12 kwietnia 2013

TESTAMENT EDUKACYJNY MARII I LECHA KACZYŃSKICH


Wojciech Książek - Teksty na blog (odc. 47): SKOK Stefczyka: www.stefczyk.info/blogi

Testament edukacyjny Marii i Lecha Kaczyńskich

Kiedy przygotowywałem materiały do konferencji o finansowaniu edukacji, którą „Solidarność” oświatowa organizuje w Gdańsku, trafiłem kilka razy na materiały, które powstawały z inicjatywy pałacu prezydenckiego w czasie, gdy był nim Lech Kaczyński. W sposób szczególny dotyczyło to cyklu spotkań na tematy oświatowe, które były organizowane w 2007 i 2008 roku.

Wspominam o tym, gdyż obecnie, nie tylko ja mam zapewne poczucie, że w Polsce, także w odniesieniu do spraw szkolnictwa, doszło do coraz bardziej widocznej koncentracji władzy – za dużo stanowisk, urzędów kontroluje, obsadza jedna opcja. Sprawdzają się słowa ministra edukacji Jerzego Wiatra z SLD, który w latach dziewięćdziesiątych ub. wieku mówił: „Wygrajcie wybory, to będziecie rządzić”. PO z PSL wygrały po raz drugi i rządzą. Oj, rządzą… Ośrodek prezydencki jedynie czasami nieśmiało zaprotestuje, jak przy zmianie zasad nauczania nowego przedmiotu „Historia i Społeczeństwo” (moduł: „Ojczysty Panteon, ojczyste spory”). Media nie stanowią zbytniej kontroli władzy, a czasami stają się wręcz jej tubą, opozycja często bardziej zajmuje się sama sobą, niż tworzeniem czytelnych dla ludzi programów alternatywnych. Do tego coraz bardziej dochodzi kryzys etyczny i sączący się relatywizm, drastyczne bezrobocie absolwentów, upadek polskiego przemysłu, lęki rodzin o byt, o przyszłość. Ludzie stają się balastem, dzieci stają się pozycja li tylko kosztową, jakby byli niepotrzebni przyszłości Rzeczpospolitej. Odtwarza się podział na Polskę „A” i „B” bardziej pod kątem zasobności portfeli i stanu kont. Brak wizji, prowizorka, skłócanie grup pracowniczych, w tym lekceważenie nauczycieli, pracowników w ogóle. Rządy na zasadzie, że władza się sama wyżywi, poleci samolotami, pojeździ limuzynami. Widoczny jest kryzys przywództwa, kryzys rozumienia służby publicznej, zasady „Pro publico bono”. Miejsce mężów stanu zajmują politycy otoczeni grupami manipulatorów emocjami społecznymi, zapatrzonych w sondaże poparcia. Coraz więcej jest PR w miejsce szacunku dla RP. Mottem dla tych działań stają się słowa Wojciecha Młynarskiego: Ludzie to lubią, ludzie to kupią, byle na chama, byle głośno, byle głupio”.
Polsce brakuje dzisiaj ludzi pokroju Marii i Lecha Kaczyńskich. Ludzi z wizją, ale też głęboko osadzonych w realiach życia „tu i teraz”. Podkreślam rolę Pani Marii. Zwyczajnej, niezwyczajnej polskiej kobiety, żony, matki, babci. To dawało jakiegoś blasku, atmosfery normalności (jak na zdjęciach w ostatnim numerze tygodnika „Do Rzeczy”). Osób niszczonych za życia praktycznie przez wszystkich, nawet przez media prawicowe, atakujące obronę Marii Kaczyńskiej prawa do wolności kobiet.
Co zrobił wtedy jej Mąż? Stanął w jej obronie, wbrew części elektoratu prawicowego. Na tym polega wielkość. Znane jest powiedzenie, że „tylko silne ryby potrafią płynąć pod prąd”. Gdyby ich nie było, nie byłoby wielkich polskich zrywów narodowych, Grudnia 1970, Sierpnia 1980, strajków na uczelniach Wybrzeża, stoczniach, Nowej Hucie w 2008 roku, których to XXV rocznicę w tym roku obchodzimy.
Piotr Zaremba pisał niedawno w „… Sieci”: „Lech Kaczyński był głęboko ludzki w swoich fascynacjach, rozterkach, także pretensjach do świata. Szedł wbrew modom i poprawności lewicowo-liberalnej, ale i prawicowej. Człowiek osobny, nie do podrobienia, nie do zastąpienia”. Cóż dodać?
Jak ważna była chociażby idea „Solidarnej Polski” (czyli trochę podobnie jak hasło „kapitalizmu z ludzką twarzą”), którą próbował zrealizować jako prezydent, natomiast brat Jarosław, jako premier rządu RP. Jak inaczej wyglądał wtedy skarb państwa, bez tego horrendalnie rosnącego zadłużenia, bez tzw. umów śmieciowych, na które jest zatrudnionych już obecnie około 70% młodych ludzi. Tymczasem, gdy spadają płace, to w ub. roku o około 1/5 wzrosły płace dyrektorów, członków zarządów spółek skarbu państwa. Te różne premie, bonusy, to jakaś kpina ze społeczeństwa. To nie jest kraj dla biednych ludzi…
Do tego cały czas działająca w kręgach władzy zasada „4 x P”: Przemysł Przykrywkowy i Przemysł Pogardy. Czyli zarządzanie przez konflikt i tematy zastępcze. I tak na przemian. Jak kiedyś Janusz Palikot, który po latach bez cienia żenady mówi („W Sieci” - 3/2012): „Moim celem było ich ośmieszyć, wyszydzić, skompromitować, sprowadzić do niskiego parteru, doprowadzić do sytuacji, że oni nie są wielkimi przywódcami i nie mogą uwieść narodu…” Czy ktoś z kreatorów kariery owego winiarza spod Lublina powiedział słowo: „Przepraszam”? Tak z premedytacją niszczy się moralność, więzy społeczne…
Jest w tym oskarżenie wobec mediów, ale też zadanie dla szkół. Trzeba uczyć młodych ludzi mądrego korzystania z telewizji, selekcji oglądanych programów, internetu. Żeby wiedzieli i znali techniki manipulowania świadomością ludzi, żeby nie poddawali się zalewowi programów, filmów, które działają na najprostsze emocje, są zwykłymi złodziejami naszego czasu. Żeby młody człowiek wiedział, iż to on ma władzę nad pilotem, a nie odwrotnie. Tego miały uczyć zajęcia z „Edukacji medialnej”, jakie wprowadziliśmy do szkół na przełomie wieków. Niestety, zostały mocno zredukowane w ostatnich latach.

Wydaje się, że wraz z Lechem Kaczyńskim odchodzi pewna epoka, pewien etos inteligenckiego rozumienia świata, wartości, patriotyzmu. Oparta na czytaniu książek (polskich romantyków, Wyspiańskiego, ale nie tylko), obchodzeniu rocznic, respektowaniu tradycji, pamięci grobów. Tej tradycji, która zawiera się w haśle: „Katyń – pamiętamy”. Jak jego jazdy do kopalni Wujek, jego coroczna obecność w mroźne poranki (właściwie jeszcze noce) w Gdyni, gdzie 17 grudnia 1970 roku strzelano do bezbronnych Pomorzan. Stał na straży owych zdradzonych o świcie: polskich żołnierzy i oficerów, stoczniowców, górników. Uparcie, czasami wbrew logice.
W tej optyce człowiek jest podmiotem, który ma prawo do swej indywidualności, zdania, do bycia trochę obok różnych zabiegów „pijarowskich”. Stąd tak czasami się zżymano na niedzisiejszość Lecha Kaczyńskiego, jego upór. Ale taki właśnie był polski inteligent, stojący trochę obok dóbr materialnych, doraźnego poklasku. Z dużym dystansem do siebie, nutą autoironii. Chciałbym się mylić, ale oby nie było tak, że wraz ze tą śmiercią i katastrofą smoleńską odchodzi pewien model Polski - zrodzonej z inteligenckiego etosu, pamięci.
Płynęło z prezydentury Lecha Kaczyńskiego ważne przesłanie dla oświaty, dla wychowania: polskiej edukacji młodych pokoleń potrzebne są wyraźne kierunkowskazy, jasne przesłanie patriotyczno-wychowawcze. Jakby chciał powiedzieć, młodzi ludzie, patriotyzm to nie obciach, to nie zaścianek czy ksenofobia, co próbuje się wam wmawiać w imię jakiejś tam poprawności politycznej.
Warto zapamiętać, w czasie trzeciej rocznicy od tragedii smoleńskiej (ilu tam wspaniałych ludzi zginęło…), że każdy człowiek, a więc i uczeń, i nauczyciel, w szkole są, a przynajmniej powinni być, podmiotami. Najważniejsze jest personalistyczne widzenie świata, ludzka wrażliwość i pamięć. I kropka.

Wojciech Książek

Ps. Lecha Kaczyńskiego miałem okazję poznać w trakcie kolejnych obchodów rocznic Sierpnia ’80 w Gdańsku, na które przyjeżdżał w ostatnich latach jako Prezydent RP. Bardziej jednak w pamięci pozostał mi z czasu, gdy premierem rządu RP był Jerzy Buzek.
To było na początku jesieni 2000 roku. Jako ówczesny wiceminister edukacji, w kilka tygodni po odejściu mojego szefa – prof. Mirosława Handke, napisałem pismo do premiera i ministra finansów, wskazując na brak w projekcie budżetu na 2001 rok wystarczających pieniędzy na wdrożenie drugiego etapu nowego systemu płac nauczycieli. Groziło to załamaniem rozpisanego wówczas na trzy lata wzrostu wynagrodzeń w oświacie. Nie kryłem, że groziłoby to protestem „Solidarności” oświatowej, która generalnie popierała proponowane wówczas zmiany w oświacie.
W sprawach budżetowych odbyło się wówczas nadzwyczajne posiedzenie rządu, podczas którego jeden z ministrów zgłosił wniosek o moje odwołanie (różne interesy mają różne resorty). Przebieg tamtego zebrania znam z ust trzecich. Decyzja była ponoć już prawie gotowa, gdy głos zabrał ówczesny minister sprawiedliwości – Lech Kaczyński, który postawił pytania, czy w tamtym moim piśmie napisałem nieprawdę, czy ujawniłem te fakty na zewnątrz rządu. Jeżeli nie, to skąd wnioski o dymisję. To ponoć przesądziło, że zostałem na ministerialnym „stołku” do końca kadencji, a podwyżka w 2001 roku została wdrożona. Wspominam ten fakt, gdyż mówi on dużo o charakterze Lecha Kaczyńskiego. Jego zdolności – i odwadze – mówienia prawdy niezależnie od okoliczności.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz