne jego projektowane zmiany (złożone do laski marszałkowskiej) jeśli wejdą w życie, zupełnie zdemolują wypracowany system kontroli i nadzoru państwa nad stanem oświaty. Ponadto zagrożone zostaną stosunki własnościowe bazy oświatowej, którą łatwiej będzie można przekazywać osobom prawnym i fizycznym (choćby znajomym przysłowiowej żony wójta). To tylko najważniejsze zagrożenia wypływające z tego obszernego projektu nowelizacji.
(…)
Wszyscy bacznie przyglądajmy się rządowym zamierzeniom i planom zmian oraz propozycjom nowelizacji aktów prawa oświatowego. Bądźmy czujni, nie ufajmy zbytnio rządzącym. Bo również w oświacie fałsz rządowej propagandy, jak w innych dziedzinach, przedstawia sprawy zupełnie inaczej. A środowisko widzi i czuje zupełnie przeciwnie. Dziś decyduje się przyszłość stanu polskiej oświaty na następne lata. A do tego nie wiemy, jakimi „rewelacyjnymi” pomysłami tej ekipy zostaniemy jeszcze zaskoczeni. Wszak wkrótce wakacje, a wtedy najlepiej wprowadza się radykalne zmiany.
Dlaczego domagamy się odwołania minister Hall?
(fragmenty artykułu, który ukazał się w „Przeglądzie Oświatowym”, nr 10 /2011)
W marcu „Solidarność” oświatowa zadecydowała o przeprowadzeniu akcji informacyjnej i zbieraniu podpisów pod petycją o odwołanie ministra edukacji narodowej – Katarzyny Hall. Pod petycją mogli podpisywać się nauczyciele oraz Ci, którym najbardziej powinno zależeć na poziome polskiej edukacji – Rodzice. I chociaż pod odezwą zebrano ponad 150 tys. podpisów, które zostały przekazane premierowi podczas pikiety pod Urzędem Rady Ministrów 7. kwietnia br., to po raz kolejny okazało się, że Donald Tusk znów zlekceważył głos najliczniejszego środowiska zawodowego, bo do przejęcia całej dokumentacji została oddelegowana podrzędna i podległa służbowo zainteresowanej urzędniczka MEN. No cóż, premier pewnie kiedyś z dzikim wzrokiem oraz z szyderczym uśmieszkiem publicznie oznajmi o dbałości dialogu społecznego i będzie powoływał się na dawne związki z „Solidarnością”.
(…)
A powodami krytyki do zamanifestowania naszego niezadowolenia były m.in.:
· niekorzystne zmiany podstawowych aktów prawnych, w tym:
- Ustawy o systemie oświaty – m.in. ułatwienia likwidacji i przekazywania szkół,
- Ustawy Karta Nauczyciela,
- wydaniu wielu rozporządzeń,
· pogorszenie warunków pracy nauczyciela, w tym:
- likwidacja nabytego prawa przechodzenia na wcześniejszą emeryturę,
- obciążenie kłopotliwymi, dodatkowymi godzinami darmowymi,
- zagrożenie utraty pracy poprzez okrojoną siatkę godzin,
- likwidację corocznego obowiązku uzgadniania regulaminów niektórych dodatków płacowych nauczycieli,
· próby niszczenia nadzoru pedagogicznego i obniżenie kontroli państwa nad jakością kształcenia,
· wprowadzenie nowych podstaw programowych i odejście w nich od zasad wychowania patriotyczno – historycznego,
· rezygnacja z odpowiedzialności państwa za zadania edukacyjne,
· uzależnianie realizowania wielu działań związanych z edukacją w oparciu o środki pochodzące z Unii Europejskiej, które są ograniczone i uznaniowe,
· pozorowanie konsultacji społecznych i lekceważenie partnerów dialogu.
Na nieszczęście dla środowiska oświatowego to nie koniec zagrożeń ze strony koalicji rządzącej. Obecnie toczą się prace zainicjowane przez MEN, które mogą okazać się zabójczymi dla pracowników związanych z edukacją, a dotyczą zmiany statusu zawodowego nauczycieli. Zagrożenia, chociaż oficjalnie jeszcze się o tym nie mówi, dotyczą m.in.:
- wykluczenia z Karty Nauczyciela wszystkich nauczycieli nieprawnie zwanych „nietablicowymi” (bibliotekarzy, pedagogów, logopedów, nauczycieli świetlic, i poradni psychologiczno – pedagogicznych, wychowawców internatów i burs, itp.),
- zwiększenia pensum dydaktycznego do 22 – 24 godz.,
- skrócenia wymiaru urlopu wypoczynkowego z 78 do 52 dni, przy założeniu, że różnica miałaby być przeznaczona np. na doskonalenie nauczycieli czy opiekę wakacyjną dzieci i młodzieży (kolonie, obozy, rajdy itp.),
- likwidacji dodatku wiejskiego i mieszkaniowego oraz redukcji czy ograniczenia pozostałych dodatków,
- zniesienia obowiązku corocznej analizy poniesionych przez jst. kosztów na wynagrodzenia nauczycieli poszczególnych stopni awansu zawodowego celem zaprzestania ustawowej realizacji tzw. „średnich wynagrodzeń nauczycieli”, by zaniechać wypłacania jednorazowych dodatków uzupełniających, co wielu jst da przyzwolenie do bezkarnego okradania nauczycieli z części należnych wynagrodzeń,
- finansowania przez Zakład Ubezpieczeń Społecznych urlopów dla poratowania zdrowia i w konsekwencji orzekania o zasadności przyznawania tych urlopów przez lekarzy (komisje) orzeczników ZUS,
- powiązania awansu zawodowego z podnoszeniem jakości pracy szkoły/placówki według wygórowanych zasad,
- sprowadzenia stopnia nauczyciela dyplomowanego do tytułu honorowego, podobnie jak to jest w przypadku tytułu „profesora oświaty”,
- zmniejszenie z 1 % do 0,5 % odpisu na doskonalenie zawodowe nauczycieli, zwiększenie kosztów podnoszenia jakości swojego warsztatu pracy przez zainteresowanych,
- zmniejszenie, do ogólnie obowiązujących zasad, odpisu na zakładowy fundusz świadczeń socjalnych, likwidacja świadczenia wakacyjnego.
Wielkie zaniepokojenie budzić muszą prace dotyczące badania czasu i warunków pracy nauczycieli, które na kilkunastoletnie wnioski NSZZ „Solidarność” zostały zainicjowane przez MEN. Bardzo niepokojące jest odejście przez ekipę rządową od przyjętych wspólnie zasad dotyczących metod i technik badawczych, objęcia nim wszystkich grup i populacji badanych. Obawiamy się, że działania i praktyki te w niedalekiej przyszłości również mogą okazać się zgubne dla nauczycieli jak i uczniów. Badanie to, prawdopodobnie zgodnie z oczekiwaniami rządu ma dać pretekst – uzasadnienie do podniesienia pensum dydaktycznego i zmniejszenia stanu zatrudnienia nauczycieli. Niesłowność MEN jest w tym przypadku ogromnie niepokojąca.
Ponadto zagrożeniem dla życia społecznego staje się projekt ustawy o systemie informacji oświatowej, której legislacja zapewne wkrótce dobiegnie końca. Zbierania takich wrażliwych danych o wielomilionowej rzeszy społeczeństwa sam Orwel nie byłby w stanie wymyślić. Dostarczenie pewnych dziedzin informacji o uczniach będą musieli zapewnić sami nauczyciele, co nie tylko zwiększy ich czynności biurokratyczne, ale będą zagrożeni odpowiedzialnością karną za wprowadzenie błędnych danych. A to, w myśl Karty Nauczyciela grozi i utratą pracy. Pozostaje mieć nadzieję (chyba jednak złudną), że prezydent nie podpisze ustawy.
W ogóle zagrożonym obszarem jest system edukacji narodowej. Kolejne jego projektowane zmiany (złożone do laski marszałkowskiej) jeśli wejdą w życie, zupełnie zdemolują wypracowany system kontroli i nadzoru państwa nad stanem oświaty. Ponadto zagrożone zostaną stosunki własnościowe bazy oświatowej, którą łatwiej będzie można przekazywać osobom prawnym i fizycznym (choćby znajomym przysłowiowej żony wójta). To tylko najważniejsze zagrożenia wypływające z tego obszernego projektu nowelizacji.
(…)
Wszyscy bacznie przyglądajmy się rządowym zamierzeniom i planom zmian oraz propozycjom nowelizacji aktów prawa oświatowego. Bądźmy czujni, nie ufajmy zbytnio rządzącym. Bo również w oświacie fałsz rządowej propagandy, jak w innych dziedzinach, przedstawia sprawy zupełnie inaczej. A środowisko widzi i czuje zupełnie przeciwnie. Dziś decyduje się przyszłość stanu polskiej oświaty na następne lata. A do tego nie wiemy, jakimi „rewelacyjnymi” pomysłami tej ekipy zostaniemy jeszcze zaskoczeni. Wszak wkrótce wakacje, a wtedy najlepiej wprowadza się radykalne zmiany.
--------------------------------------
Dziennik - Katyń - Smoleńsk - Krzyże
Zapiski na marginesie
6 czerwca 2011 r.
Dzisiaj minister z Kancelarii Prezydenta RP przekazał mi Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski. Wracając pociągiem z Warszawy do Gdańska, żałuję, że w WARS-ie nie ma piwa. Bo to i cicha radość ale i poczucie pewnego dyskomfortu – zawsze miałem dystans wobec tego rodzaju wyróżnień.
Kiedy pod koniec marca dostałem telefon z Biura Odznaczeń KP, że przyznano mi odznaczenie i mam je odebrać 4 kwietnia, trochę zbaraniałem. Okazało się, że z wnioskiem wystąpiło Stowarzyszenie Rodzin Katyńskich.
Rzeczywiście, gdy byłem w MEN-ie, mocno się angażowałem we wszystko, co wiązało się z odkłamaniem tamtej historii (zorganizowaliśmy ogólnopolski konkurs historyczny dla młodzieży, wydaliśmy specjalną publikację - będąc świadomi, że część nauczycieli może niewiele wiedzieć na ten temat). A był to czas, gdy w rządzie Jerzego Buzka robiono naprawdę wiele, aby na sześćdziesiątą rocznicę mordu, odsłonić i poświęcić pomniki, oddać honor żyjącym członkom rodzin. Jakimś zwieńczeniem tego było uroczystości w Katyniu, na które poleciałem razem z Premierem, ministrem Andrzejem Przewoźnikiem (zginął w katastrofie) i wielu innymi. Tak, lądowałem na lotnisku w Smoleńsku. I chociaż było to 10 lat temu, poczucie jakieś prowizorki, chaosu tamtego miejsca, pozostaje we mnie.
I kiedy otrzymałem propozycję odbioru orderu czułem, że nie mogę tego zrobić na kilka dni przed pierwszą rocznicą Tragedii Smoleńskiej. Uznałem, że byłoby to nieprzyzwoite, niewspółmierne do tych dwóch tragedii. Nie chciałem zarazem robić jakiejś ostentacji.
(całość uwag na ten temat – w załączeniu)
Uznaję wolne wybory i ich wyniki. Dla mnie Bronisław Komorowski nie jest wolny od pewnych wad (fatalna była wypowiedź przy okazji konfliktu w Gruzji, że „jaki prezydent, taki zamach”), został też wybrany w dramatycznie trudnym czasie. Ale wybrany. Skoro „S” walczyła o demokrację, musimy uznawać jej różne reguły. Dochodzi też do jakiegoś paradoksu. Czasami ludzie o rodowodzie niepodległościowym, solidarnościowym, wyżej cenią prezydenta z lat 1995 – 2005, od prezydentów, z którymi razem próbowaliśmy zmienić PRL.
Nie pojechałem wtedy, bo wysoko ceniłem Lecha Kaczyńskiego i jego niezwyczajną Małżonkę. Mam przekonanie, że był ostatnim z trochę staroświeckiej szkoły rozumienia działalności publicznej jako służby „pro publico bono” – bez oglądania się na tzw. słupki wyborcze.
Wiem z przekazów pośrednich, że jesienią 2000 roku ujął się wprost za mną podczas posiedzenia Rady Ministrów (był wtedy Ministrem Sprawiedliwości), gdy miałem zostać zdymisjonowany za wystąpienie na piśmie (pismo poufne) do Premiera i Marszałka Sejmu o środki na II etap podwyżek dla nauczycieli w 2001 roku (było zagrożenie, że jej nie otrzymają z uwagi na narastanie tzw. dziury budżetowej). Dla L. Kaczyńskiego liczyła się prawda. Warto zapamiętać, że był co roku po południu 16 grudnia koło Kopalni „Wujek”, a 17 grudnia, o 6 rano – na tragicznym przystanku Gdynia-Stocznia.
Dzisiaj, już po odbiorze odznaczenia, muszę dodać, że w tamtych działaniach byłem członkiem szerszego zespołu. Nie czułbym tak zadry katyńskiej bez Ojca, wspaniałego wiejskiego nauczyciela, obrońcy Kępy Oksywskiej, więźnia oflagów i obozów, syna ojca, którego zabito wraz z żoną, dwójką synów na podwórku gospodarstwa w Wierzbicy k. Kielc, za ukrywanie w stodole Żydów – uciekinierów z transportu. To Ojciec, wierny słuchacz Radia Wolna Europa, wpajał nam świadomość, że historia Polski, to nie tylko przekaz ze szkoły.
Katyń, jako podstawa kłamstwa, na jakim był zbudowany PRL, obok poczucia samotności strajków z maja i sierpnia 1988 roku i czasu strasznej, małej stabilizacji (lub emigracji), to były dwa moje największe moralne zobowiązania.
Nie byłoby zmian w podstawach programowych, konkursu, wydania poradnika dla nauczycieli „Drogi do niepodległości Polski w XX wieku”, bez wsparcia premiera Jerzego Buzka, ministra Mirosława Handke i po nim ministra Edmunda Wittbrodta. W MEN postarałem się powołać specjalny zespół, w skład którego wchodzili: Kazimierz Korab, Cezary Makowski, Jolanta Dobrzyńska, Halina Maciejewska, Joanna Michalak, Krystyna Mroczek, Romuald Piwoński, Piotr Unger, Krystyna Wojda, Joanna Wójtowicz (Polonijne Centrum Nauczycielskie), Agnieszka Bogucka i Barbara Zaliwska (Kancelaria Premiera). Współpracowaliśmy z Niezależnym Komitetem Historycznym Badania Zbrodni Katyńskiej (sekretarz Bożena Łojek), Zarządem Rady Federacji Rodzin Katyńskich (przewodniczący Włodzimierz Dzienisiewicz), Muzeum Katyńskim - Oddziałem Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie.
Tak ustawiliśmy pracę, także po ustaleniach z przewodniczącym „S” oświatowej Stefanem Kubowiczem (osoby naprawdę wielkich zasług dla polskiej edukacji), że wspierali nas pełnomocnicy kuratorów oświaty oraz Sekcji Oświaty i Wychowania NSZZ „Solidarność”: Barbara Panasik i Bożena Kowalska (Olsztyn), Tomasz Czarnecki i Beata Pietruszka (Białystok), Janusz Janicki i Mirosław Pająk (Kielce), Elli Chadzijoannidis i Halina Kurpińska (Warszawa), Elżbieta Lamparska i Beata Szczygieł (Gdańsk), Eugeniusz Dzienisiewicz i Jolanta Kuźbiak (Szczecin), Krzysztof Nowak i Kazimiera Sygulska (Wrocław), Arkadiusz Kwieciński i Dorota Adach (Lublin), Tadeusz Waczyński i Anna Leśniewska-Nowaczyk (Poznań), Krystyna Chłopicka-Sylaburska i Joanna Kaczorowska (Łódź), Grażyna Chilicka i Zdzisław Mazur (Opole), Krystyna Błotnicka i Tadeusz Ochenduszko (Rzeszów), Hanna Idziorek i ś.p. Ryszard Grzywiński (Bydgoszcz, Toruń), Antoni Grochal i Katarzyna Ryblewska-Marewicz (Kraków), Ewa Rawa i Elżbieta Grudzińska (Gorzów, Zielona Góra), Halina Poznańska-Tymieniecka i Wiesława Jakubiec (Katowice).
Zapewnialiśmy dodatkowe środki dydaktyczne dla szkół, w tym filmy „Polskie drogi do niepodległości” Andrzeja Dorniaka we współpracy z Anną Mydlarską i Barbarą Gorgol oraz „Solidarność” – czyli jak zerwaliśmy żelazną kurtynę” Krystyny Mokrosińskiej i Gabriela Meretika, czy pracę „Solidarność XX lat historii” Jakuba Karpińskiego, Antoniego Dudka i Henryka Głębockiego. Z kolei eseje do publikacji napisali: dr Eugeniusz Cezary Król, prof. Tomasz Strzembosz, dr Jan Żaryn.
Cóż dodać? Przekonałem się na sobie, że DOBRO WRACA. Osobom, które wystąpiły o Odznaczenie dla mnie, bardzo dziękuję za pamięć. Mam jednak świadomość, że to był nie tylko mój obowiązek. Szczególny szacunek, pamięć, wyróżnienia należą się bliskim ofiar Katynia, Miednoje, Ostaszkowa, innych Golgot Wschodu. To im należą się szczególne dowody wdzięczności za lata PRL-owskiej poniewierki i zamazywania pamięci o ich wielkich bliskich. Wielka strata i ból, że doszły do nich Ofiary Katastrofy pod Smoleńskiem.
Pamiętam, że gdy byłem w 2000 roku w Katyniu, wracały do mnie dwa teksty: „Modlitwy obozowej”: „O Boże skrusz ten miecz, co siekł nasz kraj, Do wolnej Polski nam powrócić daj,/By stał się twierdzą nowej siły,/ Nasz dom, nasz kraj.” I drugi, do tekstu Jacka Kaczmarskiego, gdzie szczególną rolę odgrywa ostatni refren: "O pewnym brzasku w katyńskim lasku/ Strzelali do nas Sowieci...”
I wtedy i dzisiaj czuję ciężar. Ale też cichą radość, że dane jest mi być Polakiem i żyć w czasach tak niezwykłego przełomu. Szkoda że ojciec, szkoda że ONI tego nie dożyli. Ale może tak musiało być?
1. W „Dzienniku”, który publikowałem w książce „Rzecz o reformie edukacji, a to Polska właśnie”, pisałem:
„Przyleciałem z Katynia, z uroczystości odsłonięcia pomnika i cmentarza. Szokująca była martwa cisza tamtego miejsca, jakby nawet ptaki nie przestały pamiętać o huku strzałów w żołnierskie głowy. W samolocie - od premiera począwszy - wszyscy siedzieliśmy wyciszeni. Wciąż przypominają się z jednej strony słowa ks. kardynała Stefana Wyszyńskiego: „Jako chrześcijanin przebaczam, jako człowiek – pamiętam”. I drugie: „Pomóż wybaczyć”, słowa zapisane na kapliczce „Golgota Wschodu”. To się wciąż czuje, że te rany nie są zagojone, bo w tym wszystkim nie ma pełnej szczerości i pokory winnych. Jakby lęk przed ewentualnymi roszczeniami materialnymi rodzin zamordowanych, wywiezionych do łagrów sowieckich, nie pozwalał spadkobiercom oprawców osądzić winy, które dałoby poczucie sprawiedliwości.
Dla mego pokolenia - dzieci wychowanych przez rodziców i dziadków, którzy często czynnie walczyli podczas II wojny światowej, najnowsza historia była stale obecna w życiu domowym. O Katyniu mówiło się mniej, może ciszej, ale mówiło. Ojciec, nauczyciel, historyk, obrońca Kępy Oksywskiej koło Gdyni i jeniec oflagów, do nocy słuchał zagłuszanej „Wolnej Europy”. Tak naprawdę władze PRL więcej traciły, niż zyskiwały na tym podtrzymywaniu kłamstwa, iż 22 tysięcy polskich oficerów i żołnierzy zamordowali w Katyniu, Miednoje i Charkowie, nie Rosjanie a Niemcy. Bo od młodości poznawaliśmy ten podwójny wymiar historii: domowej, uwiarygodnianej przez rodziców i oficjalnej - niestety, przekazywanej także w szkołach a czasami i podczas studiów.
Gdy tylko nadarzyła się okazja, w związku z przypadającą w 2000 roku sześćdziesiątą rocznicą mordu katyńskiego, przygotowaliśmy ogólnopolski konkurs dla młodzieży o tej tematyce przy pomocy „Solidarności” oświatowej i kuratoriów. Szkoły dostały specjalny informator i kasety video. Przekazywaliśmy te materiały, aby wesprzeć informacyjnie nauczycieli, którzy często mogli nie uczyć się o tamtych wydarzeniach w PRL-owskich szkołach i w trakcie studiów. Apelowaliśmy, aby młodzież docierała do około 500 żyjących wdów po zamordowanych w tam żołnierzach. To były często wstrząsające relacje o życiu rodzin tych niemych polskich świętych, jak o nich mówił ks. kapelan Zdzisław Peszkowski.
Kiedy wiosną 2000 roku premier Jerzy Buzek wraz z ministrem Mirosławem Handke wręczali młodym ludziom nagrody, czułem, że jakieś moralne zobowiązanie schodzi powoli ze mnie.”
II. Tekst: CISZA W KATYNIU
28 lipca 2000 r.oku byłem w Katyniu. Kiedy w samo południe rozległo się bicie dzwonu, a Prymas Polski ks. kard. Józef Glemp rozpoczął święcenie poszczególnych kwater, czuło się dotknięcie historii. Prawda zwyciężyła.
Po 60 latach polskie Antygony, tj. żony, dzieci, rodziny pomordowanych oficerów polskich mogły w godny sposób pogrzebać i pożegnać swoich bliskich. Te trzy godziny skupienia i modlitwy wytworzyły jakiś wspólny krąg. Łzy kapały premierowi Jerzemu Buzkowi, profesorowi Andrzejowi Zollowi, siedzącym obok starszym paniom. To był dzień Rodzin Katyńskich – dzień ich cichego zwycięstwa nad zakłamaniem, nad murami odgradzającymi ich od zamordowanych. Był to sukces wielu świadków prawdy, w tym determinacji stosunkowo młodych wiekiem ministrów Andrzeja Przewoźnika i Mirosława Koźlakiewicza.
Smutne, że przed wejściem na cmentarz można było u przekupek kupić nawet wódkę. Smutne, że w rosyjskiej części cmentarza nie można było zobaczyć choćby lampki czy kwiatka. Smutny był obraz wszechobecnej policji, stojącej w najróżniejszych miejscach, często bezceremonialnie palącej papierosy. Smutny był widok apatycznie siedzących mieszkańców domów czynszowych obok odrapanych okien, zarastających trawników. Smutek ogarniał patrząc na piękny, ale niszczejący kościół, o który ubiegał się smoleński proboszcz, kościół, który od kilkudziesięciu lat pozostaje miejscowym archiwum.
Ale nie to było najważniejsze w tym niezwykłym dla narodu polskiego dniu. Najważniejsze, że jeszcze raz udowodniliśmy Rosji, Europie, światu, że prawda zwycięża, że człowiek ma swoją godność, prawo do życia, ale i godnej śmierci. To wielkie przesłanie ruchu „Solidarność” o CZŁOWIEKU, jako podstawie i mierze wszelkich działań, znalazło swoje potwierdzenie w Katyniu, parę tygodni wcześniej w Charkowie, a za kilkanaście dni w Miednoje.
Rzecz charakterystyczna, że w czasie pobytu w katyńskim lesie w ogóle nie czuło się śpiewu ptaków. Co je odgania od tego miejsca. Może też za dużo widziały i słyszały?
Chodząc wśród fragmentów pomnika kilka razy byłem zatrzymywany przez przedstawicieli Rodzin Katyńskich. Dziękowali za przeprowadzenie konkursu o losie zamordowanych, za przekazanie uczniom wielu polskich szkół wiedzy o losie jeńców z Kozielska, Ostaszkowa i Starobielska. To podziękowania także dla wszystkich, którzy włączyli się w ten konkurs na poziomie szkół, regionów, w tym dla wielu wspaniałych ludzi „Solidarności” oświatowej. Prosili, aby nie ustawać w tym dziele, pamiętać o przesłaniu Adama Mickiewicza i Ojca Świętego Jana Pawła II, który szczególnie w Bydgoszczy apelował o spisywanie polskich dziejów.
Tej obietnicy musimy dotrzymać. (…)
IV. Fragment książki „Rzecz o reformie edukacji, a to Polska właśnie”, rozdział XVI: „O historii, Katyniu, Holocauście”
Już w trakcie pierwszych miesięcy pobytu w MEN-ie zetknąłem się z sytuacją dla mnie szokującą. Pracując nad podstawami programowymi, spotkałem się z dwoma grupami nacisku. Jedni postulowali, że ma być nauczana obowiązkowo sprawa Katynia. Byli też inni, dla których najważniejsze było wprowadzenie tematyki Holocaustu. W obu wypadkach inne fakty z historii jakby schodziły na dalszy plan. Nie włączałem się w te dyskusje. Nasza odpowiedź była jedna: będzie i jedno, i drugie, szkoła musi przekazać wiedzę o wszelkich ważnych wydarzeniach historii, tym bardziej wynikających ze zła, jakie spowodowały systemy totalitarne. Te wypowiedzi mówiły zarazem o problemie szerszym, dlatego te dwa doświadczenia historii, tak ważne dla zrozumienia historii XX wieku, zapisuję łącznie.
Dla mego pokolenia – dzieci wychowanych przez rodziców i dziadków, którzy często czynnie walczyli podczas II wojny światowej – najnowsza historia była stale obecna w życiu domowym. O Katyniu mówiło się mniej, może ciszej, ale mówiło. I to bez wmówień propagandowych. Ojciec, nauczyciel, historyk, obrońca Kępy Oksywskiej koło Gdyni i jeniec oflagów, do nocy słuchał zagłuszanej Wolnej Europy. Tak naprawdę władze PRL więcej traciły, niż zyskiwały na podtrzymywaniu kłamstwa, iż 22 tysięcy polskich oficerów i żołnierzy zamordowali w Katyniu, Miednoje i Charkowie nie Rosjanie, a Niemcy. Bo od młodości poznawaliśmy ten podwójny wymiar historii: domowej, uwiarygadnianej przez rodziców i oficjalnej – niestety, przekazywanej także w szkołach, a czasami i podczas studiów.
Gdy więc tylko nadarzyła się okazja, w związku z przypadającą w 2000 roku sześćdziesiątą rocznicą mordu, przygotowaliśmy przy pomocy kuratoriów i „Solidarności” oświatowej ogólnopolski konkurs dla młodzieży o tej tematyce. Szkoły dostały specjalny informator i kasety video. Przekazywaliśmy te materiały, aby wesprzeć informacyjnie nauczycieli. Apelowaliśmy, aby młodzież podejmowała próby dotarcia do około 500 wdów po zamordowanych żołnierzach i policjantach. Powstały często wstrząsające relacje o życiu rodzin tych „niemych polskich świętych”, jak o nich mówił ks. kapelan Zdzisław Peszkowski.
Kiedy wiosną 2000 roku premier Jerzy Buzek, razem z ministrem Mirosławem Handke, wręczali młodym ludziom nagrody, czułem, że wypełniłem jakieś moralne zobowiązanie. Potem jeszcze poleciałem na odsłonięcie pomnika i odrestaurowanego cmentarza w Katyniu. Szokująca była martwa cisza tamtego miejsca, jakby nawet ptaki nie przestały pamiętać o huku strzałów w żołnierskie głowy. W samolocie – od premiera począwszy – wszyscy siedzieliśmy wyciszeni. Przypominały się słowa ks. kardynała Stefana Wyszyńskiego: Jako chrześcijanin przebaczam, jako człowiek – pamiętam i fraza: Pomóż wybaczyć, zapisana na kapliczce „Golgota Wschodu”. Wciąż się czuje, że te rany nie są zagojone, bo czujemy, że w tym wszystkim nie ma pełnej szczerości i pokory winnych. Jakby lęk przed ewentualnymi roszczeniami materialnymi rodzin zamordowanych, wywiezionych do łagrów sowieckich, nie pozwalał potomkom oprawców osądzić winy, by dać rodzinom ofiar poczucie sprawiedliwości. Zresztą nie tylko im. Nam wszystkim, w tym szczególnie Rosjanom, którzy zaznali najwięcej cierpień w okresie stalinizmu, a którym wciąż ciężko jest uporać się z własną historią.
Chyba w podobny sposób ciągłą raną i lękiem przed zapomnieniem jest tragedia Holocaustu. Łagry i obozy koncentracyjne to szczyt barbarzyństwa przynajmniej dla szeroko rozumianej Europy (mieszkańcy innych kontynentów też mają za sobą doświadczenia krańcowego zdziczenia ludzi). Dlatego bezdyskusyjnie uważaliśmy, że wiedza o próbie całkowitej zagłady Żydów musi być przekazywana uczniom w polskich szkołach. Jeżeli trzeba było przekazać finanse na programy, podręczniki, wskazania metodyczne dla nauczycieli – nie robiliśmy z tym problemu.
Sam kiedyś napisałem krótki tekst do „Gazety Wyborczej” o umożliwieniu młodzieży z Izraela wizyt i spotkań z młodymi Polakami w szkołach. Nie powinno być tak, jak opisywano tam w reportażu, iż w Polsce młodzi Żydzi odwiedzający Auschwitz, Treblinkę, Umschlag Platz od lotniska są przez cały czas izolowani i przebywają pod ochroną służb specjalnych. Jestem przekonany, że młodzi najlepiej porozumieją się ze sobą, tym bardziej w dobie internetu i coraz lepszej znajomości języka angielskiego. Tylko trzeba się na to wzajemnie otworzyć, tak jak ma to miejsce w Niemczech, podczas wizyt w tamtejszych miejscach kaźni. Żeby w młodych ludziach nie wytworzył się, a raczej nie powielił z przeszłości, fałszywy stereotyp. Zależy mi tym bardziej, że moich dziadków ze strony ojca, Niemcy rozstrzelali w Wierzbicy koło Kielc, za ukrywanie żydowskich uciekinierów z transportu. Trzeba szukać wspólnych dróg. Najlepiej zrobią to ludzie młodzi, także Ukraińcy, Rosjanie, Niemcy.
Na pewno nasze działania w MEN-ie szły w kierunku budowania świata bez barier i wmówień. Nie kryję, że tak bardzo zależało mi też na tym, aby w kanonie lektur pozostały opowiadania oświęcimskie Tadeusza Borowskiego, w moim przekonaniu najważniejsza książka XX wieku. Jego relacja z pobytu w Auschwitz to niezwykłe lustro, w którym autor pokazuje, jaki też może być człowiek, jak cienka bywa granica nakazów moralnych. W jego optyce piekło obozu to chyba nawet mniej udoskonalona fabryka zabijania. To bardziej próba pokazania prawdy o żywych, o naszych postawach w sytuacjach ekstremalnych. Cień Holocaustu pojawia się wszędzie tam, gdzie pogardza się drugim człowiekiem. Polskie szkoły muszą uczyć młodych ludzi panowania nad swymi popędami i agresją, muszą mówić o człowieczeństwie jako o „sacrum”, ale inaczej. W niej powinno być miejsce na odkrywanie piękna, dobra, miłości, tolerancji – także wobec niepełnosprawnych – szlachetności, pięknego koleżeństwa i solidarności. Wtedy mniej będzie goryczy i wstydu Jedwabnego i tego całego kłamstwa oraz kamuflażu, skrywanego przez kilkadziesiąt lat PRL-u.
Płaciliśmy w naszej kadencji za niedopuszczalne błędy popełnione przez władze komunistyczne na przełomie lat czterdziestych i pięćdziesiątych. Odkrywając prawdę, unikniemy też takich przemilczeń, jak chociażby o tragedii w Lasach Piaśnickich koło Wejherowa, gdzie na początku II wojny światowej Niemcy zamordowali około 12 tysięcy osób, ale... prawie w połowie były to osoby niepełnosprawne z Niemiec. Nikt tego dokładnie nie analizował, nie stwierdzał faktów, podobnie jak przy ujawnianych obecnie błędach przy liczbie ofiar w Oświęcimiu. W to wpisuje się dramat liczb, o których Józef Stalin mówił cynicznie: „Śmierć jednego człowieka to tragedia, śmierć miliona to statystyka”. Tych ofiar było tak wiele, eksterminacja tak metodyczna, że może ulec znieczuleniu ludzka wrażliwość.
Edukacja, nauka historii w wolnej Polsce, musi odsłaniać młodym ludziom prawdę, starać się pomóc w ocenie trudnych wydarzeń, w pewien sposób przygotować do sytuacji, które przeżywali nasi poprzednicy. Bóg – Historia jedna wie, jakie niespodzianki szykuje wiek XXI?
6 czerwca 2011 r.
Dzisiaj minister z Kancelarii Prezydenta RP przekazał mi Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski. Wracając pociągiem z Warszawy do Gdańska, żałuję, że w WARS-ie nie ma piwa. Bo to i cicha radość ale i poczucie pewnego dyskomfortu – zawsze miałem dystans wobec tego rodzaju wyróżnień.
Kiedy pod koniec marca dostałem telefon z Biura Odznaczeń KP, że przyznano mi odznaczenie i mam je odebrać 4 kwietnia, trochę zbaraniałem. Okazało się, że z wnioskiem wystąpiło Stowarzyszenie Rodzin Katyńskich.
Rzeczywiście, gdy byłem w MEN-ie, mocno się angażowałem we wszystko, co wiązało się z odkłamaniem tamtej historii (zorganizowaliśmy ogólnopolski konkurs historyczny dla młodzieży, wydaliśmy specjalną publikację - będąc świadomi, że część nauczycieli może niewiele wiedzieć na ten temat). A był to czas, gdy w rządzie Jerzego Buzka robiono naprawdę wiele, aby na sześćdziesiątą rocznicę mordu, odsłonić i poświęcić pomniki, oddać honor żyjącym członkom rodzin. Jakimś zwieńczeniem tego było uroczystości w Katyniu, na które poleciałem razem z Premierem, ministrem Andrzejem Przewoźnikiem (zginął w katastrofie) i wielu innymi. Tak, lądowałem na lotnisku w Smoleńsku. I chociaż było to 10 lat temu, poczucie jakieś prowizorki, chaosu tamtego miejsca, pozostaje we mnie.
I kiedy otrzymałem propozycję odbioru orderu czułem, że nie mogę tego zrobić na kilka dni przed pierwszą rocznicą Tragedii Smoleńskiej. Uznałem, że byłoby to nieprzyzwoite, niewspółmierne do tych dwóch tragedii. Nie chciałem zarazem robić jakiejś ostentacji.
(całość uwag na ten temat – w załączeniu)
Uznaję wolne wybory i ich wyniki. Dla mnie Bronisław Komorowski nie jest wolny od pewnych wad (fatalna była wypowiedź przy okazji konfliktu w Gruzji, że „jaki prezydent, taki zamach”), został też wybrany w dramatycznie trudnym czasie. Ale wybrany. Skoro „S” walczyła o demokrację, musimy uznawać jej różne reguły. Dochodzi też do jakiegoś paradoksu. Czasami ludzie o rodowodzie niepodległościowym, solidarnościowym, wyżej cenią prezydenta z lat 1995 – 2005, od prezydentów, z którymi razem próbowaliśmy zmienić PRL.
Nie pojechałem wtedy, bo wysoko ceniłem Lecha Kaczyńskiego i jego niezwyczajną Małżonkę. Mam przekonanie, że był ostatnim z trochę staroświeckiej szkoły rozumienia działalności publicznej jako służby „pro publico bono” – bez oglądania się na tzw. słupki wyborcze.
Wiem z przekazów pośrednich, że jesienią 2000 roku ujął się wprost za mną podczas posiedzenia Rady Ministrów (był wtedy Ministrem Sprawiedliwości), gdy miałem zostać zdymisjonowany za wystąpienie na piśmie (pismo poufne) do Premiera i Marszałka Sejmu o środki na II etap podwyżek dla nauczycieli w 2001 roku (było zagrożenie, że jej nie otrzymają z uwagi na narastanie tzw. dziury budżetowej). Dla L. Kaczyńskiego liczyła się prawda. Warto zapamiętać, że był co roku po południu 16 grudnia koło Kopalni „Wujek”, a 17 grudnia, o 6 rano – na tragicznym przystanku Gdynia-Stocznia.
Dzisiaj, już po odbiorze odznaczenia, muszę dodać, że w tamtych działaniach byłem członkiem szerszego zespołu. Nie czułbym tak zadry katyńskiej bez Ojca, wspaniałego wiejskiego nauczyciela, obrońcy Kępy Oksywskiej, więźnia oflagów i obozów, syna ojca, którego zabito wraz z żoną, dwójką synów na podwórku gospodarstwa w Wierzbicy k. Kielc, za ukrywanie w stodole Żydów – uciekinierów z transportu. To Ojciec, wierny słuchacz Radia Wolna Europa, wpajał nam świadomość, że historia Polski, to nie tylko przekaz ze szkoły.
Katyń, jako podstawa kłamstwa, na jakim był zbudowany PRL, obok poczucia samotności strajków z maja i sierpnia 1988 roku i czasu strasznej, małej stabilizacji (lub emigracji), to były dwa moje największe moralne zobowiązania.
Nie byłoby zmian w podstawach programowych, konkursu, wydania poradnika dla nauczycieli „Drogi do niepodległości Polski w XX wieku”, bez wsparcia premiera Jerzego Buzka, ministra Mirosława Handke i po nim ministra Edmunda Wittbrodta. W MEN postarałem się powołać specjalny zespół, w skład którego wchodzili: Kazimierz Korab, Cezary Makowski, Jolanta Dobrzyńska, Halina Maciejewska, Joanna Michalak, Krystyna Mroczek, Romuald Piwoński, Piotr Unger, Krystyna Wojda, Joanna Wójtowicz (Polonijne Centrum Nauczycielskie), Agnieszka Bogucka i Barbara Zaliwska (Kancelaria Premiera). Współpracowaliśmy z Niezależnym Komitetem Historycznym Badania Zbrodni Katyńskiej (sekretarz Bożena Łojek), Zarządem Rady Federacji Rodzin Katyńskich (przewodniczący Włodzimierz Dzienisiewicz), Muzeum Katyńskim - Oddziałem Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie.
Tak ustawiliśmy pracę, także po ustaleniach z przewodniczącym „S” oświatowej Stefanem Kubowiczem (osoby naprawdę wielkich zasług dla polskiej edukacji), że wspierali nas pełnomocnicy kuratorów oświaty oraz Sekcji Oświaty i Wychowania NSZZ „Solidarność”: Barbara Panasik i Bożena Kowalska (Olsztyn), Tomasz Czarnecki i Beata Pietruszka (Białystok), Janusz Janicki i Mirosław Pająk (Kielce), Elli Chadzijoannidis i Halina Kurpińska (Warszawa), Elżbieta Lamparska i Beata Szczygieł (Gdańsk), Eugeniusz Dzienisiewicz i Jolanta Kuźbiak (Szczecin), Krzysztof Nowak i Kazimiera Sygulska (Wrocław), Arkadiusz Kwieciński i Dorota Adach (Lublin), Tadeusz Waczyński i Anna Leśniewska-Nowaczyk (Poznań), Krystyna Chłopicka-Sylaburska i Joanna Kaczorowska (Łódź), Grażyna Chilicka i Zdzisław Mazur (Opole), Krystyna Błotnicka i Tadeusz Ochenduszko (Rzeszów), Hanna Idziorek i ś.p. Ryszard Grzywiński (Bydgoszcz, Toruń), Antoni Grochal i Katarzyna Ryblewska-Marewicz (Kraków), Ewa Rawa i Elżbieta Grudzińska (Gorzów, Zielona Góra), Halina Poznańska-Tymieniecka i Wiesława Jakubiec (Katowice).
Zapewnialiśmy dodatkowe środki dydaktyczne dla szkół, w tym filmy „Polskie drogi do niepodległości” Andrzeja Dorniaka we współpracy z Anną Mydlarską i Barbarą Gorgol oraz „Solidarność” – czyli jak zerwaliśmy żelazną kurtynę” Krystyny Mokrosińskiej i Gabriela Meretika, czy pracę „Solidarność XX lat historii” Jakuba Karpińskiego, Antoniego Dudka i Henryka Głębockiego. Z kolei eseje do publikacji napisali: dr Eugeniusz Cezary Król, prof. Tomasz Strzembosz, dr Jan Żaryn.
Cóż dodać? Przekonałem się na sobie, że DOBRO WRACA. Osobom, które wystąpiły o Odznaczenie dla mnie, bardzo dziękuję za pamięć. Mam jednak świadomość, że to był nie tylko mój obowiązek. Szczególny szacunek, pamięć, wyróżnienia należą się bliskim ofiar Katynia, Miednoje, Ostaszkowa, innych Golgot Wschodu. To im należą się szczególne dowody wdzięczności za lata PRL-owskiej poniewierki i zamazywania pamięci o ich wielkich bliskich. Wielka strata i ból, że doszły do nich Ofiary Katastrofy pod Smoleńskiem.
Pamiętam, że gdy byłem w 2000 roku w Katyniu, wracały do mnie dwa teksty: „Modlitwy obozowej”: „O Boże skrusz ten miecz, co siekł nasz kraj, Do wolnej Polski nam powrócić daj,/By stał się twierdzą nowej siły,/ Nasz dom, nasz kraj.” I drugi, do tekstu Jacka Kaczmarskiego, gdzie szczególną rolę odgrywa ostatni refren: "O pewnym brzasku w katyńskim lasku/ Strzelali do nas Sowieci...”
I wtedy i dzisiaj czuję ciężar. Ale też cichą radość, że dane jest mi być Polakiem i żyć w czasach tak niezwykłego przełomu. Szkoda że ojciec, szkoda że ONI tego nie dożyli. Ale może tak musiało być?
1. W „Dzienniku”, który publikowałem w książce „Rzecz o reformie edukacji, a to Polska właśnie”, pisałem:
„Przyleciałem z Katynia, z uroczystości odsłonięcia pomnika i cmentarza. Szokująca była martwa cisza tamtego miejsca, jakby nawet ptaki nie przestały pamiętać o huku strzałów w żołnierskie głowy. W samolocie - od premiera począwszy - wszyscy siedzieliśmy wyciszeni. Wciąż przypominają się z jednej strony słowa ks. kardynała Stefana Wyszyńskiego: „Jako chrześcijanin przebaczam, jako człowiek – pamiętam”. I drugie: „Pomóż wybaczyć”, słowa zapisane na kapliczce „Golgota Wschodu”. To się wciąż czuje, że te rany nie są zagojone, bo w tym wszystkim nie ma pełnej szczerości i pokory winnych. Jakby lęk przed ewentualnymi roszczeniami materialnymi rodzin zamordowanych, wywiezionych do łagrów sowieckich, nie pozwalał spadkobiercom oprawców osądzić winy, które dałoby poczucie sprawiedliwości.
Dla mego pokolenia - dzieci wychowanych przez rodziców i dziadków, którzy często czynnie walczyli podczas II wojny światowej, najnowsza historia była stale obecna w życiu domowym. O Katyniu mówiło się mniej, może ciszej, ale mówiło. Ojciec, nauczyciel, historyk, obrońca Kępy Oksywskiej koło Gdyni i jeniec oflagów, do nocy słuchał zagłuszanej „Wolnej Europy”. Tak naprawdę władze PRL więcej traciły, niż zyskiwały na tym podtrzymywaniu kłamstwa, iż 22 tysięcy polskich oficerów i żołnierzy zamordowali w Katyniu, Miednoje i Charkowie, nie Rosjanie a Niemcy. Bo od młodości poznawaliśmy ten podwójny wymiar historii: domowej, uwiarygodnianej przez rodziców i oficjalnej - niestety, przekazywanej także w szkołach a czasami i podczas studiów.
Gdy tylko nadarzyła się okazja, w związku z przypadającą w 2000 roku sześćdziesiątą rocznicą mordu katyńskiego, przygotowaliśmy ogólnopolski konkurs dla młodzieży o tej tematyce przy pomocy „Solidarności” oświatowej i kuratoriów. Szkoły dostały specjalny informator i kasety video. Przekazywaliśmy te materiały, aby wesprzeć informacyjnie nauczycieli, którzy często mogli nie uczyć się o tamtych wydarzeniach w PRL-owskich szkołach i w trakcie studiów. Apelowaliśmy, aby młodzież docierała do około 500 żyjących wdów po zamordowanych w tam żołnierzach. To były często wstrząsające relacje o życiu rodzin tych niemych polskich świętych, jak o nich mówił ks. kapelan Zdzisław Peszkowski.
Kiedy wiosną 2000 roku premier Jerzy Buzek wraz z ministrem Mirosławem Handke wręczali młodym ludziom nagrody, czułem, że jakieś moralne zobowiązanie schodzi powoli ze mnie.”
II. Tekst: CISZA W KATYNIU
28 lipca 2000 r.oku byłem w Katyniu. Kiedy w samo południe rozległo się bicie dzwonu, a Prymas Polski ks. kard. Józef Glemp rozpoczął święcenie poszczególnych kwater, czuło się dotknięcie historii. Prawda zwyciężyła.
Po 60 latach polskie Antygony, tj. żony, dzieci, rodziny pomordowanych oficerów polskich mogły w godny sposób pogrzebać i pożegnać swoich bliskich. Te trzy godziny skupienia i modlitwy wytworzyły jakiś wspólny krąg. Łzy kapały premierowi Jerzemu Buzkowi, profesorowi Andrzejowi Zollowi, siedzącym obok starszym paniom. To był dzień Rodzin Katyńskich – dzień ich cichego zwycięstwa nad zakłamaniem, nad murami odgradzającymi ich od zamordowanych. Był to sukces wielu świadków prawdy, w tym determinacji stosunkowo młodych wiekiem ministrów Andrzeja Przewoźnika i Mirosława Koźlakiewicza.
Smutne, że przed wejściem na cmentarz można było u przekupek kupić nawet wódkę. Smutne, że w rosyjskiej części cmentarza nie można było zobaczyć choćby lampki czy kwiatka. Smutny był obraz wszechobecnej policji, stojącej w najróżniejszych miejscach, często bezceremonialnie palącej papierosy. Smutny był widok apatycznie siedzących mieszkańców domów czynszowych obok odrapanych okien, zarastających trawników. Smutek ogarniał patrząc na piękny, ale niszczejący kościół, o który ubiegał się smoleński proboszcz, kościół, który od kilkudziesięciu lat pozostaje miejscowym archiwum.
Ale nie to było najważniejsze w tym niezwykłym dla narodu polskiego dniu. Najważniejsze, że jeszcze raz udowodniliśmy Rosji, Europie, światu, że prawda zwycięża, że człowiek ma swoją godność, prawo do życia, ale i godnej śmierci. To wielkie przesłanie ruchu „Solidarność” o CZŁOWIEKU, jako podstawie i mierze wszelkich działań, znalazło swoje potwierdzenie w Katyniu, parę tygodni wcześniej w Charkowie, a za kilkanaście dni w Miednoje.
Rzecz charakterystyczna, że w czasie pobytu w katyńskim lesie w ogóle nie czuło się śpiewu ptaków. Co je odgania od tego miejsca. Może też za dużo widziały i słyszały?
Chodząc wśród fragmentów pomnika kilka razy byłem zatrzymywany przez przedstawicieli Rodzin Katyńskich. Dziękowali za przeprowadzenie konkursu o losie zamordowanych, za przekazanie uczniom wielu polskich szkół wiedzy o losie jeńców z Kozielska, Ostaszkowa i Starobielska. To podziękowania także dla wszystkich, którzy włączyli się w ten konkurs na poziomie szkół, regionów, w tym dla wielu wspaniałych ludzi „Solidarności” oświatowej. Prosili, aby nie ustawać w tym dziele, pamiętać o przesłaniu Adama Mickiewicza i Ojca Świętego Jana Pawła II, który szczególnie w Bydgoszczy apelował o spisywanie polskich dziejów.
Tej obietnicy musimy dotrzymać. (…)
IV. Fragment książki „Rzecz o reformie edukacji, a to Polska właśnie”, rozdział XVI: „O historii, Katyniu, Holocauście”
Już w trakcie pierwszych miesięcy pobytu w MEN-ie zetknąłem się z sytuacją dla mnie szokującą. Pracując nad podstawami programowymi, spotkałem się z dwoma grupami nacisku. Jedni postulowali, że ma być nauczana obowiązkowo sprawa Katynia. Byli też inni, dla których najważniejsze było wprowadzenie tematyki Holocaustu. W obu wypadkach inne fakty z historii jakby schodziły na dalszy plan. Nie włączałem się w te dyskusje. Nasza odpowiedź była jedna: będzie i jedno, i drugie, szkoła musi przekazać wiedzę o wszelkich ważnych wydarzeniach historii, tym bardziej wynikających ze zła, jakie spowodowały systemy totalitarne. Te wypowiedzi mówiły zarazem o problemie szerszym, dlatego te dwa doświadczenia historii, tak ważne dla zrozumienia historii XX wieku, zapisuję łącznie.
Dla mego pokolenia – dzieci wychowanych przez rodziców i dziadków, którzy często czynnie walczyli podczas II wojny światowej – najnowsza historia była stale obecna w życiu domowym. O Katyniu mówiło się mniej, może ciszej, ale mówiło. I to bez wmówień propagandowych. Ojciec, nauczyciel, historyk, obrońca Kępy Oksywskiej koło Gdyni i jeniec oflagów, do nocy słuchał zagłuszanej Wolnej Europy. Tak naprawdę władze PRL więcej traciły, niż zyskiwały na podtrzymywaniu kłamstwa, iż 22 tysięcy polskich oficerów i żołnierzy zamordowali w Katyniu, Miednoje i Charkowie nie Rosjanie, a Niemcy. Bo od młodości poznawaliśmy ten podwójny wymiar historii: domowej, uwiarygadnianej przez rodziców i oficjalnej – niestety, przekazywanej także w szkołach, a czasami i podczas studiów.
Gdy więc tylko nadarzyła się okazja, w związku z przypadającą w 2000 roku sześćdziesiątą rocznicą mordu, przygotowaliśmy przy pomocy kuratoriów i „Solidarności” oświatowej ogólnopolski konkurs dla młodzieży o tej tematyce. Szkoły dostały specjalny informator i kasety video. Przekazywaliśmy te materiały, aby wesprzeć informacyjnie nauczycieli. Apelowaliśmy, aby młodzież podejmowała próby dotarcia do około 500 wdów po zamordowanych żołnierzach i policjantach. Powstały często wstrząsające relacje o życiu rodzin tych „niemych polskich świętych”, jak o nich mówił ks. kapelan Zdzisław Peszkowski.
Kiedy wiosną 2000 roku premier Jerzy Buzek, razem z ministrem Mirosławem Handke, wręczali młodym ludziom nagrody, czułem, że wypełniłem jakieś moralne zobowiązanie. Potem jeszcze poleciałem na odsłonięcie pomnika i odrestaurowanego cmentarza w Katyniu. Szokująca była martwa cisza tamtego miejsca, jakby nawet ptaki nie przestały pamiętać o huku strzałów w żołnierskie głowy. W samolocie – od premiera począwszy – wszyscy siedzieliśmy wyciszeni. Przypominały się słowa ks. kardynała Stefana Wyszyńskiego: Jako chrześcijanin przebaczam, jako człowiek – pamiętam i fraza: Pomóż wybaczyć, zapisana na kapliczce „Golgota Wschodu”. Wciąż się czuje, że te rany nie są zagojone, bo czujemy, że w tym wszystkim nie ma pełnej szczerości i pokory winnych. Jakby lęk przed ewentualnymi roszczeniami materialnymi rodzin zamordowanych, wywiezionych do łagrów sowieckich, nie pozwalał potomkom oprawców osądzić winy, by dać rodzinom ofiar poczucie sprawiedliwości. Zresztą nie tylko im. Nam wszystkim, w tym szczególnie Rosjanom, którzy zaznali najwięcej cierpień w okresie stalinizmu, a którym wciąż ciężko jest uporać się z własną historią.
Chyba w podobny sposób ciągłą raną i lękiem przed zapomnieniem jest tragedia Holocaustu. Łagry i obozy koncentracyjne to szczyt barbarzyństwa przynajmniej dla szeroko rozumianej Europy (mieszkańcy innych kontynentów też mają za sobą doświadczenia krańcowego zdziczenia ludzi). Dlatego bezdyskusyjnie uważaliśmy, że wiedza o próbie całkowitej zagłady Żydów musi być przekazywana uczniom w polskich szkołach. Jeżeli trzeba było przekazać finanse na programy, podręczniki, wskazania metodyczne dla nauczycieli – nie robiliśmy z tym problemu.
Sam kiedyś napisałem krótki tekst do „Gazety Wyborczej” o umożliwieniu młodzieży z Izraela wizyt i spotkań z młodymi Polakami w szkołach. Nie powinno być tak, jak opisywano tam w reportażu, iż w Polsce młodzi Żydzi odwiedzający Auschwitz, Treblinkę, Umschlag Platz od lotniska są przez cały czas izolowani i przebywają pod ochroną służb specjalnych. Jestem przekonany, że młodzi najlepiej porozumieją się ze sobą, tym bardziej w dobie internetu i coraz lepszej znajomości języka angielskiego. Tylko trzeba się na to wzajemnie otworzyć, tak jak ma to miejsce w Niemczech, podczas wizyt w tamtejszych miejscach kaźni. Żeby w młodych ludziach nie wytworzył się, a raczej nie powielił z przeszłości, fałszywy stereotyp. Zależy mi tym bardziej, że moich dziadków ze strony ojca, Niemcy rozstrzelali w Wierzbicy koło Kielc, za ukrywanie żydowskich uciekinierów z transportu. Trzeba szukać wspólnych dróg. Najlepiej zrobią to ludzie młodzi, także Ukraińcy, Rosjanie, Niemcy.
Na pewno nasze działania w MEN-ie szły w kierunku budowania świata bez barier i wmówień. Nie kryję, że tak bardzo zależało mi też na tym, aby w kanonie lektur pozostały opowiadania oświęcimskie Tadeusza Borowskiego, w moim przekonaniu najważniejsza książka XX wieku. Jego relacja z pobytu w Auschwitz to niezwykłe lustro, w którym autor pokazuje, jaki też może być człowiek, jak cienka bywa granica nakazów moralnych. W jego optyce piekło obozu to chyba nawet mniej udoskonalona fabryka zabijania. To bardziej próba pokazania prawdy o żywych, o naszych postawach w sytuacjach ekstremalnych. Cień Holocaustu pojawia się wszędzie tam, gdzie pogardza się drugim człowiekiem. Polskie szkoły muszą uczyć młodych ludzi panowania nad swymi popędami i agresją, muszą mówić o człowieczeństwie jako o „sacrum”, ale inaczej. W niej powinno być miejsce na odkrywanie piękna, dobra, miłości, tolerancji – także wobec niepełnosprawnych – szlachetności, pięknego koleżeństwa i solidarności. Wtedy mniej będzie goryczy i wstydu Jedwabnego i tego całego kłamstwa oraz kamuflażu, skrywanego przez kilkadziesiąt lat PRL-u.
Płaciliśmy w naszej kadencji za niedopuszczalne błędy popełnione przez władze komunistyczne na przełomie lat czterdziestych i pięćdziesiątych. Odkrywając prawdę, unikniemy też takich przemilczeń, jak chociażby o tragedii w Lasach Piaśnickich koło Wejherowa, gdzie na początku II wojny światowej Niemcy zamordowali około 12 tysięcy osób, ale... prawie w połowie były to osoby niepełnosprawne z Niemiec. Nikt tego dokładnie nie analizował, nie stwierdzał faktów, podobnie jak przy ujawnianych obecnie błędach przy liczbie ofiar w Oświęcimiu. W to wpisuje się dramat liczb, o których Józef Stalin mówił cynicznie: „Śmierć jednego człowieka to tragedia, śmierć miliona to statystyka”. Tych ofiar było tak wiele, eksterminacja tak metodyczna, że może ulec znieczuleniu ludzka wrażliwość.
Edukacja, nauka historii w wolnej Polsce, musi odsłaniać młodym ludziom prawdę, starać się pomóc w ocenie trudnych wydarzeń, w pewien sposób przygotować do sytuacji, które przeżywali nasi poprzednicy. Bóg – Historia jedna wie, jakie niespodzianki szykuje wiek XXI?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz