26 października 2009

AFERA STOCZNIOWA - CZAS NA WYZWOLENIE

SKORO ZDANIEM RZĄDZĄCYCH AFERY STOCZNIOWEJ NIE MA - MAŁE PRZYPOMNIENIE





niedziela, 11 października 2009

AFERA STOCZNIOWA - CZAS NA WYZWOLENIE

Opublikowaliśmy poniżej za tygodnikiem „Wprost” (http://www.wprost.pl) materiały nt. afery stoczniowej. Obraz tych materiałów jest używając modnego słowa – porażający. Afera hazardowa to drobiazg wobec tego, co czyniono wokół prywatyzacji stoczni. To wielka kompromitacja państwa i rządu, w wyniku której 8 tys. stoczniowców i tysiące innych pracowników kooperantów stracili lub w najbliższym okresie stracą pracę. Politycy PO już próbują zdyskwalifikować materiał, twierdząc o wypowiedziach wyrwanych z kontekstu, o prowokacji CBA, itd. Im chodzi jedynie o ukrycie prawdy na temat tej afery jak i innych z ich udziałem. Im chodzi o zachowanie władzy, a nie o dobro kraju. Dlatego też premier chce odwołać szefa CBA Mariusza Kamińskiego. Pod nowym kierownictwem nie będzie już ujawnionych żadnych afer z udziałów ważniejszych osób PO. A dowodem tego jest fakt, iż ABW niczego nie wykrywa, oprócz sprawek pomniejszych urzędników. MINISTROWIE I WYSOCY URZĘDNICY PAŃSTWOWI ROZWALAJĄ TEN KRAJ, POWODUJĄ TYSIĘCY TRAGEDII LUDZKICH, I JESZCZE CHCĄ NAS POUCZAĆ. WYSTARCZY, CZAS WYZWOLIĆ NASZ KRAJ OD RZĄDÓW PLATFORMY OBYWATELSKIEJ, CZAS WYZWOLIĆ NASZ KRAJ Z PANOSZĄCEJ SIĘ KORUPCJI, CZAS WYZWOLIĆ NAS KRAJ Z TUSKÓW, GRADÓW, CHLEBOWSKICH, MIRKÓW, GRZEŚKÓW I INNYCH OSÓB KTÓRZY TRAKTUJĄ PAŃSTWO JAK WŁASNY FOLWARK. CZAS NA WYZWOLENIE





KATARCZYCY NIE ISTNIELI

Z materiałów CBA, do których dotarł „Wprost” wynika, że „katarski inwestor” nie tylko nie miał pieniędzy na zakup stoczni, ale mógł w ogóle nie istnieć. Według analizy Biura, jedną z głównych postaci w całej sprawie był za to libański handlarz bronią Rahman Abdul El-Assir, który domagał się od Ministerstwa Skarbu zwrotu prowizji za sprzedaż polskiej broni wyprodukowanej przez Bumar S.A.



Oto fragment dokumentu CBA:



„Najbardziej zaskakujące wydaje się jednak ustalenie źródła pochodzenia kwoty ponad 26 mln zł wpłaconej jako wadium. Otóż, jak się okazuje, wpłaty tej dokonał z własnych pieniędzy Abdul El-Assir, który w przeszłości pośredniczył w sprzedaży broni produkowanej przez Bumar S.A. na całym świecie, i z tego tytułu wysuwa wobec tej spółki roszczenia z tytułu prowizji(…).



Okoliczność wpłacenia kwoty wadium przez tą a nie inną osobę nie pozostawała bez wpływu na przebieg negocjacji prowadzonych przez wyłonionego w przetargu inwestora z przedstawicielami ARP. Jak się okazuje, warunkiem wstępnym przystąpienia do rozmów mających na celu sfinalizowanie sprzedaży majątku stoczni, jest zagwarantowanie przez stronę polską, że w wypadku ich niepowodzenia , wadium zostanie zwrócone. Oznaczałoby to nie tylko pogwałcenie warunków przetargu, ale także ustawienie się w skrajnie niekorzystnej sytuacji negocjacyjnej, jednak nawet tego typu okoliczność nie powoduje u Dąbrowskiego i Gościńskiego zmiany przekonania o konieczności zawarcia umowy podmiotem reprezentowanym przez „Stichting Particulier Fonds Greenrights". Po drugie, udział w sprawie Abdula Rahmana El-Assira powoduje, że kolejnym polem negocjacyjnym staje się zaspokojenie jego roszczeń wobec Bumaru. W związku tym szefowie ARP rozważali nawet zawarcie z nim ugody przewidującej wypłatę należności w ratach, z zastosowaniem zabezpieczenia na akcjach Bumar S.A. Ponadto Abdul Rahman El-Assir dążył jedynie do zniwelowania zagrożenia własnych interesów majątkowych, domagając się gwarancji zwrotu wadium, podczas gdy sam nie był w stanie przedstawić zapewnienia o gotowości zakupu majątku przez poważnych inwestorów.



Rozmowa z dnia 19 czrwca 2009 r. pomiędzy Jackiem Goszczyńskim a Wojciechem Dąbrowskim:



JG: Słuchaj przed chwilą rozmawiałem z szefem, alternatywa dla objęcia akcji dla nich w Bumarze jest zagwarantowanie przez nas tych 20 milionów

WD: ha

JG: aaaa bagsów!

WD: no ale to jaki tytuł

JG: zabezpieczenie, znaczy tytuł, znaczy no my zabezpieczamy się oczywiście na akcjach Bumaru, znaczy, nie? (…) normalnie filozofia jest tego typu, znaczy że oni podpisują ugodę z której wynika że spłacają 20 czy 18 ganz egal przez 10 lat, nie?

WD: dobra możemy myśleć ale Bumar musi nam dać jakieś mocne aktywa na ten, na zabezpieczenie tego poręczenia (…)



Rozmowa z dnia 19 czerwca 2009 roku. Pomiędzy ministrem Aleksandrem Gradem a Wojciechem Dąbrowskim:



(…)

AG: ja już rozmawiałem z Jackiem przed chwilą i to jest dobry kierunek, natomiast trzeba zadbać o to, też ten tak zwany bezpiecznik, prawda, że oczywiście to jest mało, nierealne, ja im oczywiście ufam ale żeby nie było tak że oni załatwią problem Bumaru i później będą mieli problemy w projekcie stoczniowym, tak

WD: no tu jest jeden problem, że mu nie mamy, chyba że byśmy ten element wprowadzili, jakieś zobowiązania produkcyjne czy biznesowe, prawda, bo, bo na dzisiaj to mamy zobowiązanie do kupna majątku naprawdę

AG: które, które zobowiązania

WD: stoczniowe, prawda, bo nawet jeżeli wszystko poukładamy

AG: nie, chodzi mi o to, żeby to wszystko jakby wchodziło w życie z chwilą jak oni już tam to dopną w przyszłym tygodniu , tak, zgody, umowy popłacą, a wy dopiero wtedy macie tę czy równoczesną opcję, że im wypłacicie to ich tą za Bumar tą ugodą, tak (…)

WD: (…) ale i tak będziemy w trudnej sytuacji dlatego że tak naprawdę wszystko podpiszemy jednocześnie a oni ciągle będą mieć tylko, tak naprawdę zapłacą i kupią tylko majątek , prawda tej części…

AG: a nie to, mówię to już jest problem polityczny na poziomie, po wymianach już tych listów premierów myślę, że tego nie zrobią, tak

WD: no tak, też mi się tak wydaje

AG: tylko mi chodzi o to, że tutaj bo tam wiadomo chodzi, żeby znowu coś nie kombinowali, że teraz mają załatwiony problem Bumaru, to też nie wiem, zaczynają nam tam coś tam kombinować, więc tutaj tylko o to zadbajcie, żeby nie było takiej sytuacji, że oni dostają Bumar załatwiony i wszystko, że tak powiem jest wymóg, a tam to jeszcze nie ma wymogu bowiem wiemy jakie brzmienie jest gwarancji itd., itd., tak

WD: tak jest, dobra no to uzależnimy wszystko

AG: (niezrozumiałe) także to tutaj z nimi rozmawiaj znaczy to nie tak żeby to był element braku zaufania tylko mówię wy się troszczcie o swoje bezpieczeństwo, w tych kategoriach z nimi rozmawiajcie, że pan Jacek biorąc to wszystko na siebie musicie mieć pełne bezpieczeństwo, dlatego to robiliście bo chcieliście już do końca, żeby tamten projekt był dopięty, muszą one być ze sobą jakoś związane, żeby nie było tak że się później nie daj Boże coś stanie, tak



Preferowanie "inwestora katarskiego", który nie wywiązał się z zobowiązań, doprowadziło w efekcie do powstania konieczności głoszenia nowych przetargów, w których cena wywoławcza jest niższa od poprzedniej, co oznacza wymierną stratę dla Skarbu Państwa. (.) Tym samym celowe działanie urzędników, którzy zdawali sobie sprawę z tego, że "inwestorzy katarscy", którzy mieli rzekomo kupić majątek stoczni, nie tylko nie dysponowali potrzebnymi środkami finansowymi, ale w praktyce wręcz nie istnieli, naraziło Rzeczpospolitą Polską nie tylko na groźbę kompromitacji na arenie Unii Europejskiej, ale spowodowało uszczerbek dla budżetu państwa w wielkich rozmiarach".



RZĄD NIE WIEDZIAŁ KIM SĄ KATARCZYCY - Bezprecedensowy przetarg na majątek stoczni w Gdyni zakończył się sukcesem - mówił minister skarbu Aleksander Grad 14 maja 2009 roku. - Z 31 elementów majątku stoczni, udało się sprzedać 25, za 288 mln złotych (cały majątek stoczni wyceniono na 307 mln zł). To, co zostało niesprzedane, pójdzie na aukcję, 21 maja – dodawał. Nabywcą miał być oczywiście Stiching Particuler Fonds Greenrights (SPF Greenrights). Problem w tym, że ani minister Grad, ani jego pracownicy nie wiedzieli wówczas… kim jest SPF Greenrights.



Świadczą o tym stenogramy z podsłuchów urzędników, prowadzonych przez CBA.

W dokumencie podsumowującym prace CBA nad sprawą „Hornet", który trafił do najważniejszych osób w państwie, czytamy: [i]Rozmowa z dnia 20 maja 209 r. z godz. 15:35 pomiędzy Zdzisławem Gawlikiem a Wojciechem Dąbrowskim obrazuje (…) zakres wiedzy o strategicznym inwestorze:[/i]



WD:

- „…wziąłem te papiery i siedzieliśmy tutaj nad tymi właścicielami, tak naprawdę to jest tak zagmatwana sprawa, że do tego nijak nie można dojść, bo nie ma w tych wszystkich rejestrach uwidocznionych właścicieli, jest uwidoczniony tylko reprezentant"

ZG:

-„… nosz kurwa mać!"

WD:

-„… nie ma po prostu ja wszystko wziąłem oryginału umowy itd. No po prostu nigdzie nie jest, no mają Iny wzór rejestrów, inne…"

ZG:

-„…no to co Walenczak mówił, że kurwa, to by trzeba jak on to mówił, szukał gdzieś na jakichś specjalnych wyszukiwarkach, mówił, że…, nie no zrobisz co się da, kurwa, trzeba coś zmontować bo to pójdzie w eter! To oni będą szukać, dziennikarze to trzeba wszystko w sposób wyważony zrobić i bezpieczny (…)"

WD:

-„…no tak tylko ja w tym rejestrze szczerze, nic nie mam w tym rejestrze, bo mam ten wyciąg z rejestru i tu po prostu nie ma nic"

ZG:

-„…kurwa, no to…"

WD:

-„tylko nazwa, forma prawna, oficjalna nazwa, miasto, data powołania yyyyyyy adres, adres korespondencji, członek zarządu i jeszcze mam jako członek zarządu mam UIT (…)

ZG:

-„no nie wiem Wojtek, to trzeba próbować jakoś tak to zrobić, no nie wiem jak (…)"

WD:

-„…nie ma się czego czepiać, bo ja też się boję brać informacje z Internetu, podawać, bo one mogą się okazać zupełnie niewiarygodne czy nie prawdziwe, prawda"

ZG:

-„…no zgoda tylko wiesz, nie możemy też wyjść i powiedzieć, że kurwa jest ta yyyyyyyy, że jest yyyyyy informacja tak skąpa, że nie wiemy nic"



(…)



CBA pisze dalej:

„Tak usilne wspieranie inwestora pod nazwą „Stichting Particulier Fonds Greenrights" budzi tym większe zaniepokojenie, że jak się okazało, przedstawiciele Rządu i ARP mieli niemal zerową wiedzę na temat podmiotu, na którego rzecz działali. Okoliczność ta wyszła na jaw po rozstrzygnięciu przetargu, kiedy okazało się, że nabycie przez „inwestora katarskiego” nieruchomości w Polsce wymaga uzyskania zgody MSWiA, która z kolei powinna być poprzedzona wydaniem stosownej opinii przez ABW. Dopiero wówczas 20 maja 2009 r. prezes ARP Wocjciech Dąbrowski zaznajomił się z aktami rejestrowymi mającej siedzibę na Antylach Hlenderskich spółki United Trust N.V., w imieniu której, jak się okazało, działał „Stichting Particulier Fonds Greenrights”, i z niedowierzaniem stwierdził, że nie zawierają one informacji o strukturze własnościowej kapitału, ani o osobach pełniących funkcję członków zarządu. (…) Mimo tak ewidentnego sygnału o braku wiarygodności kontrahenta, co do którego nie wiadomo było nawet czy można wiązać go z kapitałem katarskim, osoby te kontynuowały działania w interesie owego enigmatycznego podmiotu, tym razem poprzez starania Sekretarza Kolegium do Spraw Służb Specjalnych Jacka Cichockiego, o uzyskanie przyspieszania procedury wydawania opinii przez ABW.



TAK URZĘDNICY ZNIECHĘCALI OFERENTÓW


Tajny raport dotyczący sprawy o kryptonimie „Hornet” (czyli działań urzędników przy sprzedaży majątku Stoczni Gdynia S.A. i Stoczni Szczecińskiej Nowa), który trafił na ręce Donalda Tuska i najważniejszych osób w kraju mówi, że urzędnicy Agencji Rozwoju Przemysłu próbowali zniechęcić wszystkie podmioty zainteresowane zakupem masy upadłościowej, w tym Polimex Mostostal, o czym „Wprost” pisał 13 września 2009 w artykule „Mieszanie w stoczniach”.

Oto fragment dokumentu CBA:



W dniach 15-16 maja 209 r. przeprowadzony został przetarg na sprzedaż majątku Stoczni Szczecińskiej Nowa Sp. z o.o. (…) w tych dniach obaj prezesi Agencji skoncentrowali się jednak na podejmowaniu działań zmierzających do wyperswadowania innym inwestorom zamiaru wykupienia kluczowych składników majątku stoczni, tak aby zawczasu zapobiec sytuacji jaka miała miejsce w przypadku Stoczni Gdynia, kiedy to jeden z kluczowych obszarów nabyła spółka Gafako. (…) W tym celu zidentyfikowano te przetargi, w których istniało potencjalne zagrożenie przelicytowania przez innych inwestorów a mianowicie Jana Rosiek oraz Polimex Mostostal S.A. oraz Mostostal Chojnice S.A. (…) postanowili, że trzeba dać Konradowi Jaskóle, prezesowi zarządu Polimex Mostostal jasny sygnał, iż nie powinien on stawać do walki z „inwestorem katarskim". (…) Owe rozmowy przyniosły skutek – ostatecznie zwycięzcą przetargu okazał się „Stichinig Particulier Fonds Greenrights". (…) WD i JG wspierani przez nadzorującego ich Podsekretarza Stanu w MSP Zdzisława Gawlika także przez Ministra Skarbu Państwa Aleksandra Grada, czynili wszystko co w ich mocy, aby zapewnić zwycięstwo w przetargach wybranemu przez siebie inwestorowi „Stichinig Particulier Fonds Greenrights”. Działania te prowadzili nie tylko wbrew interesom ekonomicznym państwa, ale również wbrew zdrowemu rozsądkowi (…). Stopień ingerencji (…) był na tyle znaczny, że całą procedurę należałoy uznać za pozorną, stanowiącą jedynie fasadę dla z góry powziętego zamiaru sprzedaży majątku preferowanemu inwestorowi.



Grupa Trzymająca Stocznie pomagała „Katarczykom” w przetargu „Okazało się, że pełnomocnik „inwestora katarskiego” , działający z terenu Holandii, ma problemy z dostępem do Internetu, w związku z czym otrzymuje on informacje z pięciominutowym opóźnieniem. Stawiało to pod znakiem zapytania możliwość skutecznej reakcji na działania innych inwestorów i powodowało przebicia przez nich jego oferty w ostatnich minutach sesji (…). Wiceprezes ARP S.A. Jacek Goszczyński osobiście zajął się przekazywaniem pełnomocnikowi „Stiching Particulier Fonds Greenrights” najświeższych danych, tak aby ten mógł reagować na nie jeszcze zanim wyświetlą się na jego komputerze a jednocześnie oszczędzić na liczbie postąpień, która była ograniczona. (…)” – wyjaśnia rolę urzędników Agencji Rozwoju Przemysłu dokument CBA, złożony na ręce premiera.



W dokumentach czytamy, że drugiego dnia trwania przetargu inwestor katarski zalogował się do internetowego systemu, w którym toczył się przetarg, o godz. 15:22. Miał obawiać się, że inni uczestnicy przetargu będą licytować szybciej od niego, na co wskazuje rozmowa pomiędzy Jackiem Goszczyńskim (JG) a Wojciechem Dąbrowskim (WD) (…):



(JG):

- „On się obawia żeby coś nie nastąpiło w ostatniej minucie, że ktoś kto ma dostęp do szybszego, nie wiem czy systemu czy łącza, że może go przebić



WD:

- „yhm, no dobra tutaj nic nie poradzimy na jakość (…)"



JG:

-„… a w obserwacji jak wygląda jego aktywność? Jest na topie?"



WD:

-„… no tam gdzieś trzeba się jeszcze trochę postarać (…)"



Urzędnicy cały czas obserwują internetową licytację, w której udział bierze ponad 20 podmiotów. Następna rozmowa, z godz. 15:49 pomiędzy JG a WD przebiega następująco:



(…)



WD:

-„…trzeba się postarać trochę no na dwóch obszarach"

JG:

-„..których?"

WD:

- „…5, 7 (…) yyyy teren, działki numer 5, numer 7"

JG:

-„… i siedem i tam jest przebicie, tak?"

WD:

- „no coś trzeba ten"



(…)

Analiza CBA mówi dalej:

Jeśli weźmie się pod uwagę, że JG dopytywał się o bieżące wyniki licytacji, należy przyjąć, że mógł on przekazywać informacje WPROST do pełnomocników (inwestora katarskiego – red.) informując ich na jakim są etapie. W takim wypadku pełnomocnicy mogli posiadać wiedzę o stanie licytacji wcześniej niż inni uczestnicy postępowania przetargowego. (…) W trakcie połączeń między WD a JG w tle słychać dzwoniący drugi telefon JG, z którego łączył się z pełnomocnikami „inwestora katarskiego".



Oraz:



Po zakończeniu przetargu (…) Grad czekał na jak najszybszą oficjalną informację (…) na temat wyniku końcowego przetargu, ponieważ przygotowywał się do konferencji prasowej, którą wyznaczył na 17:30. Zarówno JG jak i Grad dopytywali się o działkę nr 5, kto wygrał przetarg na ten obszar. Zwycięzcą tego przetargu kazała się Firma „Gafako" Sp. z o.o. natomiast przetarg na obszar numer 7 wygra „inwestor katarski". Przetarg na obszar nr 5 Inwestor przegrał różnicą czasową 20 sekund



(…)



O godz. 16:29 ponownie JG rozmawiał z WD:



JG:

-„…Grad chce, na tylko, że chce mieć wcześniej informacje z tej 17:00"

WD:

-„…no dobrze informacja będzie, nie, tylko, tylko tak dla zapasu myśleliśmy, o 18:00 była konferencja nie"

JG:

-„…no, widocznie on chce to zrobić jak najszybciej, ma do tego jakiś interes, nie wiem"

WD:

- „…dobra, no tak chce 17:30 to tak, to tak musi być, no dobra"

JG:

-„…yyyy rozumiem że tak powiem yyyyy ta walka jest pasjonująca do ostatniej sekundy"

WD:

- „…yhm, no, bardzo"

(…)

JG:

- „…no, ja powiedziałem szefowi, że istnieje prawdopodobieństwo, że te łącza takie wolne z Holandii, spowodowały, że ich oferta dopiero później mogła wpłynąć"

WD:

- „…ale co ni wiedzą o wolnych łączach z Holandii jak, jak coś robisz przez nas to i tak przechodzi przez Amsterdam i dopiero wraca z powrotem (…)"

JG:

- „…działaj skutecznie, wiesz co mam na myśli, no.."



(…)



Michał Krzymowski, Katarzyna Kozłowska



Jak Grupa Trzymająca Stocznie chciała przerwać przetarg w dniu przetargu

Już 13 maja 2009 r., w pierwszym dniu przetargu na majątek Stoczni Gdynia S.A. Aleksander Grad chciał… przetarg „przerwać”. A wszystko dlatego, że „Katarczycy” postanowili wycofać się z transakcji. Wywołało to popłoch wśród urzędników Agencji Rozwoju Przemysłu i w ministerstwie skarbu. Aleksander Grad chce „przerwania” przetargu. Z Katarczykami ma rzekomo rozmawiać sam Donald Tusk. Tak wynika z fragmentów rozmów zarejestrowanych przez CBA, które znalazły się w „Poszerzonej analizie dotyczącej niezgodnych z prawem zachowań osób pełniących funkcje publiczne…”, rozesłanej do najważniejszych osób w kraju.



Godz. 11:02



Jacek Goszczyński, wiceprezes Agencji Rozwoju Przemysłu, dzwoni do swojego szefa Wojciecha Dąbrowskiego:

- „… no słuchaj Wojtek, póki co mamy większe usztywnienie, bo przesłali papier, że oni chcą jak najbardziej kupić te stocznie tylko nie chcą dzisiaj… a bo muszą do końca tego miesiąca mieć jakieś tam uzgodnienia i program, no nie ważne, mówią, że nie należy się spodziewać ich udziału, Wermann (fonet. – pełnomocnik inwestora katarskiego) dzwonił i w dalszym ciągu nie ma upoważnienia do bycia w systemie, chociaż już wszystko sprawdził i jest gotów do działania, czeka tylko na dyspozycje ze strony inwestorów".

[b]Wojciech Dąbrowski, szef Agencji Rozwoju Przemysłu pyta:[/b]

-„… Tusk nie rozmawiał jeszcze?"



Godzina 11:46



Aleksander Grad, minister skarbu do Wojciecha Dąbrowskiego:

- „… Jak wygląda rejestrowanie?"

Wojciech Dąbrowski:

-„Przed chwilą patrzyłem i jest tam 10 podmiotów zarejestrowanych, no ale nie ma tego oczywiście, którym jesteśmy zainteresowani"

Aleksander Grad:

-„…Czy wyście analizowali możliwość przerwania tej procedury, czy od strony prawnej, formalnej…? (…) … bo my tu walczymy, różne rozmowy itd. Natomiast pytanie co zrobić jeżeli oni będą chcieli mieć odłożenie tego w czasie, czy można coś takiego zawiesić…(…) jakby była taka potrzeba z jakiś tam powodów"

[b]Dalej w raport mówi:[/b][i] „O 11:49 Wojciech Dąbrowski dzwoni do Zarządcy Kompensacji z prośbą o sporządzenie ‘analizy dla premiera, czy jest możliwość zawieszenia procedury’ przetargu.[/i]

Tak Roman Nojszewski, czyli zarządca kompensacyjny majątku stoczni pracuje przy przetargu odpowiada Dąbrowskiemu na pytanie czy przetarg można przerwać, czy nie:

- „… jest ciasno strasznie, ja bym uważał, że trzeba to zrobić to tak jak idzie, wystarczy, żeby nacisnęli jeden przycisk… poza tym chciałem ci tylko powiedzieć, że cyfra wzrosła do 19" (19 oznacza liczbę podmiotów, które były już o tej godzinie zarejestrowane w internetowym systemie, służącym do prowadzenia przetargu – przyp. red.)



Godzina 12:30



Roman Nojszewski do Wojciecha Dąbrowskiego:

-„…Wojtek nie mogę tego zrobić, tu już mam opinie, leży na papierze, wiesz co obserwator jest na miejscu w ogóle nie mam naruszonych ani przepisów prawa, ani regulaminu, ani nic, co mogło być powodem tego… (…)… wszystko jest zgodne z przepisami, obserwator siedzi cały czas i patrzy na ręce, wylazłem nawet… naruszenie regulaminu w ocenie Komisji Europejskiej też nie nastąpiło, nie mogę, Wojtek nie można (…)… a poza tym mogą mieć roszczenia odszkodowawcze, bo wynajęli kancelarie prawne, prawda, dla sprawdzenia majątku a były takie, zaciągnęli niektórzy kredyty na wpłatę wadium i potem będzie no odpowiedzialność za to, za odszkodowania na Zarządcy Kompensacji a tak a propos to ciebie tyczy, a potem Związki Zawodowe wsadzą nas do prokuratury i będziemy się tłumaczyć"



Po godzinie 13:30



Wojciech Dąbrowskiego rozmawia telefonicznie ze Zdzisławem Gawlikiem, wiceministrem skarbu:

-„… rozmawiałem tam z Gradem on prosił mnie tam wiesz o opinię czy to się da jakby wiesz, zawiesić, skasować, no jakaś tam forma i ja powiem szczerze, że jeszcze teraz za jakąś godzinkę będę po dyskusjach z prawnikami, natomiast z tych wszystkich wstępnych opinii to w ogóle nie ma żadnych podstaw do tego, jest co prawda klauzula że to można zamknąć, nie, ale to totalnie nic nie daje, bo natychmiast jak się zamyka to wchodzimy automatycznie w aukcję i za 3 dni czy tak czy inaczej jest aukcja".

Zdzisław Gawlik do Wojciecha Dąbrowskiego:

-„… Kurwa mać! Przepraszam, ja pierdo…"



Autor: Michał Krzymowski, Katarzyna Kozłowska



Dokumenty CBA potwierdzają istnienie Grupy Trzymającej Stocznie

„Wprost” dotarł do informacji CBA, przesłanej najważniejszym osobom w państwie 5 i 9 października 2009 w sprawie nieprawidłowości przy sprzedaży majątku stoczni gdyńskiej i szczecińskiej. Urzędnicy Agencji Rozwoju Przemysłu S.A., podległego ministerstwu Aleksandra Grada „czynili wszystko co w ich mocy, aby zapewnić zwycięstwo w przetargach (na odkupienie majątku stoczni gdyńskiej i szczecińskiej – rzyp. red.) wybranemu przez siebie inwestorowi Stiching Particulier Fonds Greenrights (znanemu potocznie Katarczykami – przyp red.)”, wynika z dokumentów, jakie na ręce Donalda Tuska złożył Mariusz Kamiński.



„Działania te prowadzone były nie tylko wbrew interesom ekonomicznym państwa, ale również wbrew zdrowemu rozsądkowi, co zostanie dalej wykazane" – pisze w raporcie do szefa rządu Kamiński. Raport zawiera między innymi zapisy rozmów telefonicznych Wojciecha Dąbrowskiego, szefa ARP z jego zastępcą Jackiem Goszczyńskim (zaufanym człowiekiem Aleksandra Grada, który kiedyś był dyrektorem Departamentu Nadzoru Właścicielskiego i Prywatyzacji I w resorcie skarbu).



„Uprzywilejowane traktowanie jednego z oferentów uwidoczniło się już na etapie czynności wstępnych, obejmujących rejestrację podmiotów zamierzających wziąć udział w przetargu" – mówi raport CBA. Przetarg na majątek stoczni ogłoszono 16 marca 2009 roku. Podmioty zainteresowane przystąpieniem do niego, miały do 30 kwietnia złożyć oświadczenie rejestracyjne i wpłacić wadium. Katarczycy nie wpłacili pieniędzy w terminie. Czas przelewu i przewalutowanie trwały do 8 maja. Katarczycy nie zostali jednak wykluczeni z przetargu. 7 maja ogłoszono przedłużenie terminu wpłaty wadium właśnie do 8 maja.



30 kwietnia, w dniu w którym wadium miało znaleźć się na koncie zarządcy kompensacji, Wojciech Dąbrowski, szef ARP rozmawiał z jednym ze swych pracowników (prawdopodobnie Piotrem S., dyrektorem oddziału warszawskiego ARP). S. informował swojego przełożonego:

- „Jest oświadczenie od przyjaciół, ale nie ma kasy i może nie być – niech oni prześlą potwierdzenie przelewu, niech prześlą faks z dowodem nadania kasy",

oraz:

- Jest drugi problem też taki no kurwa niech oni by przesłali potwierdzenie przelewu, by potem bank był w stanie zaksięgować to z dzisiejszą datą, ja się po prostu boję, że będą nieprzyjaciele, rozumiesz… Niech oni by dzisiaj faks nadali z dowodem wysłania tych środków, to dla nas jest jakimś argumentem później, nie, nawet jak to wadium, my próbowaliśmy dzwonić do tego Japa, prokurenta, ale on twierdzi, ze biuro zamknięte itd., ja nie wiem, czy tego wyżej nie trzeba, ja nie wiem, czy Jacek (Goszczyński – przyp. red.), czy ty zadzwonić, ja nie chcę wiesz… ale tu po prostu chodzi informacja, kurwa u nas służby finansowe donoszą, za przeproszeniem, że co z tego, że jest oświadczenie, jak nie ma i się boję przyjaciół z innym kapitałem i innych inwestorów."



W pierwszym dniu przetargu 13 maja 2009 okazało się, że katarski inwestor potrzebuje więcej czasu na „uzgodnienia". Chciał wycofać się z przetargu. Przystąpił do niego po tym jak – według raportu CBA – „w toku konsultacji pomiędzy Ministrem Skarbu Państwa Aleksandrem Gradem, wiceministrem Skarbu Państwa Zdzisławem Gawlikiem oraz obydwoma prezesami Agencji Rozwoju Przemysłu S.A. ustalono strategię, zgodnie z którą czyniący problemy inwestor uzyska zapewnienie, że jeśli przystąpi natychmiast do przetargu i zwycięży w nim, to w razie zaistnienia takiej potrzeby, przetarg zostanie unieważniony ze względów formalnych pod koniec maja".



13 maja 2009 przedstawiciel Katarczyków ostatecznie zalogował się do prowadzonego w Internecie przetargu. Zanim to się stało tak prowadzący przetarg raportował Wojciechowi Dąbrowskiemu:

- „ Na razie mamy 2 osoby, ale nie te, które chcemy", niecałą godzinę później:

- „Siedmiu, ale brakuje"



Po tej informacji, Wojciech Dąbrowski dzwoni do Jacka Goszczyńskiego, swojego zastępy, i mówi:

- „Cześć, siedem sztuk jest, ale oczekiwanego jeszcze nie ma… natomiast wyobraź sobie, że wszystkie komputery padły w całej stoczni, zawirusowane oprócz jednego, wiesz wczoraj z Nojszewskim rozmawiałem, żeby jeden tempest, wiesz ustawić niezależnie poza siecią, zupełnie zasilany inaczej i Internet ciągniety inaczej".



Goszczyński odpowiada:

- „Nie wykluczam, że chodziło o to, żeby dojść do…, nie tylko zablokować, tylko, żeby jeszcze dodatkowe jakiejś… informacje wyciągane".



Wojciech Dąbrowski dzwoni więc do wiceministra skarbu Zdzisława Gawlika i informuje:

- „To znaczy jest 7 sztuk, na razie na ma jeszcze tego"

Gawlik odpowiada:

- „Tego naszego…?"

Dąbrowski mówi też Gawlikowi, że od Jacka Goszczyńskiego dowiedział się, iż:

- „… szef szefów, że tak powiem ma rozmawiać z Katarem".





Z dalszej części raportu wynika między innymi, że przez cały czas trwania przetargu, urzędnicy państwowi informowali przedstawiciela katarskiego inwestora o tym, jakie oferty składają pozostałe podmioty.



Katarzyna Kozłowska, OL



KTO JEST W GRUPIE TRZYMAJĄCEJ STOCZNIE

O tym, jak wyglądało „mieszanie w stoczniach” pisaliśmy w artykule z 13 września 2009. Tezy w nim zawarte, o tym, że urzędnikom zależało na niedopuszczeniu do zakupu majątku stoczniowego firm innych, niż SPFG (Katarczycy) oraz, że osoby zajmujące się przetargiem z ramienia ARP i ministerstwa skarbu, nie wiedziały do końca, jaka jest struktura właścicielska tej firmy, potwierdzają materiały operacyjne CBA:

Jeszcze dwa lata temu, za czasów poprzedniego rządu, w kolejce chętnych do przejęcia stoczni w Gdyni i Szczecinie stało kilka poważnych i znanych podmiotów. Wśród nich była m.in. firma RCC Ltd. izraelskiego armatora Ramiego Ungara (jest zachwycony jakością polskich statków; publicznie mówił, że są one lepsze nawet od koreańskich), spółka Amber należąca do jednego z najbogatszych Polaków, potentata na rynku stalowym Przemysława Sztuckowskiego (należy do niego grupa Złomrex), ukraiński ISD (Związek Przemysłowy Donbasu, drugi pod względem wielkości konglomerat przemysłowy u naszych wschodnich sąsiadów, właściciel stoczni Gdańsk), a także Mostostal-Chojnice wespół z norweskim producentem statków, spółką Ulstein Verft. Gdy władzę w kraju przejęła PO, inwestorzy badali już kondycję finansową i stan prawny Stoczni Gdynia. Za najpoważniejszego kandydata do przejęcia branża uznała Ramiego Ungara, który wybudował w Polsce 20 statków. Wszyscy oniemieli, gdy minister skarbu Aleksander Grad publicznie stwierdził, że izraelski armator nie jest brany pod uwagę jako inwestor.



Grada do izraelskiego armatora mieli zniechęcić Antoni Poziomski, ówczesny prezes Stoczni Gdynia, oraz Jacek Goszczyński, dobry znajomy ministra, jego główny doradca w sprawach przemysłu stoczniowego, a zarazem ówczesny dyrektor Departamentu Nadzoru Właścicielskiego i Prywatyzacji I w resorcie skarbu, negocjujący z potencjalnymi inwestorami w stoczni (obecnie wiceprezes Agencji Rozwoju Przemysłu). – Obaj otwartym tekstem mówili, że Ungar żerował na gdyńskiej stoczni, oraz że straciła ona na podpisanych z Izraelczykiem kontraktach duże pieniądze – twierdzi Dariusz Adamski, szef sekcji przemysłu okrętowego „Solidarności" i szef zakładowej „S" w Stoczni Gdynia. Tymczasem sam Ungar, jak i związkowcy uważają, że straty spowodowane były wzmacniającą się wówczas złotówką (kontrakty były rozliczane w dolarach) i opóźnieniami w budowie statków z powodu trapiącego polskie stocznie od lat braku płynności finansowej. – Goszczyński cały czas wmawiał Gradowi, że Ungar, Amber oraz ISD to kiepscy inwestorzy dla stoczni, i zapewniał, że on ma lepsze rozwiązanie – twierdzi Arkadiusz Aszyk, były wiceprezes Stoczni Gdynia, odpowiedzialny za jej prywatyzację. Sam Goszczyński mówi zupełnie co innego. – RCC Ltd. Ramiego Ungara nie złożyła w ustalonym przez Komisję Europejską terminie planu restrukturyzacyjnego dla stoczni w Gdyni, podczas dy spółka Amber w maju 2008 r. odstąpiła od udziału w projekcie – twierdzi w rozmowie z „Wprost” wiceprezes Agencji Rozwoju Przemysłu. Na spotkanie z nami przyszedł z prawnikiem i rzecznikiem agencji.



Z informacji, do których dotarł „Wprost", wynika, że należący do Sztuczkowskiego Amber zrezygnował z walki o stocznie, ponieważ „miał dość" atmosfery, w jakiej toczyły się negocjacje. Państwo miało rzekomo tak prowadzić rozmowy z inwestorem, jakby celowo zamierzało zniechęcić go do kupna stoczni. Gdy okazało się, że chociaż było wielu potencjalnych kupców, ale stoczni nie udało się sprzedać, rozpoczęto drugą rundę przetargu. „Restart” odbył się 31 maja 2008 r. Na horyzoncie pojawił się wtedy ukraiński ISD, który we wrześniu przedłożył w Komisji Europejskiej wspólny program restrukturyzacji dla stoczni w Gdyni i w Gdańsku (udziały w tej drugiej kupił w listopadzie 2007 r.). ISD zlecił jego opracowanie najlepszym specjalistom. – Niestety, później resort skarbu prowadził rozmowy z Brukselą w taki sposób, jakby sam się prosił, by ten program odrzucić – mówi przedstawiciel jednej z polskich stoczni, znający kulisy negocjacji. Z tą opinią zgadza się Dariusz Adamski, szef sekcji przemysłu okrętowego „Solidarności”. – Od urzędników z komisji płynęły do nas nieformalne sygnały, że mają dość wizyt naszego rządowego negocjatora Jacka Goszczyńskiego, bo nic z nich nie wynika – mówi. Wiceszef Agencji Rozwoju Przemysłu ma na ten temat zupełnie inne zdanie. – Komisja stwierdziła, że przygotowany przez ISD plan restrukturyzacji stoczni w Gdyni i Gdańsku nie daje gwarancji odzyskania przez te przedsiębiorstwa trwałej rentowności i wiązałby się ze zbyt dużą pomocą publiczną, której wartość przekraczała 800 mln zł. Ostatecznie, w czerwcu tego roku Bruksela zaakceptowała wyłącznie plan restrukturyzacji dla Stoczni Gdańsk, który pomogliśmy przygotować ukraińskiej spółce – mówi Goszczyński.



Nasi pragnący zachować anonimowość rozmówcy twierdzą, że minister Grad i jego współpracownicy uczynili wiele, aby zniechęcić Ukraińców do dalszych rozmów. Mieli ponoć okazywać im brak zaufania i nie respektować wcześniej przyjętych ustaleń. Ukraiński program restrukturyzacji Stoczni Gdynia był obliczony na dziewięć lat i ledwie spinał się finansowo. Ale strona polska i tak zażądała, żeby Ukraińcy skrócili ten okres i więcej włożyli w stocznię. Jednocześnie przedstawiciele rządu zaczęli przebąkiwać o planie awaryjnym. Sugerowali, że jeśli nie znajdą dla stoczni inwestora, to może przejmie je jakaś państwowa firma, np. Polskie Linie Oceaniczne. Ostatecznie nie złożyła ona oferty, niemniej jednak takie zapowiedzi mogły świadczyć o tym, że nie wszystkim podoba się pomysł wypuszczenia stoczni z państwowych rąk. – W tych zakładach były wspaniałe synekury dla partyjnych działaczy i ich znajomych. Dostawali po kilkadziesiąt tysięcy złotych miesięcznie, nie musieli nic robić i w zasadzie za nic nie odpowiadali. Moim zdaniem z tego powodu żadna ekipa rządząca, łącznie z obecną, nie chciała sprzedaży stoczni – mówi „Wprost" Rami Ungar. Szef resortu skarbu nie chciał z nami rozmawiać na ten temat.



Ostatecznie z rozmów ze sprzedaży stoczni nic nie wyszło. Tymczasem były one w coraz gorszej kondycji i w końcu okazało się, że właściwie jedynym wyjściem jest kontrolowana upadłość, czyli zwolnienie wszystkich pracowników i wypłacenie im odpraw, przejęcie przez państwo wszystkich zobowiązań, a potem sprzedanie po kawałku stoczniowego majątku. Plan zaakceptowała Komisja Europejska, w grudniu 2008 r. Sejm przyjął specjalną ustawę kompensacyjną, a 12 marca tego roku stoczniowy majątek wystawiono na aukcję. Dużą jego część stanowiły nieruchomości przy portowych nabrzeżach, na których zawsze da się robić jakiś zyskowny biznes. W licytacji składników obu stoczni wzięło udział 36 firm, które wpłaciły wadium. Najpoważniejszym oferentem był Polimex Mostostal, który chciał kupić dużą część nabrzeża w Szczecinie po to, żeby tam montować konstrukcje stalowe, wysyłane statkami na eksport. Polska spółka przegrała jednak z tajemniczą firmą Stichting Particulier Fonds Greenrights, która złożyła wysokie oferty na praktycznie wszystkie najważniejsze składniki majątku obu stoczni. Za zarejestrowaną na Antylach Holenderskich spółką SPF Greenrights stoją prywatni inwestorzy z Bliskiego Wschodu (m.in. Zjednoczonych Emiratów Arabskich, Arabii Saudyjskiej, Jemenu czy Kataru) zwani „Katarczykami".

Skąd zainteresowanie tajemniczych „Katarczyków" polskimi stoczniami? Karierę zrobiła hipoteza, że była to transakcja wiązana – Polska miała podpisać bardzo korzystny dla Kataru kontrakt na dostawy gazu, a w zamian za to bliskowschodni inwestorzy mieli dać nam bonus w postaci inwestycji w stocznie w Gdyni i Szczecinie. To jednak wydaje się mało prawdopodobne. – Każdy minister skarbu państwa, który zdecydowałby się na takie rozwiązanie, byłby samobójcą. To byłaby polityczna bomba, która prędzej czy później by wybuchła – uważa Jacek Piechota, były minister gospodarki, który odpowiadał za stocznie w rządzie Millera i Belki.



Bardziej przekonująca jest teza, o której mówią stoczniowi menedżerowie. Zakłada ona, że ludzie z otoczenia Jacka Goszczyńskiego chcieli takiego inwestora, który pozwalałby im nadal zarządzać stoczniami. – Arabski inwestor byłby do takiego celu idealny. Na stoczniach się nie zna, byłby inwestorem pasywnym, który zarządzanie oddałby ludziom z branży stoczniowej – twierdzi Janusz Szlanta, znany stoczniowy menedżer. Właśnie dlatego w kręgach rządowych tak mocno miała być forsowana kandydatura nieznanych nikomu „Katarczyków". Problemy zaczęły się, gdy nie wpłacili oni za majątek stoczni pieniędzy. – Okazało się, że mimo iż SPF Greenrights miała gwarancje Qatar Islamic Bank, to ta spółka nie dostała pozytywnej opinii o transakcji od banku inwestycyjnego QInvest i w związku z tym gwarancje nie zostały uruchomione. 18 sierpnia minister skarbu państwa otrzymał oficjalne pismo z Ambasady Kataru, że przejęciem transakcji jest zainteresowany Qatar Investment Authority, jednak do 31 sierpnia nie udało się załatwić wszystkich koniecznych procedur formalnych – mówi wiceszef ARP Jacek Goszczyński.

Sam Goszczyński to zagadkowa postać. W 2005 r. został dyrektorem biura restrukturyzacji i rozwoju Korporacji Polskie Stocznie, firmy państwowej. Ta powołana za rządów Millera spółka miała konsolidować i prywatyzować polskie zakłady stoczniowe. Goszczyński poznał tam wiele osób, które w ostatnich miesiącach odegrały ważną rolę w prywatyzacji stoczni, m.in. Antoniego Poziomskiego (do niedawna prezesa Stoczni Gdynia), z którym siedział biurko w biurko, dzisiejszą wiceszefową Agencji Rozwoju Przemysłu Jolantę Maryewską czy Andrzeja Wróblewskiego, obecnego prezesa państwowej firmy Aranda.

Poziomski, ponoć wylansowany przez Goszczyńskiego na szefa Stoczni Gdynia, na swojego zastępcę wyznaczył swego kolegę Piotra Paszkowskiego. Prawdziwa rola Paszkowskiego w tym łańcuszku ujawniła się z chwilą, gdy przetarg na stocznie wygrała firma SPF Greenrights. SPF Greenrights powołała wówczas spółkę akcyjną Polskie Stocznie. Jednym z jej dyrektorów został właśnie Piotr Paszkowski. To on w imieniu nowego właściciela miał kierować Stocznią Gdynia (inny dawny współpracownik Poziomskiego, Roman Kraiński – szef państwowej Stoczni Marynarki Wojennej, kierował spółką, która chciała dwa lata temu kupić Stocznię Gdańską).



W radzie nadzorczej spółki Polskie Stocznie znalazła się z kolei Małgorzata Wypychowska, która blisko współpracuje z ARP (doradzała jej m.in. w sprawach Synergii 99, spółki zależnej od agencji). Co więcej, siedziba Polskich Stoczni znajdowała się pod tym samym adresem, pod którym mieściła się spółka Wypychowskiej, przy ul. Sieleckiej 22 w Warszawie. Kolejna poszlaka, wskazująca na to, że polscy urzędnicy nie chcieli utracić kontroli nad stoczniami, to powołanie przez państwo na początku tego roku spółki Aranda, mającej ratować fabryki statków (zapewniać im zbyt). W zamian za długi (Stocznia Szczecińska była winna ARP 70 mln zł) agencja przejęła niedokończony statek i przekazała go właśnie do Arandy. – Niebawem rostrzygnie się przetarg na dokończenie budowy jednostki. Później będziemy oczywiście chcieli ją sprzedać – twierdzi Goszczyński. – Pytanie, po co w tym celu stworzono zupełnie nową spółkę, skoro państwo ma już kilka takich firm żeglugowych? – zwraca uwagę Arkadiusz Aszyk. Wiceprezes ARP odpowiada, że takie rozwiązanie doradził agencji bank. To jednak nie rozwiewa wszystkich wątpliwości, ponieważ w czerwcu 2009 r., gdy przetarg na stocznie był już rozstrzygnięty, ARP przejęła Arandę od Korporacji Polskie Stocznie (firma powołana w 2004 r., miała skonsolidować i sprywatyzować stocznie; obecnie jest ona likwidowana), podwyższając jednocześnie jej kapitał zakładowy z 50 tys. zł do 950 tys. zł. Pytanie, po co to zrobiła, skoro stocznie były już sprzedane i państwo nie musiało ich „ratować", kupując statki. Podobnych pytań jest więcej. Na przykład skoro minister Grad twierdził w lipcu 2009 r., że nowy inwestor stoczni ma gwarancje finansowe Qatar Islamic Bank, to dlaczego polski rząd nic o tych gwarancjach i o ich egzekwowaniu teraz nie mówi? Może dlatego, że ma sporo w tej sprawie do ukrycia i wie o istnieniu „stoczniowej grupy trzymającej władzę", która chciała na prywatyzacji stoczni korzystać?

Jacek Krzemiński



Na pytania „Wprost" odpowiada Maciej Wewiór, rzecznik MSP

Wprost: Dlaczego minister Grad nie chciał brać pod uwagę jako inwestora dla Stoczni Gdynia Ramiego Ungara? Z informacji „Wprost" wynika, że Jacek Goszczyński przekonywał ministra Grada, iż Złomrex, ISD czy Rami Ungar to kiepscy inwestorzy dla stoczni, oraz to że państwo tak prowadziło z nimi negocjacje, by nic z nich nie wyszło.

Maciej Wewiór: 10 lipca 2007 r. minister skarbu państwa zaprosił do rokowań w sprawie zakupu akcji Stoczni Gdynia. Oferty wiążące złożyły: spółka Amber, Marine Co sp. z o.o., Ray Car Carriers Ltd. (firma Ramiego Ungara). 16 stycznia 2008 r. minister skarbu państwa podjął decyzję o dopuszczeniu do rokowań równoległych spółek Amber i Ray Car Carriers. Zgodnie z pisemnym żądaniem Komisji Europejskiej, inwestorzy mieli przedłożyć m.in. plan restrukturyzacji stoczni celem przesłania go do KE. Ray Car Carriers nie przedstawił żadnej wersji planu restrukturyzacji wymaganego przez procedurę prywatyzacyjną. W przewidzianym terminie dokument został złożony tylko przez spółkę Amber. Resort skarbu podjął więc decyzję o przyznaniu prawa do rokowań wyłącznych dla firmy Amber. W związku z późniejszą rezygnacją tej spółki z udziału w prywatyzacji Stoczni Gdynia minister skarbu państwa podjął decyzję o zamknięciu procesu prywatyzacji tej stoczni prowadzonego w trybie publicznego zaproszenia do rokowań.



Wprost: - Zdaniem niektórych osób związanych w ten czy inny sposób z obydwoma stoczniami, cel państwa działań był taki: stoczniami dalej będą zarządzać ludzie z otoczenia pana Goszczyńskiego, m.in. pan Poziomski, pan Kraiński, a inwestorem zostanie firma, która to umożliwi. Albo nowym właścicielem zostanie jakiś państwowy podmiot tak, żeby ci ludzie dalej mogli zarządzać stoczniami.

Maciej Wiewiór: Trudno się jest odnosić do „zdania niektórych osób", jednak zgodnie z regulacjami unijnymi, w szczególności po wydaniu decyzji z 6 listopada 2008 r. dotyczącej Stoczni Szczecińskiej Nowa i Stoczni Gdynia, nie jest możliwe powołanie w Polsce państwowego podmiotu uczestniczącego w zarządzaniu stoczniami.



Wprost: Minister Grad mówił publicznie, że transakcja z nabywcą stoczni, spółką Stichting Particulier Fonds Greenrights, jest gwarantowana przez Katar Islamic Bank. Dlaczego więc rząd teraz tej gwarancji nie egzekwuje?

Maciej Wiewiór: Odpowiedź na to pytanie wymaga konsultacji z prawnikami, ale nie mogłem tego zrobić przez zamknięciem przez państwa numeru.

23 października 2009

Serwis21 z dn. 2009.10.23

WŚCIEKŁOŚĆ ANTY-SERWISowców

Wręcz fanatyczną wściekłość wywołuje Serwis21 wśród niektórych. Obrzucają nas obelgami i złośliwościami. Większość z nich podejrzewa, że nielegalnie zdobyliśmy ich adresy e-mailowe. Tymczasem wystarczy wejść do Internetu do wyszukiwarki Google’a napisać np. mail „@xxx.pl”, gdzie xxx – to nazwa danej instytucji publicznej i otrzymamy adresy internetowe wielu osób. Skoro mail jest powszechnie dostępny w Internecie, ma charakter publiczny, zatem jesteśmy uprawnieni do wysyłania Serwisu. Za każdym razem wpisania do bazy, zaznaczymy o możliwości wyrejestrowania się. W rzeczywistości razi nie fakt otrzymania serwisu, wpisania do bazy, co ujawnione przez nas sprawy, które dyskredytują rządzących, a rządzi przecież PO-PSL (a nie PIS czy SLD). Gdyby rządził PIS lub SLD, nasze uwagi dotknęłyby głównie te partie. Oto cała filozofia, ale dla osób, które mają wyprane mózgi przez oficjalne media typu TVN, Gazeta Wyborcza itd. – takie podejście jest wręcz nieznośne. Wściekłość jest tym większa, że docieramy do coraz więcej osób zaś prosta konstrukcja serwisu i zwykły język powoduje, że nasz przekaz jest bardziej efektywny niż oficjalnych mediów.

Omyłkowo ostatni Serwis został wysłany adresatom w wersji roboczej, bez koniecznych poprawek. Na stronie jest wersja już poprawiona. Przepraszamy



WIADOMOŚCI W SKRÓCIE



ANTYZWIĄZKOWE REPRESJE: Władze spółki Officina Labor po zawiadomieniu, iż w firmie powstała „S”, zwolniły z pracy przewodniczącego związku, a w następnych dniach pozostałych członków komisji zakładowej.



DEFICYT PONAD MIARĘ: Ministerstwo Finansów szacuje, że w 2009 roku deficyt sektora finansów publicznych wzrośnie do 6,3 proc. PKB - wynika z komunikatu Głównego Urzędu Statystycznego. Oznacza to gwałtowny wzrost z poziomu 3,6 proc. PKB zanotowanego w 2008 roku.



DEMONSTRACJA: 23.10.2009 w Poznaniu odbyła się manifestacja kilku tysięcy pracowników Cegielskiego oraz innych zakładów pracy. Policja kolejny raz użyła pałek przeciw demonstrantom, domagających się godnego życia. Przypominamy, iż dzięki rządowi PO-PSL ponad 500 pracowników Cegielskiego straci pracę, w związku z upadkiem stoczni gdańskiej i szczecińskiej. Łącznie zagrożonych jest aż 80 tys. miejsc pracy kooperantów przemysłu stoczniowego.



KOLEJNY SUKCES MINISTRA GRADA!: RWE nie kupi kontrolnego pakietu akcji firmy energetycznej Enea. Dla Ministerstwa Skarbu oznacza to problemy z uzyskaniem planowanych dochodów z przyspieszonej prywatyzacji, która miała załatać gigantyczną dziurę budżetową w tym i przyszłym roku. (Ministerstwo Finansów twierdzi co prawda, że plan przewidywał uzyskanie odpowiednich dochodów w ciągu 2 lat). Tymczasem ogłoszono, że deficyt budżetu państwa po dziewięciu miesiącach roku sięgnął 21,5 mld zł. Rząd zrealizował więc już roczny plan deficytu w 79 proc. (Tygodnik Solidarność nr 43/2009)



POLSKA PLUS: Powstało koło parlamentarne Polska Plus, które wchłonęło koło Polska XXI. Polska Plus to nowa inicjatywa polityczna, którą zapowiadał nie tak dawno Ludwik Dorn.



WKRACZA CBA, WCHODZIĆ POD BIURKO: Centrala ZUS opracowała i rozesłała po swoich oddziałach specjalne instrukcje, jak zachować się na wypadek "nalotu" Centralnego Biura Antykorupcyjnego, Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego czy policji. - Chodzi o to, by wiadomo było, kto co ma robić, na co zwracać uwagę i jak się zachowywać - tłumaczy Zakład Ubezpieczeń Społecznych. Takie działania budzą jednak pytania o prawdziwy cel powstania wytycznych - czy mają one służyć, a może przeszkadzać w działaniach służb? (Nasz Dziennik 22.10.2009)



SUKCESY RZĄDU W WALCE Z BEZROBOCIEM:

W ramach restrukturyzacji PLL LOT 400 osób do marca przyszłego roku ma zostać zwolnionych z pracy (PAP 05-10-2009)

Słupsk: Zwolnienia w Szkole Policji w Słupsku. W szkole pracuje 418 osób. 200 z nich to cywile. To głównie oni stracą pracę.

UMCS w Lublinie – 400 osób ma zostać zwolnionych

AHE w Łodzi – dzięki decyzjom Minister Kudryckiej, kilkaset osób może stracić pracę.



WIRTUALNE DROGI: Jak przyznają drogowcy, główne trasy ekspresowe nie powstaną przed 2017 rokiem. Minister Infrastruktury nabrał wody w usta, rząd zapomniał zaś o swoich obietnicach.



DZIENNIK ZWYKŁEGO OBYWATELA

NIE CZYSTKA: Nowy szef CBA zapowiedział, że nie będzie czystek i zaczął … od wyrzucania ważniejszych urzędników biura. Dla PO, wyrzucenie osób podejrzanych o PISiostwo to nie czystka, tylko usprawnienie efektywności pracy i normalne ruchy kadrowe. Tak od 2 lat dzieje się w państwowych instytucjach i zakładach pracy. Zjawisko politycznej dyskryminacji ze względu na prawdziwą lub urojoną przynależność lub sympatię do PISu, oficjalnym mediom nie przeszkadza. Na miejsce wyrzuconych są powoływani osoby związane z działaczami PO, a tych od razu nazywa się fachowcami. A że część tych fachowców nie ma pojęcia o zarządzaniu instytucją lub firmą, specjalnie nie ma większego znaczenia. Najważniejsze przecież to interes partii i osób z nią powiązanych.

ROZMYDLENIE AFER: Platforma i oficjalne media zajęły się rozmydleniem afer. Mimo, że cała operacja sprzedaży stoczni była wielką lipą, obiektem zainteresowania stał się Mariusz Kamiński. Komisja Śledcza zgodnie z propozycjami PO ma zająć się kwestią legislacji nad aferą hazardową gdy rządził SLD i PIS, a już okresem rządów PO i rzeczywistej afery – już nie zdąży (przed wyborami). Przyszły szef komisji – Mirosław Sekuła z PO już zapowiada, że nie dopuści do konfrontacji świadków premiera Tuska i b. szefa CBA Mariusza Kamińskiego. Oficjalne sondaże prześcigają się w wykazaniu poparcia dla PO, dziwię się tylko iż nie wykazały 110-procentowego poparcia. Zwykły obywatel patrzy z niesmakiem, a pojęcie demokratycznego państwa prawnego staje się pustym frazesem.

DAK

Płock Pamięci Dariusza Stolarskiego z FMW

Przed 16 laty w Płocku, 17 października 1993 r. został zamordowany w niewyjaśnionych okolicznościach 27-letni Dariusz Stolarski, więzień polityczny PRL, działacz Solidarności, Konfederacji Polski Niepodległej, Polskiej Partii Niepodległościowej i współzałożyciel Federacji Młodzieży Walczącej w Płocku. W 25. rocznicę powstania FMW, stowarzyszenie skupiające dawnych działaczy tej organizacji, zaprasza 24 października 2009 r. na uroczystość odsłonięcia tablicy upamiętniającej swojego przedwcześnie zmarłego kolegę.

Dariusz Stolarski w okresie od sierpnia 1980 do grudnia 1981 roku był jednym z najmłodszych działaczy płockiej „Solidarności”. Po ogłoszeniu Stanu Wojennego jako kilkunastoletni chłopak rzucił się w wir działalności podziemnej. Zawiedziony jednak biernością starszych działaczy „S” swoje sympatie skierował w stronę KPN. Aresztowany za swą niepodległościową działalność w marcu 1986 roku trafił do wiezienia przy ul. Rakowieckiej w Warszawie, z którego wyszedł w trzy miesiące później na mocy amnestii (czerwiec 1986 r.). W maju 1988 Dariusz Stolarski był jednym z założycieli Płockiej Rady „Solidarności”, której szeregi opuścił w kwietniu 1989 roku, nie godząc się z ustaleniami Okrągłego Stołu. Wówczas, głównie skoncentrował się na działalności w FMW.

Wcześniej, w 1985 roku podczas głodówki w Głogowcu k/Kutna poznał ludzi, z którymi założył Federację Młodzieży Walczącej. W sierpniu tego samego roku Płocko-Kutnowska organizacja przyłączyła się do struktur ogólnopolskich FMW, wchodząc w skład Krajowej Rady Koordynacyjnej. W Płocku członkowie Federacji uczestniczyli w tworzeniu MRK „S” Region Płock, Płockiej Rady „Solidarności”, Płockiego Klubu Politycznego. Utrzymywali stałą współpracę z KPN, PPS, PPN, PPZ oraz działającym przy parafii św. Stanisława Kostki w Płocku Duszpasterstwie Akademickim „Petroklezja”. Organizowali kolportaż prasy podziemnej, prowadzili obserwację funkcjonariuszy SB oraz akcje ulotkowe, malowali napisy na murach.

W sierpniu i wrześniu 1988 r. członkowie Federacji zorganizowali wspólnie z Komisją Zakładową NSZZ „Solidarność” MZRiP wiece popierające akcje strajkowe robotników Wybrzeża i Śląska. Płocka struktura krytycznie odnosiła się do porozumień Okrągłego Stołu, uważając je za przejaw kolaboracji z władzami komunistycznymi. Odmówiła współpracy z Komitetem Obywatelskim, bojkotując czerwcowe wybory 1989 r. Dariusz Stolarski aktywnie działając na rzecz środowisk młodzieżowych, jako jeden z przedstawicieli płockiej Federacji czynnie uczestniczył w Ogólnopolskiej Konferencji Środowisk Młodzieżowych, która odbyła się w dniach 4-5 lutego 1989 roku w gmachu Politechniki Warszawskiej. W efekcie m.in. tego spotkania, 25 lutego 1989 roku powstaje wspólny program działania FMW Płock i FMW Gdynia, w którym czytamy m.in.:

„W 1944 roku wrogi sowiecki totalitaryzm narzucił nam agenturalne rządy komunistyczne. Spotkało się to ze zrozumiałym sprzeciwem społecznym, którego interesy od samego początku, starał się bronić powstały przeciwko aparatowi ucisku Ruch Oporu. Zdławiony w początkach lat 50-tych odrodził się w nowej formie w latach siedemdziesiątych. Na jego bazie, jak również przelanej krwi robotniczej i studenckiej w 1956, 1968, 1970, 1976 i 1981 roku powstała Federacja Młodzieży Walczącej.



Rozpoczynając w 1984 roku swoją działalność stała się organizacją ideową działającą w konspiracji. Stawiając sobie za cel nadrzędny odzyskanie niepodległości FMW Gdyni i Płocka stoi na stanowisku stosowania wszelkich dostępnych nam środków przybliżających dzień powstania III Rzeczpospolitej (...). Popieramy wszelkie organizacje zmierzające ku wspólnym celom. Nie utożsamiamy się zarazem z tzw. „opozycją demokratyczną” powstałą na bazie ideologii marksistowskiej (...).

Akcja bieżąca - ma na celu paraliżowanie i osłabianie działań komunistycznych oraz wspieranie działań organizacji zmierzających do obalenia istniejącej władzy (...).

Mały sabotaż - ma na celu utrudnianie funkcjonowania aparatu komunistycznego (...)”.

za: „ANTYMANTYKA” nr 14, magazyn Federacji Młodzieży Walczącej, Gdynia 1989.03.01-15, ss.2-3.



O zaangażowaniu niepodległościowym Darka Stolarskiego w latach 1985-89 można by bardzo wiele napisać. Redagował "Orlęta", pismo Federacji Młodzieży Walczącej w Płocku. Prowadził szeroko zakrojoną działalność wydawniczą, wydając m.in. takie pisma młodzieżowe, jak: "Elektryk", "Jagielloniak", "Małachowiak". Zajmował się również kolportażem niezależnych pism płockich i mazowieckich ("Solidarność Ziemi Płockiej", "Solidarność Płocka" "Biuletyn Informacyjny" MRK "S", "Tygodnik Mazowsze", "Wola", "CDN - GWR", "KOS", "PWA" itp.). Był zawsze niezłomny w prowadzonej przez siebie walce. Ani wiezienie, ani pobicie i wielokrotne zatrzymania, nie były w stanie zawrócić Go z raz obranej drogi, drogi dojścia naszego kraju do pełnej niepodległości i suwerenności.

W 1990 odnowił swoje kontakty z KPN, aktywnie działając na rzecz budowy nowej polskiej rzeczywistości. Po wyborach w 1991 roku został dyrektorem biura poselskiego Michała Tokarzewskiego z KPN-u. Startuje także w wyborach samorządowych, niestety brakuje mu kilku głosów ażeby zostać radnym, mimo to aktywnie włączał się w życie społeczne, działając aż do dnia Swojej śmierci.

Ciało Dariusza Stolarskiego zostało znalezione w niedzielę 17 października 1993 około godziny 2.00 w nocy na jednym z przystanków autobusowych w płockiej dzielnicy Podolszyce. Według informacji podanych w regionalnym wydaniu Gazety Wyborczej z dn. 19 października 1993 roku, powołując się na wypowiedź anonimowego funkcjonariusza policji, wezwany na miejsce patrol znalazł Darka leżącego na ławce, na brzuchu obejmującego. rękoma jeden z słupków. Wyglądało jakby klęczał. Jedynym zauważalnym obrażeniem była trzycentymetrowa rana z tyłu głowy. Rana, która według biegłych z warszawskiej Akademii Medycznej, przeprowadzających sekcję zwłok, nie mogła być przyczyną Jego śmierci. Choć oficjalny komunikat głosił, iż ze względu na zmiany miażdżycowe przyczyną zgonu Darka mogła być niewydolność oddechowo – krążeniowa (zawał serca), Jego śmierć owiana jest do dziś tajemnicą. Co wydarzyło się tej jesiennej nocy pomiędzy godziną 1.00 a 2.00 wciąż czeka na wyjaśnienie...

Mariusz A. Roman

Więcej na http://mariuszromangdy.blogspot.com/

21 października 2009

Serwis21 z dn. 2009.10.21

WNIOSEK O KURATORA W ELEWARRZE

Pismem z dn. 13.10.2009 r. Stowarzyszenie Interesu Społecznego zwróciło się do Krajowego Rejestru Sądowego o sprostowanie z urzędu oczywistych błędów we wpisach w rejestrze poprzez wykreślenie błędnie wpisanych członków zarządu i rad nadzorczych oraz na podstawie art.253§2 kodeksu spółek handlowych, o ustanowienie kuratora w ELEWARR spółka z .o.o.

Podstawą wniosku Stowarzyszenia jest fakt, iż uchwały Walnego Zgromadzenia Wspólników powołujące członków zarządu i rad nadzorczych nie zawiera żadnych innych danych identyfikujących osoby poza nazwiskiem i imieniem, a tym samym nie sposób ustalić jakich osób one dotyczą. Nie wiadomo zatem na jakiej podstawie prawnej (skoro uchwała tego nie wskazuje) wpisany został w charakterze prezesa – działacz PSLu Andrzej Śmietanko urodzony w 1955 roku, a nie np. Andrzej Śmietanko ur. w 1952 roku. Uchwały powołujące mogą opierać się na domniemaniu pod warunkiem jednak, że osoba była uprzednio zidentyfikowana (np. jest udziałowcem spółki imiennie wpisanym). Natomiast w przypadku braku takiej identyfikacji, dokonywanie we wnioskach do KRS wpisów PESEL, w warunkach gdy uchwały powołujące nie zawierają żadnych danych identyfikujących, należy uznać za niezgodne z prawem.

Wobec faktu, iż obecny zarząd i rada nadzorcza spółki Elewarr wpisano na podstawie wadliwych (jako nie zawierających danych identyfikujących osoby) uchwał Walnego Zgromadzenia Wspólników, tym samym zachodzi sytuacja określona w art.253§2 kodeksu spółek handlowych czyli powołanie kuratora w spółce w związku z brakiem zarządu zdolnego do działania. W przypadku potwierdzenia racji Stowarzyszenia, podobny los czeka wiele innych spółek.





DECYZJA KOMICZNA, CHOĆ TRAGICZNA

Minister Nauki i Szkolnictwa Wyższego 13.10.2009 wydał decyzję o cofnięciu uprawnień na kierunku zarządzenie na AHE w Łodzi z końcem semestru zimowego, nie później niż do dnia 28.02.2009. Decyzja MNiSW o cofnięciu uprawnień jest wydana z rażącym naruszeniem prawa, jest nieprawomocna i nie podlega wykonaniu (do ponownego rozstrzygnięcia).

Decyzja Ministerstwa jest wręcz komiczna (gdyby nie niosła tak tragiczne skutki). Np. zdaniem Ministerstwa i PKA w kanonie zarządzania nie mieszczą się specjalności: ekonomia menedżerska, rachunkowość, finanse firmy i bankowość. Abstrahując już od zdrowego rozsądku (którego najwyraźniej profesorowie PKA i Minister nie posiadają), warto zauważyć iż w standardach kształcenia na kierunku zarządzenie określone przez Ministerstwo w drodze załącznika do rozporządzenia, wśród treści kierunkowych dla studiów pierwszego stopnia są następujące przedmioty: rachunkowość finansowa (czyli rachunkowość), finanse przedsiębiorstwa (słowo przedsiębiorstwo i firma są synonimami), a dla studiów drugiego stopnia – rachunkowość zarządcza. Wśród przedmiotów kierunkowych rozporządzenie wymienia również FINANSE, a w ramach treści kształcenia tego przedmiotu można przeczytać „Struktura systemu bankowego. Bank centralny i banki komercyjne. Rynki finansowe.” (czy przypadkiem bankowość nie zawiera podobne, nawet rozszerzone treści w tym zakresie). Natomiast z nazwy przedmiotu Ekonomia Menedżerska wynika iż dotyczy zarządzania albowiem Management znaczy tyle co zarządzanie (słowo Menedżer jest spolszczeniem terminu angielskiego). Skoro przedmioty z rachunkowości, finansów, finansów przedsiębiorstw należą do przedmiotów kierunkowych na zarządzaniu, to trudno zrozumieć dlaczego specjalności nawiązujące do tych przedmiotów kierunkowych nie są uznawane przez PKA i Ministerstwo.

Inny zarzutem jest fakt iż dla 200-osobowej grupy studentów kształconych w republice Czeskiej, nauczanie odbywało się w języku czeskim i było prowadzone przez czeskich wykładowców. A w jakim języku miano nauczać – w chińskim? Ministerstwo i PKA najwyraźniej nie wie, iż językiem urzędowym w Czechach jest język czeski. Oczywiście przed podjęciem decyzji nie zbadano obowiązujące w Czechach przepisy prawne.





DZIENNIK ZWYKŁEGO OBYWATELA

POLICYJNY KRAJ: Gdy rządziło PIS, gwałtownie krytykowano rząd, że stwarza atmosferę państwa policyjnego, który wszystkich podsłuchują. Sam widziałem jak tzw. biznesmeni wyjmowali baterie w telefonach, bojąc się podsłuchu. Dzisiaj rządzi PO, która obiecywała inne standardy. Tymczasem okazało się, iż ABW podsłuchuje dziennikarzy, a stenogramów z tych podsłuchów rozmów prywatnych, nie mających związku z prowadzonymi sprawami nie są niszczone. Na domiar złego prokuratura odtajnia te stenogramy i udostępnia na prywatne potrzeby pozwu cywilnego wiceszefa ABW. Ale już ABW, prokuratura twierdzi, że wszystko było zgodne z prawem.

CISZA NAD AFERAMI: Żadnych afer – jak wiemy od działaczy PO – w Polsce nie ma. Nie było afery stoczniowej, ale dziwnym trafem cała operacja sprzedaży zakończyła się totalnym fiaskiem, inwestor katarski (prawdziwy czy urojony) nie wpłacił pieniędzy. Nie było afery hazardowej – były tylko niefortunne wypowiedzi 2 polityków z PO z lobbystami branży hazardowej. Nie ma też afery podsłuchowej – przecież były decyzje prokuratury, itd. Słowem wszystko jest etyczne i praworządne. Przypomina się stare powiedzenie: Skoro jest tak dobrze, zatem dlaczego jest tak źle.

DAK





ZŁO ZWYCIĘŻAJ DOBREM

Męczeńska śmierć Sługi Bożego księdza Jerzego Popiełuszki to szczyt kapłaństwa i chrześcijaństwa. On wiedział, z kim ma do czynienia i co może Go spotkać, a mimo to nie odstąpił od obranego programu, którego dewizą było Pawłowe "zło dobrem zwyciężaj". Skąd czerpał odwagę i siłę? Z Ewangelii, Eucharystii, posługi kapłańskiej. W Jego osobie jak w soczewce skupiło się wiele cech charakterystycznych dla ludzi, którzy obrali najlepszą cząstkę w oddaniu swojego życia Bogu. Wiele o księdzu Jerzym mówi się i wspomina, a wszystko jest istotne, bo pozwala na ciągłe odkrywanie przez następne pokolenia człowieka niezłomnego, dobrego i wiernego aż do śmierci. (Nasz Dziennik)



W OBRONIE TATY – LECHA WAŁĘSY

Córka byłego prezydenta RP Lecha Wałęsy uznała, że książka Pawła Zyzaka "Lech Wałęsa. Idea i Historia" narusza jej dobro osobiste oraz poczucie godności osobistej. Pozew Anny Domińskiej z domu Wałęsa przeciwko spółce ARCANA, która wydała książkę, trafił … do sądu. Dzieci Lecha Wałęsy wielokrotnie występowały w obronie dobrego imienia swojego Ojca. W styczniu 1989 roku na łamach „Na Przełaj”, 19-letni wtedy Bogdan Wałęsa, tłumaczył „przykręcaniem śruby z obu stron” konieczność wprowadzenia stanu wojennego w Polsce.

"Ojciec nigdy nie był agentem SB, TW "Bolek" czy też jakimkolwiek innym agentem" - stwierdza w swoim pozwie do krakowskiego sądu córka Lecha Wałęsy Anna Domińska. W uzasadnieniu pisze również, że książka „narusza jej dobra osobiste, jakimi są jej sfera uczuciowa wyrażająca się szacunkiem i miłością do osoby ojca oraz poczucie godności osobistej”. Według niej, książka jest pełna inwektyw i kłamstwa na temat Lecha Wałęsy. Dlatego domaga się zamieszczenia przeprosin w ogólnopolskim dzienniku za wszystkie nieprawdziwe i obraźliwe sugestie pod adresem jej ojca. Domińska żąda również zakazu druku i rozpowszechniania pracy magisterskiej Pawła Zyzaka, oraz domaga się 20 tys. zł tytułem zadośćuczynienia na rzecz Fundacji "Sprawni Inaczej" w Gdańsku.

Książka jest wciąż dostępna w Internecie, patrz tutaj.

http://www.poczytaj.pl/120883?sesja=55417298130

Przypomnijmy, publikacja Pawła Zyzaka od początku wywołała wielkie emocje, patrz tutaj. http://mariuszromangdy.blogspot.com/2009/03/gdynia-promocja-kolejnej-ksiazki-o.html Wałęsa zagroził nawet po ukazaniu się książki, że wyjedzie z Polski. Autora pracy atakowano za rzekome „zlecenie z IPN”. Cytowano fragmenty publikacji z relacjami mówiącymi o tym, iż Wałęsa miał w swej rodzinnej miejscowości nieślubne dziecko, a jako dziesięciolatek miał w parafialnym kościele „sikać do kropielnicy”.

W rezultacie, po ukazaniu się publikacji o Lechu Wałęsie nie przyjęto Pawła Zyzaka na studia doktoranckie. Stracił też pracę w IPN, bezowocnie szukał pracy w swoim zawodzie w szkołach publicznych. By utrzymać swoją rodzinę pracuje fizycznie w supermarkecie. Tymczasem, książka ma bardzo dobre dwie recenzje profesorskie oraz została obroniona na Uniwersytecie Jagiellońskim. Autor zwraca uwagę, że jego praca została dobrze udokumentowana, także przez dziennikarzy, którzy poszli jego śladem, patrz tutaj.

http://www.pomorska.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20090403/REGION/299859110

Nie sposób obok tej nagonki i ostracyzmowi, jakiemu poddawany jest Paweł Zyzak przejść obojętnie. Zwłaszcza, że warto przypomnieć wywiad, jakiego udzielił 20 lat temu Bogdan Wałęsa, najstarszy syn polskiego noblisty. On także, w wydawanym w PRL piśmie dla młodzieży „Na przełaj”, bronił na swój sposób postawy swojego Ojca. Fragmenty tego wywiadu opublikowało w drugim obiegu, pismo „Szaniec”, za którym cyt.:

- A rok 1981? Jego zakończenie było klęską Ojca.

- To było przykręcanie śruby z obu stron. Robotnicy w pewnym momencie chcieli za dużo i to musiało się tak skończyć.

- Za dużo, czego?

- Chcieli więcej pieniędzy niż była warta ich praca i nie umieli opanować anarchii. Wydaje mi się, że w pewnym momencie Ojciec stracił kontrolę nad tym wszystkim. Tylko czy był ktoś, kto mógłby to kontrolować? Z tego, co wiem, z tego, co mówią nasi znajomi, cały ruch posunął się wtedy za daleko. To nie była skuteczna droga, jeśli nie chciało się niepotrzebnych ofiar.

- Co stanowiło granicę?

- Żądania. Nie można było zaspokoić wszystkich żądań na raz. I ekonomicznych i politycznych. Byli tacy, którzy chcieli osiągnąć wszystko od razu, nie dając w zamian nic.

- Mówiłeś o utracie kontroli. Ta wątpliwość podnoszona jest i dzisiaj. Nikt nie chce wisieć na drzewach, zamiast liści.

- Są tacy ludzie, którzy chcą szybkich, całościowych przemian. Oni podburzają tych, którym ciężko się żyje i pragną jakiejś odmiany. Ojciec spotkał w stoczni ludzi, którzy mówili, że nie posłuchają go, nie przerwą strajku. Rozmawiał z nimi, powiedział: słuchajcie teraz musimy przerwać, bo nic więcej nie zwojujemy, będzie tylko rosnąć zmęczenie i niechęć. A jak nic się nie zmieni, to pójdziemy dalej. Trzeba zachować siły na później. Nie ma, co liczyć na to, że ktokolwiek w tym kraju może strzelić palcami i już wszystko będzie, złote życie. Co do tego nie ma najmniejszych wątpliwości. Ale jeśli nie podejmie się dzisiaj radykalnych decyzji, to każda zwłoka, każde odwlekanie, będzie nas pogrążało, aż zabrniemy w sytuację już naprawdę bez wyjścia.

- Nie wszyscy tak myślą. Są ludzie, którzy byli kiedyś związani blisko z twoim ojcem a dziś występują przeciwko niemu. Zarzucając mu na przykład sprzeniewierzenie pieniędzy z Nagrody Nobla.

- Pamiętam, jeszcze przed rokiem 1980, chodziliśmy do Kościoła Mariackiego w Gdańsku na takie spotkania, modlitwy za aresztowanych. Ci wszyscy, którzy się tam spotykali, próbowali zorganizować coś, co spowodowałoby, że będzie lepiej. I gdy ojciec się wybił, stał się tym, kim jest dzisiaj, oni cały czas chcieli tego samego – też przewodzić, też mówić, co jest dobre, a co złe (...).

- I jak to oceniasz?

- Sądzę, że to nic nie zmienia. Oni na szczęście nie mają większego wpływu. To jest posunięcie anarchistyczne przeciwko temu, co się teraz dzieje i co może przynieść zmiany na lepsze. Będą patrzeć, co Ojciec robi i jeśli nie będzie szło po ich myśli, znowu zaczną podgryzać. Ale mam nadzieję, że on sobie z tym poradzi (...).

za: „Szaniec”, pismo młodzieży Polskiej Partii Niepodległościowej, nr 1.04.1989.

Według informacji, jaką podało „Na Przełaj” wywiad został sprawdzony i zaakceptowany przez „jednego ze współpracowników Ojca”. Uderzają jednak prezentowane przez Bogdana Wałęsę tezy nt. oceny wprowadzenia stanu wojennego w Polsce czy ocena samych robotników i działaczy Solidarności. Przecież, 19-letni wówczas syn Lecha Wałęsy, swoją ocenę musiał wynieść z domu rodzinnego i nie sposób pozbyć się wrażenia, że była one powielaniem schematu propagandowego lansowanego wtedy przez komunistów. Dlatego, po raz kolejny zadajmy sobie pytanie, jak to naprawdę było z tym Lechem Wałęsą i jego wkładem w odzyskanie przez Polskę niepodległości?

Polecam również fragment zapisu wideo ze spotkania autorskiego z Pawłem Zyzakiem w Gdyni: http://www.youtube.com/watch?v=1zMVhIZSRMc

Mariusz A. Roman http://mariuszromangdy.blogspot.com/